ROZDZIAŁ 247

 ATHANASIUS

Ten wieczór musiał się okazać katastrofą. Musiał, jeśli jednym z jego głównych elementów były demony. Jak się prędko okazało, Athanasius był jedynym, który nadal pozostawał nieufny wobec tej rasy — i, co ważniejsze, wszyscy najwyraźniej mieli mu to za złe. Może powinni, Athan wielokrotnie się nad tym zastanawiał. Bo może naprawdę przesadzał? Może był zbyt zatwardziały w swojej nienawiści? Może pałał do nich chorobliwą niechęcią tylko dla zasady? Bo czyż to nie oni właśnie wskrzesili jego ukochaną córeczkę? Czyż to nie dzięki nim ujrzał Gudrun po całych, jakże koszmarnych, trzydziestu pięciu latach? Tak, właśnie dzięki nim — dzięki znienawidzonym demonom.

A więc był niewdzięcznikiem. Niewdzięcznie bowiem traktował tych, którzy zrobili dla niego tak wiele. Żadne winy nie były na tyle duże, by zatrzeć tę jedną, jakże wielką zasługę — wskrzeszenie Gudrun. Wobec tego Athan powinien być im wdzięczny! Powinien!

Powinien. Ale nie umiał.

I był z tym całkowicie sam. Aria wprost się w tych demonach kochała, co zresztą bolało go najbardziej. Gudrun była ich obecnością podekscytowana, a Jehanne zaciekawiona: nawet jeśli odczuwała pewien niepokój, plusy z czasem zaczęły przeważać nad minusami. Ish, choć podejrzliwy, ulegał wrażeniu kobiety, którą kochał i także zaczął się przekonywać — a przynajmniej był neutralny, pozostawiając sobie bezpieczną furtkę w postaci obiektywnego, przytomnego osądu. Athan nie umiał się na to zdobyć, choć właśnie ta neutralność była najbardziej oczekiwana, zwłaszcza przez jego bliskich.

Ale jakoś zaciskał zęby. Rozmowa z Goro nie poszła tak źle, czym Aria zdawała się wręcz rozanielona. Athana cieszyła jej radość, choć była ona jednocześnie bardzo gorzka. Tismaneanu nie mógł się bowiem pozbyć absolutnie absurdalnej, niedorzecznej i idiotycznej myśli, że Aria wybrała demony zamiast jego.

Przecież wie, jak źle mi się kojarzą. Wie, jak się męczę w ich obecności. Więc dlaczego wręcz zmusza mnie do towarzyszenia im? Czy ona naprawdę niczego nie widzi? A może nie chce widzieć? Albo zwyczajnie to ignoruje?

Już od dłuższego czasu miał wrażenie, że Aria zupełnie go nie rozumiała.

Prychnął pod nosem, myśląc sobie, jakie to wszystko dziwne i w swym założeniu podejrzanie proste. Po dosłownie dziesiątkach lat bolesnego rozstania Aria i Athan wreszcie doczekali się swojego happy endu. Wszystkie potwory zostały pokonane, a oni mogli pławić się w spokoju i dobrobycie, skupiając się na sobie i na swojej miłości. Brakowało już tylko sceny romantycznego pocałunku na tle pogorzeliska i zaciągnięcia czerwonej kurtyny z dopiskiem „i żyli długo i szczęśliwie”.

Dlaczego nikt nigdy nie pytał, co się działo za tą kurtyną?

Może dlatego, że to nie spełniało warunków dobrej, radosnej bajki. Może dlatego, że tamta „zakurtynowa” rzeczywistość była zbyt mdła, nijaka i… nieszczęśliwa, by chcieć ją dalej opowiadać.

A może żyjący długo i szczęśliwie żyli rzeczywiście długo, ale wcale nie tak szczęśliwie?

 

Miało być dobrze. Pomyślnie przebiegająca rozmowa z Goro, zachwycona tym Aria, jej Bestiariusz, który wzruszył wszystkich w pomieszczeniu, włącznie z nim. Athan z uwielbieniem spoglądał w jej błyszczące od zachwytu oczy, gdy wysłuchiwała kolejnych komplementów. Miało być dobrze. Dlaczego więc nie było? Dlaczego te dwa demony nadal tam siedziały? Dlaczego Aria nawrzeszczała przy gościach na niczemu winną Gudrun? Dlaczego Athan miał ochotę momentalnie obronić córkę, stając przeciwko swojej ukochanej?

Dlaczego ostatnio działo się aż tak źle?

 

Dusił się, lecz już nie tylko dlatego, że kolacja się dłużyła. Ta wreszcie dobiegła końca, goście się rozeszli, a on został sam, co niespodziewanie sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Był tak potwornie zły, rozczarowany i zawiedziony, choć sam nie potrafił dokładnie sprecyzować źródła tych wszystkich toksycznych odczuć. I bał się już tylko, że one wszystkie prędzej czy później znajdą swoje ujście.

 

— Co to miało być, do cholery?!

Gdyby był przytomny, a nie zaślepiony i zagłuszony pulsującym w nim gniewem, zląkłby się tego podniesionego, agresywnego tonu, jaki wymierzył wprost w Arię. Zląkłby się, zdziwił i próbował uspokoić, ale o tym nie było teraz mowy.

— Co ci strzeliło do głowy — warczał wściekle, powoli zbliżając się do stołu, przy którym wciąż stała Vasco — żeby przy innych wrzeszczeć na Gudrun?! Postradałaś zmysły? — pytał jadowicie. — Chciała ci tylko przy deserze pomóc! To taka straszliwa zbrodnia?!

Pamiętał swój szok, kiedy usłyszał, jak Aria dosłownie nawrzeszczała na Gudrun. W ogóle nie kryła się ze swoją złością i niechęcią, tym bardziej, że zrobiła to przy gościach. Aria nigdy nie popisywała się wzorową znajomością etykiety, ale Athan nie tylko zrezygnował z dalszych nauk, ale wręcz pokochał tę jej charakterystyczną bezpośredniość i prostolinijność. Jednak jego szeroko pojęta tolerancja nie była w stanie pomieścić tego dziwnego i haniebnego ataku na Gudrun.

— Trzymanie łokci przy stole to nic w porównaniu z wydzieraniem się na kogoś przy gościach — wysyczał, czując, jak od środka zalewa go toksyczne, trujące ciepło, wzrastające wraz z każdym zarzutem, każdym zaciśnięciem zębów i pięści, a tym samym jeszcze bardziej zachęcające go do kontynuowania tej kłótni. — I to jeszcze na kogo! — krzyknął. — Na kogoś, kto miał być gwiazdą tego wieczoru! Czy nie chciałaś tej kolacji właśnie dla niej? Pomyśl — warknął, z trudem powstrzymując się od krzyku — jak ona musiała się poczuć?! No pomyśl! Ledwie tu wróciła, dopiero wszystko na nowo poznaje! A co ty robisz?! I TO TA — ryknął — KTÓRA JĄ PRZYWOŁAŁA! Ta, która ją przywołała — powtórzył pozornie ze spokojem, choć od środka aż go nosiło — postanowiła ją ośmieszyć przy gościach, zawstydzić i zasmucić, a zebranych wprawić w zażenowanie. I dlaczego?! BO CHCIAŁA W DESEKRZE POMÓC! No straszne — przyznał szyderczo. — Po prostu zbrodnia, jakich mało!

Nie chciał do niej podchodzić, hamując się resztkami zdrowego rozsądku. Gdzieś tam głęboko bowiem wiedział, że połączenie jego zupełnie rozchwianych emocji i tak bliskiego kontaktu mogłoby się skończyć różnie i tym razem Athan mógłby stracić nad tym kontrolę. Nie zamierzał się uspokajać, bo to, co zrobiła Aria i jak się ostatnio zachowywała, było koszmarne i godne potępienia — dlatego musiał jej to wykrzyczeć. Ale na krzyku miało się skończyć.

Ciągle rozpamiętując ten wrzask Arii na Gudrun, wpatrywał się w swoją partnerkę oczekująco, będąc pewnym, że za chwilę zaatakuje go jakąś błyskotliwą ripostą. Lecz wtem właśnie przyszło mu do głowy coś równie okrutnego i absurdalnego; coś, pod wpływem czego aż zaśmiał się kpiąco.

— A może ty żałujesz — wywarczał z groźnie wyglądającym uśmiechem — że ją wskrzesiłaś? Tak się zakumplowałaś z tymi przeklętymi demonami — syczał, dobrowolnie i z ochotą tracąc nad sobą panowanie — że możesz ich przecież poprosić, żeby cofnęli czar! Niech Gudrun wraca — krzyczał, gwałtownie podnosząc głos — skąd przylazła, bo najwyraźniej jej obecność przestała ci odpowiadać! A może — zastanawiał się na głos — przeszkadza ci ona i to, jak cieszy mnie jej obecność?!

Bredził, zdawał sobie z tego sprawę, ale był naprawdę wściekły. Aria zachowywała się tak, jakby naprawdę żałowała tego wskrzeszenia i niespodziewanie Athanem szarpnął lęk na myśl, że Vasco naprawdę mogłaby zwrócić się do tych przeklętych demonów o cofnięcie tej magii. Nie, nie zrobiłaby tego, na pewno. Ale sam fakt, że była taka możliwość — a chyba była, taki banał jak morderstwo pomijając — mroziła mu krew w żyłach.

— W czym Gudrun ci tak przeszkadza? — spytał cicho, niespodziewanie czując się wyczerpany tą dyskusją. Może dlatego, że bał się odpowiedzi, a może dlatego, że przecież ta kłótnia na pewno do niczego dobrego nie doprowadzi. — Uraziła cię czymś? Zabrała ci jakieś ubranie, potrąciła przypadkiem na korytarzu? No o co chodzi? — pytał. — Jeśli Gudrun jakiś ci przeszkadza, to mi o tym powiedz! Na mnie — wskazał na siebie rękami — się wyzywaj, nie na niej, Chryste! Jak możesz nie rozumieć, że ona jest teraz przestraszona i potrzebuje mnóstwo wsparcia, ale nie tylko mojego, ale nas wszystkich?! Jak możesz tego nie widzieć? Jeśli Gudrun ci przeszkadza, to mi to powiedz! Ale ją zostaw w spokoju.

Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że Aria go nie rozumiała i nadal upierała się przy swoim. Drażniło go to i potwornie złościło, ale jednocześnie bolało, bo nie wiedział, jak to możliwe, że Aria uparcie była ślepa na tak istotne dla niego sprawy. Czy ona robiła mu na złość? Za co?

— Boże, Aria — jęknął niemal rozpaczliwie — jak możesz tego nie rozumieć?! Przecież wiesz, kim jest dla mnie Gudrun! Gudrun! — powtórzył, spoglądając na nią błagalnie. — Moja Stworzona, która jest dla mnie jak córka! Ba!, nie znoszę tego „jak”! To jest moja córka! Córka, która została zamordowana trzydzieści pięć lat temu! Trzydzieści pięć lat rozpaczy i tęsknoty — szeptał, czując, jak opada z sił. — Nie było cię przy tym. Nie widziałaś, jak musiałem sobie z tym radzić. Najpierw odeszłaś ty, potem ona. Nie miałem nikogo. Siedziałem sam i myślałem, że to musiała być moja wina. Ciebie skrzywdziłem, jej nie dopilnowałem. Straciłem was obie i o ile twoja strata nie była taka bolesna — bo żyłaś, gdzieś tam, daleko, ale żyłaś! — wydusił niemal z trudem. — Miałaś ułożyć sobie z kimś życie, być szczęśliwa – tego ci życzyłem! Ale Gudrun bym już nie ujrzał. Ją, moją malutką — szeptał lekko drżącym głosem — miałem stracić na zawsze. Ani przez myśl mi nie przeszło, bym ją kiedykolwiek jeszcze ujrzał. Ale postanowiłaś mi zrobić niespodziankę. Powiedziałaś, że chciałaś, bym był szczęśliwy. Jestem, Aria — oznajmił chłodnym, stanowczym tonem. — Więc dlaczego zmieniłaś zdanie? Dlaczego jednak nie chcesz, bym był szczęśliwy? Dlaczego nie chcesz – bo ty nie chcesz, Aria! – zrozumieć, jak wiele dla mnie znaczy pojawienie się Gudrun? To, że znowu ze mną jest, że żyje, że jest cała i zdrowa?! JAK MOŻESZ TEGO NIE ROZUMIEĆ?! — wrzasnął niespodziewanie, raz jeszcze dając się ponieść temu wewnętrznemu żarowi, jaki w nim szalał. — Naprawdę tak trudno ci zrozumieć moją radość? — pytał ze szczerym zdziwieniem i niezrozumieniem. — Jak możesz się nie domyślić, że po tylu latach żałoby chcę spędzić z nią jak najwięcej czasu? Ta euforia kiedyś minie — przekonywał, siląc się na spokój. — Kiedyś Gudrun się stąd wyniesie, jak każde pisklę wylatuje z gniazda. Gdy razem żyliśmy, było tak samo, jestem na to gotowy! Gudrun kiedyś odejdzie na swoje, ale myślałem, że ty przy mnie zostaniesz. Myślałem, że wiesz — szepnął — jak ważna dla mnie jesteś i jak bardzo cię kocham. Myślałem, że nie da się tego niczym przetargować, a Gudrun nie będzie miała z tym nic wspólnego. Nie sądziłem — wyznał gorzko — że którakolwiek z was będzie kazała mi wybrać. Że w ogóle będę musiał wybierać między wami. Jak mógłbym? — pytał, rozkładając bezradnie ręce. — Jak mógłbym stwierdzić, którą kocham bardziej? Tak to ma wyglądać? To mam ci powiedzieć? To chcesz usłyszeć?! Że wolę ciebie od niej?! Do diabła, przecież to zupełnie inne płaszczyzny! Kocham was obie — tłumaczył podniesionym głosem — ale każdą na inny sposób! Myślałem, że to jasne i nie trzeba tego tłumaczyć! Gudrun potrzebuje teraz dużo czasu, spokoju i wsparcia. Kto ma jej go dać? Ty? — prychnął. — Chciałbym, ale skoro ganisz ją przy ludziach za takie drobnostki, to jasnym jest, że Gudrun nie może znaleźć w tobie żadnego wsparcia. Chociaż by chciała. Bo to tobie wszystko zawdzięcza! To dzięki tobie, do cholery, żyje!

Odetchnął z trudem, mierząc się z milczeniem, które przez chwilę nastało. Przez te ledwie ułamku sekundy udało mu się zebrać pospiesznie rozbiegane myśli i choć odrobinę się uspokoić. Niespodziewanie naszła go myśl, że dopadła ich ta mityczna dorosłość, którą w istocie osiągnęli wiele wieków temu. Dorosłość owa polegała na rozgrzebywaniu i wyolbrzymianiu problemów, które przy odrobinie dobrej woli można było łatwo rozwiązać. Dziecięcy świat był biało-czarny, dobry albo zły. Im człowiek bardziej się strzał, tym więcej odcieni życia dostrzegał, ale w gruncie rzeczy ten nadmiar wcale nie był tak dobry. A w tym wypadku był wręcz szkodliwy.

— Obiecaliśmy sobie — odparł znacznie ciszej — że będziemy ze sobą rozmawiać. Mówiliśmy, że to krok naprzód w naszym związku. Problem w tym —  podjął nieco głośniej — że rozmawialiśmy ze sobą głównie wtedy gdy to było dla nas wygodne. A co potem? — spytał, spoglądając na nią bezradnie. — Nie wiem — mruknął cicho, wzruszając lekko ramionami i spuszczając wzrok — może gdzieś zawiniłem. Nie spełniłem twoich oczekiwań? — Podniósł wzrok, spoglądając na nią z lękliwą ciekawością. — Na przykład tych o podróżach? Obiecałem ci, gdy się schodziliśmy, że będę na twoje zawołanie i że będziesz mogła mnie wyciągać, gdzie chcesz. Ale przecież tak się nie da żyć na dłuższą metę! — zawołał, choć wciąż starał się zachować spokój. — Przecież masz pracę! A ja zaczynam studia – podobno tak się z tego cieszyłaś! Mogę to rzucić — przyznał niespodziewanie. — Dla ciebie. Naprawdę mogę to zrobić. Ale to nie będzie ten słynny kompromis, nad którym wszyscy chcemy pracować. A czym ma być kompromis z mojej strony? Nie wiem — wyznał, rozkładając ręce. — Po prostu nie wiem! Nie posiadłem mocy czytania w myślach i nie wiem, czego najbardziej pragniesz i co ci nie odpowiada. To jest właśnie to — rzekł wzburzony — nie rozmawiamy ze sobą! A przynajmniej ty nie rozmawiasz ze mną — poprawił kpiąco. — Bo z innymi pogawędka wychodzi ci, jak słyszałem, aż za dobrze!

I tak oto w miarę spokojną rozmowę i opanowanie emocji szlag trafił, ponieważ ilekroć Athan pomyślał o demonach, krew go zalewała, a za serce chwytało go palące poczucie niesprawiedliwości. Te stworzenia z piekła rodem śmiało sięgały po wszystko, co kochał. Wleźli ubrudzonymi butami w jego życie, owinęli sobie jego ukochaną wokół palca, a potem wskrzesili jego córkę, co powinno być aktem dobrej woli, ale według Athana było tylko kolejnym etapem planu. „Zrobiliśmy dla ciebie tak wiele — więc teraz tańcz tak, jak ci zagramy”. Mimowolnie zacisnął mocniej pięści, gdy o tym pomyślał, ale nie wierzył, by miało być inaczej, nawet jeśli Aria tak twierdziła. I to go właśnie tak niemiłosiernie drażniło — że ona tego nie rozumiała. Nie umiała, nie chciała. Uparcie stała przeciwko niemu w tym konflikcie. Śmiało brała stronę demonów, w pewnym sensie wybierając ich zamiast niego.

— Słyszałem o twoich romantycznych schadzkach z Belialem — warknął wściekle, nieudolnie siląc się na spokój. — Kiedy zamierzałaś mi o nich powiedzieć? — spytał lodowatym tonem. — No kiedy?! — wrzasnął, pochylając się gwałtownie do przodu. — Pewnie wcale, bo widocznie wolisz rozmawiać z nim niż ze mną! No chyba że — mruknął, udając rozbawienie — uznałaś tę znajomość za coś normalnego! No bo wiesz, demony to nasi nowi przyjaciele, tyle im zawdzięczamy, to są nam jak rodzina! RODZINA! — wrzasnął niespodziewanie, niemal wypluwając z obrzydzeniem to jedno słowo. — Jesteś w tej rasie ślepo zakochana! Szybko ci przeszło, bo o ile pamiętam, to za czasów konfliktu z Baltimore’em raczej nie pałałaś do nich sympatią! I chyba jeden z nich — Athan udał, że się nad czymś zastanawiał — opętał ci faceta! Ale co tam — zaśmiał się wesoło, machnąwszy obojętnie ręką — przecież to żaden kłopot, nic strasznego! Bo co to niby jest, to opętanie? Ty tam nic nie poczułaś — mruknął — to co w tym niby może być strasznego? Ty przecież nic nie poczułaś, więc ja też na pewno przesadzam! Pewnie — zakpił — nie ma się w ogóle czym przejmować, a ty dalej rób z nich przyjaciół rodziny! Mną się w ogóle nie przejmuj!

Nagle poczuł się wymęczony tą zabawą w szyderstwo i kpinę. Poczuł się zmęczony udawaniem czegoś, co nie istniało, okazywaniem uczuć, których nie czuł i twierdzenia, że nie bolały go rzeczy, które powodowały okropne, potwornie piekące rany. Był zmęczony tłumaczeniem Arii czegoś, co sama już dawno powinna zauważyć, a co on musiał jej dopiero teraz wykładać. Ale może właśnie o to chodziło? Może naprawdę sam powinien jej wyłożyć brutalną prawdę tuż przed nos, aby zmierzyła się z prawdą? Może dość już było omijania tematu i zdawanie się na ślepy los? Może. Ale czy Athanasius miał ochotę to wszystko poruszać i szarpać za strunę, która budziła w nim wszelkie lęki? Nie, na wszystkich bogów, zdecydowanie nie!

— Ja się go boję — wyznał drżącym głosem, zły na siebie, że się do tego przyznał, tym samym zaprzepaszczając swój groźny ton i poważny wymiar rozmowy. Ale musiał być szczery, więc był. — To jest cały czas ten sam demon, który mnie opętał! Kiedy patrzę na… na to coś, co się wokół niego unosi… na tę aurę… wszystko sobie przypominam. Pamiętam to poczucie zniewolenia — szeptał ledwie słyszalnie, odwracając zamglony wzrok. — Pamiętam tę panikę na myśl, że znowu cię zostawiłem i tym razem być może po powrocie do domu już cię nie zastanę. Potem to, jak cisnął tobą o ziemię… Ja kompletnie nad tym nie panowałem, bo wiedziałem – byłem pewien! – że ten demon ma nade mną całkowitą władzę i jeśli będzie chciał mnie na końcu zabić, zrobi to w ciągu chwili. Tyle razy ci tłumaczyłem — kontynuował, choć tym razem już gniewnie, z zaciśniętymi mocno zębami — jak źle się czuję w jego towarzystwie, ale ty cały czas twierdziłaś, że przesadzam i muszę się do nich przekonać! CZY TY CHOĆ PRZEZ CHWILĘ — wrzasnął niespodziewanie, gwałtownie pochylając się do przodu — STARAŁAŚ SIĘ MNIE ZROZUMIEĆ?! Czy pomyślałaś sobie, że może jesteś cholerną egoistką, lgnąc do tych draństw i jeszcze na siłę pchając do nich mnie?! Czy choć raz przeszło ci przez myśl, że ja NIE CHCĘ mieć z nimi nic wspólnego?! Kurwa — zaklął, co było do niego zupełnie niepodobne — chcesz się z nimi przyjaźnić, to się przyjaźnij! Będę się o ciebie bał, ale zabronić ci tego nie mogę! Tylko dlaczego — jęknął na poły rozpaczliwie i gniewnie — zmuszasz do tego też mnie?! Dlaczego ja muszę znosić ich towarzystwo? Dlaczego muszę udawać, że wszystko jest w porządku, skoro NIE JEST?! Dlaczego ty mnie do tego zmuszasz?! Aż trudno w to uwierzyć — wyznał, śmiejąc się cicho i krótko — ale ty naprawdę tego nie zauważyłaś? Naprawdę o tym w ten sposób nie pomyślałaś?

Tego nie umiał pojąć i choć wykrzykiwał te wszystkie zarzuty, sam w nie w pewnym sensie nie wierzył. Nie wierzył, by Aria była aż tak bezduszna — ale z drugiej strony, dlaczego to wszystko robiła? Dlaczego tak jej zależało na kontaktach z demonami i uparcie go ku nim popychała? Przecież wiedział, jak źle się z nimi czuł i, co więcej, znała tego przyczynę! Nie rozumiał i bał się poznać odpowiedź na te dręczące wątpliwości.

— Nie — odparł z wyjątkowo ponurym, bardzo smutnym uśmiechem. — Oczywiście że nie. Dlaczego miałabyś tak pomyśleć? Dlaczego miałoby ci zależeć? Nie masz za grosz empatii — wysyczał, zaciskając pięści. — Nie rozumiesz mojej radości z powodu powrotu Gudrun. Nie rozumiesz mojego strachu przed Belialem. Nie rozumiesz, jak mogę nie pojmować rzeczy w taki sam sposób, jak ty! Nie rozumiesz i nie chcesz zrozumieć! Biedna, skrzywdzona Aria — zakpił — udręczona ciężkim losem, na który skazał ją jej Stwórca! Straszliwy potwór śmiał uratować jej życie, a potem oferować jej wszystko, co miał – ale to wciąż za mało! — krzyknął wściekle. — Czego ci tu brakuje, co? Czego? Tak szczerze? Tych pieprzonych podróży? To jedź! — krzyknął, zamachnąwszy szeroko ręką. — Jedź gdzie i kiedy chcesz! Masz moją pełną zgodę, jeśli tylko to cię powstrzymywało! I nie waż się — wydyszał — bredzić, że ci czegokolwiek zabraniam! Już dawno się przyzwyczaiłaś do tego wygodnego wytłumaczenia, że to ja jestem winny twojej niedoli! Uparłaś się, że zamknąłem cię w jakiejś klatce! Ale wiesz, co ci powiem? — szepnął posępnie. — Sama się w niej zamknęłaś. Sama, a klucz do niej włożyłaś mi do kieszeni, żeby mieć kogo o to oskarżyć.

Dyszał ciężko, całkowicie nakręcony toczącą się kłótnią. Wewnątrz przerażał go fakt, że Athan naprawdę chciał jej to wszystko wykrzyczeć. Miał jej tak wiele za złe i tak wiele przemilczał, chociaż nie powinien. Ale i ona milczała, co było równie złe. I sam już nie wiedział, jak i czy w ogóle sobie z tym poradzą.

— Wiem, że nie jesteś szczęśliwa! — krzyknął, a w jego oczach przez moment błysnęła rozpacz. — Wiem, nie przecz! Tylko dlaczego, do cholery jasnej, w nasze problemy mieszasz Gudrun?! Co ona ci, do diabła, zrobiła?! Czym ci zawiniła?! — pytał wściekle. — Już ci mówiłem, trzeba było się dwa razy zastanowić, nim ją wskrzesiłaś! Oszczędziłabyś sobie nerwów z powodu haniebnej propozycji pomocy przy deserze! A z całą resztą — syknął — powinnaś przyjść do mnie! Na mnie się wyżywać i na mnie krzyczeć! Powiedz mi, co ci nie gra albo po prostu mnie zostaw, jeśli po tylu latach użerania się ze mną upragniony związek okazał się tylko rozczarowaniem! Może nie tak to sobie wszystko wyobrażałaś, kochanie — warknął z kpiącym uśmiechem. — W nasze problemy mieszasz Gudrun, a opowiadasz o nich Belialowi. I tak właśnie wygląda nasz związek. Cudownie, prawda?

Koszmarnie bolało go to, co mówił i coś wewnątrz niego krzyczało, żeby zaprzeczył zaraz temu wszystkiemu, przytulił Arię, przeprosił ją za wszystko i powiedział, jak bardzo ją kochał. Ale to zaszło już za daleko, a oni od dawna borykali się z problemami, których zbyt długo nie dostrzegali, przez co w nich narastały do zatrważających rozmiarów. Teraz musieli się z nimi mierzyć i żadne z nich — tego Athan był pewien — nie odpuści i będzie broniło swoich racji. Bo Athan wiedział, że nie był bez winy, co za chwilę wypomni mu Aria, wykrzykując mu wszystko, co zrobił źle lub czego nie zrobił wcale, choć powinien. Bał się tego, choć jednocześnie być może się dowie, na jakim polu poległ, by w przyszłości jakoś starać się to naprawić.

O ile tylko będzie co naprawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^