Wiera Woroncow
Zaskoczył ją swoją nagłą zmianą postawy i przeprosinami.
Zrozumienie, że nie wszystko da się załatwić w prosty sposób i czasem trzeba
się tłumaczyć, sprawiło iż Wiera mimowolnie się uśmiechnęła. Spojrzała na
demona i przypatrywała mu się w milczeniu dłuższą chwilę, dokładnie badając
jego twarz. Mówił szczerze, czuła to. On również chciał pojednania, choć trudno
było mu zrozumieć pewną rzecz, jaką cały czas kobieta próbowała mu przekazać. Nie
była idiotką, która gadała bzdury, ale najwyraźniej mężczyzna właśnie za taką ją
uważał. Gniewał się cały czas o to, że zataiła przed nim Cień i dlatego traktował
ją, jak intruza.
- Przecież nie opowiadam tego wszystkiego bez celu. Pragnę
byś zrozumiał, kim jestem i kim jest Rumen. Jakimi kierujemy się wartościami,
czego możesz się po nas spodziewać i jak z nami walczyć. Podałam ci tyle
istotnych szczegółów, a ty uczepiłeś się romansu – powiedziała cicho,
odgarniając z twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. Przymknęła na moment
oczy i zaczerpnęła głęboko powietrza, by spojrzeć zaraz ponownie na demona.
Jego twarz była zupełnie inna niż wcześniej, jakby bardziej łagodna. Już nie
patrzył na nią z irytacją lub jak na wroga. To dodało Wierze nieco otuchy i
pozwoliło na kontynuację rozmowy.
- To jest dla mnie nowe i czuję się zagubiona. Straciłam
wszystko, co miałam. Rodzinę, Wspólnotę. A jeśli ja się tak czuje, to on
również. Żyliśmy w odosobnieniu, nie mieliśmy kontaktu z nikim spoza Wspólnoty.
Jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiałam. Jeśli popełniam gafy, to dlatego że
nigdy nie rozmawiałam z kimś obcym. Wchodzę bez pozwolenia, bo wcześniej nie
musiałam o nie prosić. To nie tak, że nie jestem dobrze wychowana. Jestem, ale
inaczej. Teraz to ja jestem dla wszystkich tą obcą, a to straszne uczucie.
Obezwładniające. To jest jego słabość – samotność. Zniszczył wszystko, co
kochał i znał. Jeśli przypomnę mu o tym w odpowiedni sposób, straci czujność i
będzie podatny na zranienie – wyjaśniła, starając się opanować drżenie głosu. Mówienie
o Bibury i bliskich sprawiało jej trudność. Nie potrafiła poradzić sobie z
nadmiarem emocji, zwłaszcza tych negatywnych. Chciała trzymać się w kupie, jak
najdłużej mogła, bo gdy tylko pozwoliłaby sobie na odrobinę swobody,
przepadłaby na dobre. Ciężko byłoby jej potem wrócić, dlatego wolała uchodzić
za nieczułą w oczach innych, być może też Goro, ale było to jedyne wyjście, by
mieli jakąkolwiek szanse pokonać Rumena. Musiała myśleć trzeźwo, a jej osąd nie
mógł być zmącony strachem o siostrę.
- Złączenie dłoni uwalnia w nas cząsteczki odpowiedzialne za
manipulacje materią. Jeśli nie pozwolicie mu ich złączyć, to chwilowo będzie bezbronny.
Będę mogła zmusić go do wspomnień o Bibury, rozbudzić w nim poczucie winy, co znacznie
go osłabi. Wtedy go zabije – powiedziała na wydechu, dziwiąc się sama sobie, że
potrafiła wypowiedzieć aż tyle słów na raz bez zaczerpnięcia powietrza.
- Rozumiem, co należy zrobić i akceptuje to. Z tobą będzie
bezpieczniejsza, zwłaszcza, że nie ma kompletnie orientacji w terenie. Mogłaby
w panice coś sobie zrobić, a tego chcemy uniknąć, prawda? Jana jest zupełnie
bezbronna i zdana tylko na nas. Nie chciałabym by widziała, jak go zabijam.
Zabierz ją, jak najdalej ode mnie, bez względu na wszystko. – powiedziała cicho,
czując iż będzie musiała zaufać demonowi w kwestii opętania. Nadal czuła żal o
to, co stało się wcześniej, ale i ona w tamtej chwili dała ciała. Tym razem
było to jedyne wyjście. Oboje milczeli dłuższą chwilę, jakby każde z nich
ponownie analizowało cały plan, a raczej składało do kupy porozrzucane wszędzie
strzępy. Wiera w końcu zbliżyła się do demona i delikatnie dotknęła jego dłoni,
co sprawiło że jego spojrzenie skupiło się tylko na niej.
- Ja również cię przepraszam. Zachowuje się, jak głupi
dzieciak. Po prostu... Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie mam pojęcia, co
robić. Czuję, że cały czas mnie atakujesz i chcesz za coś ukarać. Czasem się
ciebie boję i mam wrażenie, że żałujesz iż zgodziłeś się mi pomóc. Rozumiem to
i nie mam pretensji. Obiecuję, że wyjadę jak tylko to się skończy i nie będę
się niepotrzebnie narzucała ani was narażała. Dziękuję, że dałeś mi dach nad
głową i schronienie. To wiele dla mnie znaczy i nie zapomnę ci tego. – posłała
mężczyźnie lekki uśmiech, zapewniając tym samym o szczerości swych słów. Prawdą
było, że nie chciała dłużej być na łasce demonów i czuć się, jak intruz w
zamku. Nie wszyscy byli przyjaźnie nastawieni, a znoszenie ich zaczepek bywało
ciężkie. Nie skarżyła się nikomu, bo nie miała do tego prawa. Wtargnęła do ich
domu i musiała żyć na ich zasadach.
- Mów mi po imieniu, dobrze? Żadna ze mnie pani – skwitowała,
mając nadzieję, że zrezygnowanie z mniej oficjalnej formy ułatwi im sprawę.
- No dobrze, w takim razie jeszcze raz. Pójdę na spotkanie z
Rumenem. Część demonów będzie w swojej naturalnej formie, a część w ciałach. Ty
opętasz Janę i od razu się nią wycofasz. Demony unieruchomią Rumena, a ja go zabije.
Brzmi dość skromnie, ale czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze – oznajmiła,
opadając ponownego na łóżku mężczyzny. Nagle poczuła coś dziwnego, coś czego nie
mogła powstrzymać. Łzy napłynęły jej do oczu, a kilka sekund później rozlały się
po policzkach. Z gardła wydobył się cichy szloch, ale demon z pewnością go usłyszał,
bo stał zaledwie kilka kroków od niej. Zasłoniła usta dłonią, zaskoczonego tym,
co się z nią działo.
- Przepraszam, jaaa... Przepraszam – wydukała pospiesznie. Otarła
wierzchem dłoni mokre policzki odwróciła głowę. Dała ponieść się chwili słabości,
dała omotać się rozpaczy i tęsknocie. Gdyby mogła cofnąć czas, to wszystko zrobiłaby
inaczej. Przyjęłaby oświadczyny i żyła z Rumenem tak, jak zawsze tego chciał. To
nic, że byłaby nieszczęśliwa. Wszyscy nadal by żyli, nic by się nie zmieniło, a Bibury nadal by istniało. Teraz zostały tylko zgliszcza i rozdarte serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz