ROZDZIAŁ 252

Wiera Woroncow

Biła się z myślami, czy aby na pewno powinna jechać do miasta, by odszukać Goroheidura. Mężczyzna od niedawna zajmował miejsce Baltimorów, z którymi Wiera nie miała zamiaru utrzymywać żadnych kontaktów, ani tym bardziej wchodzić im w drogę. Żyli całkiem niedaleko siebie, ale Griszowie unikali spotkań z wampirami, nie tylko z tymi należącymi do elity. W przeszłości to głównie oni knuli przeciw nim, gdy jeszcze przebywali na terenach Rosji. Ich zazdrość o koneksje i wpływy była tak wielka, że doprowadziła do śmierci wielu ludzi Małej Nauki, jeszcze zanim zdołali opuścić kraj. Dlatego też Woroncow była nieufna wobec tej rasy i wolała trzymać się z dala. O zaproszeniu na bankiet dowiedziała się od Rumena, który przechwalał się któregoś wieczoru w barze, że nie ma zamiaru korzystać z fałszywej gościnności jakiegoś faceta o dziwnym imieniu, który nie miał pojęcia o niczym. Podobno, według niego, Griszom wiodło się całkiem nieźle i nie potrzebowali żadnego opiekuna. Wiera była ciekawa innych ras i bardzo chciała wziąć udział w prawdziwym bankiecie, który do tej pory znała tylko z opowieści matki. Urodziła się w Anglii, dlatego nie mogła pamiętać życia w Rosji. Griszowie byli powszechnie szanowani i zapraszani na wiele przyjęć, między innymi na cesarskim dworze. Matka z rozrzewnieniem wspominała nie raz piękne suknie, kawior i drogie trunki.

Miała tylko jedną okazję, by dostać się do posiadłości Baltimorów, o której dowiedziała się będąc już w Londynie. Nie miała pieniędzy na transport, więc ogłuszyła mężczyznę na parkingu i ukradła mu auto, by móc przemieszczać się po mieście i okolicy. Była zmęczona, głodna, brudna i zziębnięta. Ogarnęła się na tyle, na ile pozwoliła jej butelka wody z tylnego siedzenia samochodu. Nie czuła się komfortowo idąc na spotkanie z nieznajomym taka umorusana, ale na tą chwilę nie miała innego wyjścia.

Nigdy jeszcze nie spotkała żadnego demona. Na pierwszy rzut oka wyglądali, jak zwykli ludzie, ale po dłuższym przebywaniu w ich towarzystwie, Wiera odczuwała dziwny ucisk w klatce piersiowej. A może to ze zmęczenia i ich natura nie miała na to wpływu? Goroheidur bez zbędnych komplikacji zgodził się na spotkanie, a kobieta musiała zaniechać planu B, który obejmował użycie na nich mocy. Weszła powoli do gabinetu, czując jak nerwy na moment przejmują nad nią kontrolę. Była skrępowana swoim niechlujnym strojem, podczas gdy mężczyzna prezentował się nienagannie. Odkryła, że to właśnie on był wczoraj w Bibury, a raczej tym, co z niego zostało. Na samą myśl o traumatycznych wydarzeniach kobieta spięła się jeszcze bardziej. Łagodny głos Goro dodał jej nieco otuchy. Usiadła i przyjęła propozycję herbaty, którą jej zaoferował. Nim cokolwiek powiedziała, wypiła duszkiem całą filiżankę, nie zwracając uwagi, że napitek parzy jej podniebienie.

- Bardzo pana przepraszam za swój wygląd i nietaktowne zachowanie. Przyznam szczerze, że to pierwsze, co mam w ustach od dwóch dni, a to miałam na sobie...kiedy... Tak opuściłam dom. – powiedziała, siląc się na lekki uśmiech, który nie obejmował oczu. Westchnęła przeciągle, nerwowo. Nie wiedziała od czego powinna zacząć swoją opowieść. Przeczesała włosy palcami i zamilkła na dłuższą chwilę, starając się zebrać myśli.

- Musi Pan wiedzieć, że przybyłam tutaj z nadzieją iż znajdę schronienie. Obawiam się o swoje życie, ale moja obecność tutaj może przysporzyć pewnych problemów – przyznała, podnosząc się z fotela i nerwowo przechadzając po pomieszczeniu. Podeszła do okna i odsunęła nieco zasłonę, aby wyjrzeć na zewnątrz. Powoli zapadał zmierzch, a słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo miało pomarańczowy, złowieszczy odcień, który kojarzył się jej z ogniem. Wzdrygnęła się i odwróciła ponownego do swojego rozmówcy.

- Jestem winna tego, co stało się w Bibury. Sprowokowałam go, a to doprowadził do tragedii. Cholera! Gdybym tylko zachowała się inaczej, to nie doszło by do tego wszystkiego – wymamrotała drżącym głosem. Miała na sumieniu wszystkich członków Wspólnoty, bo bardzo wątpiła w to, że przeżył ktoś poza nią.

- Rumen przyszedł do mnie dwa dni temu żądając mojej ręki. Nie byłam zainteresowana, więc grzecznie odmówiłam. Nie przyjął odmowy i stał się napastliwy. Użyłam wobec niego mocy i wyrzuciłam z domu. Niefortunnie wpadł w błoto, wyśmiałam go. Było kilku świadków zdarzenia i zapewne to go tak ugodziło. Przejął niedawno schedę po ojcu i cały czas walczył wśród członków Wspólnoty o szacunek. – przerwała na moment, spoglądając na Goro. Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę, jakby oboje szukali w swoich oczach cienia fałszu. Wiera chciała mieć pewność, czy może mu ufać, a on czy mówi prawdę. Siedział wyprostowany i skupiał na niej wzrok oraz myśli. Nic innego nie było w tym momencie na tyle ważne, by odwrócić uwagę od tego, co mówiła.

- Każdy z nas ma dwie natury, które określają go jako Griszę i człowieka. Jak się pan zapewne domyśla, jest to jasna i ciemna strona naszej duszy. Tą jasną reprezentujemy my, a ciemną pewien byt, który nazywamy Cieniem. Możemy wybrać, jak chcemy żyć. Czy pozostaniemy bardziej ludzcy, a zarazem śmiertelni i podatni na przemijanie czasu, czy skorzystamy z tego, co oferuje nam Cień. Dostęp do większej mocy, długowieczność, piękno. Istnieje rytuał, który wiąże nas z tym właśnie bytem. Jeśli dana osoba nie jest na tyle silna, by wytrzymać związanie, Cień pochłania nas od środka. Potęguje nasze najgorsze cechy, pozbawia sumienia, popycha do czynienia zła. Mówię o tym, aby łatwiej było zrozumieć panu, co zaszło w Bibury. – ponownie zajęła miejsce na fotelu, dając mężczyźnie chwilę, by uporządkował sobie wszystkie informacje. Był demonem, więc jak mało kto pojmował toczącą się od wieków walkę dobra ze złem, ciemności z jasnością.

- Pod wpływem silnych emocji, Cień może przejąć nad nami kontrolę i to właśnie stało się z Rumenem. Nie mógł znieść odrzucenia, upokorzyłam go na oczach innych. Tym karmi się Cień, naszym bólem i nienawiścią. Rumen to Eteryk z Zakonu Przywoływaczy. Piekielnik, czyli kontroluje ogień. Widział pan, co zostało z Bibury. Zamordował wszystkich i teraz szuka mnie. Nie spocznie, póki mnie nie zabije, ale na mnie nie poprzestanie. Cień nie odejdzie. Będzie chciał więcej – wyznała ściszając głos do szeptu. Zaczesała kilka kosmyków włosów za ucho i spojrzała raz jeszcze na Goro. Był zamyślony, ale nie nieobecny. Dawno już nie spotkała kogoś takiego, jak on. Dżentelmen w każdym calu. Przypominał jej trochę ojca, którego cechowały nienaganne maniery i powściągliwość. Miał w sobie tajemnicę, która czyniła go wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. 

- Przybyłam tutaj prosić o pomoc. Nie boję się śmierci, ale sama nie dam rady go zabić. Tak, zabić. To właśnie trzeba zrobić z Rumenem, inaczej spopieli kolejną wioskę, a później miasto. Nie mogę na to pozwolić i jest pan moją jedyną nadzieją. Muszę odpocząć, nabrać sił i zastanowić się, co dalej. Być może i jest opętany zemstą, ale jest też świetnym strategiem i wojownikiem To nie byle chłoptaś. – powiedziała z przejęciem i opuściła głowę. Obawiała się, że Goro nie zechce jej pomóc, bo i czemu miałby chcieć się narażać dla nieznajomej kobiety.

- Wyprzedzając pańskie pytanie, ja jestem Somatyczką z Zakonu Żywych i Umarłych. Jestem ciałobójcą, czyli najprościej mówiąc, kontroluje cząsteczki ludzkiego ciała. Krew, organy, kończyny, hormony. Mogę sprawić panu najgorszy ból lub największą przyjemność, za pomocą umysłu – przyłożyła palec do skroni i uśmiechnęła się lekko. Pozwoliła sobie na małą, delikatną demonstrację. Goro poruszył się niespokojnie na swoim fotelu, ale zaraz jego twarz pojaśniała w uśmiechu, a oblicze zupełnie się zmieniło. Wyglądał co najmniej dwadzieścia lat młodziej. Z radością każdemu było do twarzy, nawet poważnemu demonowi. Roześmiał się głośno i wydawał się niezwykle odprężony tą chwilą szczęścia.

- Zrozumiem, jeśli mi pan odmówi i nie będę żywiła urazy. Proszę jednak pamiętać, że Rumen jest zagrożeniem również dla was, bo jeśli Cień urośnie w siłę, nikt nie zdoła go powstrzymać. Nie chcę mieć również waszej krwi na rękach. Poczucie winy i tak pewnie wkrótce mnie zabije – przyznała ze spokojem, licząc się z tym iż mężczyzna nie zgodzi się na współpracę i przegna ją z posiadłości. Nie miała pojęcia, jak Goro zareaguje na te wszystkie informacje i co właściwie sobie myślał. Jeśli zbagatelizuje zagrożenie, to okaże się głupcem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^