ROZDZIAŁ 243

 ATHANASIUS

Spotkanie w kuchni skończyło się tak, jak mógł się tego spodziewać — ale w ferworze ostatnich wydarzeń Athan nie przejmował się takimi drobnostkami. Zamiast tego z największym uwielbieniem obserwował jak zwykle rozgadaną Gudrun oraz Arię, która z powodzeniem uratowała coś, co miało być ich śniadaniem. Widok ich dwóch rozmawiających napawał Athanasiusa największą dumą i radością, dlatego nie chciał tego przerywać i jak najmniej włączał się w dyskusję. Do pełni szczęścia bowiem — jakże to absurdalnie brzmiało!  nic innego, jak po prostu cienia sympatii — wszak jeśli wszystko pójdzie dobrze, obie zamieszkają pod jednym dachem. Naprawdę wyjątkowo mu zależało na ich relacjach i chciał zrobić wszystko, co tylko mógł, by do tego doprowadzić, choć z drugiej strony miał świadomość, że nie powinien w to za bardzo ingerować.

Poza tym Aria miała rację — wszyscy potrzebowali czasu, aby się z tym wszystkim oswoić. A najwięcej z nich Gudrun. Athana odrobinę przerażała myśl, jak wiele mieli do nadrobienia. Musiał jej opowiedzieć o tak wielu sprawach, pokazać tak wiele rzeczy i wyjaśnić działanie wielu cudów techniki. Athanasius jednocześnie uśmiechał się z rozbawieniem, dziwił i niepokoił na myśl, że jego córka nie wiedziała nawet, czym jest internet. Pocieszało go tylko to, że Gudrun z natury była nadzwyczaj wścibska, dlatego z pewnością błyskawicznie wchłonie wszystkie te nowości — w odróżnieniu od niego, który nie za bardzo się lubił z ogólnym postępem technologicznym. Na szczęście on i Gudrun różnili się od siebie jak ogień i woda i tylko w tym jednym byli podobni — w absolutnym braku talentu kulinarnego. Na szczęście Aria radziła sobie w tej materii doskonale i nawet jeśli wampirom ludzkie jedzenie było niepotrzebne, Athan uwielbiał jeść to, co jego ukochana akurat mu ugotowała, zwłaszcza że pichcenie sprawiało jej wyraźną przyjemność.

Siedząc przy stole, jedząc wprost wspaniale smakujące naleśniki i mając przed sobą dwie kobiety, które kochał najmocniej na świecie, znowu dopadło go to dziwne wrażenie, które nie opuszczało go od wczorajszej nocy: nagle zakręciło mu się w głowie, a obraz lekko się rozmył, jakby rozcieńczył i uelastycznił. Coś łupało mu wewnątrz czaszki, aż szumiało mu w uszach, a wzrok, niespodziewanie wyjątkowo wyostrzony, dostrzegał każdy szczegół, każdą, nawet najbardziej wtopioną w tło barwę. Wrażenie to aż do złudzenia przypominało senne majaki, co gdzieś podskórnie, jeszcze bardzo głęboko, napawało go lękiem, że to w istocie był tylko sen. I zapewne jeszcze wiele ranków będzie dla niego istnym koszmarem, gdy w pierwszych sekundach po przebudzeniu zacznie sobie tłumaczyć, że to wszystko na pewno było tylko snem.

Bo tak się właśnie czuł. Jak we śnie. I czuł się też tak, jakby aż tak ogromna ilość szczęścia nie mogła pomieścić się w jego myślach zajętych przez pesymizm, żal, strach i tęsknotę. Athan miał nadzieję, że obecność Arii i Gudrun sobie z tymi cieniami poradzą.

Po posiłku Gudrun zaoferowała, że skoro nic nie ugotowała, to chociaż posprząta. Athanasius myślał, że po prostu będzie ją w tym obserwował, z zachwytem doceniając tak banalną czynność, lecz wykonywaną przez tą, której przecież nigdy więcej miał nie zobaczyć. Jednak poświęcił go na to, co niedawno powiedziała mu Aria. Westchnął ciężko, zły nie na to, co jego luba zaproponowała, ale na to, że miała rację.

— Też o tym myślałem — przyznał — a przynajmniej mniej więcej. Jeszcze nie zastanawiałem się nad tym głębiej, ale jakiś list czy kolejna wizyta z podziękowaniami… wypada — przyznał, ponuro kiwając głową — masz rację, wypada. Chociaż jak sobie myślę, że Goro ma znowu stanąć w moim domu… bo Beliala — warknął przez zaciśnięte zęby — ani myślę tu zapraszać! Jak ktoś z delegacji — zakpił — ma się zjawić, to tylko Goro, bo tylko on miał cokolwiek wspólnego z… Chociaż…

W tym wszystkim musiał choć na chwilę odłożyć emocje na bok, nawet jeśli było to bardzo trudne. Jednak poza Gudrun, miał też innych podopiecznych, o których winien dbać. Dlatego nieco obawiał się zaproszenia Goro choćby z uwagi na Jehanne. Niestety także ona była świadkiem tej koszmarnej wizyty sprzed kilku miesięcy. Athan poczuł silne ukłucie lęku i żalu na myśl, ile ta dziewczyna musiała ostatnio przejść. Ulgą w tym wszystkim był jej tylko Ish, lecz poza tym ciągle spotykało ją coś, co w mniej lub bardziej groźny sposób się na niej odbijało. Za każdym zaś razem, gdy zapowiadało się na dłuższy spokój, coś wybuchało i tak oto Jehanne musiała obserwować, jak jeden potwór rozkazuje jej przyjaciółce zamordować innego wampira na jej oczach, a drugi przejmuję całkowitą władzę nad jej Stwórcą. Athan miał świadomość, że Jehanne była kobietą pewną siebie i nieokiełznaną, ale jednocześnie bardzo wrażliwą i tego Tismaneanu obawiał się najbardziej.

— Najpierw trzeba wyjaśnić wszystko Ishowi i Jehanne — stwierdził. — Nie wyobrażam sobie robić czegokolwiek za ich plecami. Myślisz, że Jehanne nie będzie miała nic przeciwko? — spytał, sam nie wiedząc, co o tym myśleć. — Pewnie zarazisz ją swoją sympatią do demonów, masz do takich rzeczy talent — mruknął na poły ponuro i z rozbawieniem. — Ale nie chcę, by czuła się niekomfortowo. Zresztą — dodał, wstając od stołu — nie tylko Jehanne musimy o to spytać. Gudrun...

Przyjemny, ciepły dreszcz przeszywał go, ilekroć wymawiał jej imię — tym bardziej, że miał pewność, że Gudrun go usłyszy, zareaguje i mu na to wezwanie odpowie. Ta myśl nieustannie przywoływała na jego twarz szeroki, błogi uśmiech, nawet jeśli miała swoje gorzkie podstawy — ileż to bowiem razy Athan ją nawoływał, modlił się do niej i błagał o choćby chwilę spotkania, nawet we snach? Jego prośby nigdy nie zostały spełnione. Aż do teraz.

— Kochanie — rzekł, podchodząc do niej bliżej — razem z Arią sadzimy, że należy odpowiednio uczcić twój… — zamilkł na moment, przełknął nieco nerwowo ślinę i odchrząknął, próbując doprowadzić się do porządku — twój powrót do domu — dokończył nie bez wysiłku. — Nie miałabyś nic przeciwko, gdybyśmy zorganizowali na twoją cześć kolację? Pojawiliby się na niej wszyscy nasi przyjaciele i… — zerknął przelotnie na Arię, upewniwszy się, że dobrze robi, choć sam nie miał takiego przekonania — i Goro. Tego demona, który cię…

— Rozumiem — urwała pospiesznie Gudrun, uwalniając go od trudu wypowiedzenia tego na głos. — I jasne! Jak coś ma być na moją cześć, to zawsze się zgadzam! — odparła, szczerząc się wesoło. — Tylko może poczekajmy z tym, aż ciotka z wujkiem wrócą, co? Bo zakładam, że gdzieś wyjechali, skoro dom pusty?

Nagle Athan poczuł się tak, jakby ktoś kopnął go w żołądek. Niemal czuł, jak raptownie blednie, a z płuc ulatuje wszelkie powietrze. Myśl o tym, że Gudrun była nieświadoma aż tylu rzeczy, i to tak ważnych, napawała go istnym przerażeniem. Jeszcze bardziej zaś absurdalny był fakt, że przecież śmierć Elijaha i hibernacja Marisy nastały tak niedawno! Gudrun w swej śpiączce spędziła aż trzydzieści pięć lat, a jednak miało się wrażenie, że to, co najważniejsze, wydarzyło się w tym roku. W pewnym sensie była to prawda i gdy Athan uzmysłowił sobie, ile się zmieniło w ciągu tych ostatnich miesięcy, aż trudno było uwierzyć w tak duży pęd transformacji.

Wszystko zaś zaczęło się właśnie od śmierci Elijaha.

— Swoją drogą — kontynuowała Gudrun, niespecjalnie przejęta tą martwą, ciężką ciszą — już widzę minę ciotki, jak mnie zobaczy! Pewnie najpierw będzie w szoku, potem uda, że się cieszy, ale tak naprawdę szlag ją trafi. Oj, przecież wiesz, że mnie nie cierpi, a ja nie mam dwóch lat i nie musisz tego przede mną ukrywać. No i dobra! — zakrzyknęła buntowniczo. — Jak mnie nie znosi, to jej strata. I tak mnie musi znosić – dosłownie zza grobu ją będę nawiedzać, he he.

— Nie mów tak — mruknął wyjątkowo ponuro, jak na jego ostatni, bardzo dobry humor. — Wyjaśnię ci to w drodze do domu.

— Chcę wiedzieć teraz! Chcę…

— Dość!

Gudrun wybałuszyła na niego oczy, wyraźnie zaskoczona tym nagłym wybuchem. A i on był nim zaskoczony, tak samo jak nie umiał zrozumieć, dlaczego nie umiał wyjawić Gudrun prawdy już teraz. Powie jej. Ale później. Na razie niech oswoi się z prostszymi rzeczami.

— Pozbieraj wszystko, co kupiła ci Aria. Niedługo wyjeżdżamy.

 

— Dobra, jeszcze raz — zakrzyknęła energicznie Gudrun, przymykając powieki. Byli już prawie w Blickling, zostało im może z piętnaście minut drogi, dlatego starała się przyswoić wszystko, co Athan i Aria jej przez ten czas przekazali. — Jak mu szło… Ishamel i Je…

— Ishmael — poprawił ją uprzejmie Athan. — I Jehanne.

— Nie podoba mi się — burknęła, krzyżując ramiona na piersi — że ktoś jeszcze będzie z nami mieszkał. Pamiętam te czasy — zawołała radośnie, wychylając się do przodu i wtykając głowę między dwa przednie zagłówki — jak mieszkaliśmy sami, tylko we dwoje, no wiadomo, nie licząc służby. Było pusto i dziwnie, ale w sumie miło! A teraz — westchnęła męczeńsko — będzie nas ilu? Ja, ty — wyliczała na palcach — Aria, ten dziwny i jego dziewczyna… Za dużo mi wyszło — zawyrokowała, spoglądając z pretensją na Athana. — Wasza dwójka by wystarczyła. A na tym moim uroczystym powitaniu — zagadnęła, nagle zmieniając temat — będzie też ten drugi, co temu takiemu Chińczykowi towa…

— NIE.

— Aha — mruknęła, najwyraźniej zaciekawiona tym gwałtownym tonem ojca. — To dobrze — odparła po chwili, obojętnie wzruszając ramionami. — Nie byłam da niego zbyt miła, to chyba się już nie lubimy.

— Kochana córeczka!

 

— Ostatnim razem, jak kogoś tu wprowadzałem, przyniosłem tu ledwie żywą Jehanne. Jak dawno temu to było… ale nie wspominam tych czasów dobrze.

Na samą myśl o tym, co wydarzyło się niedługo później, strach zaciskał się lodowymi łapskami na jego piersi, mocno ją ściskając, by uniemożliwić mu nabranie powietrza. Dlatego tym prędzej odrzucił od siebie te bolesne wspomnienia, sam nie wiedząc, dlaczego do nich wracał. Zamiast tego skupił się na Gudrun, która jak strzała wyskoczyła z auta krzycząc przez ramię, że zamierza dokonać inspekcji otoczenia i sprawdzić, co się zmieniło. Athan zaś chwycił Arię za rękę, prowadząc ją powoli do drzwi ich domu. Nie zamierzali wejść bez Gudrun, dlatego po chwili stanęli, czekając na koniec jej zwiadów.

— Ja cały czas nie mogę uwierzyć, że to ona — wyznał cicho z lekkim uśmiechem, wciąż będąc pod wrażeniem tego, co wydarzyło się wczorajszej nocy. — Cały czas mi się wydaje, że to jest tak niemożliwe, że zaraz zniknie, a ja nie poczuję nawet odrobiny żalu z tego powodu, bo przecież jestem surowym racjonalistą – czy tam pesymistą – i w cuda nie wierzę.

Objąwszy Arię lekko od tyłu, pocałował ją delikatnie w głowę, chłonąc zapach jej włosów. Uwielbiał bliskość jej ciała, uwielbiał mieć ją przy sobie. Kochał myśleć, że była tylko jego, a on był tylko jej.

— To wszystko dzięki tobie — szeptał, raz po razie składając kolejne pocałunki. — To wszystko twoja zasługa. Nie umiem wyrazić — wyznał cicho — jak bardzo jestem ci za to wdzięczny. Ale chciałbym ci to przez całą naszą wieczność pokazywać. Co ty na to? — wymruczał jej wprost do ucha.

Szeptaną rozmowę przerwała pojawiająca się nagle Gudrun, która, choć dziarsko stanęła przed drzwiami, wyraźnie się stresowała powrotem do domu i spotkaniem z nowymi członkami rodziny. Spoglądając nieco błagalnie w stronę Arii i Athana, poprosiła ich w ten sposób, aby do niej dołączyli i jej towarzyszyli, dlatego natychmiast do niej podeszli, gotowi na spotkanie z resztą.

W pierwszej chwili myśleli, że dom był zupełnie pusty: wewnątrz słychać było jedynie cykanie zegara dobiegające z salonu. Jednak to wrażenie było złudne, bo już po chwili na powitanie wyszedł im Ishmael, najwyraźniej zaalarmowany trzaśnięciem drzwi. Niedługo później dołączyła do niego Jehanne i Athan pomyślał, że do tego obrazka brakowało jeszcze tylko pani Adrianny. Nie chciał jej jednak odrywać od swoich zadań, poza tym zamierzał ją zaprosić na kolację „powitalną”, traktując jak pełnoprawnego gościa, a nie służbę.

— No wreszcie — zawołał Ish nieco znudzonym tonem — trochę wam tam zeszło! I nawet kogoś przyprowadziliście. Przedstawicie nam gościa? Bo mam wrażenie, że już gdzieś panią widzia…

Urwał momentalnie, gdy zobaczył wyraz twarzy Gudrun. Ta zaś wpatrywała się w coś ponad ramieniem Isha, wyraźnie tym zachwycona. Ish i Jehanne momentalnie powiedli za nią wzrokiem, choć w pierwszej chwili nie zrozumieli.

Olśnienie nadeszło chwilę później, gdy wszyscy uważnie przyjrzeli się zawieszonemu na ścianie obrazowi przedstawiającego Athana i jego zmarłą córkę.

— Zaraz… — dziwił się Ish, podejrzliwie spoglądając to na Gudrun, to na obraz, to na Athana — a na końcu na Arię, najwyraźniej mając nadzieję, że ktoś mu wyjaśni, czy prawdą jest to, co właśnie podejrzewał. — Kto to jest…? I czemu… czemu wygląda, jak…

Nie dokończył, bacznie obserwując Gudrun, która niczym duch sunęła już w stronę ściany, na której zawieszony było dzieło Arii. Dziewczyna jak urzeczona wpatrywała się w uwiecznioną farbami fotografię; jej oczy błyszczały, a łagodny uśmiech stopniowo się poszerzał.

— Pamiętam ten moment — westchnęła z zachwytem. — Pamiętam, że ten miły fotograf powiedział, że może zrobić jeszcze jedno zdjęcie, bo nie patrzyłeś w obiektyw, ale ty nie chciałeś, bo powiedziałeś, że tak jest idealnie. I kazaliście mi tych głupich kwiatków nazbierać… kto to namalował? — spytała iście rozmarzonym tonem, odwracając się w ich stronę. Zaraz jednak skupiła się na Arii, widocznie dostrzegając w jej gestach coś, co dało jej odpowiedź. — Ojciec mówił mi kiedyś, że przepięknie malujesz. To twoje, prawda? Jest wspaniałe!

Gudrun niemal podfrunęła do niej, całując ją delikatnie w policzek, po czym uśmiechając się promiennie. Jednak zszokowane spojrzenia Jehanne i Ishmaela zaczęły parzyć ją w kark, bo odwróciła się raptownie, szczerząc przepraszająco.

— Ekhm… cześć — zawołała nieco zażenowana, machając do nich niemrawo ręką. — Jestem Gudrun, ta martwa dziewczyna z obrazu. Miło was wszystkich poznać!

Choć sytuacja w ogóle na to nie wskazywała, a wręcz powinien zachować śmiertelną powagę, Athan nie wytrzymał i dał się ponieść nagłemu wybuchowi śmiechu. Rozbawiony tym koszmarnym wręcz nietaktem pokiwał z niedowierzaniem głową, lecz zaraz doprowadził się do porządku, rozumiejąc, że tylko wpędzał Isha i Jehanne w jeszcze większe zakłopotanie.

— To trochę skomplikowane — wyznał z przepraszającym uśmiechem. — I pokręcone. I wręcz niemożliwe. Ale najpierw usiądźmy — zaproponował ze spokojem. — Zaraz wszystko wam wyjaśnię. Choć sądzę, że Aria zrobi to lepiej. Podczas gdy ona odwalała całą robotę, ja liczyłem panele w salonie.

Podczas gdy całe towarzystwo przenosiło się do salonu, Athan znowu jakby się wyłączył, obserwując całość z istnym zachwytem. Tak oto Gudrun rozglądała się dookoła, komentując każdą najmniejszą zmianę, jaką dostrzegła. Ish zadawał dziesiątki pytań, coraz bardziej poirytowany tym, że nic nie rozumiał, a Jehanne próbowała po prostu to wszystko ogarnąć. Athanasius zaś z jakiegoś powodu nie mógł dołączyć do tego chaosu, jakby oderwany od nich wszystkich na bezpieczną odległość. Zamiast tego myślał nad tym, jak będą wyglądać następne dni i jak oni wszyscy będą się przyzwyczajać do nowej sytuacji. Zastanawiał się, jak Jehanne i Ish dogadają się z Gudrun, myślał też nad tym nieszczęsnym zaproszeniem dla Goro. Musiał to zrobić, bo choć coś wewnątrz niego przewracało się na samą myśl, tak w istocie był mu wdzięczny, nawet jeśli nie chciał się do tego przed sobą przyznać. 

Jednak z tego wszystkiego najbardziej ciekawiły go relacje Gudrun i Arii. Dogadają się? Polubią? Taką miał nadzieję, choć nie miał na to żadnego wpływu. Nie przy takich dwóch charakterkach.

To go ciekawiło. Ale obok tego było jeszcze coś, co ogromnie go cieszyło i uspokajało. Obok niego bowiem stała Aria. Tak samo skupiona i spokojna, trwała u jego boku, wraz z nim wyjęta z tego chaosu, który rozgrywał się ledwie kilka kroków od nich. Towarzyszyła mu, była tam z nim, wspierała go w każdy możliwy sposób. Athan zastanawiał się, czy Aria była tego świadoma — jak wiele znaczyły dla niego takie małe gesty oraz świadomość, że ona naprawdę pragnęła z nim zostać. Tak samo jak on pragnął ją przy sobie zatrzymać.

Ogromnie go to cieszyło. Cieszyło, uspokajało i upewniało w pewnej słodkiej, choć niepokojącej myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^