W tej pierwszej, choć i tak dość długiej chwili, było tylko
coś pomiędzy zaskoczeniem a otępieniem.
Dopiero później, gdy było już po wszystkim, naszła go
refleksja równie gorzka jak cały ten dzień. Refleksja, do której sam bał się
przyznać, bo boleśnie w niego godziła, bo go zawstydzała, żenowała i nadgryzała
delikatnym niepokojem.
Refleksja dotyczyła zaufania i wiary w drugiego człowieka,
zwłaszcza najbliższemu swemu sercu. Gdzie istniała granica takiej wiary? Czy w
ogóle powinna istnieć? Czy da się ją przekroczyć? A może wręcz powinno?
Jakakolwiek byłaby to odpowiedź, Athan czuł, że właśnie oblał jakiś mały test,
bo był przekonany, że Aria zrobi aferę w związku z jego kłótnią z Belialem. Ani
przez moment nie pomyślał, że może chciała go wesprzeć, że może go rozumiała,
że wcale nie myślała o kolejnej kłótni, których ostatnio i tak mieli za dużo.
Od razu założył najgorsze, po części nauczony ich wspólnymi doświadczeniami, a
po części kierowany swoim pesymizmem i egoistycznym przeświadczeniem, że nikt
go nie rozumiał i nie chciał zrozumieć. A przecież to była jego żona! Czy on by
jej nie wsparł w takiej sytuacji? Czy nie poczułby się źle z myślą, że Aria w
ogóle nie wzięłaby pod uwagę, że chciałby ją wesprzeć? I czy ona w tamtej chwili
nie poczuła się dotknięta? Możliwe — i to było najgorsze. Bo czy Athan wątpił w
jej dobre chęci? Nie, ale… nie wydawało mu się, by zyskał jej stronę w tej
batalii i to z prostego powodu — on sam wiedział, że koncertowo spaprał sprawę,
to i nie było tu czego i kogo bronić. Miał świadomość popełnionych błędów i był
gotów zebrać za nie baty.
Łagodność i delikatność Arii, tak haniebnie przez niego
niespodziewana, zadziałały jak najsłodsze remedium. Ten cudowny lek sprawił, że
Athan od razu poczuł się lżejszy o chociaż kilka kamieni, że wreszcie mógł na
moment wstrzymać oddech — ale tylko po to, by po chwili wreszcie odetchnąć pełną
piersią.
Ale zadowolony nie był, o nie. Do tego mu było jeszcze
bardzo daleko.
Szok spowodowany uchyleniem się od ochrzanu był tak duży, że
Athan ostatecznie puścił pierwszą część o serialu i spaghetti mimo uszu. Wprawdzie
dotarły do niego jakieś skrawki tej wypowiedzi, ale zupełnie je pominął, gdy
Aria zaczęła tłumaczyć swoją perspektywę.
Rozumiem twój wybuch, bo Belial zadał ci wiele cierpienia.
To jedno zdanie uskrzydliło go może bardziej niż powinno.
Jednak świadomość, że Aria naprawdę go rozumiała, wywoływał w nim ogromne
poczucie ulgi. Czyli może jednak nie było aż tak źle. Czyli może miał ten jeden
procent praw do tego wybuchu. Czyli może Aria naprawdę się na niego nie
gniewała.
No tak, Aria. Ale co z Gudrun, pomyślał zaraz po
chwili, powtórnie nieco markotniejąc.
Wieść o tym, że jego córka wyjechała z tym demonem,
momentalnie go zelektryzowała. Już chciał znowu zacząć krzyczeć, ale Aria
momentalnie go wyczuła i zaczęła gasić ten pożar nim jeszcze zdążył wybuchnąć.
Rzeczywiście, jej wyjaśnienia były logiczne i wręcz przekonujące, nawet jeśli
Athanowi i tak się do końca nie podobały.
— Mówiła coś jeszcze? — spytał, rad z tego, że głos miał już
dość spokojny. — Kiedy zamierza wrócić? Albo on coś mówił? Zresztą — prychnął —
co mnie obchodzi, co on mówił. Tylko Gudrun… cholera, Aria — jęknął — naprawdę
jesteś pewna, że nic jej nie będzie? Naprawdę ufasz temu demonowi? Tak w stu
procentach?
Wbrew pozorom i wbrew temu, co Aria mogła w tamtej chwili, to
pytanie nie było żadnym niemym oskarżeniem. Tym bardziej, że podobnych Athan
wysnuł już wiele. Jednak miał nadzieję, że żona wychwyci w jego głosie te
kluczowe nuty nadziei, które wskazywały, że chciał tylko uzyskać potwierdzenie
od mądrzejszych od siebie, że chciał usłyszeć od kogoś, komu ufał
bezgranicznie, że „tak, Gudrun na pewno jest bezpieczna”. Wprawdzie Aria już to
powiedziała, ale Athan potrzebował każdego rodzaju potwierdzenia.
Nie darowałby sobie, gdyby coś jej się stało. Nigdy by sobie
tego nie wybaczył. Miał paranoję na punkcie jej bezpieczeństwa, ale nie był w
stanie sobie poradzić z traumą po jej śmierci. Nie mógł zapomnieć i nie mógł
się wyrwać z żałoby, którą nadal przeżywał — choć było to o tyle paradoksalne,
że przecież Gudrun żyła i miała się dobrze.
Ale, co jeszcze bardziej paradoksalne, to, że żyła, nie
wymazywało jej śmierci. I tylko on jeden to przeżywał. Nadal i bezustannie.
Co do tego, że oboje musieli ochłonąć, Aria też miała rację.
Gudrun miała ognisty temperament i teraz, gdy była nabuzowana emocjami, i tak
wszelkie rozmowy odbijałyby się od niej jak groch o ścianę.
Uśmiechnął się na wspomnienie o kąpieli i już nachodziły go
myśli, by nie czekać aż tyle i szybciej, choć może nie aż tak ekspresyjnie
podziękować Arii za jej wsparcie, ale nagle przerwała ten potok myśli rozmowami
o pracy. I tu znowu go zaskoczyła, bo nie myślał, że tak sprawnie zajmie się
zalegającymi sprawami.
— Do Millera miałem dzwonić po spotkaniu z tym demonem, ale
teraz… — Athan skrzywił się lekko. — Dziś już nawet nie będę próbował. Jutro to
zrobię z samego rana.
Kolejne zaskoczenie nastąpiło wyjątkowo błyskawicznie, ale
to, w przeciwieństwie do poprzednich dwóch, było zdecydowanie negatywne. Przez
dobrą sekundę Athan próbował zrozumieć, o co tak właściwie Aria zaczęła się oskarżać
i za co go przepraszała. A gdy ta długa sekunda minęła — nadal nie rozumiał. Ale
miał dość oleju w głowie, by momentalnie doskoczyć do Arii i ująć obie jej
dłonie, delikatnie je głaskając.
— Ale za co ty mnie przepraszasz? — spytał łagodnie, choć
jednocześnie na tyle stanowczo, by zaznaczyć samym tonem, że nie miała żadnych
powodów do zadręczania się. — Za to, że jesteś tutaj jedyną przytomną osobą? Że
podczas gdy ja zawalam, ty wszystko sklejasz? Żaden wstyd, żadna idiotka ani
ignorantka — oznajmił, momentalnie ją do siebie tuląc. Ciepło jej bliskości
dostarczyło mu kolejną dawkę spokoju, uświadamiając mu, jak potwornie mu tego
brakowało.
I może dlatego przez chwilę wcale się nie odzywał. Ona też
nie. Oboje czuli, że te kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund mieli dla siebie
i dzielonej między sobą ciszy. Ach, jakże uwielbiał to wrażenie, że Aria
łagodniała w jego objęciach, że się uspakajała, że wtulała się w niego mocniej,
dając mu do zrozumienia, że nie chciała, by jej puszczał. A i on tego nie chciał
— i nie zamierzał robić. Dlatego wciąż ją do siebie tulił, głaszcząc ją
delikatnie po włosach.
— Kiedy ci ostatnio mówiłem, że cię kocham? — spytał, delikatnie
unosząc jej brodę i spoglądając prosto w ciemne, błyszczące oczy.
Zbyt mało ją rozpieszczał. Zwłaszcza po ostatnim, dość trudnym
dla nich czasie — choć przecież powinien być nieprzerwalnie piękny. Przypomniał
sobie o swoim postanowieniu, by co jakiś czas bez okazji przynosić jej kwiaty
lub zabierać na randki. I już sobie zaplanował, że za kilka dni to zrobił. Ale
dopiero wtedy, nie teraz. By nie pomyślała, że robił cokolwiek z przymusu lub
łaski. Chciał ją pozytywnie zaskoczyć i przypomnieć, jak bardzo była przez
niego kochana.
Miał nadzieję, że ani na moment w to nie zwątpiła.
— Zamknijmy za sobą ten dzień — westchnął przeciągle. —
Podpisuję się obiema rękami i nogami pod twoim planem: kuchnia, spaghetti, bo
dawno nie jadłem, wino, serial, a na końcu obiecana kąpiel. Oboje jesteśmy
zmęczeni psychicznie w ostatnim czasie — zauważył odrobinę ponuro. — Czas się
wreszcie z tego porządnie oczyścić.
Uwielbiał ją taką oglądać. Taką skupioną i radosną. Dlatego
ochoczo towarzyszył jej w drodze do kuchni, nawet jeśli on sam gotowania unikał
jak ognia. Tym razem na szczęście mu się upiekło, więc mógł obserwować, jak
Aria starannie przygotowywała składanki i całe danie, co jakiś czas odwracając
się w jego stronę i posyłając uśmiech, od którego topniało mu serce. Naprawdę
robiła wszystko, żeby tylko poczuł się lepiej — a przecież powinno być
dokładnie odwrotnie.
— Dzisiaj rano, jak wychodziłem, byłaś lekko blada. Mdłości
cię męczą?
Sam powinien to wiedzieć, ale niekiedy jego zajęcia
rozciągały się na cały dzień — a nawet jeśli było inaczej, Aria też pracowała,
więc nie mogli spędzać ze sobą całej doby, nawet gdyby chcieli.
— I… Aria — odezwał się z zaskakująco poważnym tonem, zwłaszcza
że chciał poruszyć rzecz dość błahą — ty kiedyś snułaś piękne plany o własnym
domku nad jeziorem. No i gdzie ten domek? — spytał z udawaną pretensją, zaraz
po chwili uśmiechając się szerzej. — Przyznasz, że teraz przydałby się jak
znalazł, co? Mam taką ochotę… chociaż na weekend gdzieś się z tobą wyrwać. Tak,
żebyśmy nie myśleli o niczym i o nikim innym. Tęsknię za tą beztroską, która
nam towarzyszyła w podróży poślubnej. Szukałaś już czegoś? — dopytał, wracając
do kwestii domku. — Bo myślę o tym zupełnie poważnie. W zasadzie, od dawna
powinniśmy sobie sprawić taki azyl. To aż dziwne, że nadal go nie mamy.
Gdyby mieli dokąd uciec, namawiałby Arię, by zrobili to
choćby zaraz. Czuł się wyjątkowo zmęczony i musiał naładować baterie, a mógł to
zrobić wyłącznie razem z Arią. Lecz niestety, póki co został im ich dom, w którym
cały czas unosiły się resztki dusznej atmosfery po spotkaniu z demonem. I właśnie
przez to Athan mimowolnie cały czas wracał tam myślami, zastanawiając się, co
się dzieje z Gudrun, jak się nią zaopiekuje ten demon i jak wiele on sam zepsuł
tym wybuchem.
— Powiedz mi… tylko nie martw się, pytam na spokojnie —
dodał na wszelki wypadek. — I tak szczerze… co ty myślisz o tym całym ich
związku? Bo ja… jak dla mnie, niech ona spotyka się z kim chce — przyznał
całkowicie szczerze. — Tylko że znalazła sobie akurat takiego kogoś, przy
którym jest jednocześnie najbezpieczniejsza i najbardziej zagrożona. I tu jest
dla mnie cały kłopot. A nie to, że się z nim, lekko mówiąc, nie lubimy. Ty
znasz ich oboje — zauważył, chyba po raz pierwszy w życiu wyrażając się o
Belialu niemal neutralnie — więc masz znacznie szerszy obraz niż ja. Oni
naprawdę do siebie pasują? Nie wydaje ci się, że to tylko chwilowe? To znaczy,
to nie tak, że ja tak uważam — zastrzegł od razu — tylko po postu kompletnie
tego nie wiem, nie znam go… no wiesz, od takiej normalnej strony. Ja o nim wiem
tylko tyle, że zabić to dla niego pestka, że jest bezwzględny i w stu
procentach oddany demonim sprawkom. Ale nic więcej.
Ale sobie to moje dziecko otoczenie dobrało, pomyślał z ponurą kpiną. Jej facet morderca, a ojciec nie lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz