ROZDZIAŁ 250

Wiera Woroncow

Pamiętała, jak przez mgłę wydarzenia sprzed tygodnia i ilekroć budziły ją w nocy koszmary, wmawiała sobie, że to tylko złe sny. Nadal czuła smród spalenizny, widziała na skórze popiół, słyszała krzyki mordowanej siostry, matki i pozostałych członków Wspólnoty. Nagle została sama i choć bardzo chciała, nic nie mogła z tym zrobić. Od zawsze powtarzano, że Grisz jest silny nie przez moc, którą nauczył się władać, a przez swych bliskich, którzy umacniają go w tej wiedzy i podtrzymują, gdy upada. Skąd teraz miała czerpać siłę skoro nie miała już nikogo? Ciężko było jej przyzwyczaić się do myśli o samotności, ciężko było teraz podnieść się, gdy nikt nie wyciągał do niej pomocnej dłoni, gdy nie miała żadnego wsparcia. Nigdy nie przypuszczała, że jej buńczuczność doprowadzi do tragedii, a jednak tak właśnie się stało i musiała ponieść konsekwencje swych decyzji i nauczyć się z nimi żyć.

Rumen Georgiew Radew był głową Wspólnoty, żyjącej na terenach Anglii od ponad sześciuset lat. Wcześniej władzę dzierżył jego ojciec, Maksimus, który był wspaniałym i dobrodusznym człowiekiem. Wyprowadził klan z Rosji, gdzie coraz silniej rozwijały się represje przeciw ludziom Małej Nauki, nazwanej potocznie Magią. Cesarz zerwał z Griszami wszelkie umowy, które określały ich prawa i przywileje. Musieli opuścić oddziały cesarskiej armii i wyrzec się wszystkich urzędniczych stanowisk. Zepchnięto ich do rynsztoka i okrzyknięto wiedźmami, które rzekomo miały knuć przeciw carskiej koronie i nakłaniać do rewolucji. Społeczeństwo uwierzyło w ich złe zamiary i rozpoczęło jawne polowanie oraz prześladowania. Ucieczka z ojczyzny nie była łatwa, ale w końcu wszyscy wspólnie zdecydowali iż czas opuścić Rosję i osiąść w innym kraju. Uznano, że najlepiej będzie żyć z dala od ludzi i nie ujawniać swych zdolności, gdyż ludzie nie byli na nie gotowi. Reagowali strachem na coś, czego nie znali, dlatego odbierali ich jako zagrożenie.

Wiera domyślała się, że Rumen coś do niej czuje, chociaż ona sama nigdy nie wykazywała jakiejkolwiek inicjatywy w tym kierunku. Był głową klanu od roku i cały czas walczył o uznanie oraz szacunek. Chciał dorównać ojcu, choć każdy wiedział iż nigdy nie będzie w stanie zastąpić Maksimusa. Był znacznie inny: porywczy, nerwowy, władczy i niecierpliwy. Kobieta nie mogła zaprzeczyć, że Radew był przystojny, bo wzdychała do niego nie jedna Grisza, ale ona nie czuła do mężczyzny niczego innego, prócz niechęci. Odpychał ją swoim usposobieniem i ładna buzia oraz muskularne ciało nie mogły tego zmienić.

- Chcę cię za żonę. Chcę byś była moja – oznajmił, nachodząc ją w domu. Mówił stanowczo i widać było, że nie zamierza odpuścić. Kobieta spojrzała na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, nie mając pojęcia, jak powinna zareagować. Nie przypuszczała, że Rumen tak otwarcie zaoferuje małżeństwo. Był najlepszą partią, jaka mogła się jej trafić, problem polegał na tym, że Wiera nie była nim w ogóle zainteresowana. Gdyby żył jej ojciec, to nakazałby przyjąć te jakże urocze oświadczyny i być pokorną żoną. Miała szczęście, że matka w kwestii miłości dała jej i siostrze wolną rękę.

- Nie – odpowiedziała krótko, ale równie stanowczo. Usłyszała, jak mężczyzna wciąga głęboko powietrze w płuca, po czym zaczyna ciężko oddychać. Zamknęła powoli książkę, której czytanie akurat jej przerwał i odłożyła ją na drewniany stolik. Jej ruchy były wręcz powolne, co mocno irytowało Rumena. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę i wbił w nią natarczywe spojrzenia. Wiera była niewzruszona jego postawą, choć wyczuwała złowrogą aurę.

- Nie? Myślisz, że kim ty niby jesteś? Widzę, jak cały czas mnie prowokujesz, jak się wdzięczysz i patrzysz zalotne! Nie rób ze mnie głupca! – warknął i ruszył w jej stronę, pokonując trzema wielkimi krokami całą szerokość pokoju. Chwycił ją za nadgarstki i szarpnął mocno, zmuszając by na niego spojrzała. Zaskoczyła ją jego złość i uniesienie, a jeszcze bardziej słowa. Nigdy się do nikogo nie wdzięczyła, a już z pewnością nie do niego. Unikała towarzystwa Rumena, bo zawsze się do niej kleił i rzucał niewybredne komentarze. Teraz wpada do jej domu żądając, by została jego żoną. Tego było za wiele.

- Powiedziałam, że nie zostanę twoją żoną i koniec kropka. Nie w tym życiu, ani w żadnym innym – wysyczała przez zaciśnięte zęby, spoglądając na mężczyznę z odrazą, z obrzydzeniem. Był dla niej najgorszym robalem, którego wprost się brzydziła. Zaślepiała go rządzą władzy i chęć posiadania. Musiał mieć wszystko, czego chciał, a w tej chwili chciał jej i był gotów o to walczyć.

- Zostaniesz – rzucił, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech, który wyprowadził Wierę z równowagi. Odepchnęła Rumena z całej siły, tak mocno, że aż wpadł na ścianę. Złączyła dłonie i wykonała jeden ze znaków do samoobrony. Jako ciałobójca mogła manipulować cząsteczkami ludzkiego ciała, wywoływać ataki serca, kontrolowała płuca, przepływ krwi, czy też spowolnić proces leczenia. Sparaliżowała Radewa, więc mężczyzna runął jak długi na ziemię, wrzeszcząc jakby go opętało. Nie mógł się ruszyć, a jedynie wił się niczym glista i pokracznie przesuwał w stronę drzwi, by wydostać się na zewnątrz i zniknąć z zasięgu jej wzroku. Było już ciemno, ale ulica oświetlona była latarniami. Wiera mieszkała w niewielkim domku przy głównej ulicy, więc mimo dość późnej pory, po miasteczku kręciło się całkiem sporo ludzi. Gdy inskrypcja nieco osłabła, Rumen otworzył drzwi i sturlał się po schodach, wpadając twarzą wprost w błotnistą kałuże na trawniku. Wiedźma stała w drzwiach i śmiała się w głos z zalotnika, który wyklinał ją wściekle pod nosem. Kilku przechodniów zwróciło uwagę na całą sytuację i nawet przystanęło, aby obserwować dalszy bieg wydarzeń.

- Nie przyłaź tu więcej, bo wywrócę ci flaki na drugą stronę. Moja odpowiedź brzmi nie! Nie będę twoją żoną, choćbym miała zdechnąć, jako stara panna – krzyknęła w stronę mężczyzny i zatrzasnęła drzwi. Usłyszała głośne śmiechy mieszkańców oraz warkot Rumen zbierającego się z jej trawnika. Cały był umazany błotem.

- Pożałujesz suko.

No i pożałowała. Jeszcze tej samej nocy.

Wszystko zaczęło się krótko po północy i trwało zaledwie kilka minut, choć wydawało się jej, że całą wieczność. Rumen w ataku szału spalił całe miasteczko i wymordował mieszkańców, jednego po drugim. Nim dotarł do jej domu, matka nakazała jej uciekać, a sama stanęła w obronie córek. Próbowano go powstrzymać, ale na próżno. Wiera uciekła jednym z tuneli, które przygotowane były na ewentualny atak łowców czarownic i ciągnęły się kilometrami pod ziemią. Nim oddaliła się na tyle, by być bezpieczna, usłyszała jak Rumen zabija jej matkę i siostrę. Nie mogła nic zrobić, jedynie biec przed siebie.

Stała na środku rynku, ściskając gazetę i spoglądając na zgliszcza swojego domu. Wybuch gazu. Tak przedstawiono wydarzenia sprzed tygodnia. Łzy spływały jej po twarzy, a złość jaka w niej narastała była nie do zniesienia. Czuła, że karmiła tym swój Cień, więc jak najszybciej musiała się opanować. Usłyszawszy odgłos nadjeżdżających samochodów, ruszyła biegiem w stronę drzew. Obawiała się, że Rumen wrócił, choć upewniła się iż wyjechał kilka dni temu. Z jednego z aut wysiadł Azjata, którego nigdy jeszcze nie spotkała. Towarzyszyło mu około dwudziestu ludzi, którymi bez wątpienia przewodził. Obawiając się o swoje życie, Wiera ponownie uciekła, nie odwracając się za siebie. Nie miała pojęcia, jakie zamiary mają nieznajomi i czy nie byli w zmowie z Rumenem. Wolała dmuchać na zimne i unikać kontaktu z kimkolwiek. Jej matka, siostra i cała Wspólnota oddała za to życie. Musiała to uszanować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^