ROZDZIAŁ 286

Aria Vasco

Przygotowywała się do tej rozmowy od kiedy poruszyli z Athanem po raz pierwszy ten temat. W głowie układała sobie niezliczoną ilość scenariuszy, dobierała starannie słowa, by sprawić Marisie jak najmniej bólu. Ale czy było to w ogóle możliwe? Jak powiedzieć cierpiącej żonie o tym, kto zabił jej męża i że była to bliska jej osoba. Aria od początku nie lubiła Antonego i nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak było. Biła od niego jakaś dziwna aura, choć on sam nigdy nie dał jej bezpośredniego powodu do nienawiści. Być może przeszkadzało jej to, że zadomowił się u  Cavendishów zbyt szybko, zbyt szybko poczuł się, jak pan na włościach. Szarogęsił się tak, że aż robiło się jej słabo. Kręcił się przy Marisie, ale Aria nie widziała, by ją wspierał i pocieszał. Każdy wszak miał swój własny sposób na obchodzenie żałoby i z tym nie zamierzała się kłócić. Nosiła w sobie cichy żal do najbliższych, że zbagatelizowali jej ostrzeżenia i woleli być po stronie obcego. Nawet Athanasius uległ jego gierkom, choć Vasco nie raz dawała sygnały iż coś jest nie tak z tym chłopakiem. Nie była w stanie pogodzić się ze śmiercią przyjaciela, i nie miała nawet szansy pomścić jego śmierci, bo Goro zrobił to za nią. Nie dawało jej to spokoju, nie uśmierzyło bólu. Zapytała go raz, dlaczego nie pozwolił jej na zemstę, dlaczego zabił de Clarea zanim zdołała go dopaść.

- Pogarda jest najsubtelniejszą formą zemsty, a tej ci przecież nie brakuje. – Goro wyjaśnił jej, że on sam wcale nie poczuł się lepiej, gdy zginął Luka. Miał przed sobą tylko pustkę. Gonił za zemstą i koniec końców nic mu ona nie dała. Vasco uwielbiała z nim rozmawiać i tak bardzo przypominała jej Elijaha. Nie miała jeszcze odwagi przyznać mu się do tego, że wypełnia pustkę w jej sercu, że dzięki niemu czuje się lepiej. Trochę bała się mówić o tym na głos i sama nie wiedziała dlaczego. Nie chciała, by demon odczuwał jakąś presję przy spotkaniach z nią, bo i po co było komplikować ich relacje. 

Aria widziała, jak wiele kosztowało to również Athana. Obawiał się, że jego przyjaciółka nie zdoła znieść więcej złych wieści, choć sam fakt iż udało im się odnaleźć mordercę Elijaha i Emmeta, było nawet dobrą wiadomością. Najgorszym ciosem miała okazać się jego tożsamość. 

- Cieszę się, że wróciłaś. Jestem egoistką, ale to tu jest twoje miejsce, przy nas. Nie zasypiaj już, proszę – odezwała się drżącym głosem, wtulając się w Marisę. Kobieta zaśmiała się cicho i objęła mocno Arię, gładząc ją uspokajająco po włosach. Nie zdołała nic odpowiedzieć na wyznanie przyjaciółki, bo ta ciągnęła dalej.

- To Antony zabił Elijaha i Emmeta – powiedziała szybko Vasco, bojąc się, że jeśli będzie przeciągała tą chwilę, to nigdy nie zdoła tego zrobić. Odsunęła się od pani Cavendish i spojrzała na nią z powagą. Łzy spływały Arii po policzkach, ale nie potrafiła ich zatrzymać, a nawet nie chciała. Dobrze było czasem się po prostu wypłakać, zwłaszcza iż od dłuższego czasu dusiła to w sobie. Nie chciała mazgaić się w domu i niepokoić Athana, który i tak miał całkiem sporo na głowie. 

- To bardzo głupi żart – wymamrotała Marisa, spoglądając to na Arię, to na Athana, jakby szukała w nim potwierdzenia. Gdy mężczyzna opuścił głowę w milczeniu, kobieta spojrzała ponownie na Arię, domagając się wyjaśnień. Wampirzyca opowiedziała wszystko, co do najmniejszego szczegółu, nie pomijając tego, że pozbyła się już jego zwłok. Ciężko było o tym mówić, a co dopiero słuchać. Wszyscy borykali się od niemal roku z wielką stratą i nie ważne było, czy Elijah był czyimś mężem, czy przyjacielem. Brakowało go im tak samo. Nagle dopadła ją myśl, że zamknęła się w tej rozpaczy, że nie zwracała uwagi na uczucia Athanasiusa, a przecież również i on strącił przyjaciela. Zrobiło się jej bardzo głupio iż nie zwracała na to wcześniej uwagi.

- Nie mogę uwierzyć. Elijah tak mu ufał, pokochał go szczerze i poświęcał tyle uwagi. To straszne. Widziałam w nim wsparcie i przyjaciela, a tymczasem trzymałam pod dachem mordercę. A Emmet... To straszne – wychlipała  Marisa, zasłaniając twarz dłońmi. Chwilę później z jej gardła wydobył się głośny szloch. Athan natychmiast znalazł się przy niej, pozwalając by wypłakała się w jego pierś. Demony, opętanie Tismaneanu i śmierć Baltimore nie były teraz istotne. Liczył się tylko Elijah i Emmet. Oboje zatem dali jej dłuższą chwilę, by mogła się uspokoić, choć na pierwszy rzut oka było widać, że będzie potrzebował znacznie więcej czasu.

- Jeśli będziesz miała więcej pytań dotyczących demonów, to porozmawiamy na osobności, bo dla Athana to drażliwy temat. – dodała szybko, domyślając się iż Marisa zechce dowiedzieć się więcej o okolicznościach śmierci de Clarea. Z wiadomych przyczyn, nie chciała wspominać zbyt często demonicznych imion przy wampirze.

- To wcale nie tak, że mamy tylko złe wieści. Wiem, że być może nie uda nam się poprawić ci humoru, bo ja sama nie jestem w stanie się z tym wszystkim pogodzić, a co dopiero ty. Może chociaż przez chwilę poczujesz się trochę lepiej. Athan wszystko ci opowie – powiedziała Aria z lekkim uśmiechem, ocierając twarz przyjaciółki z łez. Spojrzała na ukochanego, dając mu tym samym znak do rozpoczęcia opowieści o tych bardziej pozytywnych wydarzeniach. Miała szczerą nadzieję, że przyjaciółką ucieszy się z wieści o ich ślubie i przestanie zadręczać się myślą iż nie dostrzegła w Antonym zagrożenia i że nie wierzyła Arii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^