ROZDZIAŁ 529

ATHANASIUS

W tej pierwszej, choć i tak dość długiej chwili, było tylko coś pomiędzy zaskoczeniem a otępieniem.

Dopiero później, gdy było już po wszystkim, naszła go refleksja równie gorzka jak cały ten dzień. Refleksja, do której sam bał się przyznać, bo boleśnie w niego godziła, bo go zawstydzała, żenowała i nadgryzała delikatnym niepokojem.

Refleksja dotyczyła zaufania i wiary w drugiego człowieka, zwłaszcza najbliższemu swemu sercu. Gdzie istniała granica takiej wiary? Czy w ogóle powinna istnieć? Czy da się ją przekroczyć? A może wręcz powinno? Jakakolwiek byłaby to odpowiedź, Athan czuł, że właśnie oblał jakiś mały test, bo był przekonany, że Aria zrobi aferę w związku z jego kłótnią z Belialem. Ani przez moment nie pomyślał, że może chciała go wesprzeć, że może go rozumiała, że wcale nie myślała o kolejnej kłótni, których ostatnio i tak mieli za dużo. Od razu założył najgorsze, po części nauczony ich wspólnymi doświadczeniami, a po części kierowany swoim pesymizmem i egoistycznym przeświadczeniem, że nikt go nie rozumiał i nie chciał zrozumieć. A przecież to była jego żona! Czy on by jej nie wsparł w takiej sytuacji? Czy nie poczułby się źle z myślą, że Aria w ogóle nie wzięłaby pod uwagę, że chciałby ją wesprzeć? I czy ona w tamtej chwili nie poczuła się dotknięta? Możliwe — i to było najgorsze. Bo czy Athan wątpił w jej dobre chęci? Nie, ale… nie wydawało mu się, by zyskał jej stronę w tej batalii i to z prostego powodu — on sam wiedział, że koncertowo spaprał sprawę, to i nie było tu czego i kogo bronić. Miał świadomość popełnionych błędów i był gotów zebrać za nie baty.

Łagodność i delikatność Arii, tak haniebnie przez niego niespodziewana, zadziałały jak najsłodsze remedium. Ten cudowny lek sprawił, że Athan od razu poczuł się lżejszy o chociaż kilka kamieni, że wreszcie mógł na moment wstrzymać oddech — ale tylko po to, by po chwili wreszcie odetchnąć pełną piersią.

Ale zadowolony nie był, o nie. Do tego mu było jeszcze bardzo daleko.

Szok spowodowany uchyleniem się od ochrzanu był tak duży, że Athan ostatecznie puścił pierwszą część o serialu i spaghetti mimo uszu. Wprawdzie dotarły do niego jakieś skrawki tej wypowiedzi, ale zupełnie je pominął, gdy Aria zaczęła tłumaczyć swoją perspektywę.

Rozumiem twój wybuch, bo Belial zadał ci wiele cierpienia.

To jedno zdanie uskrzydliło go może bardziej niż powinno. Jednak świadomość, że Aria naprawdę go rozumiała, wywoływał w nim ogromne poczucie ulgi. Czyli może jednak nie było aż tak źle. Czyli może miał ten jeden procent praw do tego wybuchu. Czyli może Aria naprawdę się na niego nie gniewała.

No tak, Aria. Ale co z Gudrun, pomyślał zaraz po chwili, powtórnie nieco markotniejąc.

Wieść o tym, że jego córka wyjechała z tym demonem, momentalnie go zelektryzowała. Już chciał znowu zacząć krzyczeć, ale Aria momentalnie go wyczuła i zaczęła gasić ten pożar nim jeszcze zdążył wybuchnąć. Rzeczywiście, jej wyjaśnienia były logiczne i wręcz przekonujące, nawet jeśli Athanowi i tak się do końca nie podobały.

— Mówiła coś jeszcze? — spytał, rad z tego, że głos miał już dość spokojny. — Kiedy zamierza wrócić? Albo on coś mówił? Zresztą — prychnął — co mnie obchodzi, co on mówił. Tylko Gudrun… cholera, Aria — jęknął — naprawdę jesteś pewna, że nic jej nie będzie? Naprawdę ufasz temu demonowi? Tak w stu procentach?

Wbrew pozorom i wbrew temu, co Aria mogła w tamtej chwili, to pytanie nie było żadnym niemym oskarżeniem. Tym bardziej, że podobnych Athan wysnuł już wiele. Jednak miał nadzieję, że żona wychwyci w jego głosie te kluczowe nuty nadziei, które wskazywały, że chciał tylko uzyskać potwierdzenie od mądrzejszych od siebie, że chciał usłyszeć od kogoś, komu ufał bezgranicznie, że „tak, Gudrun na pewno jest bezpieczna”. Wprawdzie Aria już to powiedziała, ale Athan potrzebował każdego rodzaju potwierdzenia.

Nie darowałby sobie, gdyby coś jej się stało. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Miał paranoję na punkcie jej bezpieczeństwa, ale nie był w stanie sobie poradzić z traumą po jej śmierci. Nie mógł zapomnieć i nie mógł się wyrwać z żałoby, którą nadal przeżywał — choć było to o tyle paradoksalne, że przecież Gudrun żyła i miała się dobrze.

Ale, co jeszcze bardziej paradoksalne, to, że żyła, nie wymazywało jej śmierci. I tylko on jeden to przeżywał. Nadal i bezustannie.

Co do tego, że oboje musieli ochłonąć, Aria też miała rację. Gudrun miała ognisty temperament i teraz, gdy była nabuzowana emocjami, i tak wszelkie rozmowy odbijałyby się od niej jak groch o ścianę.

Uśmiechnął się na wspomnienie o kąpieli i już nachodziły go myśli, by nie czekać aż tyle i szybciej, choć może nie aż tak ekspresyjnie podziękować Arii za jej wsparcie, ale nagle przerwała ten potok myśli rozmowami o pracy. I tu znowu go zaskoczyła, bo nie myślał, że tak sprawnie zajmie się zalegającymi sprawami.

— Do Millera miałem dzwonić po spotkaniu z tym demonem, ale teraz… — Athan skrzywił się lekko. — Dziś już nawet nie będę próbował. Jutro to zrobię z samego rana.

Kolejne zaskoczenie nastąpiło wyjątkowo błyskawicznie, ale to, w przeciwieństwie do poprzednich dwóch, było zdecydowanie negatywne. Przez dobrą sekundę Athan próbował zrozumieć, o co tak właściwie Aria zaczęła się oskarżać i za co go przepraszała. A gdy ta długa sekunda minęła — nadal nie rozumiał. Ale miał dość oleju w głowie, by momentalnie doskoczyć do Arii i ująć obie jej dłonie, delikatnie je głaskając.

— Ale za co ty mnie przepraszasz? — spytał łagodnie, choć jednocześnie na tyle stanowczo, by zaznaczyć samym tonem, że nie miała żadnych powodów do zadręczania się. — Za to, że jesteś tutaj jedyną przytomną osobą? Że podczas gdy ja zawalam, ty wszystko sklejasz? Żaden wstyd, żadna idiotka ani ignorantka — oznajmił, momentalnie ją do siebie tuląc. Ciepło jej bliskości dostarczyło mu kolejną dawkę spokoju, uświadamiając mu, jak potwornie mu tego brakowało.

I może dlatego przez chwilę wcale się nie odzywał. Ona też nie. Oboje czuli, że te kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund mieli dla siebie i dzielonej między sobą ciszy. Ach, jakże uwielbiał to wrażenie, że Aria łagodniała w jego objęciach, że się uspakajała, że wtulała się w niego mocniej, dając mu do zrozumienia, że nie chciała, by jej puszczał. A i on tego nie chciał — i nie zamierzał robić. Dlatego wciąż ją do siebie tulił, głaszcząc ją delikatnie po włosach.

— Kiedy ci ostatnio mówiłem, że cię kocham? — spytał, delikatnie unosząc jej brodę i spoglądając prosto w ciemne, błyszczące oczy.

Zbyt mało ją rozpieszczał. Zwłaszcza po ostatnim, dość trudnym dla nich czasie — choć przecież powinien być nieprzerwalnie piękny. Przypomniał sobie o swoim postanowieniu, by co jakiś czas bez okazji przynosić jej kwiaty lub zabierać na randki. I już sobie zaplanował, że za kilka dni to zrobił. Ale dopiero wtedy, nie teraz. By nie pomyślała, że robił cokolwiek z przymusu lub łaski. Chciał ją pozytywnie zaskoczyć i przypomnieć, jak bardzo była przez niego kochana.

Miał nadzieję, że ani na moment w to nie zwątpiła.

— Zamknijmy za sobą ten dzień — westchnął przeciągle. — Podpisuję się obiema rękami i nogami pod twoim planem: kuchnia, spaghetti, bo dawno nie jadłem, wino, serial, a na końcu obiecana kąpiel. Oboje jesteśmy zmęczeni psychicznie w ostatnim czasie — zauważył odrobinę ponuro. — Czas się wreszcie z tego porządnie oczyścić.

Uwielbiał ją taką oglądać. Taką skupioną i radosną. Dlatego ochoczo towarzyszył jej w drodze do kuchni, nawet jeśli on sam gotowania unikał jak ognia. Tym razem na szczęście mu się upiekło, więc mógł obserwować, jak Aria starannie przygotowywała składanki i całe danie, co jakiś czas odwracając się w jego stronę i posyłając uśmiech, od którego topniało mu serce. Naprawdę robiła wszystko, żeby tylko poczuł się lepiej — a przecież powinno być dokładnie odwrotnie.

— Dzisiaj rano, jak wychodziłem, byłaś lekko blada. Mdłości cię męczą?

Sam powinien to wiedzieć, ale niekiedy jego zajęcia rozciągały się na cały dzień — a nawet jeśli było inaczej, Aria też pracowała, więc nie mogli spędzać ze sobą całej doby, nawet gdyby chcieli.

— I… Aria — odezwał się z zaskakująco poważnym tonem, zwłaszcza że chciał poruszyć rzecz dość błahą — ty kiedyś snułaś piękne plany o własnym domku nad jeziorem. No i gdzie ten domek? — spytał z udawaną pretensją, zaraz po chwili uśmiechając się szerzej. — Przyznasz, że teraz przydałby się jak znalazł, co? Mam taką ochotę… chociaż na weekend gdzieś się z tobą wyrwać. Tak, żebyśmy nie myśleli o niczym i o nikim innym. Tęsknię za tą beztroską, która nam towarzyszyła w podróży poślubnej. Szukałaś już czegoś? — dopytał, wracając do kwestii domku. — Bo myślę o tym zupełnie poważnie. W zasadzie, od dawna powinniśmy sobie sprawić taki azyl. To aż dziwne, że nadal go nie mamy.

Gdyby mieli dokąd uciec, namawiałby Arię, by zrobili to choćby zaraz. Czuł się wyjątkowo zmęczony i musiał naładować baterie, a mógł to zrobić wyłącznie razem z Arią. Lecz niestety, póki co został im ich dom, w którym cały czas unosiły się resztki dusznej atmosfery po spotkaniu z demonem. I właśnie przez to Athan mimowolnie cały czas wracał tam myślami, zastanawiając się, co się dzieje z Gudrun, jak się nią zaopiekuje ten demon i jak wiele on sam zepsuł tym wybuchem.

— Powiedz mi… tylko nie martw się, pytam na spokojnie — dodał na wszelki wypadek. — I tak szczerze… co ty myślisz o tym całym ich związku? Bo ja… jak dla mnie, niech ona spotyka się z kim chce — przyznał całkowicie szczerze. — Tylko że znalazła sobie akurat takiego kogoś, przy którym jest jednocześnie najbezpieczniejsza i najbardziej zagrożona. I tu jest dla mnie cały kłopot. A nie to, że się z nim, lekko mówiąc, nie lubimy. Ty znasz ich oboje — zauważył, chyba po raz pierwszy w życiu wyrażając się o Belialu niemal neutralnie — więc masz znacznie szerszy obraz niż ja. Oni naprawdę do siebie pasują? Nie wydaje ci się, że to tylko chwilowe? To znaczy, to nie tak, że ja tak uważam — zastrzegł od razu — tylko po postu kompletnie tego nie wiem, nie znam go… no wiesz, od takiej normalnej strony. Ja o nim wiem tylko tyle, że zabić to dla niego pestka, że jest bezwzględny i w stu procentach oddany demonim sprawkom. Ale nic więcej.

Ale sobie to moje dziecko otoczenie dobrało, pomyślał z ponurą kpiną. Jej facet morderca, a ojciec nie lepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^