ROZDZIAŁ 273

 ATHANASIUS

Wszystko przebiegało idealnie, a więc dokładnie tak, a może nawet lepiej, jak sobie zaplanował. Aria była zachwycona miejscem wybranym przez Athana, a także sposobem doprowadzenia jej do tego parku. Tak jak się tego spodziewał, nie wierzyła, że to on mógł być odpowiedzialny za te romantyczne liściki, co było dla niego kolejną ważną wskazówką — w przyszłości musiał być bardziej romantyczny! Więcej tego typu randek, więcej tajemnicy i podarków — musiał to zapamiętać. Sam do końca nie rozumiał, jak to działało, że kobiety dostając w kółko ten sam bukiet kwiatów i tak były zachwycone. Na co im one? Postawią w wazonie, by powoli więdły i tyle z tego prezentu. Ale najwyraźniej chodziło o sam gest, dlatego Athan, zamiast z tym dyskutować i próbować to zrozumieć, po prostu zamierzał próbować tego, co od zawsze działało.

Spodziewał się także, że ta rozmowa bardzo im pomoże, nawet jeśli o wielu rzeczach trudno było mówić. I może było to w pewnym sensie podłe, ale odrobinę pocieszyło Athana, że także Aria miała kłopoty z opowiadaniem o niektórych kwestiach. Był to dowód na to, że obojgu im coś doskwierało, że oboje mieli coś do wyjaśnienia i że oboje poczują się znacznie lepiej, gdy wreszcie to z siebie wyrzucą. Domyślił się też, że jego ukochana nie zechce w milczeniu przyznać, że wszystko było jego winą i doda też swoje pięć groszy. Także to w pewnym sensie go pocieszyło, bo to oznaczało, że rzeczywiście szli na kompromis, którego Athan czysto teoretycznie nie chciał, ale którego z pewnością potrzebowali.

— Oboje powinniśmy ze sobą rozmawiać o tym, co nas boli — przyznał, kiwając ponuro głową. — Ustalaliśmy to między sobą już wiele razy, pamiętasz? I czemu skończyło się tylko na tym? Dużo łatwiej poradzić sobie z jednym małym kłopotem, niż je w sobie gromadzić i czekać, aż urosną do przerażających rozmiarów i wybuchną. Tak jak teraz — dokończył z żalem. — Gdybym ci powiedział, że nie chcę mieć nic wspólnego z demonami, pewnie jeszcze przez chwilę starałabyś się mnie przekonać, ale widząc, jakie to dla mnie trudne, po prostu byś zrozumiała – bo wiem, że by tak było ­– i na tym byłby koniec tematu. A gdybyś ty mi powiedziała, że czujesz się przeze mnie odtrącana, wystraszyłbym się i starał wrócić na dawne tory. To wszystko dałoby się rozwiązać — zauważył ze spokojem — gdybyśmy umieli ze sobą rozmawiać. Musimy się tego nauczyć, skarbie.

Jak na znak szybszym ruchem pogłaskał kciukiem wierzch jej dłoni, nieco mocniej ją ściskając. Odetchnął, uśmiechając się radośnie, bo naprawdę był pewien, że Aria to wszystko rozumiała. I on rozumiał, dzięki czemu mogli wreszcie wypracować to porozumienie, o którym ciągle mówili i którego tak potrzebowali. A przede wszystkim musieli o tym pamiętać na przyszłość.

Westchnął ukradkiem, słysząc tłumaczenia Arii dotyczące demonów. I samego go to zaskoczyło, ale ze spokojem wysłuchał tego, co miała mu do powiedzenia, w pełni to wszystko rozumiejąc. Czuł się trochę tak, jakby w tej chwili zastąpił go ktoś inny; ktoś, kto nie miał żadnego uprzedzenia do demonów, dlatego słuchał tych wyjaśnień ze skupieniem i zainteresowaniem, a nie z irytacją i gniewem.

— Same demony to fascynująca rasa, muszę to przyznać — wyjaśnił — i wcale się nie dziwię, że cię tak ciekawią. Twoja dusza podróżniczki nigdy w tobie nie zgaśnie — dodał, uśmiechając się szerzej — więc to oczywiste, że chcesz się o nich dowiedzieć jak najwięcej. Sam bym tego chciał i chętnie bym ci w tym towarzyszył, gdyby… — niemal czuł, jak mina mu rzednie — pewien niemiły incydent — zakończył ze smutnym uśmiechem. — Uwierz mi, kochanie, ja chciałbym się do nich przekonać. To znaczy… — zastanowił się, czy oby na pewno użył dobrych słów. — W pewnym sensie bym chciał, gdyby to wszystko wcześniej się nie wydarzyło. Gdybym ich poznał bez tego cholernego opętania. Wtedy bym chciał. Ale teraz… Nie chcę. Nie umiem. Ale przede wszystkim nie chcę.

Zaszokowała go tym, co powiedziała mu o Emmecie i Elijahu. Zupełnie nie spodziewał się tego, że dziurę po ich stracie zapełni właśnie tymi dwoma demonami. Po dłuższej chwili zdołał wybudzić się z otępienia, by następnie zlęknąć się, że Aria to dostrzegła i speszyła się jego niezadowoloną miną. Ale w końcu mieli rozmawiać o wszystkim. Więc rozmawiali.

— Przyznam, nie spodziewałem się tego — wyznał dziwnie bezbarwnym głosem. — Ale to w oczywisty sposób niweluje moją prośbę — dodał, uśmiechając się przelotnie, choć niezbyt radośnie. — Nie mogę wymagać od ciebie, byśmy nie rozmawiali o kimś, kto jest ci tak bliski. Ale dobrze, kochanie, dobrze — rzekł, kiwając stanowczo głową. — Więc rozmawiajmy o nich, ale chociaż nie wypowiadaj przy mnie jego imienia. I może nie zapraszaj ich do nas tak często. Nie częściej niż to wymagane. Tylko o to bym cię prosił. Ale nie ograniczaj tych kontaktów! — zawołał, spoglądając na nią stanowczo. — Nie, Aria, nie rób tego. Jeśli chcesz się z nimi widywać poza domem, tam, gdzie mnie nie ma, to się nie wahaj. Jeśli się z nimi zaprzyjaźniłaś, powinnaś utrzymywać ten kontakt. Poza tym i tak go nie unikniesz przy Radzie, więc proszę cię, nie rób tego. Ja chcę jedynie swojego ograniczenia kontaktów z tą rasą. Ale proszę — spojrzał na nią czule — nie rezygnuj z tego. Będę czuł się źle z myślą, że przeze mnie odrzucasz kogoś, kto mimowolnie stał się tobie tak bliski.

Dziwiło go to, ale naprawdę był tego zdania. W pewnym sensie czuł żal, że Aria w jakimś stopniu zastąpiła Elijaha i Emmeta Belialem i Goro, choć tym samym wiedział, że to nie tak działało. Tych dwóch nie dało się nikim zastąpić i Aria wcale nie próbowała tego robić. Tak jak sama to wyjaśniła, nie spodziewała się, że te dwa demony staną się jej tak bliskie, ale wówczas tym bardziej nie powinna nagle z tego rezygnować, bo pewnym było, że poczuje się przez to źle. I to on, Athan, byłby temu winny.

Jeszcze bardziej zaskoczyła go propozycją pomocy w kwestiach Rady. Tego akurat nie był pewien. Ktoś kiedyś powiedział, że im bardziej ktoś pragnie władzy, tym mniej się do niej nadaje i to akurat dobrze pasowało do Athanasiusa. Wprawdzie tu chodziło tylko o zwykłe doradzanie, ale drapieżnik smakujący choć odrobiny krwi natychmiast chciał jej więcej. Sam nie wiedział, co zrobić. Gdyby odmówił, Aria mogłaby pomyśleć, że zrobił to, bo nadal się na nią gniewał, zwłaszcza za dołączenie do Rady. Dlatego musiał ostrożnie to rozegrać, choć sam tak do końca nie wiedział, jak to zrobić.

— Dobrze — rzekł wreszcie, kiwając lekko głową — ale z poziomu niezobowiązujących rad w domowym zaciszu. Nie chcę mieć z Radą nic wspólnego, to ma być tylko twoja broszka. Ale jeśli poczujesz, że czegoś nie jesteś pewna, zawsze możesz poprosić mnie o pomoc. I to nie dotyczy tylko Rady — odparł, uśmiechając się do Arii czule. — To dotyczy wszystkiego innego. Zawsze będę tu dla ciebie.

Jednak to, co powiedziała później sprawiło, że poczuł się tak, jakby ktoś mocno kopnął go w żołądek. To dziwne, bo sam nie tylko się tego spodziewał, ale wręcz powiedział jej to na początku. Ostatnia szansa. Oczywiście, że to była ich ostania szansa i Athanasius był tego świadomy, a jednak te słowa wypowiedziane jej ustami brzmiały dużo ostrzej i przerażająco, niż mógłby przewidzieć. Niemal czuł, jak lekko blednie, a w jego piersi co rusz wznosiła się miażdżąca fala gorąca, na moment utrudniając mu oddychanie. Odetchnął głęboko, by jakoś to zdusić i pozbierać rozbiegane myśli. Choć nadal nie wiedział, co powiedzieć.

— Nie dopuszczę do tego.

Te kilka słów, pozornie zwykłych, niewiele znaczących, wypowiedział niemal automatycznie, z całą swoją mocą, szczerością i uczuciem. I może rzeczywiście było to najlepsze, co mógł jej powiedzieć. Bo cóż innego to mogło być? Miał jej przyznać rację? Po co, to zbyteczne. Miał się kłócić, że nie, pewnie i tak by do siebie wrócili? Athan nigdy nie byłby tak bezczelny, by zakładać to z góry. I chyba dopiero wtedy, gdy Aria mu o tym opowiadała, zrozumiał, że wbrew temu, co dotąd myślał, jej odejście od niego wcale by jej nie uszczęśliwiło. Wcale nie odeszłaby sobie do innego mężczyzny, nie znalazłaby szczęścia u jego boku i nie zapomniałaby o swojej poprzedniej miłości. Nadal by go kochała i to uczucie nie pozwoliłoby osiągnąć pełni szczęścia, czując się jak uwiązana drutem kolczastym, z dala od tego, którego miłowała najbardziej na świecie.

Wiedział to, bo on sam też by się tak czuł.

Aria w kółko go czymś zaskakiwała i nawet gdy przenieśli się już na materac, mocno się do siebie tuląc, wyskoczyła z niespodziewaną propozycją wyjazdu do Włoch. Najwyraźniej jego ukochana okazywała swoją tęsknotę przez gadulstwo, ale Athanowi nie tylko to nie przeszkadzało, ale wręcz z największą radością jej słuchał, uzmysławiając sobie, jak bardzo to uwielbiał. Nawet jeśli on swoją tęsknotę pragnął okazać w jeszcze inny sposób — ale pogoda dopisywała, im chłód nie doskwierał, a noc była młoda, więc wszystko mieli przed sobą.

— Chętnie, tylko kiedy? — spytał, poważnie się nad tym zastanawiając. — Tobie potrzebny urlop, a ja od tygodnia jestem studentem medycyny, pamiętasz?

Uśmiechnął się szerzej, gdy zaczął podejrzewać, że jego ukochana naprawdę o tym zapomniała. Aby zredukować jakoś tę niezręczność, pocałował ją, spoglądając na nią z radością w oczach.

— Ale coś się da wymyślić. Zajęcia się dopiero zaczęły i na razie lepiej żebym się pojawiał, ale od czasu do czasu tydzień czy dwa wolnego nie zrobi mi wielkiej szkody. A ty możesz pomyśleć nad urlopem i wtedy Włochy to znakomity pomysł. Tylko…

Zawahał się na moment, cały czas czując się nieco niekomfortowo, wspominając o Gudrun. Wciąż się bał, że to między nimi sporny temat, nawet jeśli Aria wówczas nie sprawiała takiego wrażenia.

— Jesteś pewna, że chcesz tam zabrać też Gudrun? — spytał nieco niepewnie. — Nie chciałbym, żebyś robiła cokolwiek na siłę. A jednocześnie sądzę, że to rzeczywiście byłby dobry pomysł. Nie znacie się, więc mogłybyście to nadrobić. A ja obiecuję — dorzucił z uśmiechem — być grzeczny i pozwolić wam się ze sobą zapoznać. Ale naprawdę — podjął temat raz jeszcze — jeśli chcesz tam jechać tylko ze mną, to tak zróbmy. Wciąż będziecie miały z Gudrun mnóstwo czasu, aby się poznać, a ja naprawdę bym nie chciał, byś czuła się jakkolwiek ograniczona przez to, że Gudrun też tam jest. Tak naprawdę wystarczyłoby mi, gdybyście po prostu były sobie neutralne, a to można wypracować z domu. Żeby nie było — zaznaczył asekuracyjnie — dla mnie to wyśmienity pomysł i bardzo bym chciał, byśmy wyjechali we troje! Ale podkreślam tylko, że nie chcę, byś robiła cokolwiek wbrew sobie i tylko ze względu na mnie. Dobrze?

Zaśmiał się cicho, gdy Aria poruszyła temat Isha. Może nie powinien, bo napięta relacja tej dwójki zawsze mu doskwierała, ale już dawno się pogodził, że nic z tym się zrobić nie da. Teraz, gdy Aria zapowiedziała, że nie zamierza się z nim bratać, tak naprawdę niewiele się zmieniło, a właściwie nic. Oboje będą się ignorować jak zwykle, a w dodatku jego ukochana przestanie usiłować dokonać czegoś, co jest niemal niemożliwe, czyli przypodobać się Drawsonowi.

Jednak z jedną rzeczą się nie zgadzał.

— Ish niezupełnie sobie cokolwiek dopowiedział — wyjaśnił ze wzruszeniem ramion. — Nie myśl sobie, kochanie, że go bronię. To tylko suche fakty, bo Ish przyszedł do mnie i widać było, że coś jest nie tak, bo był jakiś taki ponury, trochę zły, trochę niepewny. Powtórzył mi tylko to, co usłyszał, gdy mnie przy tym nie było, czyli że spotkałaś się z… z nim w jakiejś kawiarence. To nie on sobie cokolwiek dodał, tylko ja — przyznał ponuro. — Naprawdę, Ish mi tylko powtórzył to, co usłyszał. Uznał, że powinienem wiedzieć, to wszystko. To ja sobie pomyślałem, że nic o tym nie wiem, a skoro tak, to pewnie coś przede mną ukrywasz. Ale rozumiem twój gniew — wyjaśnił pospiesznie — i nie zamierzam wpływać na twoją decyzję. Ish zachował się jak zwykły przyjaciel, choć masz rację – na pewno się domyślał, czym to się skończy. Ale znam go bardzo dobrze i wiem, że by się udusił, gdyby zachował to przede mną w tajemnicy. Nie bronię go — zaznaczył — tylko rozumiem. Ale ciebie też rozumiem, skarbie, dlatego powtarzam: nie zamierzam się z tym kłócić. To twoja decyzja i myślę, że Ish przewidział także tę konsekwencję swojego... hm, donosu.

Miał wielką nadzieję, że Aria nie będzie mu miała za złe tej chwili szczerości. Mieli mówić sobie o wszystkim, a sam czułby się ze sobą źle, gdyby nie wyjaśnił tej kwestii z Ishem. Aria gniewała się na Drawsona, ponieważ według niej to on uruchomił tę machinę, która doprowadziła do ich rozstania. Jednak według Athana to była tylko jedna z iskier, która spowodowała pożar, poza tym tak jak jej powiedział — to on sobie dopowiedział te bzdury, które w istocie nie miały miejsca, Ish zaś rzucił zwykłymi faktami. Ale obiecał sobie obserwować relacje tej dwójki. Jeśli będą sobie obojętni — to dobrze. Gorzej, jeśli Ish będzie rzucał wobec Arii jakieś krzywdzące uwagi lub krzywo patrzył; wtedy będzie musiał interweniować. Zresztą tak samo w drugą stronę, choć jak znał swoją lubą, ta będzie traktowała Isha jak powietrze, nie odezwawszy się do niego ani słowem. No i dobrze, pomyślał, uznając to za najmniejsze zło.

Nie zdążył odpowiedzieć na jej wyznanie, choć pragnął powiedzieć jej to samo: jak bardzo ją kochał i jak bardzo była dla nim wszystkim. Nie zdążył, ponieważ Aria nagle się na niego rzuciła z głośnym chichotem rozbawionej nastolatki, łaskocząc w różnych zakamarkach. Nie znosił tego, bo choćby delikatny dotyk w niektórych partiach sprawiał, że wybuchał nienaturalnym śmiechem, nie mogąc się odpędzić od tego dziwnego uczucia. Ale znalazł w tym zaletę, bo gdy Aria powaliła go na materac, niemal się na nim kładąc, momentalnie zrobiło mu się gorąco, od razu wiedząc, co zrobić. Całe jego ciało działało instynktownie i nawet śmiech wreszcie ugrzązł w gardle, dzięki czemu Athan był w stanie prawą ręką złapać Arię lekko za kark, przyciskając do siebie, by następnie namiętnie ją pocałować. Ich oddechy i języki łączyły się ze sobą w szaleńczym, dusznym tańcu, coraz chętniej i niecierpliwiej. Lewą rękę wsunął pod jej bluzkę, sięgając pod stanik, by ścisnąć lekko jej pierś i przejechać kciukiem po sutku, teraz sterczącym i stwardniałym. Przyciskając ją do siebie jeszcze bardziej, zdjął rękę z karku, zamierzając zdjąć z niej całą górną część garderoby, tym samym lekko unosząc swoje biodra, aby ułatwić jej odpięcie sprzączki paska. Silny dreszcz podniecenia szarpnął nim, gdy półnaga Aria położyła się na nim, oddając się pełnemu pasji i namiętności pocałunkowi. Poczucie jej piersi na swoim nagim torsie wzbudziło w nim największą przyjemność; gorące ciarki rozeszły się po podbrzuszu i niżej, czyli dokładnie tam, gdzie teraz powinny go atakować. Westchnął ciężko, gdy poczuł, jak Aria, uporawszy się z jego garderobą, chwyciła i rozmasowywała jego członka, choć ten i tak był już gotowy. Wiedząc, że to już czas, objął ją z tyłu i szybkim, choć delikatnym ruchem przewrócił ją na plecy, ostatecznie przejmując inicjatywę w tej zabawie. Desperacko wygłodniały i spragniony jej ciała, jej dotyku, jej ust, jej pocałunków, jej ciężkich oddechów i podniecających jęków, niemal położył się na niej, jedną dłoń wplatając jej we włosy, a drugą szybkimi ruchami pocierając jej pochwę, po chwili to samo robiąc penisem. Wciąż jeszcze w nią nie wchodził, wiedząc, że jednocześnie kochała i nienawidziła tego podrażniania się z nią. Ale musiała jeszcze trochę poczekać, a jej przeciągłe, duszne jęki były w tamtym momencie najsłodszą melodią dla jego uszu. Na przemian obcałowywał jej usta, by zaraz zejść niżej po szyi, dotarłszy do piersi, które delikatnie ssał i podgryzał, drugą ręką coraz mocniej je ściskając. Sunąc wargami po obojczykach, zawędrował znowu do szyi, obcałowując intensywnie jedno miejsce, by po chwili delikatnie się w nią wgryźć.

Wtedy właśnie w nią wszedł, sycąc się jej nagłym, głośnym jękiem. Jego ruchy były z początku powolne, subtelne, zmysłowe, aby dać sobie jak najwięcej rozkoszy. Nigdzie się nie spieszyli, mieli przed sobą całą noc, której nikt im nie przerwie — Athan już o to zadbał. Jego oddechy stawały się coraz cięższe, ale wciąż miał na tyle siły, by obcałowywać zakrwawione miejsce na jej szyi, spijając wypływającą krew. Czując na języku smak krwi, wsunął go w jej usta, namiętnie ją całując, jedną dłonią ujmując twarz, a drugą zaciskając na pośladku Arii, tym samym przyspieszając lekko i intensyfikując ich ruchy. Czuł, jak Aria przy każdym pchnięciu lekko unosiła biodra, dzięki czemu ich ciała działały ze sobą w idealnym rytmie. Splótłszy dłonie na jego karku, wbijała mu boleśnie paznokcie w skórę, ilekroć ciężej westchnęła lub głośniej krzyknęła, a ów ból zdawał się Athanowi nadzwyczaj słodki.

Oboje coraz szybciej tracili cierpliwość, pragnąc tej palącej rozkoszy dla siebie coraz więcej i więcej. Jego ruchy stały się coraz szybsze i mocniejsze, ich jęki głośniejsze, oddechy jeszcze cięższe, a to słodkie, rozgrzewające, podniecające napięcie coraz intensywniejsze. Czując, że zbliżali się do wspólnego spełnienia, dał się zaskoczyć nagłym, niemal agresywnym pocałunkiem Arii, by chwilę później wgryźć się w jego szyję, odpowiadając pięknym za nadobne. Athan wydał z siebie głębokie, przeciągłe mruknięcie, by wtem naprężyć się w gwałtownym orgazmie, wiodąc ich ku największej rozkoszy.

Opadli obok siebie, zmęczeni i rozanieleni swoim dotykiem, swoją bliskością i obecnością. Przez chwilę nie mogli złapać tchu, więc słodko milczeli, przykrywając się leżącym obok kocem i wpatrując w rozgwieżdżoną, granatową noc rozlaną nad ich głowami. Musieli odpocząć i nasycić się tą chwilową ciszą, lecz czasu wciąż mieli dość. Poza tym byli wampirami, ich ciała działały zupełnie inaczej i szybciej się regenerowały, więc gdy tylko zechcą, mogli spróbować raz jeszcze, a potem kolejny.

Ale chcieli dać sobie chwilę. W końcu wreszcie byli ze sobą. Tak jak zawsze powinni być.

— Ja też bardzo cię kocham — szepnął, wciąż ją do siebie tuląc i lekko całując jej skroń.

Potrzebowali jeszcze chwili, by w pełni odpocząć. Żadne z nich nie chciało stąd obchodzić; było zbyt wcześnie i zbyt pięknie, by zostawiać za sobą miejsce, które od dziś tak dobrze im się kojarzyło. Dlaczego mieliby marnować tak wspaniałą, wciąż młodą noc, jeśli mogli ją całą zająć swoją bliskością?

— A tak właściwie… — zaczął powoli, przerywając już wystarczająco długą ciszę — kim był ten, do którego mówiłaś, zanim się ujawniłem? — spytał z rozbawieniem. — Bo wiem, nie podejrzewałaś mnie o coś takiego. A jednak umiem cię czymś jeszcze zaskoczyć! — zawołał dumnie. — Ale tak serio: dużo masz ty jeszcze tych adoratorów? — zapytał, udając śmiertelnie poważny ton. — Lepiej powiedz, że tak; wtedy poczuję się zazdrosny i już wręcz będę musiał się potrójnie starać. Nie wspominając o tym — wymruczał, w tej krótkiej przerwie czule ją całując — że chcę się dla ciebie starać. Jak najlepiej, jak najmocniej i jak najdłużej.

Chciał się starać, ale w istocie także musiał i nie było w tym żadnych żartów. Aria dosadnie mu wyjaśniła, że więcej szans nie będzie. I owszem, na pewno jeszcze wiele razy się pokłócą, ale tak jak Athan sam powiedział: nigdy nie mógł doprowadzić do tego, że Aria zechce się od niego wynieść, tym samym ostatecznie odchodząc. Gdy już wrócą do domu, odetchną, odpoczną i powoli zaczną wbijać się w stary rytm dnia, zapewne Athanasiusa przerazi, jak wiele zmian będzie musiał wprowadzić w swym postrzeganiu związku i traktowaniu Arii. Ale był na to gotowy. Był w stanie zrobić absolutnie wszystko, byle tylko zatrzymać przy sobie tę, którą tak bardzo kochał.

— Ty, na ten przykład, nie masz już żadnej konkurencji — przekonywał, kiwając z powagą głową. — Stare, rozlatujące się próchno ze mnie, to już żadna się za mną nie ogląda — westchnął z głębokim żalem. — Ty wiesz, ile ja mam już lat?! Pięćset trzydzieści cztery! Kto normalny ma tyle lat? — pytał z udawanym oburzeniem. — A właśnie… Ciekawe, kto jest teraz z nas najstarszy. Poprzednio chyba Baltimore’owie… a teraz? Ciekawe, czy jest jeszcze taki, któremu minęło już tysiąclecie.

Sam nie wiedział, dlaczego paplał o takich głupotach. Może dlatego, że miał aż tak dobry humor: po pojawieniu się Arii, pogodzeniu i wspólnym zbliżeniu, nie mogło być lepiej. Aria wciąż go kochała, a on kochał ją. Nadal chciała z nim zostać, a on z nią. Dlatego chciał z tego skorzystać i przedłużyć moment, w którym mogli być absurdalnie beztroscy, ignorując wszelkie mniejsze lub większe kłopoty, nudę codzienności i rutynę, której się obawiali.

— Chciałabyś kiedyś wyjechać z Blickling? —  spytał cicho i dość niespodziewanie. — Niekoniecznie na stałe, ale może na kilka lat? Mamy dość pieniędzy, kiedyś można kupić posiadłość w innym miejscu na świecie. Gdybyś chciała kiedyś się stamtąd wyrwać i…

Mina na moment mu zrzedła, zły na siebie, że przywołał to wspomnienie, które lekko popsuło mu humor.

— I przestać być prowincjonalnym wampirem — dokończył, wciąż siląc się na lekki uśmiech. — Kiedyś mi tak powiedziałaś. Że nie chcesz spędzić tak całego życia. Nie wiem — szepnął, spoglądając Arii w oczy — ile prawdy w tym zostało, ale jeśli nadal się tego boisz, po prostu mi powiedz. Cały czas pamiętam, co ci obiecałem przy kominku, wtedy, po rozprawie u Baltimore’ów. Obiecałem, że nie będziemy wiecznie siedzieć w domu, jak to zwykłem robić, tylko będziemy od czasu do czasu podróżować wedle twojej woli. Chcę tego, skarbie, naprawdę — przekonywał z lekkim uśmiechem. — Przede wszystkim nie chcę, byś czuła się ze mną jakkolwiek źle. Zresztą, o tym jest cała ta mowa: o tym, byśmy o wszystkim sobie mówiła. Więc, serce moje… czego tak naprawdę pragniesz? Czego jeszcze ci brak, aby osiągnąć zupełne szczęście?

Wiedział, że ich związek i jego obecność były dla Arii dostatecznym szczęściem, ale zawsze istniało coś jeszcze, co można było do tej puli radości dołożyć albo coś, co można jakoś polepszyć lub naprawić. Athan chciał to wszystko wiedzieć, aby mieć pewność, że robi wszystko, aby jego luba była z nim prawdziwie szczęśliwie. Tak jak on szczęśliwy był z nią.

Nagle poczuł, jak atakuje go chorobliwe gorąco naprzemiennie z potwornym chłodem. Uświadomił sobie bowiem, że wiedział, co jeszcze uszczęśliwiłoby Arię i co z pewnością mu wypomni, skoro już sam wywołał ją do tablicy. Oświadczyny. Westchnął bezgłośnie wiedząc, że to grząski temat. Oboje tego chcieli, choć Aria tego nie wiedziała. Myślała, że nie chciał się z nią żenić, że wolałby tego unikać i trwać aż do końca tylko jako „zwykła” para. Nie było w tym prawdy, bo i Athan, jako tradycjonalista, marzył o ślubie, zwłaszcza z wybranką serca, którą niewątpliwie była Aria. Jednak wciąż nieco się bał. Testował samego siebie, sprawdzał, jak sobie radził w związku, jak sobie radził z tak bliską relacją i z jeszcze bliższą obecnością Arii. Testował swoje granice, swoją cierpliwość, swój gniew i klatkę, w której trzymał swoje demony. Czysto teoretycznie, na razie testy szły względnie pomyślnie — choć nie brały pod uwagę czegoś tak prozaicznego jak zwykłe kłótnie i nieporozumienia. Ale może także na tym polegał jego błąd? Że skupiał się tylko na niepopełnianiu tych największych grzechów, mniejsze ignorując? Może. Jednak cała rzecz skupiała się na tym, że Athan chciał kiedyś wziąć Arię za swoją żonę. Może już niedługo, ale tylko wtedy, gdy sam nabierze do siebie zaufania i stwierdzi, że nie stanowi dla swojej ukochanej żadnego zagrożenia.

Zastanawiał się, czy jego ukochana to rozumiała. Spyta ją o to, jeśli Aria ostatecznie poruszy kwestię oświadczyn.

Choć niewykluczone, że zabraknie mi czasu i nigdy nie będę miał tej szansy, pomyślał wraz z nagłym ataku pesymizmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^