Aria Vasco
Gdy Athanasius i Goro opuścili jadalnie, kobieta siedziała,
jak na szpilkach. Spodziewała się wszystkiego, a w głowie miała najgorsze
scenariusze. Obawiała się, że za chwilę wampir wyskoczy z gabinetu wzburzony i
przegna demony z Blickling raz na zawsze. Cały wieczór był nieobecny, spięty i
nieswój. Aria dostrzegała, jak źle czuł się w ich towarzystwie, ale chciała, by
chociaż spróbował zrozumieć naturę tej rasy, a nie zamykał się i odwracał głowę. Z drugiej jednak strony rozumiała powód, który wpływał na jego osąd i nakazywał postrzeganie demonów przez pryzmat jedynie jednego wydarzenia. Nie wiedziała, czy ona potrafiłaby zaufać im, gdyby została opętana, co nie zmieniało faktu, że był uparty i ciężko było przekonać go do czegokolwiek. Za każdym razem stawiał na swoje, zmuszając ją nie raz do zmiany decyzji czy
poglądów i choć źle czuła się z tą myślą, to tym razem chciała przekonać jego
do swojego zdania. Chciała, by w końcu poszli na kompromis w związku, bo
dlaczego to ona miała ciągle ustępować? Nie kazała mu przecież pleść bransoletek przyjaźni i udawać, że nic się nie stało. Dla Athana poświęciła wszystko,
zmieniła całe swoje życie i oddała mu się w stu procentach, więc mógłby chociaż nie robić teraz takiej kapryśnej miny. Chciała podróżować,
on nie, dlatego została przy nim i cieszyła się tym, bo dzięki temu mogli być razem.
Ten wybór nie bolał ją aż tak bardzo, jak się tego spodziewała, ale i tak w
jakimś stopniu na nią wpływał, ograniczał ją. Czuła się trochę tak, jakby Tismaneanu trzymał
ją na smyczy i co jakiś czas lekko popuszczał, pozwalając jechać do Norvich. Zaakceptowała
to, pogodziła się z faktem, że życie u jego boku będzie monotonne i jedyne,
gdzie zechce z nią jechać, to Londyn. Była w stanie poddać się temu, bo
bardziej od całego świata, kochała właśnie jego. Uwielbiała spędzać z nim czas,
nawet gdy jedynie siedzieli obok siebie w milczeniu. Czuła jego bliskość i to jej
wystarczało, dawało poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Czuła, że jest kochana i że właśnie tu jest jej miejsce. Ostatnio jednak
myśli Athana krążyły jedynie wokół Gudrun i będąc obok Arii, wcale go tam nie było. Błądził
gdzieś z dala od niej. Jakby zamiast wampira, siedziała przy niej kukła. Nie wiedziała, czy cały czas karał ją za coś i specjalnie od siebie odsuwał, czy robił to nieświadomie. Miała nadzieję, że to drugie, bo pierwszego po raz kolejny już by nie zniosła.
Nic złego się nie stało, a mężczyźni wrócili do stołu po
kilku dłuższych chwilach. Atmosfera wydawała się na nieco oczyszczona, więc
Aria mogła odetchnąć ze spokojem i skupić się na kolacji z przyjaciółmi. Athan nawet zdobył się na kilka miłych słów w jej stronę, co sprawiło, że na moment zapomniała o tym, jak ostatnio źle było między nimi. Postanowiła, że da mu czas, by nacieszył się powrotem Gudrun, ale jego radość stawała się obsesyjna. Zastanawiała się, czy tylko ona to dostrzegała. Zapytana
o Bestiariusz, od razu się ożywiła i zaczęła opowiadać z entuzjazmem o
pierwszych szkicach. Po naleganiu, by pokazała to, co już ma, udała się do
swojego gabinetu i wróciła z teczką, rzucając w obieg jej zawartość. Obawiała
się krytyki, wszak każdy artysta się tego boi. Oko ludzkie nie zna litości, a
co dopiero wzrok nadprzyrodzonych.
- To Elijah Cavendish. Chciałam w ten sposób zachować pamięć
o nim. Też spodobałaby się mu ta księga, tak mi się wydaje – powiedziała, gdy
oglądali pierwszy szkic postaci, która miała przedstawiać wampira. Uśmiechnęła się
blado, wzdychając cicho z rozrzewnieniem. Brakowało jej Elijaha i bardzo chciała, by był teraz u jej boku. Wiedziałby, co powiedzieć, gdy było jej źle i pewnie Athanowi oberwałoby się za to, że jest taki uparty i nie widzi tego iż sprawia jej przykrość. Vasco zadbała o najmniejszy szczegół,
wykonując dwa rysunki, aby zobrazować wampira, jako człowieka i wampira po
przemianie, gdy ich oblicze nieco się zmienia. Chciała, aby wszystko było
dokładne i czytelne. Zamierzała wykonać Bestiariusz najlepiej, jak potrafiła,
aby Athan był z niej dumny, żeby w końcu zobaczył, że zrobiła coś ważnego dla
ich społeczności. Może nie obchodziły go jej osiągnięcia, bo były gdzieś
daleko, za oceanem, na drugim końcu świata. Po co miał zawracać siebie głowę
jej odkryciem w Egipcie, czy na Alasce albo w Meksyku. Teraz była w Blickling i właśnie tu
tworzyła coś, co miało mieć znaczenie dla tak wielu osób. Może teraz będzie w
końcu dość dobra. Może w końcu mężczyzna zatrzyma się na chwilę i dostrzeże ją naprawdę.
- A to ty! Tylko się nie śmiej, muszę go jeszcze dopracować
– powiedziała trochę zawstydzona, czując jak na jej policzkach zaczynają
pojawiać się rumieńce. Na moment jej dłoń spoczęła na ramieniu demona, ale szybko
oparła łokcie na stole, choć wiedziała, że to nie ładnie, zasłaniając dłońmi
twarz. Goro przyglądał się szkicowi dłuższą chwilę, po czym spojrzał na Vasco z
lekkim uśmiechem i podziękował. Czyżby był zaskoczony? Nie spodziewał się
takiego wyróżnienia? Znała tylko jego i Beliala, a ten drugi nie do końca
pasował jej do roli orędownika narodu, więc odpadł już na starcie. Wyobraziła sobie, jakby wyglądał jego portret w księdze i zaśmiała się w duchu. Przedstawiłaby go siedzącego na wielkim, złotym tronie z kielichem w dłoni i czarną koroną przechyloną lekko na bok. Otoczony nagimi kobietami, na twarzy miałby ten swój wiecznie zadowolony uśmieszek.
- Ooo, a to elfka Simone. Rozmawiałam z nią długo na
bankiecie i wymieniłyśmy kontakt, więc odwiedzę ją w pierwszej kolejności, by
zebrać informacje. Piękna, prawda? Mówiła, że zna klan Driad i Oread i postara
się zorganizować spotkanie, chociaż to bardzo skryte istoty. Mam nadzieję, że
się uda – na kartce widniała podobizna filigranowej kobiety o bardzo delikatnej urodzie. Miała niemal białe włosy, które opadały miękko na ramiona, ale góra fryzury była finezyjne zapleciona, by odsłonić lekko szpiczaste uszy. Jej wielkie, niebieskie oczy spoglądały wprost na czytelnika, hipnotyzując go swoją niezwykłością. Aria uśmiechnęła się szeroko, przyjmując komplementy od gości, którzy
byli pod wrażeniem rysunków i całego zamysłu księgi, o której opowiadała.
Wiedziała dokładnie, jak będzie wyglądała okładka i poszczególna strona. Miała
w głowie gotowy projekt. Wszystko ręcznie wykonane, bogato zdobione, opisane kaligrafią.
Pragnęła, by ta księga wyglądała bajkowo, aby zachęcała do czytania i
zgłębiania wiedzy. Nie chciała kolejnej encyklopedii i bezsensownego spisu.
Wkładała w to całe swoje serce.
- Zrobili o tobie artykuł w gazecie przez francuską wystawę
i makaroniki. Jak skończysz Bestiariusz, to zostaniesz prezydentem pfff królową
– rzucił David z uznaniem, szczerząc się wesoło do kobiety. Aria zerknęła na
Athana, a zaskoczenie malujące się na jego twarzy sprawiło, że nagle zapaliła
się jej czerwona lampka w głowie. Nie wiedział o artykule? To nawet Ishmael jej
pogratulował, gdy odkrył w porannej gazecie jej zdjęcie, choć gratulacje wycedził przez zaciśnięte gardło. Serce zabiło jej dwa
razy szybciej i na moment się zatrzymało. Poczuła się nagle zupełnie malutka,
nic nie warta, znowu nie wystarczająca. Była nikim dla wielkiego, szanowanego
lekarza, pana Athanasiusa Tismaneanu i pozostanie nikim, choćby dostała nagrodę
Nobla. Wezbrał w niej gniew, ale nie chciała by ktokolwiek to dostrzegł. Wstała
od stołu nieco bardziej zamaszyście niż zamierzała, omal nie obalając krzesła. Nie
mogła uwierzyć, że aż tak ją olał.
- Przyniosę deser – rzuciła pod nosem, a na równe nogi od
razu poderwała się Gudrun z szerokim uśmiechem, gotowa do pomocy. Kobieta nie była w stanie tego znieść i dłużej powstrzymywać nerwów.
- NIE! SIEDŹ! PORADZĘ SOBIE – warknęła, powstrzymując
dziewczynę ruchem ręki. Athan aż cały się spiął i spojrzał na Arię wyraźnie
rozeźlony. Miała to w nosie i nie zamierzała przepraszać go za swój uniesiony głos. To on powinien
przeprosić, że nie interesował się jej pracą i osiągnięciami zawodowymi. Po co
ona w ogóle była mu potrzebna? Miała wielką ochotę wstrząsnąć nim żeby w końcu przejrzał
na oczy. Obawiała się, że jeśli tak dalej pójdzie, to w końcu dojdzie do poważnej awantury między nimi i będzie musiała opuścić Blickling. Postanowiła sobie, że jeśli do tego dojdzie, to tym razem wyjedzie do Włoch, do posiadłości którą dostała od Elijaha i za nic nie wróci już do Anglii.
Wparowała do kuchni, jakby się paliło. Otworzyła lodówkę
klnąc pod nosem i zaczęła wyciągać tiramisu, które zrobiła rano. Eleganckie
pucharki prezentowały się znakomicie, gdy niosła je na ogromnej tacy do
jadalni. Ona natomiast marzyła już tylko o tym, aby kolacja się zakończyła i
mogła wyjść. Potrzebowała chwili dla siebie. Z dala od Athana i Gudrun. Ileż by
dała, by móc nawalić się z Emmetem i wyżalić. Chciałaby go zobaczyć, ułożyć głowę
na jego klatce piersiowej i zasnąć, nie myśląc o niczym. Mimowolnie spojrzała
na Beliala, który bacznie ją obserwowała i najwyraźniej wiedział już, że coś
jest nie tak. Gdyby nie to, że Athan zaraz zrobiłby aferę, to wyszłaby z nim na
taras i pogadała, ale nie było na to szans.
Wieczór można było zaliczyć do udanych, bo wszyscy świetnie
się bawili i wychodził zadowoleni. Monica i Ben okazali się bardzo sympatyczni
i Aria miała nadzieję, że będzie widywała ich częściej. Pożegnawszy się z Goro
i Belem, zamknęła za nimi drzwi i oparła się o nie z głośnym westchnięciem. Należało teraz pogadać z Gudrun, bo dopadły ją
wyrzuty sumienia. Nie powinna przerzucać na nią swoich frustracji bo, bądź co
bądź, Athan był temu winien, a nie ona. Nie potrafił dzielić swego czasu na nie
dwie, zaniedbał Arię i nie była to wina Gudrun. A przy najmniej nie
bezpośrednio.
- Hej, poczekaj chwilę. Musimy pogadać – rzuciła, gdy
dostrzegła ją w salonie. Rozejrzała się, by upewnić się, że są same. Nie
potrzebowała świadkowie do tej rozmowy. Częściej powinny rozmawiać same.
- Przepraszam za ten wybuch, nie chciałam być wredna. To był
twój wieczór, więc powinnaś tylko siedzieć i pachnieć, a nie usługiwać gościom.
Normalnie zajęłaby się tym pani Adrianna, ale jak wiesz, ma wolny dzień. Jako
gospodyni, to na mnie spoczywa ten obowiązek. Powinnyśmy się cieszyć, że
wszystko się udało i nikt nikogo nie pozabijał. Mam tu bardziej na myśli
twojego ojca, bo o niego najbardziej się bałam. Sama wiesz, jaki jest uparty.
Czasem ciężko do niego dotrzeć – wampirzyca dotknęła delikatnie ramienia
Gudrun, które lekko pogładziła, chcąc w ten sposób pokazać, że wszystko jest
między nimi okej. Nie chciała, aby czuła się źle w Blickling, by w jakiś sposób
odczuła jej niechęć. Dziewczyna zachichotała na wzmiankę o Athanie i
uśmiechnęła się nieco krzywo.
- Jasne, rozumiem – rzuciła najwyraźniej nie do końca
przekonana, ale dla Arii liczył się fakt, że zdołała wyciągnąć do niej rękę jako pierwsza. Bardzo chciała ją polubić, ale Athan jej to utrudniał. Postanowiła,
że spędzi dzień z Gudrun sam na sam, by móc ją lepiej poznać i to z dala od
nadopiekuńczego tatuśka. Zastanawiała się, czy wampirzyca też czuła się nieco osaczona
przez niego. Rozumiała, że cieszył się z powrotu córki, ale napadał na nią i nie
spuszczał z oczu.
Kiedy została sama w jadalni, zamierzała posprzątać i
dopiero później zrelaksować się w wannie. Nie chciała zostawiać pani Adriannie tyłu naczyń i nieporządku po kolacji. Emocje nieco już opadły, ale gdy do
jadalni wszedł Athanasius, nagle zrobiło się dziwnie ciemno i zomno, jakby wielka
burzowa chmura przysłoniła słońce. Aria spojrzała na niego nieco zaskoczona tą
posępnością, ale nie odezwała się ani słowem, tylko w milczeniu zbierała
talerze czekając posłusznie na jego atak. W końcu jednak nie wytrzymała i uniosła głowę, by na niego spojrzeć.
- No wykrztuś to wreszcie. Co zrobiłam tym razem? W jaki
sposób okryłam cię hańbą. Za głośno się śmiałam? Siorbałam? A może trzymałam
łokcie na stole? Czekam na wyrok, o panie – zatrzymała się i założyła ręce na
piersi, oczekując, by wampir się odezwał. Dostrzegła żyłkę pulsującą na jego
skroni, czyli nie był zły, był po prostu wkurwiony. Trafił na jej kiepski dzień,
więc nie było mowy, by poddała się bez walki. Wyciągnie wszystkie swoje najlepsze
karty. To będzie pospolite ruszenie w obronie
siebie. Uważaj Tismaneanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz