ROZDZIAŁ 268

Wiera Woroncow

Nie spodziewała się, że rozklei się przy Goro, a jeszcze większym zaskoczeniem było dla niej to, co zrobił mężczyzna. Przytulił ją, a to ukoiło jej ból. Jego bliskość była przyjemna i wcale nie natarczywa. Lekki dystans, który utrzymywał, był idealnym połączeniem z odrobiną czułości. Wystarczyło jej to, by się uspokoić. Nie miała innego wyjścia, musiała opanować emocje i skupić się na uratowaniu siostry oraz pozbyciu się Rumena. To on był źródłem wszystkich jej problemów i jedynym wyjściem na zakończenie tej serii nieformalnych zdarzeń, było zabicie mężczyzny. Z tą myślą wróciła do swojego pokoju i ta myśl towarzyszyła jej później aż do wyjazdu.

Była milcząca i skupiona. Nawet Belial rozumiał powagę sytuacji, bo nie kłapał dziobem, jak zazwyczaj. Zatrzymali się w uzgodnionym miejscu i przegrupowali, jednak plan posypał się już na samym początku, gdy demony napotkały przeszkodę w postaci bariery. Wiera nie mogła na nich czekać, więc ruszyła w stronę chaty. Nad wodą unosiła się mgła, słychać było odgłosy ptaków, a trącane wiatrem gałęzie drzew szeleściły cicho. Było aż za spokojnie, co wzbudziło podejrzenia. Przez myśl przeszło jej nawet, że Jany tu wcale nie ma, że na ścianie zastanie wiadomość, by dalej szukała, a Rumen będzie zwodził ją tak długo aż mu się to znudzi. Serce waliło jej, jak szalone z każdym kolejnym krokiem. Była przerażona, a w dodatku zupełnie sama. Demony zostały uwięzione, więc Wiera zdana była tylko na siebie. Zacisnęła mocno pieści podchodząc do drzwi. Drewniane schody cicho skrzypnęły, a ona poczuła okropną woń rozkładającego się ciała. Wiedziała, jak pachnie trup, więc nie było mowy o pomyłce. Mimo to, stała dłuższą chwilę na zewnątrz, łudząc się, że w środku będzie ktoś inny, a nie Jana. Ból rozdzierał jej serce, kiedy weszła do środka i zobaczyła niedbale porzucone ciało siostry. Jej długie, ciemne włosy poskręcane były w nieładzie, a wcześniej rumiane lico, teraz było sine. Dziewczyna leżała pod stertą kartonów z sieciami rybackimi, a na ścianie nad nią wypisana była czarną farbą wiadomość.

To twoja wina. Masz jej krew na rękach i będziesz musiała z tym żyć tak długo, jak ci na to pozwolę.

Wiera wydała z siebie głośny, niekontrolowany krzyk rozpaczy. Rumen właśnie ją zniszczył. Kobieta wiedziała, że wszystko co stało się w Bibury, było jej winą. Śmierć matki i siostry była jej winą i teraz musiała ponieść konsekwencje. Musiała cierpieć, a Rumen skutecznie jej to zapewniał i przypominał o tym, że gdyby nie jej upór i duma, to nie doszłoby do tego. Opadła na kolana i zakryła twarz dłońmi, nie będąc w stanie opanować szlochu. Nie wiedziała, jak długo znajdowała się w takiej pozycji i ile czasu minęło od wejścia do chaty. Wydawało się jej, że cała wieczność. Poczuła, jak czyjeś dłonie chwytają ją pewnie i zdecydowanie, zagarniając do tyłu i zamykając szczelnie w objęciach. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc wcisnęła jedynie twarz w szyję Goro i skuliła się, jak mała dziewczynka. Chwilę później odpłynęła.

Poczuła pieczenie pod powiekami, więc powoli otworzyła oczy, od razu przecierając mokre od łez policzki. Płakała nawet przez sen. Usłyszała poruszenie z prawej strony łóżka, więc spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła siedzącego na fotelu jednego z demonów, który pilnował jej pokoju.

- Co się stało? – zapytała nieco zdezorientowana. Demon wstał i oznajmił ze powiadomi szefa, a ten wszystko jej opowie. Po kilku minutach w sypialni zjawił się Goro z wyjaśnieniami i szklanką wody. Po odnalezieniu Jany, Wiera straciła przytomność i została przeniesiona do zamku wraz z ciałem siostry, które teraz znajdowało się w katakumbach pod zamkiem. Kobieta kiwnęła głową dając do zrozumienia, że dotarło do niej, co powiedział. Nie miała odwagi spojrzeć na demona. Było jej wstyd, że aż się przy nim rozkleiła i pozwoliła, by widział ją w takim stanie. Rozbitą, zdruzgotaną.

- Przepraszam za tą chwilę słabości – odezwała się drżącym głosem, dopiero teraz spoglądając na niego niepewnie. Nabrała powietrza w płuca, ale poczuła, jak w gardle zbiera się jej ogromna kula bólu. Poczekała chwilę aż okropne uczucie minie i odezwała się ponownie.

- Rumen mógł zjawić się w każdym momencie, a ja dałam tobie kolejny powód do zmartwień. Musiałeś zająć się jeszcze mną, bo zachciało mi się mdleć – nie podobał się jej taki obrót sprawy, zwłaszcza, że Goro miał na głowie szalonego Griszę. Nie chciała być dla nikogo ciężarem. 

- Jana nie żyje od kilku dni. Trzymał jej ciało specjalnie po to, by zwabić mnie do chaty. Chciał żebym zobaczyła, co zrobiłam. Widziałeś wiadomość, prawda? On nigdy nie da mi spokoju – wymamrotała kręcąc z niedowierzaniem głowa. Załamana ręce, które po chwili zacisnęła w pięść tak mocno, że kostki jej zbielały.

- Muszę wyjechać. Nie mogę was dłużej narażać. To i tak nie ma sensu. On się mną bawi – stwierdził, opuszczając łóżko. Przeszła się nerwowo po pokoju, zastanawiając się gdzie mogłaby schować się przed Rumenem. Musiało istnieć jakieś miejsce na świecie, gdzie nigdy by jej nie szukał. 

- Nie powinnam w ogóle tu przychodzi. Ściągnęłam tylko na ciebie kłopoty. Na was. Twoi ludzie stracili ciała. Nic dziwnego, że mnie nie lubią – Goro zdziwił się na to stwierdzenie. Zapewne nie zdawał sobie sprawy, że część demonów nie była zadowolona z jej obecności w zamku. Mieli bronić obcej kobiety i walczyć za sprawy, które ich nie dotyczyły. Nie wszyscy byli przyjaźnię nastawieni i nie raz dogryzali jej lub rzucał i niewybredne komentarze w jej stronę. Udawała, że tego nie słyszy i unikała jakiegokolwiek kontaktu oraz konfrontacji. Ani myślała, by zgłaszać to Goro. 

- Chciałabym tylko pochować tutaj Janę. Potrzebuję miejsce, gdzieś na uboczu, żeby za bardzo nie rzucało się w oczy. Usypie mały kurhan i złożę tam jej prochy. Cały obrządek nie trwa długo, zajmie tylko kilka minut – wyjaśniła przebieg pogrzebu i czekała na odpowiedź Goro. Mógł się nie zgodzić. Nie każdy chce mieć w swoim ogródku grób. Liczyła jednak na to, że nie odmówi jej w takiej sytuacji. 

Wiera była wykończona. Negatywne myśli nie dawały jej spokoju i co rusz bombardowały ją wyrzutami sumienia. Doszło nawet do tego, że myślała o samobójstwie. Rumen nie będzie mógł jej dłużej dręczyć, a co najważniejsze, udowodniłby, że wcale nie ma nad nią władzy.

Kiedy Goro zgodził się na pogrzeb i wyznaczył miejsce, kobieta od razu zajęła się przygotowaniami. Nie chciała dłużej zwlekać, bo jej siostra i tak wiele przeszła, nawet po śmierci. Demon wybrał idealną część ogrodu i towarzyszył Wierze, gdy tworzyła nasyp, odmawiając jakiejkolwiek pomocy. Wyjaśniła iż w jej kulturze pochówkiem zajmują się kobiety i chciałaby, by tak zostało. 

- Nasze wierzenia opierają się na słowiańskich bóstwach. Weles to bóg śmierci, który szczególnie lubił towarzystwo kobiet, dlatego to my się tym zajmujemy, by błogosławił naszym bliskim – uśmiechnęła się blado, przyklepując ziemię gołą ręką. Kiedy miejsce było gotowe, wstała z kolan i otrzepała ubranie. Długą chwilę przyglądała się wszystkiemu w milczeniu aż w końcu ocknęła się z chwilowego letargu i oznajmiła, że jest gotowa do ceremonii. 

Najważniejszym było, by wynieść prochy przez okno, aby w ten symboliczny sposób zamknąć drzwi przed zmarłym. Następnym krokiem było dotarcie na miejsce spoczynku okrężną drogą, by dusza nie mogła odnaleźć drogi do domu. Ostatnim etapem było złożenie prochów w kurhanie wraz z pasmem włosów bliskiej osoby, która miała towarzyszyć zmarłemu w zaświatach.

- Twoja walka dobiegła końca – szepnęła Wiera, wsypując prochy w kurhan. Sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów i wyjęła z niej małą buteleczkę alkoholu, z której upiła spory łyk, a resztę wlała do ziemi. Goro cały czas jej towarzyszył, jednak jego obecność nie była natarczywa. Stał z boku i przyglądał się wszystkiemu. Wiera cieszyła się, że był przy niej, nawet jeśli tylko gdzieś z tyłu. Czuła jego wsparcie i była wdzięczna za wszelką pomoc. Nie była w stanie rozmawiać jeszcze o tym, co się stało, o Rumenie. Potrzebowała czasu, by dojść do siebie i zastanowić się, co dalej robić. Według niej najrozsądniej było opuścić zamek Baltimore, by demony nie musiały dłużej się dla niej narażać i poświęcać. Bariera Rumena dała im mocno w kość i nadal odczuwali jej skutki. 

Ruszyli w milczeniu w stronę zamku. Teren był rozległy, więc zanim wrócili, mieli chwilę czasu na rozmowę. Okolica była niezwykle malownicza i znacznie różniła się od wnętrza domu. Kolorowe krzewy, kwieciste klomby, fontanny i rzeźby. Wszystko było zadbane i równiutko przystrzyżone. Nie przypominało w żaden sposób miejsca, gdzie jeszcze nie tak dawno temu, swoje leże miały wampiry. 

- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. To wiele znaczy – powiedziała cicho, zatrzymując się przy małym skupisku drzew. Spojrzała na demona i zrobiła kilka kroków w jego stronę, czując jak dopadają ją nagłe wątpliwości. Jak inaczej miała się mu odwdzięczyć? Nie miała nic, co mogłaby mu zaoferować. Przystanęła tuż obok i wspięła się na palce, by złożyć delikatny pocałunek na jego wargach. Przymknęła oczy i trwała tak dłuższą chwilę, jakby w ten sposób chciała przypieczętować swoje słowa.

- Nie zaczęliśmy najlepiej, ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował mojej pomocy, to nie wahaj się zadzwonić. Mam u ciebie ogromny dług wdzięczności, którego pewnie nigdy nie spłacę – uśmiechnęła się i lekko ścisnęła jego dłoń.

- Tak, teraz pana uwodzę – zażartowała, nawiązując do jednej z ich wcześniejszych rozmów.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^