ROZDZIAŁ 281

Aria Vasco

Wiedziała, że był uparty i zawsze jego musiało być na wierzchu. Mężczyzna nie zdawał sobie nawet sprawy, jacy byli do siebie podobni i jak mogliby się dogadać, gdyby tylko Ishmael sobie na to pozwolił. Aria nigdy się nie poddawała, czy to w zdobywaniu kolejnych szczytów, czy w relacjach z innymi. Nie mogła natomiast zmusić go do sympatii, więc postanowiła odpuścić ten temat. Pierwszy raz w swoim całym życiu, poddała się i zaniechała walki. Nie dlatego, że bała się przegrać, ale dlatego że nie chciała stać się dyktatorem. Jej starania mogłyby odnieść zupełnie inny skutek i wręcz zniechęcić Drawsona jeszcze bardziej. Pozostawanie na neutralnej stopie było dobrym rozwiązaniem, choć jej nie satysfakcjonowało. Musiała natomiast uszanować jego zdanie.

Zarzuty, jakie skierował w jej stronę bardzo ją zabolały, bo świadczyły tylko o tym, że widział w niej potwora skłonnego do zniszczenia jego związku. Między słowami wyczytała, że obawiał się tego iż Aria mogłaby w jakiś sposób chcieć ingerować w uczucia Jehanne do niego. Po raz kolejny na wierz wychodził fakt, że znał ją za mało, by wiedzieć, że nigdy by się do tego nie posunęła. Z drugiej jednak strony zadziwiało ją to, jak bardzo związany był z Athanem, że aż tak ją sobie zdemonizował, bo jego przyjaciel był przy niej smutny. Ona też nie raz płakała przez Athanasiusa, ale Emmet czy Elijah nie skakali mu do gardła i nie kazali opuszczać kraju. Być może więź na linii Stwórca – Stworzony była w ich przypadku również bardzo silna. Czy obaj mężczyźni zdawali sobie z tego sprawę? Słyszała o przypadkach, głównie w plemionach rdzennych Amerykanów, gdzie z tęsknoty za Stwórcą umierał jego Stworzony, gdzie więź była tak silna, że niemal odczuwali wspólnie. To było niezwykle piękne, ale również niebezpieczne i można było porównać to z niewolnictwem. Bardzo często była to relacja jednostronna i zadawała wiele bólu.

- Ja nigdy bym nie... – urwała w połowie zdania, bo dalsze tłumaczenia i tak nie miały sensu. Ishmael zafiksował się na swojej racji, a ona nie chciała, by z ich rozmowy wyszła kłótnia. Niech do niego należy ostatnie zdanie, niech to on wyjdzie zwycięsko z tego kompromisu. Aria była gotowa ustąpić dla dobra ich wszystkich. Kiwnęła więc jedynie głową i uśmiechnęła się lekko, odwzajemniając uścisk dłoni, gdy skończył przedstawiać swoje warunki. Wyglądało to trochę tak, jakby podpisywali jakiś nieistniejący kontrakt, ale jeśli taka forma mu odpowiadała, to na to przystanie.

Nie miała pojęcia za co powinna go przepraszać, bo to on był do niej wrogo nastawiony już od samego początku i czego by nie zrobiła lub nie powiedziała, to kręcił nosem i robił kwaśne miny. Taki trochę wiecznie niezadowolony, kapryśny dzieciak. Co było w tym wszystkim jej błędem? Może właśnie to, że za bardzo chciała mu się przypodobać? A może był zazdrosny o Athana? Stwórca stał się samowystarczalny, nie potrzebował już tylko jego towarzystwa i w końcu zaczął żyć. Przed pojawieniem się jej w Blickling, oboje skupiali się na pracy, przesiadywali w gabinecie i gadali o interesach. Dla Ishmaela, jako pracoholika, był to świat idealny. Nagle Aria wdarła się szturmem i wyrwała stamtąd Tismaneanu, a Drawson pozostał sam. Jehanne opowiadała jej, jak ważna jest dla Isha praca i że nie raz ma ochotę zamknąć gabinet na trzy spusty żeby spędził z nią więcej czasu. Starała się pojąć jego tok myślenia, wyłapać swoje błędy i to, co mu w niej przeszkadzałoby. 

- Powinnam być bardziej wyrozumiała. Nie było mnie tu cały wiek, a nie kilka dni i nie potrafiłam pojąć, że wiele się zmieniło. Myślałam, że jak wrócę, to wszystko będzie po staremu, ale teraz wiem, że to nie możliwe. Wcześniej byliśmy sami, teraz Athan ma inne obowiązki, których nie powinien porzucać dla mnie, czego od niego wymagałam i chciałam go tylko na wyłączność, co w sumie jest zrozumiałe, bo... Nie, nie. Bez tłumaczeń. To był mój błąd, przyznaję. Przepraszam, że czasem nie da się mnie znieść i zdaje sobie z tego sprawę. Jestem głośna, bezpośrednia i irytująca, a ty tego wszystkiego nie lubisz, prawda? Lubisz ciszę, spokój, harmonię, swój gabinet, bezpieczeństwo. Moje uosobienie sprawia, że na starcie czujesz do mnie niechęć. I nie mam pretensji, poważnie! Rozumiem to w stu procentach. Ale taka już jestem i nie potrafię tego zmienić. Całe swoje ludzkie życie spędziłam w szpitalu, przykuta do łóżka, jedną nogą na tamtym świecie. Można powiedzieć, że spieprzyłam grabarzowi spod łopaty. Kiedy stałam się wampirem, chciałam doświadczyć wszystkiego na raz, wszystkiego spróbować. Fascynuje mnie świat, ciekawi, pragnę go odkrywać i poznawać. Bałam się, że to całe wieczne życie, to tylko sen i w końcu się obudzę i jedyne, co zobaczę, to wieko trumny. Narzucałam ci się, bo tak bardzo chciałam żebyś mnie polubił, chciałam być twoim kumplem, bo wiedziałam, że Athan tego oczekuje. A muszę ci się przyznać, że mam taką swoją małą fiksację, że usilnie zawsze chciałam go zadowolić, sprawić by był ze mnie dumny. Nigdy mnie nie chwalił, więc sądziłam że robię coś źle i robiłam to sto razy mocniej i bardziej, byle go zadowolić. Z tobą było tak samo, a przyniosło to odwrotny skutek. Żałuję, że nie dałam ci szansy poznać mnie z innej strony, tej bardziej normalnej, bo też taką mam. Potrafię być grzeczna i ułożona, być trochę mniej...sobą. Ja też nie przepadam za tym, że wszystkich z góry oceniasz, że jesteś sztywniakiem i taką piczką zasadniczką. Nasze charaktery wzajemnie się wykluczają i odpychają nas od siebie, na co nie mamy przecież wpływu. Mam nadzieję, że kiedyś oboje zdołamy się zrozumieć i znajdziemy równowagę po między tym, jak wzajemnie na siebie oddziałujemy. Będę się starała mniej cię irytować i obiecuję, że nie będę i nigdy też tego nie robiłam, ingerowała w twój związek. Też życzę wam, jak najlepiej, bo uważam że świetnie do siebie pasujecie, a Jehanne jest przy tobie szczęśliwa. Zawsze aż cała błyszczy, jak o tobie mówi. Nadal przepracowuje traumę po Blomie, ale z tobą jej łatwiej, umacniasz ją i wspierasz. To coś dobrego i wspaniałego i ty też taki jesteś. Widzę to, jaką troską otaczasz tych, na których ci zależy, jak motywujesz Athana i potrafisz wytknąć mu jego błędy. Nawet Elijah nie miał takiej mocy przebicia, jak ty. Oboje wiemy, że Athanasius Tismaneanu to ciężki przypadek pod względem upartości – nagle ją olśniło. Nie musiała myśleć o tym, co chciała mu powiedzieć, tylko po prostu powiedzieć to, co czuła. Miała nadzieję, że Ish nie odbierze tego wszystkiego za atak. Wiedziała, że oboje byli z jednej strony bardzo do siebie podobni, a z drugiej zupełnie różni. Różnice te wpływały na ich postrzeganie świata, przez co sprawiały, że nie mogli się wzajemnie znieść. 

- Odprowadzę cię. I tak chciałam skoczyć do kuchni. Cieszę się, że szczerze porozmawialiśmy i spróbujemy poprawić nasze relacje. Wszystko niech toczy się swoim tempem, ale jestem dobrej myśli. Ta rozmowa, to i tak już duży krok. Jeśli coś będzie nie tak, jeśli coś zrobię źle, to daj mi o tym znać, okej? Wiem, że kiszenie w sobie pewnych rzeczy jest destrukcyjne, a my chcemy pozbyć się tej całej złej energii między nami. – powiedziała ruszając w stronę drzwi. Przepuściła mężczyznę przodem i oboje ruszyli w stronę salonu, z którego słychać było cichą rozmowę Jehanne i Athana:

- Myślisz, że któreś z nich już nie żyje?

- Kurde, dopiero co się oświadczyłem i już będę wdowcem.

- Po zaręczynach też się jest wdowcom? Czy tylko po ślubie?

- Nie wiem. Ale będę wdowcem.

- Ty chociaż będziesz wdowcem, ja zostanę singielką...

- No to będziemy cierpieć razem. A potem się w tym cierpieniu sparujemy i będzie problem z głowy.

- To brzmi tak źle, że aż fajnie. Lubisz sushi?

- Grunt, że fajnie. Uwielbiam. A co, chcesz mnie zabrać na pierwszą randkę na sushi? To brzmi jak początek pięknej przygody.

- Gudrun będzie mówić do mnie mamo?

- Chyba że wolisz macochę. Ale to postarza.

Aria i Ishmael stali w drzwiach i przysłuchiwał się temu z niemałym niedowierzaniem. Vasco nie spodziewałam się, że ich rozmowa wywoła aż takie po ruszenie. 

- O, jednak się nie pozabijaliście? No to, Jehanne, nici z naszych planów, z naszego sushi, macochowania i wspólnej żałoby. – odezwał się Athanasius, gdy zauważył iż nie byli już sami. Miał zasmuconą minę, jakby żałował, że nie zdołają zrealizować swoich planów. Aria wiedziała, że to tylko niewinne żarty i luźna pogawędka nie mająca nic wspólnego z prawdą. Jehanne zmieszała się trochę na widok Drawsona, zapewne obawiając się tego, że mężczyzna nie zrozumie żartu lub uzna go za mało zabawny. Vasco miała nadzieję, że Ish ma jednak trochę dystansu i nie będzie miał o to do niej pretensji.

- Minęło pięć minut, a oni już sobie życie bez nas ułożyli. Dobrze wiedzieć, że po naszej śmierci odnajdziecie ukojenie w swoich ramionach. – rzuciła Aria z przekąsem, śmiejąc się cicho. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^