Wiera Woroncow
Nie spodziewała się, że rozklei się przy Goro, a jeszcze
większym zaskoczeniem było dla niej to, co zrobił mężczyzna. Przytulił ją, a to
ukoiło jej ból. Jego bliskość była przyjemna i wcale nie natarczywa. Lekki
dystans, który utrzymywał, był idealnym połączeniem z odrobiną czułości.
Wystarczyło jej to, by się uspokoić. Nie miała innego wyjścia, musiała opanować
emocje i skupić się na uratowaniu siostry oraz pozbyciu się Rumena. To on był
źródłem wszystkich jej problemów i jedynym wyjściem na zakończenie tej serii
nieformalnych zdarzeń, było zabicie mężczyzny. Z tą myślą wróciła do swojego
pokoju i ta myśl towarzyszyła jej później aż do wyjazdu.
Była milcząca i skupiona. Nawet Belial rozumiał powagę
sytuacji, bo nie kłapał dziobem, jak zazwyczaj. Zatrzymali się w uzgodnionym
miejscu i przegrupowali, jednak plan posypał się już na samym początku, gdy
demony napotkały przeszkodę w postaci bariery. Wiera nie mogła na nich czekać,
więc ruszyła w stronę chaty. Nad wodą unosiła się mgła, słychać było odgłosy
ptaków, a trącane wiatrem gałęzie drzew szeleściły cicho. Było aż za spokojnie,
co wzbudziło podejrzenia. Przez myśl przeszło jej nawet, że Jany tu wcale nie
ma, że na ścianie zastanie wiadomość, by dalej szukała, a Rumen będzie zwodził
ją tak długo aż mu się to znudzi. Serce waliło jej, jak szalone z każdym
kolejnym krokiem. Była przerażona, a w dodatku zupełnie sama. Demony zostały
uwięzione, więc Wiera zdana była tylko na siebie. Zacisnęła mocno pieści
podchodząc do drzwi. Drewniane schody cicho skrzypnęły, a ona poczuła okropną
woń rozkładającego się ciała. Wiedziała, jak pachnie trup, więc nie było mowy o
pomyłce. Mimo to, stała dłuższą chwilę na zewnątrz, łudząc się, że w środku
będzie ktoś inny, a nie Jana. Ból rozdzierał jej serce, kiedy weszła do środka
i zobaczyła niedbale porzucone ciało siostry. Jej długie, ciemne włosy poskręcane
były w nieładzie, a wcześniej rumiane lico, teraz było sine. Dziewczyna leżała
pod stertą kartonów z sieciami rybackimi, a na ścianie nad nią wypisana była
czarną farbą wiadomość.
To twoja wina. Masz jej krew na rękach i będziesz musiała
z tym żyć tak długo, jak ci na to pozwolę.
Wiera wydała z siebie głośny, niekontrolowany krzyk
rozpaczy. Rumen właśnie ją zniszczył. Kobieta wiedziała, że wszystko co stało
się w Bibury, było jej winą. Śmierć matki i siostry była jej winą i teraz
musiała ponieść konsekwencje. Musiała cierpieć, a Rumen skutecznie jej to
zapewniał i przypominał o tym, że gdyby nie jej upór i duma, to nie doszłoby do
tego. Opadła na kolana i zakryła twarz dłońmi, nie będąc w stanie opanować
szlochu. Nie wiedziała, jak długo znajdowała się w takiej pozycji i ile czasu minęło
od wejścia do chaty. Wydawało się jej, że cała wieczność. Poczuła, jak czyjeś
dłonie chwytają ją pewnie i zdecydowanie, zagarniając do tyłu i zamykając
szczelnie w objęciach. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc wcisnęła jedynie
twarz w szyję Goro i skuliła się, jak mała dziewczynka. Chwilę później
odpłynęła.
Poczuła pieczenie pod powiekami, więc powoli otworzyła oczy,
od razu przecierając mokre od łez policzki. Płakała nawet przez sen. Usłyszała
poruszenie z prawej strony łóżka, więc spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła
siedzącego na fotelu jednego z demonów, który pilnował jej pokoju.
- Co się stało? – zapytała nieco zdezorientowana. Demon wstał i oznajmił ze powiadomi szefa, a ten wszystko jej opowie. Po kilku minutach w sypialni zjawił się Goro z wyjaśnieniami i szklanką wody. Po odnalezieniu Jany, Wiera straciła przytomność i została przeniesiona do zamku wraz z ciałem siostry, które teraz znajdowało się w katakumbach pod zamkiem. Kobieta kiwnęła głową dając do zrozumienia, że dotarło do niej, co powiedział. Nie miała odwagi spojrzeć na demona. Było jej wstyd, że aż się przy nim rozkleiła i pozwoliła, by widział ją w takim stanie. Rozbitą, zdruzgotaną.
- Przepraszam za tą chwilę słabości – odezwała się drżącym
głosem, dopiero teraz spoglądając na niego niepewnie. Nabrała powietrza w płuca,
ale poczuła, jak w gardle zbiera się jej ogromna kula bólu. Poczekała chwilę aż
okropne uczucie minie i odezwała się ponownie.
- Rumen mógł zjawić się w każdym momencie, a ja dałam tobie
kolejny powód do zmartwień. Musiałeś zająć się jeszcze mną, bo zachciało mi się
mdleć – nie podobał się jej taki obrót sprawy, zwłaszcza, że Goro miał na głowie
szalonego Griszę. Nie chciała być dla nikogo ciężarem.
- Jana nie żyje od kilku dni. Trzymał jej ciało specjalnie
po to, by zwabić mnie do chaty. Chciał żebym zobaczyła, co zrobiłam. Widziałeś
wiadomość, prawda? On nigdy nie da mi spokoju – wymamrotała kręcąc z
niedowierzaniem głowa. Załamana ręce, które po chwili zacisnęła w pięść tak mocno,
że kostki jej zbielały.
- Muszę wyjechać. Nie mogę was dłużej narażać. To i tak nie ma
sensu. On się mną bawi – stwierdził, opuszczając łóżko. Przeszła się nerwowo po
pokoju, zastanawiając się gdzie mogłaby schować się przed Rumenem. Musiało istnieć jakieś miejsce na świecie, gdzie nigdy by jej nie szukał.
- Nie powinnam w ogóle tu przychodzi. Ściągnęłam tylko na ciebie
kłopoty. Na was. Twoi ludzie stracili ciała. Nic dziwnego, że mnie nie lubią – Goro
zdziwił się na to stwierdzenie. Zapewne nie zdawał sobie sprawy, że część demonów
nie była zadowolona z jej obecności w zamku. Mieli bronić obcej kobiety i walczyć
za sprawy, które ich nie dotyczyły. Nie wszyscy byli przyjaźnię nastawieni i nie raz dogryzali jej lub rzucał i niewybredne komentarze w jej stronę. Udawała, że tego nie słyszy i unikała jakiegokolwiek kontaktu oraz konfrontacji. Ani myślała, by zgłaszać to Goro.
- Chciałabym tylko pochować tutaj Janę. Potrzebuję miejsce,
gdzieś na uboczu, żeby za bardzo nie rzucało się w oczy. Usypie mały kurhan i złożę
tam jej prochy. Cały obrządek nie trwa długo, zajmie tylko kilka minut – wyjaśniła
przebieg pogrzebu i czekała na odpowiedź Goro. Mógł się nie zgodzić. Nie każdy chce
mieć w swoim ogródku grób. Liczyła jednak na to, że nie odmówi jej w takiej sytuacji.
Wiera była wykończona. Negatywne myśli nie dawały jej spokoju
i co rusz bombardowały ją wyrzutami sumienia. Doszło nawet do tego, że myślała
o samobójstwie. Rumen nie będzie mógł jej dłużej dręczyć, a co najważniejsze, udowodniłby,
że wcale nie ma nad nią władzy.
Kiedy Goro zgodził się na pogrzeb i wyznaczył miejsce, kobieta
od razu zajęła się przygotowaniami. Nie chciała dłużej zwlekać, bo jej siostra
i tak wiele przeszła, nawet po śmierci. Demon wybrał idealną część ogrodu i towarzyszył Wierze, gdy
tworzyła nasyp, odmawiając jakiejkolwiek pomocy. Wyjaśniła iż w jej kulturze pochówkiem
zajmują się kobiety i chciałaby, by tak zostało.
- Nasze wierzenia opierają się na słowiańskich bóstwach. Weles
to bóg śmierci, który szczególnie lubił towarzystwo kobiet, dlatego to my się tym
zajmujemy, by błogosławił naszym bliskim – uśmiechnęła się blado, przyklepując ziemię
gołą ręką. Kiedy miejsce było gotowe, wstała z kolan i otrzepała ubranie. Długą
chwilę przyglądała się wszystkiemu w milczeniu aż w końcu ocknęła się z chwilowego
letargu i oznajmiła, że jest gotowa do ceremonii.
Najważniejszym było, by wynieść prochy przez okno, aby w ten
symboliczny sposób zamknąć drzwi przed zmarłym. Następnym krokiem było dotarcie
na miejsce spoczynku okrężną drogą, by dusza nie mogła odnaleźć drogi do domu. Ostatnim
etapem było złożenie prochów w kurhanie wraz z pasmem włosów bliskiej osoby, która
miała towarzyszyć zmarłemu w zaświatach.
- Twoja walka dobiegła końca – szepnęła Wiera, wsypując prochy
w kurhan. Sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów i wyjęła z niej małą buteleczkę alkoholu,
z której upiła spory łyk, a resztę wlała do ziemi. Goro cały czas jej towarzyszył,
jednak jego obecność nie była natarczywa. Stał z boku i przyglądał się wszystkiemu.
Wiera cieszyła się, że był przy niej, nawet jeśli tylko gdzieś z tyłu. Czuła jego
wsparcie i była wdzięczna za wszelką pomoc. Nie była w stanie rozmawiać jeszcze
o tym, co się stało, o Rumenie. Potrzebowała czasu, by dojść do siebie i zastanowić się, co dalej robić. Według niej najrozsądniej było opuścić zamek Baltimore, by demony nie musiały dłużej się dla niej narażać i poświęcać. Bariera Rumena dała im mocno w kość i nadal odczuwali jej skutki.
Ruszyli w milczeniu w stronę zamku. Teren był rozległy, więc
zanim wrócili, mieli chwilę czasu na rozmowę. Okolica była niezwykle malownicza
i znacznie różniła się od wnętrza domu. Kolorowe krzewy, kwieciste klomby, fontanny
i rzeźby. Wszystko było zadbane i równiutko przystrzyżone. Nie przypominało w żaden sposób miejsca, gdzie jeszcze nie tak dawno temu, swoje leże miały wampiry.
- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. To wiele znaczy
– powiedziała cicho, zatrzymując się przy małym skupisku drzew. Spojrzała na demona
i zrobiła kilka kroków w jego stronę, czując jak dopadają ją nagłe wątpliwości. Jak
inaczej miała się mu odwdzięczyć? Nie miała nic, co mogłaby mu zaoferować. Przystanęła
tuż obok i wspięła się na palce, by złożyć delikatny pocałunek na jego wargach.
Przymknęła oczy i trwała tak dłuższą chwilę, jakby w ten sposób chciała przypieczętować
swoje słowa.
- Nie zaczęliśmy najlepiej, ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował
mojej pomocy, to nie wahaj się zadzwonić. Mam u ciebie ogromny dług wdzięczności,
którego pewnie nigdy nie spłacę – uśmiechnęła się i lekko ścisnęła jego dłoń.
- Tak, teraz pana uwodzę – zażartowała, nawiązując do jednej
z ich wcześniejszych rozmów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz