Aria
Uwielbiała
gotować dla Athana. Czuła się wtedy, jak zwykła kobieta, a nie długowieczna
wampirzyca. Nie uważała, że to iż była nadprzyrodzoną istotą było
przekleństwem, ale niosło za sobą kilka wyrzeczeń, których będąc człowiekiem
pewnie by nie doświadczyła. Chodziło oczywiście o chęć posiadania dzieci, o
bycie matką. Teraz, gdy gotowała dla męża już nie musiała sobie tego wyobrażać,
nie musiała udawać, że jest normalna. Osiągnęła pełnię szczęścia i miała
nadzieję, że Athanasius czuł podobnie. Jego myśli teraz zaprzątała głównie
Gudrun i Belial, ale Aria wierzyła, że w głębi duszy czuł się teraz, jak
najszczęśliwszy facet na świecie. Zerkała na niego od czasu do czasu i
uśmiechała się, by nie zapomniał o jej obecności i o tym, że bez względu na
wszystko, zawsze stanie u jego boku. Lubiła Beliala i Goro, większość demonów, które
znała również, śmiało mogła nazwać tych dwóch przyjaciółmi, ale najbliższą jej
osobą zawsze będzie Athanasius. Nie byli zgodni w stu procentach ze sobą we
wszystkich sprawach, nie podobało się jej wszystko, co robił i jak w wielu
przypadkach postępował, a jednak trwała przy nim, bo i ona była najbliższa jemu.
Dawniej nie było między nimi takiego spokoju, jak teraz. Każde z nich próbowało
narzucić drugiej stronie swoje racje i udowodnić je za wszelką cenę, co prowadziło
do kłótni i głęboko skrywanych żali. Byli teraz na takim etapie, że mogli
powiedzieć sobie wiele i podyskutować, przynajmniej na większość tematów. Były takie obszary pogawędki, których żadne z nich nie odważyło się przekraczać, wiedząc jaką będzie wywoływało to reakcję u drugiej strony. I to też był kolejny dobry znak, że ich związek się rozwijał i zmierzał ku lepszemu.
- Dom nad
jeziorem? No tak, znalazłam kilka ofert, ale uznałam, że to nie jest aż takie
pilne żeby suszyć ci o to teraz głowę. Możemy później je przejrzeć, jeśli masz ochotę – wyjaśniła z niekrytym zaskoczeniem, co
oczywiści było zgodne z prawdą. Nie chciała wyskakiwać z czymś nowym, kiedy nie
działo się między nimi najlepiej. Nie uważała, by był to odpowiedni moment na
podejmowanie takich decyzji. Nie musieli liczyć się z pieniędzmi, ale zakup
nieruchomości wiązał się z masą papierkowej roboty, do której Aria nie miała
teraz głowy. Z drugiej jednak strony, byłoby fajnie mieć swój własny zakątek, móc pojechać sobie nad jezioro, wyciszyć się i zmienić otoczenie. Niby nic takiego, ale czasem wystarczyło, by poczuć się lepiej i naładować pozytywną energią.
- Mieliśmy
jechać na weekend do Londynu, do Marisy. Chciałam też wstąpić do Goro i Wiery –
przypomniała mężowi, dodając że przecież Marisa nie wie o tym, że zostanie
podwójną ciocią, a nowinę mieli też przekazać Davidowi.
- Może
zajrzymy do Elijaha i Emmeta? Dawno nie byłam i... to dość emocjonalne. Buzują
we mnie hormony i wszystko bardziej przeżywam. Chciałbym ich odwiedzić – dodała
drżącym głosem, starając się uspokoić. Nie chciała być tą kobietą w ciąży,
która płacze z byle powodu i nie chciała stresować męża, który i tak miał już sporo
na głowie. Wróciła zatem do mieszania sosu, który chwilę później podała
Athanowi na małej łyżeczce do posmakowania.
- Więcej
pieprzu? – spojrzała na niego badawczo, a gdy kiwnął głową potwierdzająco, doprawiła
go ponownie.
- Co do
Beliala i Gudrun, to nie wiem, jak mam ci odpowiedzieć. To nie ja muszę
wiedzieć, czy ten związek jest dobry i to też nie twoja sprawa. Rozumiem, czym
jest spowodowane to pytanie i nie neguje tego, ale daj jej żyć. Nie staraj się
tego kontrolować, bo jeśli nie są sobie pisani lub są, to nikt z nas nie ma na
to wpływu. Być może Bel złamie jej serce albo ku twojej uciesze, ona jemu. A
może tak właśnie miało być i mieli się spotkać. Wiem natomiast, że jej nie
skrzywdzi i jest z nim bezpieczna. Widziałam, jak na nią patrzy, z jakim
uwielbieniem. Owinęła go sobie wokół palca totalnie, nie wiem czy zrobiła to
świadomie, ale on oszalał na jej punkcie. Nigdy nie był w poważnym związku,
właściwie to chyba w żadnym. Wybrał sobie samotny żywot, zupełnie jak ktoś,
kogo znam, bo uważał, że nie zasługuje na miłość za to, jak postępował
wcześniej. Widziałam też, jaki uśmiech wywoływała jego obecność u Gudrun, jak
swobodnie się przy nim czuła, jak lekko. Ta relacja jej służy. Przestań się
zamartwiać i też czerp z tego przyjemność. Czy nie jest to miły widok, gdy
twoje dziecko jest szczęśliwe? – zapytała na końcu swojej odpowiedzi,
zmniejszając płomień, na którym stała patelnia. Obeszła wyspę kuchenną i
podeszła do męża, by go objąć. Wtuliła twarz w jego włosy i ścisnęła go tak
mocno, że aż jęknął z bólu.
- Boże, jak
ja cię kocham. Czasem mam ochotę tak mono cię ścisnąć i zjeść – oznajmiła z
zaczepnym uśmiechem, zaczynając chichotać pod nosem. Często zdarzało się jej czuć
coś takiego przy Athanie. Nagle przypomniało się jej coś ważnego, czym chciała
podzielić się z mężem.
- Czytałam
niedawno wywiad z psychologiem dziecięcym i powiedział coś ciekawego. W
momencie, kiedy rodzi się jakaś mała istota, czy to dziecko, szczeniaczek,
kotek, czy jeszcze coś innego, to nie rodzi się zupełnie bezbronne. Ma od razu
zestaw cech, które sprawiają, że „rzuca na nas urok „ Uważamy przecież, że małe
dzieci są słodkie, kotki i pieski również. Mamy ochotę je przytulać, głaskać,
całować i czujemy potrzebę zaopiekowania się nimi. Ładnie pachną, mają duże oczy, małe noski i
malutkie, słodkiego stópki. Poszczególne cechy dziecka, małego kota, czy innej
istoty, pobudzają ośrodki odpowiedzialne za produkcję dopaminy, przez co
jesteśmy bardziej szczęśliwi i chcemy się nimi opiekować, a o to im właśnie
chodzi, bo przecież nie są zdolne do samodzielnej egzystencji. Bardzo mnie to
zaciekawiło, aspekty macierzyństwa od naukowej strony – opowiadała wszystko
Athanowi tak, jak przedszkolak chwalący się wycieczką do zoo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz