ROZDZIAŁ 299

GORO

To była prawdziwa zagwozdka. Trudno było ocenić, czy trud, który zamierzali włożyć w poszukiwania formatora, był opłacalny. Goro miał wątpliwości czy marnowanie na to czasu miało swój cel, zwłaszcza że ich pieczęć z założenia miała być nośnikiem zewnętrznym. Na tym właśnie miał polegać haczyk, inaczej najwyraźniej byłoby im zbyt łatwo. Czy magia griszów aż tak różniła się od ichniejszej, by na swój sposób zagrać na nosie pradawnym klątwom? Być może warto było spróbować, zwłaszcza jeśli Rumen naprawdę odrobił lekcje z demonologii i dowiedział się, czym są pieczęcie i jak je wykorzystać. Tego Goro obawiał się najbardziej. Ufał swojej drużynie i wierzył, że byli pod tym względem bezpieczni. Ale co z wędrownymi? Czy byli właściwie zabezpieczeni? Gdyby Rumen zniewolił któregoś z nich, to już byłby wielki problem. Trudno byłoby im ocenić, który demon jest uwięziony pieczęcią i do czego byłby zdolny pod wpływem swojego pana. Co silniejsze demony były w stanie zachować własną wolę i decydować, czy chcą zrealizować dany rozkaz, ale Goro szczerze wątpił, by wędrowni mieli w sobie tyle mocy.

Musiał to sprawdzić. Z tego powodu wysłał grupę demonów na zwiady, aby postarały się odnaleźć jak największą grupę wędrownych. Goro nie miał pojęcia, ile to zajmie, ale i oni mieli swoje do zrobienia — znalezienie formatora.

Przygotowania do podróży nie trwały długo. Belial koordynował pracę pozostałych demonów — choć był lekkoduchem, miał wielkie poczucie obowiązku i lubił się spełniać w roli dowódcy, co zresztą robił dobrze. Goro zaś miał dowodzić całą akcją, a do tego potrzebna mu była Wiera. To ona musiała ich naprowadzić na właściwe miejsce, wszystko wyjaśnić, a po znalezieniu formatora — przekonać go do współpracy. Demony miały robić chwilowo za obstawę, a dopiero potem mieli być dodatkowo zabezpieczeni, aby w spokoju walczyć z Rumenem.

Zwłaszcza że własną pieczęć było zaskakująco łatwo zgubić. Goro coś o tym wiedział.

Gdy Wiera wsiadła do auta, nie wyglądała najlepiej. Była przemęczona i zestresowana. Goro żałował, że nie dał jej dłużej odpocząć, ale sama twierdziła, że liczył się czas. Poza tym nie było widać w niej Cienia, tylko tę Wierę, którą demon zdążył poznać i polubić. Liczył, że ta „zamiana ról” więcej nie nastąpi.

— Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej? — spytał z ciepłym uśmiechem. — Nie chciałem cię wtedy tak wystraszyć. Nie spodziewałem się ujrzenia swojej pieczęci, która… nie kojarzy mi się najlepiej — dokończył ponurym tonem. — Ale to było z mojej strony haniebne. Działałem pod wpływem ślepych emocji.

Miał nadzieję, że Wiera naprawdę to rozumiała i nie bala się go tak, jak twierdził Cień. Na samą myśl o tym, że to coś przejęło władzę nad czarodziejką, kłuł go wewnętrzny gniew, ale nie dawał tego po sobie poznać. Sam też nie wiedział, czy powinien o tym porozmawiać, czy zupełnie odpuścić temat. Wahał się, choć wspomnienie o Cieniu kusiło go coraz bardziej.

Nawet jeśli robiło mu się dziwnie duszno na myśl o tym, co Wiera mówiła pod jego wpływem.

— Ten Cień… — zaczął w końcu, czując, że dużo ryzykował — jak się wtedy czułaś? Co się wtedy z tobą działo? Jak na ciebie wpływało? To było dość dziwne — przyznał — widzieć, jak nagle zupełnie się zmieniasz i mówisz jak jakiś morderczy automat. Nie chciałbym — zaznaczył — widzieć cię więcej w takim stanie.

Zastanawiało go, jak duży wpływ miał Cień na Wierę. Jak ją zmieniał, gdy przejmował nad nią kontrolę? Ta zmiana była wyraźnie zauważalna i to wzbudzało w Goro dużo obaw. Tamta Wiera zdawała się wyprana z emocji, cyniczna i groźna. Nie było w tym nic z tej pewności i stanowczości, jaką nieraz mu imponowała, ponieważ te cechy reprezentowane przez Wierę były naturalne. W Cieniu nie było nic naturalnego, a przez myśl przeszło mu nawet stwierdzenie, że lepiej wyglądało opętanie przez demona niż przez Cień. Demon, wczuwszy się w osobę opętaną, przejmował jej cechy i uczucia, jeśli tylko tego chciał. Dzięki temu mógł idealnie udawać kogoś, kim przecież nie był, bez obaw, że ktokolwiek go nakryje. Tymczasem Cień nie bawił się w pozory i diametralnie przemieniał Wierę w kogoś innego. W kogoś, kogo Goro nigdy nie chciałby poznać.

— I czy to niebezpieczne — pytał dalej — że ten Cień tak łatwo się uaktywnił? Nie obawiasz się, że kiedyś stracisz nad nim kontrolę?

Nie chciał urazić Wiery, ale to ostatnie pytanie interesowało go najbardziej. Szczerze nie chciałby walczyć najpierw z Rumenem, a potem z nią. Miał nadzieję, że to nigdy nie będzie koniecznie, ale nie umiał zaufać temu Cieniowi. Wciąż pamiętał, jak Wiera to przed nim ukryła, z czego powstało wiele nieprzyjemności.

— Więc na czym dokładnie polega to Zapisanie w kościach?

Chciał zmienić temat, aby nie krążyć ciągle wokół czegoś, co zapewne dla Wiery nie było zbyt przyjemne. Poza tym obiecała, że mu to wyjaśni, a była to wiedza nie tylko ciekawa, ale przede wszystkim potrzebna.

Na szczęście także Wiera próbowała podłapać jakiś temat, co sprawiało, że podróż przebiegała przyjemniej. Jego towarzyszka wciąż wyglądała na przemęczoną i być może onieśmieloną jego obecnością. Goro domyślał się, że być może wstydziła się tego, co powiedział za nią Cień — i z tego powodu nie poruszał tej kwestii. Nie chciał wprawiać Wiery w niepotrzebne zakłopotanie.

— Miasteczko Largs — powtórzył w zamyśleniu. — Nie słyszałem o takim. Jest tam coś ciekawego? Byłaś tam kiedyś? Poza tym… jak znajdziemy tę osobę? — spytał, na moment na nią zerkając. — Masz na to jakieś sposoby, skoro nie mamy o nim żadnych informacji? Podejrzewam, że pytanie każdego mieszkańca Largs o to, czy jest formatorem, może być kłopotliwe — dodał żartobliwie.

Nie mieli dużo czasu, a Wiera mówiła, że nie znała wyglądu tej osoby ani nie miała nic, co by ich na niego naprowadziło. Był to spory kłopot, ale jakoś musieli sobie poradzić. W ostateczności demony mogły opętywać ewentualnych „kandydatów”, by wyszperać w ich pamięci, czy są tym, kogo szukają, jednak Goro nigdy nie był fanem tak inwazyjnych rozwiązań.

Zaskoczyła go pytaniem o sen, dzięki czemu uśmiechnął się lekko.

— Nie, my nie śpimy — wyjaśnił pogodnie. — Nie śpimy, nie jemy, nie działamy tak jak ludzie. Dokładnie sam nie wiem, na czym to polega — wyznał — ale nasze ciała pod wpływem naszego opętania zachowują się jak… hm… — zamyślił się na moment. — Jak zakonserwowane. Nie śpiąc latami, nasze ciała nie zdradzają zmęczenia. Jedząc posiłki wyłącznie z grzeczności, ponieważ ich nie potrzebujemy, nie załatwiamy potrzeb fizjologicznych. Ale z drugiej, przeczącej temu strony, nasze organy działają, serce bije, płuca pracują. Choć, czysto teoretycznie, nie powinny. Nasze ciała działają w taki sposób, by nie zdradzić się wśród ludzi, że coś jest nie tak — tłumaczył — jednocześnie pozbawiając nas pewnego naturalnego balastu, z jakim zmagają się ludzie, aby przeżyć. Często mnie zastanawiało — rzekł po chwili ciszy — co się dzieje z tym, co zjemy. To trochę tak, jakbyśmy czuli jego smak, ale po przełknięciu znikało, nie zostawiając w organizmie żadnego śladu. To naprawdę dziwne — stwierdził, śmiejąc się krótko. — To wszystko jest wygodne, ale nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym kiedyś usnąć — wyznał z westchnieniem. — Tak po prostu usnąć, śnić, odpocząć i poczuć, jak napływają mi siły.

Kłamał. Ale pewnych rzeczy nie mógł zdradzić nawet Wierze.

— Ten brak ograniczeń ma swoje zalety — kontynuował — ale ma też swoje wady. A może to my po prostu jesteśmy już zbyt bezczelni i wygodni — dumał — że chcielibyśmy porzucić choć na chwilę to dobrodziejstwo, aby pożyć przez moment jak zwykły człowiek. To trochę jak bogacz, który na jeden dzień postanawia sprawdzić, jak żyje się biedakowi. Brzmi podle, wiem — przyznał ze słabym uśmiechem. — A was coś wyróżnia spośród innych ludzi? — spytał ze szczerym zainteresowaniem. — Oczywiście poza małą nauką. Jest jeszcze coś takiego?

Jeśli miał okazję, chciał się dowiedzieć o griszach wszystkiego, co możliwe. Poznawanie kolejnych ras oraz ich przedstawicieli naprawdę go fascynowało.

Tylko Rumena jakoś nie był ciekaw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^