ROZDZIAŁ 530

Aria

Uwielbiała gotować dla Athana. Czuła się wtedy, jak zwykła kobieta, a nie długowieczna wampirzyca. Nie uważała, że to iż była nadprzyrodzoną istotą było przekleństwem, ale niosło za sobą kilka wyrzeczeń, których będąc człowiekiem pewnie by nie doświadczyła. Chodziło oczywiście o chęć posiadania dzieci, o bycie matką. Teraz, gdy gotowała dla męża już nie musiała sobie tego wyobrażać, nie musiała udawać, że jest normalna. Osiągnęła pełnię szczęścia i miała nadzieję, że Athanasius czuł podobnie. Jego myśli teraz zaprzątała głównie Gudrun i Belial, ale Aria wierzyła, że w głębi duszy czuł się teraz, jak najszczęśliwszy facet na świecie. Zerkała na niego od czasu do czasu i uśmiechała się, by nie zapomniał o jej obecności i o tym, że bez względu na wszystko, zawsze stanie u jego boku. Lubiła Beliala i Goro, większość demonów, które znała również, śmiało mogła nazwać tych dwóch przyjaciółmi, ale najbliższą jej osobą zawsze będzie Athanasius. Nie byli zgodni w stu procentach ze sobą we wszystkich sprawach, nie podobało się jej wszystko, co robił i jak w wielu przypadkach postępował, a jednak trwała przy nim, bo i ona była najbliższa jemu. Dawniej nie było między nimi takiego spokoju, jak teraz. Każde z nich próbowało narzucić drugiej stronie swoje racje i udowodnić je za wszelką cenę, co prowadziło do kłótni i głęboko skrywanych żali. Byli teraz na takim etapie, że mogli powiedzieć sobie wiele i podyskutować, przynajmniej na większość tematów. Były takie obszary pogawędki, których żadne z nich nie odważyło się przekraczać, wiedząc jaką będzie wywoływało to reakcję u drugiej strony. I to też był kolejny dobry znak, że ich związek się rozwijał i zmierzał ku lepszemu. 

- Dom nad jeziorem? No tak, znalazłam kilka ofert, ale uznałam, że to nie jest aż takie pilne żeby suszyć ci o to teraz głowę. Możemy później je przejrzeć, jeśli masz ochotę – wyjaśniła z niekrytym zaskoczeniem, co oczywiści było zgodne z prawdą. Nie chciała wyskakiwać z czymś nowym, kiedy nie działo się między nimi najlepiej. Nie uważała, by był to odpowiedni moment na podejmowanie takich decyzji. Nie musieli liczyć się z pieniędzmi, ale zakup nieruchomości wiązał się z masą papierkowej roboty, do której Aria nie miała teraz głowy. Z drugiej jednak strony, byłoby fajnie mieć swój własny zakątek, móc pojechać sobie nad jezioro, wyciszyć się i zmienić otoczenie. Niby nic takiego, ale czasem wystarczyło, by poczuć się lepiej i naładować pozytywną energią. 

- Mieliśmy jechać na weekend do Londynu, do Marisy. Chciałam też wstąpić do Goro i Wiery – przypomniała mężowi, dodając że przecież Marisa nie wie o tym, że zostanie podwójną ciocią, a nowinę mieli też przekazać Davidowi.

- Może zajrzymy do Elijaha i Emmeta? Dawno nie byłam i... to dość emocjonalne. Buzują we mnie hormony i wszystko bardziej przeżywam. Chciałbym ich odwiedzić – dodała drżącym głosem, starając się uspokoić. Nie chciała być tą kobietą w ciąży, która płacze z byle powodu i nie chciała stresować męża, który i tak miał już sporo na głowie. Wróciła zatem do mieszania sosu, który chwilę później podała Athanowi na małej łyżeczce do posmakowania.

- Więcej pieprzu? – spojrzała na niego badawczo, a gdy kiwnął głową potwierdzająco, doprawiła go ponownie.

- Co do Beliala i Gudrun, to nie wiem, jak mam ci odpowiedzieć. To nie ja muszę wiedzieć, czy ten związek jest dobry i to też nie twoja sprawa. Rozumiem, czym jest spowodowane to pytanie i nie neguje tego, ale daj jej żyć. Nie staraj się tego kontrolować, bo jeśli nie są sobie pisani lub są, to nikt z nas nie ma na to wpływu. Być może Bel złamie jej serce albo ku twojej uciesze, ona jemu. A może tak właśnie miało być i mieli się spotkać. Wiem natomiast, że jej nie skrzywdzi i jest z nim bezpieczna. Widziałam, jak na nią patrzy, z jakim uwielbieniem. Owinęła go sobie wokół palca totalnie, nie wiem czy zrobiła to świadomie, ale on oszalał na jej punkcie. Nigdy nie był w poważnym związku, właściwie to chyba w żadnym. Wybrał sobie samotny żywot, zupełnie jak ktoś, kogo znam, bo uważał, że nie zasługuje na miłość za to, jak postępował wcześniej. Widziałam też, jaki uśmiech wywoływała jego obecność u Gudrun, jak swobodnie się przy nim czuła, jak lekko. Ta relacja jej służy. Przestań się zamartwiać i też czerp z tego przyjemność. Czy nie jest to miły widok, gdy twoje dziecko jest szczęśliwe? – zapytała na końcu swojej odpowiedzi, zmniejszając płomień, na którym stała patelnia. Obeszła wyspę kuchenną i podeszła do męża, by go objąć. Wtuliła twarz w jego włosy i ścisnęła go tak mocno, że aż jęknął z bólu.

- Boże, jak ja cię kocham. Czasem mam ochotę tak mono cię ścisnąć i zjeść – oznajmiła z zaczepnym uśmiechem, zaczynając chichotać pod nosem. Często zdarzało się jej czuć coś takiego przy Athanie. Nagle przypomniało się jej coś ważnego, czym chciała podzielić się z mężem.

- Czytałam niedawno wywiad z psychologiem dziecięcym i powiedział coś ciekawego. W momencie, kiedy rodzi się jakaś mała istota, czy to dziecko, szczeniaczek, kotek, czy jeszcze coś innego, to nie rodzi się zupełnie bezbronne. Ma od razu zestaw cech, które sprawiają, że „rzuca na nas urok „ Uważamy przecież, że małe dzieci są słodkie, kotki i pieski również. Mamy ochotę je przytulać, głaskać, całować i czujemy potrzebę zaopiekowania się nimi.  Ładnie pachną, mają duże oczy, małe noski i malutkie, słodkiego stópki. Poszczególne cechy dziecka, małego kota, czy innej istoty, pobudzają ośrodki odpowiedzialne za produkcję dopaminy, przez co jesteśmy bardziej szczęśliwi i chcemy się nimi opiekować, a o to im właśnie chodzi, bo przecież nie są zdolne do samodzielnej egzystencji. Bardzo mnie to zaciekawiło, aspekty macierzyństwa od naukowej strony – opowiadała wszystko Athanowi tak, jak przedszkolak chwalący się wycieczką do zoo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^