ATHANASIUS
Tak jak się tego spodziewał, Aria nie wysłuchiwała biernie
jego zarzutów, tylko śmiało odpowiedziała ogniem. Jednak atak był tak silny i
chował w sobie tak dużo emocji, że Athan nie do końca był na to przygotowany,
na moment zapominając o swoim gniewie i żalu. Tym bardziej, że już jej pierwsze
słowa potwornie go zszokowały, przez co był zdolny tylko do wpatrywania się w Arię szeroko otwartymi oczami.
— Jakie uzależnienie… — szeptał, nie rozumiejąc, co właśnie
usłyszał i nie mogąc odnaleźć sensu tego wyznania. Pospiesznie analizował fakty,
próbował sobie przypomnieć cokolwiek, co wskazywałoby na jakiekolwiek uzależnienie,
ale nic takiego nie kojarzył. I dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie, jak
Aria opowiadała, że przed ucieczką wyssała z Blome’a całą krew, około sześciu litów!
To ogromna ilość, znacznie przekraczająca ich zapotrzebowanie. Po takim
jednorazowym strzale łatwo uwierzyć, że wampirowi potrzeba coraz większych
ilości, a tym samym się uzależnić. — Boże, Aria… — jęknął skruszony.
Czuł wstyd, że nie miał o tym pojęcia. A przecież powinien
sam się domyślić! Aria mu opowiadała o tych traumatycznych wydarzeniach, potem
słuchał jej zeznań u Baltimore’ów! Jak mógł coś takiego przeoczyć? Jak mogło go
nie zastanawiać, że Aria nie przepadała za krwią i piła ją tylko wtedy, gdy naprawdę
musiała, ale nie częściej i nie więcej niż potrzebowała? Czuł się koszmarnie z tą
myślą, a jego gniew momentalnie ustąpił, uświadamiając mu, że i on był strasznym
egoistą, a tym samym hipokrytą.
I na tym kłótnia mogłaby się skończyć. Athan, zdławiony swoją
klęską, padłby na kolana i błagał swoją ukochaną o przebaczenie. Tak mogło być. Mogło. Jednak Aria, na ich wspólne nieszczęście, mówiła dalej, sprawiając, że żal i
współczucie momentalnie uleciały z Athanasiusa, zastąpione przez dobrze sobie
znany gniew.
Wystarczyło do tego jedno zdanie.
„Och, ale przecież żyłam, więc moja strata nie była dla
ciebie aż tak bolesna”.
Nawet huk rozbijanego o ścianę talerza nie był w stanie
oderwać zszokowanego wzroku Athana od Arii. Po raz kolejny nie mógł uwierzyć w
to, co usłyszał, mając nadzieję, że się przesłyszał. Bo to przecież niemożliwe, by Aria była tak zaślepiona i opowiadała rzeczy, które nie miały z rzeczywistością nic wspólnego. Musiała to wiedzieć! Więc dlaczego mówiła coś tak niedorzecznego?
— Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?! — wycedził wściekle. —
Słyszysz te bzdury?! Przecież ci wyjaśniłem — krzyknął — dlaczego to powiedziałem
i dlaczego tak myślałem! No przecież nie chodzi o to — tłumaczył ze
zniecierpliwieniem — że tęsknię tylko za martwymi, do cholery! Pamiętasz, jak
to było — zawołał, zamachnąwszy się rękami — gdy wcześniej byliśmy razem!
Chociaż sama wiesz, jaki to był „związek” — prychnął gorzko. — Przecież już
wiesz, dlaczego tak było! Powiedziałem ci to! Wiesz, czego się bałem i dlaczego
w pewnym sensie czułem się spokojniejszy z myślą, że ułożysz sobie życie beze
mnie! Nie wiedziałem — krzyknął na poły rozpaczliwie i gniewnie — co się wtedy z
tobą działo, bo skąd miałem wiedzieć? Nie chcieliśmy mieć ze sobą żadnego
kontaktu, byliśmy na siebie źli — dodał ciszej. — Więc straciłem cię, ale beze
mnie miałaś być szczęśliwsza. Bo nie chciałem cię zatrzymywać za wszelką cenę. Tylko
jeszcze bardziej bym cię skrzywdził. I to, twoim zdaniem, było gorsze od
śmierci?
Niestety, im dłużej i więcej Aria mówiła, tym było gorzej.
Athan wybałuszał oczy, nie dając wiary tym wszystkim bredniom, jakich dane mu
było wysłuchiwać. Aż trudno było uwierzyć, że to jego Aria — ta sama, pewna
siebie, inteligentna, rozsądna. Jej nigdy nie podejrzewałby o mówienie
podobnych bredni, dlatego aż coś nieprzyjemnie kłuło go w pierś na samą myśl,
że jego ukochana naprawdę wygadywała takie głupstwa.
— Kimś, kto ma mi dorównać? — powtórzył, zaśmiawszy się szyderczo.
— Jak ty chciałaś mi dorównać? W czym? — pytał wściekle. — I po co? Oczywiście,
że zasługujesz na znacznie więcej, ale dlaczego oskarżasz o to mnie i wysuwasz jakieś
bzdurne teorie? Rób co chcesz, mi nic nie musisz udowadniać! Naprawdę sądzisz,
że tego nie dostrzegam? Że mam cię za nic? Aż tak nisko mnie oceniasz? Nie chcę
— wycedził — żebyś była jakąś moją kopią! Pilnowałem cię, wychowywałem — no tak,
owszem, ale jak byłaś moją wychowanką! Takie było wtedy moje zadanie, ale to
było lata temu! Jeśli uważasz, że musisz mi cokolwiek udowadniać — warknął — to
tylko dlatego, że sobie to ubzdurałaś!
Zaśmiał się lodowato, gdy Aria wyskoczyła z kolejnym
argumentem — i to takim, na który sam czekał, bo było pewne, że prędzej czy później
się pojawi.
— Ach, demony! — zakrzyknął, udając wielką radość. — Nasz
ulubiony temat! Zwłaszcza że to przez nich zaczęło nam się wszystko sypać! Ale
tobie oczywiście to w żadnym razie nie przeszkadza, bo niby dlaczego? Dobrze
wiesz, że nie podoba mi się twój kontakt z nimi — pokiwał głową w geście
zrozumienia — a jednak cały czas to robisz. Kurwa! Przecież ja bym cię nie zamknął
w piwnicy, do cholery! — wrzasnął. — Chcesz się z nimi widywać, no dobra! Widuj
się, tylko do diabła, mnie do tego nie zmuszaj! A ty się uparłaś — burknął — że
skoro ty ich kochasz, to ja też muszę! MUSZĘ! Bo inaczej… co? — spytał,
spoglądając na nią oczekująco. — No co? Co się stanie? Och! Może to, co dzieje
się teraz, co?
Zamilkł momentalnie, gdy Aria poruszyła temat Rady i tego,
jak zareagował na wieść, że to właśnie Vasco została wyznaczona przez Goro. Athan
poczuł, jak robi się na przemian blady i czerwony na twarzy, a złość walczyła wewnątrz
niego z gniewem i rozbudzającą się na nowo zawiścią. Lecz mimo to wyprostował
się, spoglądając na Arię z dumą i bez choćby cienia słabości na twarzy, zamierzając
otwarcie się do wszystkiego przyznać. W czasie tej kłótni padło już zbyt wiele
słów i nie było tu miejsca na żadne inne sekrety.
— Tak, byłem zawiedziony — przyznał otwarcie. — Myślałem, że
to mi zaproponuje to miejsce, ponieważ jestem głową rodu. Ale się pomyliłem —
odparł lodowatym tonem. — Stanowisko zaproponowano tobie. Rozmawiałem dziś o
tym z Goro. Przeprosił za to, że Rada stała się ością niezgody między nami i
obiecał wycofać swoją propozycję.
Był ciekaw reakcji Arii na te słowa. Sam nie wiedział,
dlaczego to robił, ale nie mógł się powstrzymać od wbicia tej małej szpileczki.
Aż sam się sobie dziwił, że obserwował reakcję Arii z niemałą satysfakcją: przyglądał
się malującemu na jej twarzy zaskoczeniu, które przeplatało się z coraz większym
żalem i rozczarowaniem.
— Nie chciał nas skłócać swoja Radą — kontynuował niewzruszony
— choć stale powtarzał, że jest ciebie pewien i bardzo by chciał mieć cię w
swojej drużynie. Z tym że Goro rozumiał, że są sprawy ważne i ważniejsze. Są priorytety.
Zamilkł na moment, sam się sobie dziwiąc, że nie skorzystał
z szansy i nie przekonał demona, że powinien zostawić Arię w spokoju.
Zapomnieliby o Radzie, zapomnieliby o całej tej przeklętej rasie i byliby
znacznie spokojniejsi. A już na pewno on.
— Ale, choć niechętnie, musiałem się z nim zgodzić —
przyznał ponuro — że nadajesz się do Rady dużo lepiej niż ktokolwiek inny. Dużo
lepiej niż ja — doprecyzował gorzko. — Poprosiłem go, by z ciebie nie rezygnował,
sądząc, że ta decyzja wcale aż tak na nas nie wpłynie. Teraz tego żałuję —
przyznał chłodnym tonem po dłuższej chwili ciszy — ale nie zamierzam tego cofać.
Nigdy w życiu byś mi tego nie wybaczyła.
Jakimś cudem wszystkie te słowa wypowiadał niemal bez
emocji. Nie było w tym krzyku, powarkiwań ani żadnych innych objawów
szalejącego wewnątrz niego gniewu. Już dawno zrozumieli, że ta kłótnia
doprowadzi do ich rozłamu i teraz mogli tylko dobijać się kolejnymi argumentami
— ale one i tak już nic by nie zmieniły, bo mleko się rozlało, a wszystkie
krzywdzące, decydujące słowa zostały wypowiedziane.
Na dźwięk tego zakazanego imienia zazgrzytał zębami, nie
mogąc uwierzyć, że ten pierzony demon wtrącał się we wszystko, nawet w ich kłótnię!
A jeszcze gorsze było to, że tuż obok Beliala Aria wspominała Gudrun, stawiając
ich niemal w jednym rzędzie jako winowajców. I tego właśnie Athan najbardziej
nie mógł przełknąć
— Twoja zazdrość o Gudrun jest po prostu żałosna — wycedził
wściekle. — Uwłaczasz tylko swojej inteligencji sądząc, że wybrałem ją zamiast
ciebie! Jakby tu było cokolwiek do wyboru, do cholery! Jak ty byś się poczuła —
wysyczał, podświadomie wiedząc, że nie powinien korzystać z tej karty — gdyby Emmet
wrócił? Albo Elijah? Też byś ich poklepała po główce, powiedziała, że się
cieszysz i byś sobie poszła? Nie miałabyś poczucia straconego czasu i potrzeby
odrobienia go jakoś? Miałabyś, uwierz mi! — zawołał. — Miałabyś, tylko nie
jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. Bo jakbyś mogła? Przepraszam, jeśli przez
ten czas poczułaś się odsunięta — wyznał — ale naprawdę byłem pewien, że to
rozumiesz! Myślałem, że się cieszysz razem ze mną, że wiesz, dlaczego tyle
czasu chcę spędzić z Gudrun! Kłujesz mi w oczy, że cię dla niej porzuciłem. Ale
dlaczego nigdy do nas nie podeszłaś? Dlaczego sama się odsuwałaś? Bo tak
robiłaś, Aria, nie przecz! Znikałaś gdzieś, dobrowolnie nas samych zostawiałaś.
Myślałem, że robisz to specjalnie, żeby dać nam czas! — zakrzyknął, wzruszając ramionami.
— I przyznaję, że może ja byłem ślepy, ale nigdy bym nie pomyślał, że poczujesz
się o nią zazdrosna! Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? — spytał niemal szeptem.
— Sądziłaś, że się tego domyślę? Z gwiazd to wyczytam? Masz do mnie żal o to,
że sama umykałaś i nawet nie starałaś się lepiej poznać Gudrun! Co ty myślisz —
pytał gniewnie — że zazdrośnie trzymałbym ją dla siebie i nikomu nie oddał? Że
byłbym zły, gdyby Gudrun śmiałaby spędzać czas z kimkolwiek innym? A z kim ona ma go, do
jasnej cholery, spędzać?! Jehanne i Isha nie zna, nie ma tu żadnych przyjaciół,
bo wszyscy, których znała, się postarzeli. Ciebie zna tylko z moich opowieści,
ale jak się na nią wydzierasz, to podejrzewam, że może mieć problemy z
zaufaniem — zakpił. — Z tego rachunku wynika, że ma tylko mnie! Więc czy to
takie dziwne, że spędzamy ze sobą czas? I o to masz do nas żal? — pytał z
niedowierzaniem w głosie. — Do mnie, że cię zaniedbałem i do niej, że ukradła
ci czas ze mną?
Sam nie wierzył w to, co mówił, a jeszcze bardziej w to, że
musiał to wszystko Arii tłumaczyć. Może za bardzo uwierzył w nią i jej
umiejętność trzeźwej oceny sytuacji. Tym bardziej, że już nawet nie chciał
sięgać po argument, iż to przecież Vasco wskrzesiła Gudrun — a raczej do tego doprowadziła. Nie miałoby to wiele sensu, choć jednocześnie ujawniłoby ten absurd sytuacji.
— Przyznaję, nie widziałem zdjęcia — mruknął, spuszczając na moment wzrok. — Przegapiłem tę gazetę, sam nie wiem jak. Ale dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Tylko czekałaś – znowu! – aż sam się wszystkiego domyślę? Aria — westchnął ze zmęczeniem — przecież wiesz, że ja sam nie lubię cię zamęczać rozmowami o swojej pracy. Ale jeśli twoja jest twoją pasją, a wiem, że jest, to przecież chętnie cię wysłucham! — tłumaczył żywiołowo. — Przecież wiem, jak to kochasz i jak świetna jesteś w tym, co robisz! Jeśli tylko zechcesz opowiedzieć mi o swoich projektach, osiągnięciach… tę gazetę przegapiłem — przyznał raz jeszcze — ale gdyby nie ona, to skąd ja to miałby wszystko wiedzieć? No nie od ciebie, bo o niczym mi nie powiedziałaś! I masz jeszcze do mnie o to pretensje! No do cholery!
— I już ci mówiłem — burknął, siląc się na cierpliwość — że
jak chciałaś spędzić z nią trochę czasu, to trzeba było to po prostu zrobić.
Trzeba było powiedzieć, że chcecie się poznać i robicie sobie babski wieczorek.
Myślisz, że tego nie chcę?! Rany, ja o tym marzę! — zawołał niemal błagalnie. —
Marzę o tym, byście się ze sobą lepiej poznały… nie wiem, może kiedyś nawet zaprzyjaźniły!
A ja nie jestem tu żadną przeszkodą! Spędzam z Gudrun mnóstwo czasu, ale myślałem,
że to w tej nadzwyczajnej sytuacji normlane – to raz! A dwa, że przecież nie
jestem jej strażnikiem, no cholera!
Słuchając, jak Aria mówi o wyjeździe i o tym, jaka to niby
jest dla niego mało ważna, jęknął głośno i wściekle, zakrywając twarz w
dłoniach i zaraz ją odsłaniając w geście największej irytacji. Im więcej
mówili, tym na bardziej absurdalne grunty wkraczali.
— Jezu Chryste, o czym ty bredzisz?! — wrzasnął wyjątkowo głośno,
tym razem ani nie chcąc, ani nie umiejąc ukryć władającego nim gniewu. —
Naprawdę sądzisz, że twój wyjazd mnie nie zaboli?! Jak możesz — wywarczał przez
zaciśnięte zęby — porównywać te dwie sytuacje?! I ZNOWU — ryknął — KAŻESZ MI
WYBIERAĆ! No co za bzdura! Nie jesteś ani okropna, ani nie mam cię gdzieś! Ale
mnie NIE SŁUCHASZ! I ja ciebie też, owszem — przyznał pozornie spokojniej,
odgarniając włosy z czoła — ale to jest właśnie ten nasz problem. Ani siebie
nie słuchamy, ani ze sobą nie rozmawiamy. No — westchnął — to już wiemy, nad czym
pracować, gdybyś jeszcze chciała. Ach!, i zanim zaczniesz mi zarzucasz, że osaczam
Gudrun — syknął, dysząc ciężko w odpoczynku po niedawnym ataku — i nie daję jej
przestrzeni, może najpierw ją spytaj o zdanie, co? Jakoś nie widziałem, żebyś
poza wrzaskami z nią rozmawiała! Więc z tymi ocenami zechciej się wstrzymać.
Gdy na nowo powrócił temat demonów, przymknął ze zmęczeniem
powieki, bezgłośnie wzdychając. Miał już po dziurki w nosie tego tematu, ale
wyglądało na to, że był nieodłącznym elementem tej kłótni.
— Właśnie rzecz w tym, że mnie zmuszasz — wyznał lodowato. —
I nie myśl, że nie doceniam tego, co poświęciłaś dla tego związku. Szkoda
tylko, że mnie masz za ignoranta, który tylko czeka, aż ofiarujesz mi więcej i
więcej. Dzięki temu widać, że tak naprawdę nie rozumiesz nic z tego, co ci powiedziałem
o swojej przeszłości. A raczej: nie rozumiesz, dlaczego ci to powiedziałem.
Sam się sobie dziwił, że poruszał ten temat, ale niespodziewanie
to w niego uderzyło: dlaczego Aria sądzi, że to ona jedna się poświęcała?
Dlaczego uważała, że on jedynie wymagał, nie licząc się z nikim i z niczym? Bo
zapomniała? Albo nie doceniała.
— Zastanawiałem się, dlaczego tak dobrze na to wszystko
zareagowałaś. A może to dlatego, że to się od ciebie odbiło jak od ściany. Bo
nadal tego nie pojmujesz, prawda? — spytał, patrząc na nią z rozdzierającym serce
smutkiem. — W naszym rozstaniu sprzed prawie wieku widzisz tylko rozstanie?
Widzisz tylko zimnego, obojętnego mnie, który cię odpycha, bo nigdy cię nie pokocha
i nigdy mu nie wystarczysz. Tylko tyle widzisz, prawda? W tym całym
odchodzeniu, odpychaniu — wymieniał — widzisz tylko odchodzenie i odpychanie. I
może faktycznie robię z siebie cierpiętnika — przyznał z lekkim wzruszeniem ramion.
— Dzięki za uświadomienie mi, że nie ma ku temu żadnego powodu. Od razu mi
lepiej.
Milczał, słuchając jej przeprosin, w które nie wierzył.
Milczał i nawet nie drgnął, gdy obserwował, jak ocierała załzawione policzki,
nawet mimo tego, że czuł narastający na piersi ciężar i coraz mocniej atakujące
go ukłucia dziecięcego wręcz lęku. Gdzieś bardzo głęboko czuł się tak, jakby właśnie
popełniał jakiś śmiertelny błąd i wszechobecna panika dawała mu o tym boleśnie
znać. Ale co mógł zrobić? Schować swoje żale i obawy do kieszeni, przytulić
Arię i skłamać, że wszystko będzie dobrze? Nie będzie, bo nawet jeśliby się teraz
pogodzili, byłoby to fałszywe i sztywne. Nadal by milczeli, nadal nie umieliby
ze sobą rozmawiać i nadal nosiliby w sobie te same winy i zarzuty, jakie wypłynęły
w czasie tej sprzeczki. Potrzebowali detoksu, dlatego na wieść o jej
tymczasowej wyprowadzce zmusił się do ledwie kiwnięcia głową. Bał się powiedzieć,
że tak będzie lepiej, bo nie wiedział, jak by Aria to zinterpretowała.
Jednak ostatnie słowa sprawiły, że Athan spojrzał na nią z
wydzierającym oczy lękiem, próbując doszukać się w spojrzeniu Arii może jakiejś
przesady, może czegoś, co jakoś zniekształciłoby ten przekaz. Przestraszył się
jeszcze bardziej, gdy niczego takiego nie znalazł.
Czekałam już zbyt długo, przykro mi.
Miała rację. Czekała tak długo i najwyraźniej wciąż nie otrzymała
tego, czego oczekiwała.
A może to nie była gra warta świeczki? A może Aria
rzeczywiście nie powinna do niego wracać? Nie dlatego, że by tego nie chciał —
wprost przeciwnie! Ale dlatego, że może dla niej byłoby lepiej. Może naprawdę,
wbrew temu, co się Arii dotychczas wydawało, a co Athan od wielu lat podejrzewał
i czego się bał, bez niego byłaby szczęśliwsza.
Albo, co bardziej prawdopodobne…
Mniej nieszczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz