Aria Vasco
Trudno było przywyknąć do myśli, że od dziś będzie musiała dzielić
się Athanem z Gudrun. Starała się nie być zazdrosna, ale było to silniejsze od
niej, zwłaszcza, że dopiero, co udało się jej go odzyskać. Nie chciała wyjść na
apodyktyczną i zaborczą, bo postawiłaby go w trudnej sytuacji, a co więcej,
wyszłaby na kompletną idiotkę. Sama przed chwilą prosiła demony żeby ożywiły
wampirzycę, a teraz miała przeszkadzać jej obecność Stworzonej Athanasiusa.
Musiała wziąć się w garść, pozbyć się szoku po wczorajszych wydarzeniach i
wrócić na właściwe tory. Czekała na nią praca i wprost nie mogła się doczekać
powrotu do domu, do Blickling. Było tam wszystko, co kochała i do czego
tęskniła. Chciała już zobaczyć Jehanne i naburmuszonego Ishmaela, który obrzuca
ją pogardliwym spojrzeniem i pyta, czy chce kawę. Nie pamiętała swojego domu
rodzinnego, jak przez mgłę widziała Louisa i rodziców, którzy stali się tylko
odległym wspomnieniem, zupełnie jakby byli zaledwie nowymi znajomymi spotkanymi
gdzieś po drodze w pociągu, z którymi miło się gawędziło podczas podróży. Zawsze,
gdy o nich myślała, czuła przyjemne uczucie w brzuchu, ale nic poza tym. Minęło
zbyt wiele czasu, a ona przywykła do ich braku, bo większość czasu spędziła w
szpitalu. Odwiedzali ją sporadycznie, a przez pierwsze tygodnie prawie wcale,
gdyż obawiano się rozniesienia choroby. Zawsze była sama, zawsze brakowało
kogoś u jej boku. Chciała stać się częścią rodziny, przynależeć do większej
grupy i czuć się kochana. Poczuła to dopiero, gdy poznała Athana i państwo
Cavendish. To oni stali się jej rodziną, o której zawsze marzyła. Zawdzięczała
to wszystko swojemu ojcu, który może i nie włożył zbyt wiele trudu w wychowanie
jej i brata, bo ciągle gonił za przygodą, ale wykazał się chociaż na koniec.
W dobrych nastrojach weszli do kuchni, a tam Aria
momentalnie się spięła, gdy tylko zobaczyła Gudrun. Gdy emocje opadły i trzeba było
stanąć oko w oko z konsekwencjami podjętych wcześniej decyzji, Vasco wcale nie była
taka pewna swoich wyborów. Gdzie Gudrun będzie spała? Czy zostanie z nimi w Blickling
na zawsze? Czy ciągle będzie uwieszała się na Athanie tak, jak teraz? Szybko przykleiła
do twarzy lekki, serdeczny uśmiech i obserwowała dyskusje dwóch towarzyszących jej
wampirów. Dziewczyna najwyraźniej czuła się o wiele lepiej niż wczoraj, a Athanasius
nie był sobą. Jego twarz wyglądała zupełnie inaczej, jakby nagle odblokowały się
u niego jakieś nowe emocje. Mięśnie rozluźniły się i zazwyczaj poważny wyraz twarzy,
zastąpił teraz pogodny.
Nie spodziewała się, że Gudrun zdecyduje się ją objąć i o ile
wcześniej nie miałaby z tym problemu, tak teraz poczuła się nieco nieswojo. Usiadła
zaraz do stołu i wysłuchała przeprosin, od razu zapewniając ich, że nic jej nie
jest. Było to małe kłamstwo, bo bark trochę jej doskwierał, ale nie chciała martwić
ukochanego, ani jego Stworzonej. Dziewczyna musiała przywyknąć do nowej sytuacji,
przyzwyczaić się do wszystkiego i nauczyć funkcjonować trzydzieści parę lat później
niż to pamiętała. Wszystko było inne i zapewne nieco przerażające.
- Wszystko jest okej, nie przejmuj się – powiedziała z lekkim
uśmiechem, sięgając po dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą. Nalała sobie i Athanowi,
od razu przyciskając kubek do ust i biorąc dwa duże łyki.
- Pewnie już nie możesz doczekać się powrotu do Blickling, prawda?
Twój pokój jest w nienaruszonym stanie, chociaż uważam, że powinnaś coś tam pozmieniać,
biorąc pod uwagę fakt, że straciłaś paręnaście lat życia. Lepiej zmienić trochę
wystrój na bardziej nowoczesny – stwierdziła Aria, podnosząc się z miejsca i krzywiąc
lekko, gdy podparła się na obolałej ręce. Wyszczerzyła się radośnie do Athana, by
zamaskować ból i zaraz proponując mu krew, której ona bardzo potrzebowała. Podała
wampirowi mały pakunek i ponownie usiadła do stołu, wlewając do szklanki zawartość
woreczka.
- Daj jej czas, by do tego przywykła. I sobie. To niecodzienna
sytuacja – odpowiedziała szeptem, dotykając delikatnie dłoni Tismaneanu. Gudrun
w tym czasie krzątała się po kuchni przygotowując im śniadanie, ale Aria mogłaby
przysiąc, że dziewczyna nie miała pojęcia, co robi.
- Pomóc ci? Wydaje mi się, że chyba trochę za dużo soli i...
Tak, zdecydowanie za dużo soli – Aria wstała szybko, chcąc jeszcze uratować ciasto
na naleśniki, ale niestety było za późno. Wyglądały trochę, jak smarki i raczej
nic by z niego nie wyszło.
- Jaki ojciec, taka córka. Usiądź obok Athana. Jemu też lepiej
wychodzi patrzenie z daleka – skwitowała, śmiejąc się cicho i sama zabrała się do
szykowania śniadania. Im natomiast zleciła pokrojenie owoców, ufając iż nie poodcinają
sobie nawzajem palców.
Kilka minut później na stole stały piękne, pachnące i idealnie
okrągłe naleśniki. Zrobiło się jej miło, gdy oboje zaczęli je chwalić i zajadać
ze smakiem. Gdyby nie Aria, to zapewne jedliby spalone tost i bogowie wiedzą, co
jeszcze. Lubiła gotować, zwłaszcza gdy ktoś to doceniał, a w tym Athan był niezastąpiony.
Cóż, każde z nich miało dryg do czego innego: on był piękny i grał na fortepianie,
a ona dbała o to, by taki pozostał. Prawdą było, że wampiry nie potrzebują zwykłego
jedzenia, bo nie dostarcza im ono żadnych składników odżywczych, ale Aria uwielbiała
to poczucie normalności, które dawało. Smaki wywoływały eksplozje przyjemności
i dawały zupełnie inne odczucia niż krew.
- Tak sobie pomyślałam... Nie mówię, że ma się to odbyć dziś
czy jutro, ale warto mieć to na uwadze. Kolacja dla przyjaciół, by przedstawić im
Gudrun i... Podziękować Goro, tak oficjalnie. Wiem, że tego nie oczekuje i dla ciebie
to trudne, ale tak wypada. Może Gudrun chciałaby powiedzieć mu coś miłego – zauważyła
Aria, a twarz Athana wyraźnie pociemniała. Spojrzała na niego i posłała lekki uśmiech,
dając tym samym znak, że wie iż wampir potrzebuje czasu. Nie zamierzała w żaden
sposób na niego naciskać.
- To tylko luźna propozycja. Po śniadaniu przyjdzie ekipa sprzątająca
więc będziemy musieli poczekać trochę aż skończą i potem od razu możemy ruszać do
Blickling. Athan mówił ci, że mamy stadninę koni? Lubisz konie? – zagadnęła do Gudrun,
nakładając sobie naleśnik na talerz, którego obolała sporą ilością syropu klonowego,
a do środka naładowała maliny. Wgryzając się w niego poczuła niemal orgazm, więc
jęknęła przeciągle, kiwając zaraz z uznaniem głową. Przybiła sobie właśnie w myślach
piątkę ze wszechświatem.
- Omójbożealetodobre – wymamrotała niewyraźnie, z pełną buzią,
na której pojawił się zaraz błogi uśmiech.
- Podobno nie lubisz gotować, ale jak chcesz, to mogę pokazać
ci co i jak. Ja też za tym nie przepadałam dopóki nie poznałam Bastiena. Wcześniej
coś tam pichciłam, ale znajomość z nim otworzyła przede mną nowe, kulinarne horyzonty.
Jeśli ci się nie spodoba, to okej, zostawimy ten temat i odpuścimy. Pierwsza lekcja
może być dla waszej dwójki: sól to nie jedyna przyprawa i nie trzeba walić jej tonami.
Nie dziwię się, że nie lubisz i nie umiesz tego robić, skoro miałaś takie wzorce
– wskazała ruchem głowy najpierw solniczkę, a później Athana. Widząc powagę na ich
twarzach, roześmiała się głośno. Przeniosła wzrok na Gudrun, a ich spojrzenia na
moment się spotkały i stało się coś dziwnego. Po plecach przebiegły jej dreszcze,
ale w pozytywnym tęgo słowa znaczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz