ROZDZIAŁ 284

Aria Vasco

Obserwowała, jak Jehanne zarzuca mężczyźnie ręce na szyję i daje mi buziaka w policzek. Jego oblicze zmieniło się przy dziewczynie, a wampir wydawał się nie do poznania. Wiedziała, że rudowłosa miała na niego pozytywny wpływ i cieszyło ją, że oboje tak dobrze się dogadywali. Uzupełniali się i sprawiali i wrażenie idealnie dobranych. Jehanna była rozpromieniona i cała w skowronkach, czuła się spokojnie i bezpiecznie przy Drawsonie. W niczym nie przypominała już tej znajdy, którą Athanasius zabrał z mokrej, śmierdzącej ziemianki. Miło było patrzeć, jak każdego dnia rozkwita jeszcze bardziej. Vasco nie przypuszczała, że Jehanne znajdzie w sobie aż tyle siły, by podnieść się z tego wszystkiego, co zgotował jej Blome.

Wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem i z lekko wilgotnymi włosami. Athan siedział na podłodze otoczony podręcznikami i wyglądał tak, jakby się uczył, choć nos miał nieco zmarszczony. Coś go trapiło, nad czymś intensywnie myślał. Gdy tylko ją zobaczył, od razu rozpoczął rozmowę. Vasco nie chciała opowiadać o szczegółach, bo ukochany zaraz zarzuci ją domysłami iż zrobiła to dla niego. Była to poniekąd prawda, ale jak we wszystkim, tak i w tej sprawie z Ishmaelem, była również druga strona medalu. Aria chciała wyzbyć się wszystkiego co złe i negatywne, a nienawiść do Drawsona się do tego zaliczała. Jako żona Athanasiusa chciała być godna tego tytułu, by nigdy nie przynieść mu wstydu i by nie musiał się jej wstydzić.

- Uznaliśmy, że dobrze będzie, jeśli spróbujemy się dogadać. Musieliśmy omówić kilka spraw z tym związanych i to tyle. Nie umawialiśmy się na romans, tak jak co niektórzy – odezwała się, robiąc obrażoną minę na żarty. Puściła zaraz oczko mężczyźnie i usiadła przy toaletce, zsuwając ręcznik na podłogę. Wychwyciła w lustrze spojrzenie wampira i posłała mu zaraz zaczepny uśmieszek. Sięgnęła po balsam i zaczęła smarować nim ramiona i piersi, by po chwili zsunąć ręce niżej, na uda. Robiła to przesadnie wolno, aby mężczyzna nie mógł utrzymać rąk przy sobie zbyt długo. 

Kiedy usłyszała, o czym właściwie Athan chciał z nią rozmawiać, ubrała pospiesznie jego koszulkę, w której ostatnio spała i przysiadła obok. Ten temat nie był odpowiedni do żartów i do tego, by drażnić się z narzeczonym. Rozmowa z Ishem kosztowała ją wiele emocji i Aria potrzebowała ukojenie w ramionach Tismaneanu lub na nim, jęcząc przy tym głośno. Nim wyszła z łazienki, wyobrażała sobie, jak Athan przyciska jej ciało do blatu toaletki, jak chwyta ją za włosy i władczo zaciska dłonie na jej pośladkach. Przeszły ją dreszcze na samą myśl, jak cholernie dobrze jej z nim było. Związek jednak nie polegał tylko na seksie i kłótniach, a również, między innymi, na podejmowaniu wspólnych decyzji, co teraz mieli uczynić. Cieszyło ją, że wampir chciał z nią omówić tak ważną kwestię. 

- Musimy ją wybudzić, nie ma innej opcji. Wiem, że to będzie trudne, bo zamiast wrócić i cieszyć się naszym ślubem, dowie się, kto zabił Elijaha. Gdyby można było to jakoś ukryć, to zrobiłabym to bez wahania, bo ona przeszła tak wiele. Chciałabym oszczędzić jej tego wszystkiego, tego bólu. Będzie zdruzgotana, kiedy dowie się, że morderca był tuż obok, że panoszył się po ich domu, że pokochała go, jak syna. – odezwała się po chwili ciszy, wzdychając przy tym głośno i niemal ze zrezygnowaniem. Serce krwawiło jej na samą myśl, że nie mieli innego wyjścia i będą musieli zadać jej ten paskudny cios. Marisa była cudowną osobą, pomagała innym i nigdy nie skrzywdziła człowieka. Mimo tego, jak przykładnie żyła, los rzucał jej pod nogi same kłody, uczynił z niej wdowę i wyrwał z oczu blask. Aria, choć bardzo chciała, nie potrafiła tego blasku przywrócić. To mógł uczynić tylko Elijah, a z wiadomych przyczyn nie było to możliwe.

- Wierze, że wieść o ślubie ucieszy ją na tyle, że nie zatraci się w bólu i smutku. Nie zniosłabym tego – przyznała Aria, spoglądając zaraz na siedzącego obok Athanasiusa. Mężczyzna był zamyślony, podobnie jak ona.

- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to nas spotka. Mam na myśli wszystko, dosłownie. To, że będziemy znowu razem, śmierć naszych bliskich, Blome, demony, Baltimorowie. Tyle się działo, tak wiele przeciwności pokonaliśmy. Teraz musi być już tylko dobrze, prawda? Chyba wyczerpaliśmy pakiet nieszczęść na całą wieczność – stwierdziła, dotykając delikatnie dłoni mężczyzny. Nagle w głowie pojawiła się jej niesamowicie miła myśl, że już niedługo na jego dłoni będzie obrączka. Niedługo złącza się z sobą i nigdy już się nie rozdzielą. To sprawiało, że miała ochotę wzbić się do lotu niczym ptak, chciała piszczeć z radości. 

- Powinniśmy zrobić to jak najszybciej. Marisa będzie potrzebowała czasu, by się z tym pogodzić, a ja nie chce by musiała się z czymś spieszyć. Tak, jak mówiłeś, będzie chciała pomóc w przygotowaniach, a mając z tyłu głowy, że żyła pod jednym dachem z tym ścierwem... To nie będzie sprzyjało miłej atmosferze – zauważyła Aria, wtulając się w ramię Athana. Decyzja należała do niego. Ona wyraziła swoje zdanie, ale to on ostatecznie powinien ją podjąć, z racji tego, że to jemu właśnie Elijah powierzył opiekę nad żoną. Domyślała się, że Athanasius obawiał się zranić przyjaciółkę, podobnie jak ona, ale to było nieuniknione. Nie mogli trzymać w tajemnicy czegoś tak istotnego, a musieli ją zbudzić zgodnie ze złożoną obietnicą. 

- Chronienie bliskich, to jedno z najtrudniejszych zadań i często sprawia ból nam samym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^