Wiera Woroncow
Biła się z myślami, czy aby na pewno powinna jechać do miasta,
by odszukać Goroheidura. Mężczyzna od niedawna zajmował miejsce Baltimorów, z którymi
Wiera nie miała zamiaru utrzymywać żadnych kontaktów, ani tym bardziej wchodzić
im w drogę. Żyli całkiem niedaleko siebie, ale Griszowie unikali spotkań z wampirami,
nie tylko z tymi należącymi do elity. W przeszłości to głównie oni knuli przeciw
nim, gdy jeszcze przebywali na terenach Rosji. Ich zazdrość o koneksje i wpływy
była tak wielka, że doprowadziła do śmierci wielu ludzi Małej Nauki, jeszcze zanim
zdołali opuścić kraj. Dlatego też Woroncow była nieufna wobec tej rasy i wolała
trzymać się z dala. O zaproszeniu na bankiet dowiedziała się od Rumena, który przechwalał
się któregoś wieczoru w barze, że nie ma zamiaru korzystać z fałszywej gościnności
jakiegoś faceta o dziwnym imieniu, który nie miał pojęcia o niczym. Podobno, według
niego, Griszom wiodło się całkiem nieźle i nie potrzebowali żadnego opiekuna. Wiera
była ciekawa innych ras i bardzo chciała wziąć udział w prawdziwym bankiecie, który
do tej pory znała tylko z opowieści matki. Urodziła się w Anglii, dlatego nie mogła
pamiętać życia w Rosji. Griszowie byli powszechnie szanowani i zapraszani na wiele
przyjęć, między innymi na cesarskim dworze. Matka z rozrzewnieniem wspominała nie raz piękne
suknie, kawior i drogie trunki.
Miała tylko jedną okazję, by dostać się do posiadłości Baltimorów,
o której dowiedziała się będąc już w Londynie. Nie miała pieniędzy na transport,
więc ogłuszyła mężczyznę na parkingu i ukradła mu auto, by móc przemieszczać się
po mieście i okolicy. Była zmęczona, głodna, brudna i zziębnięta. Ogarnęła się na
tyle, na ile pozwoliła jej butelka wody z tylnego siedzenia samochodu. Nie czuła się komfortowo
idąc na spotkanie z nieznajomym taka umorusana, ale na tą chwilę nie miała innego
wyjścia.
Nigdy jeszcze nie spotkała żadnego demona. Na pierwszy rzut oka
wyglądali, jak zwykli ludzie, ale po dłuższym przebywaniu w ich towarzystwie, Wiera
odczuwała dziwny ucisk w klatce piersiowej. A może to ze zmęczenia i ich natura
nie miała na to wpływu? Goroheidur bez zbędnych komplikacji zgodził się na spotkanie,
a kobieta musiała zaniechać planu B, który obejmował użycie na nich mocy. Weszła
powoli do gabinetu, czując jak nerwy na moment przejmują nad nią kontrolę. Była
skrępowana swoim niechlujnym strojem, podczas gdy mężczyzna prezentował się nienagannie.
Odkryła, że to właśnie on był wczoraj w Bibury, a raczej tym, co z niego zostało.
Na samą myśl o traumatycznych wydarzeniach kobieta spięła się jeszcze bardziej.
Łagodny głos Goro dodał jej nieco otuchy. Usiadła i przyjęła propozycję herbaty,
którą jej zaoferował. Nim cokolwiek powiedziała, wypiła duszkiem całą filiżankę,
nie zwracając uwagi, że napitek parzy jej podniebienie.
- Bardzo pana przepraszam za swój wygląd i nietaktowne zachowanie.
Przyznam szczerze, że to pierwsze, co mam w ustach od dwóch dni, a to miałam na
sobie...kiedy... Tak opuściłam dom. – powiedziała, siląc się na lekki uśmiech, który
nie obejmował oczu. Westchnęła przeciągle, nerwowo. Nie wiedziała od czego powinna
zacząć swoją opowieść. Przeczesała włosy palcami i zamilkła na dłuższą chwilę, starając
się zebrać myśli.
- Musi Pan wiedzieć, że przybyłam tutaj z nadzieją iż znajdę
schronienie. Obawiam się o swoje życie, ale moja obecność tutaj może przysporzyć
pewnych problemów – przyznała, podnosząc się z fotela i nerwowo przechadzając po
pomieszczeniu. Podeszła do okna i odsunęła nieco zasłonę, aby wyjrzeć na zewnątrz.
Powoli zapadał zmierzch, a słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo miało pomarańczowy,
złowieszczy odcień, który kojarzył się jej z ogniem. Wzdrygnęła się i odwróciła
ponownego do swojego rozmówcy.
- Jestem winna tego, co stało się w Bibury. Sprowokowałam go,
a to doprowadził do tragedii. Cholera! Gdybym tylko zachowała się inaczej, to nie
doszło by do tego wszystkiego – wymamrotała drżącym głosem. Miała na sumieniu wszystkich
członków Wspólnoty, bo bardzo wątpiła w to, że przeżył ktoś poza nią.
- Rumen przyszedł do mnie dwa dni temu żądając mojej ręki. Nie
byłam zainteresowana, więc grzecznie odmówiłam. Nie przyjął odmowy i stał się napastliwy.
Użyłam wobec niego mocy i wyrzuciłam z domu. Niefortunnie wpadł w błoto, wyśmiałam
go. Było kilku świadków zdarzenia i zapewne to go tak ugodziło. Przejął niedawno
schedę po ojcu i cały czas walczył wśród członków Wspólnoty o szacunek. – przerwała
na moment, spoglądając na Goro. Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę,
jakby oboje szukali w swoich oczach cienia fałszu. Wiera chciała mieć pewność, czy
może mu ufać, a on czy mówi prawdę. Siedział wyprostowany i skupiał na niej wzrok
oraz myśli. Nic innego nie było w tym momencie na tyle ważne, by odwrócić uwagę
od tego, co mówiła.
- Każdy z nas ma dwie natury, które określają go jako Griszę
i człowieka. Jak się pan zapewne domyśla, jest to jasna i ciemna strona naszej duszy.
Tą jasną reprezentujemy my, a ciemną pewien byt, który nazywamy Cieniem. Możemy
wybrać, jak chcemy żyć. Czy pozostaniemy bardziej ludzcy, a zarazem śmiertelni i
podatni na przemijanie czasu, czy skorzystamy z tego, co oferuje nam Cień. Dostęp do większej mocy, długowieczność, piękno. Istnieje
rytuał, który wiąże nas z tym właśnie bytem. Jeśli dana osoba nie jest na tyle silna,
by wytrzymać związanie, Cień pochłania nas od środka. Potęguje nasze najgorsze cechy,
pozbawia sumienia, popycha do czynienia zła. Mówię o tym, aby łatwiej było zrozumieć
panu, co zaszło w Bibury. – ponownie zajęła miejsce na fotelu, dając mężczyźnie
chwilę, by uporządkował sobie wszystkie informacje. Był demonem, więc jak mało kto
pojmował toczącą się od wieków walkę dobra ze złem, ciemności z jasnością.
- Pod wpływem silnych emocji, Cień może przejąć nad nami kontrolę
i to właśnie stało się z Rumenem. Nie mógł znieść odrzucenia, upokorzyłam go na oczach innych.
Tym karmi się Cień, naszym bólem i nienawiścią. Rumen to Eteryk z Zakonu Przywoływaczy.
Piekielnik, czyli kontroluje ogień. Widział pan, co zostało z Bibury. Zamordował
wszystkich i teraz szuka mnie. Nie spocznie, póki mnie nie zabije, ale na mnie nie
poprzestanie. Cień nie odejdzie. Będzie chciał więcej – wyznała ściszając głos do
szeptu. Zaczesała kilka kosmyków włosów za ucho i spojrzała raz jeszcze na Goro.
Był zamyślony, ale nie nieobecny. Dawno już nie spotkała kogoś takiego, jak on.
Dżentelmen w każdym calu. Przypominał jej trochę ojca, którego cechowały nienaganne
maniery i powściągliwość. Miał w sobie tajemnicę, która czyniła go wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju.
- Przybyłam tutaj prosić o pomoc. Nie boję się śmierci, ale sama
nie dam rady go zabić. Tak, zabić. To właśnie trzeba zrobić z Rumenem, inaczej spopieli
kolejną wioskę, a później miasto. Nie mogę na to pozwolić i jest pan moją jedyną
nadzieją. Muszę odpocząć, nabrać sił i zastanowić się, co dalej. Być może i jest
opętany zemstą, ale jest też świetnym strategiem i wojownikiem To nie byle chłoptaś.
– powiedziała z przejęciem i opuściła głowę. Obawiała się, że Goro nie zechce jej
pomóc, bo i czemu miałby chcieć się narażać dla nieznajomej kobiety.
- Wyprzedzając pańskie pytanie, ja jestem Somatyczką z Zakonu
Żywych i Umarłych. Jestem ciałobójcą, czyli najprościej mówiąc, kontroluje cząsteczki
ludzkiego ciała. Krew, organy, kończyny, hormony. Mogę sprawić panu najgorszy ból
lub największą przyjemność, za pomocą umysłu – przyłożyła palec do skroni i uśmiechnęła
się lekko. Pozwoliła sobie na małą, delikatną demonstrację. Goro poruszył się niespokojnie
na swoim fotelu, ale zaraz jego twarz pojaśniała w uśmiechu, a oblicze zupełnie
się zmieniło. Wyglądał co najmniej dwadzieścia lat młodziej. Z radością każdemu
było do twarzy, nawet poważnemu demonowi. Roześmiał się głośno i wydawał się niezwykle
odprężony tą chwilą szczęścia.
- Zrozumiem, jeśli mi pan odmówi i nie będę żywiła urazy. Proszę
jednak pamiętać, że Rumen jest zagrożeniem również dla was, bo jeśli Cień urośnie
w siłę, nikt nie zdoła go powstrzymać. Nie chcę mieć również waszej krwi na rękach.
Poczucie winy i tak pewnie wkrótce mnie zabije – przyznała ze spokojem, licząc się
z tym iż mężczyzna nie zgodzi się na współpracę i przegna ją z posiadłości. Nie
miała pojęcia, jak Goro zareaguje na te wszystkie informacje i co właściwie sobie
myślał. Jeśli zbagatelizuje zagrożenie, to okaże się głupcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz