ROZDZIAŁ 244

Aria Vasco

Dni mijały, a Gudrun powoli przyzwyczajała się do nowej rzeczywistości. Athan nie odstępował jej na krok, chcąc być ciągle pomocny, by dziewczyna czuła się dobrze. To on właśnie był dla niej najbliższą osobą w całym Blickling i to jego najbardziej potrzebowała. Aria odsunęła się na bok, tak jak planowała zrobić to wcześniej i skupiła się na pracy, mając tam całkiem spore zaległości. W wolnym czasie przesiadywała w pokoju, który Athanasius przygotował na jej znajdźki, a z którego zrobiła sobie mały gabinet. Goro podarował jej w prezencie przepiękne biurko, należące do Mary Baltimore. Vasco była nim wprost oczarowana i nie mogła przestać dziękować mu za ten podarek. Zajęła się spisem nadprzyrodzonych istot zamieszkujących Wielką Brytania, które zamierzała odwiedzić w związku z projektem Bestiariusz. Belial natomiast zainstalował sobie tindera i co chwilę wysyłał jej zdjęcia z inną kobietą, chwaląc się zdobyczą. Aria miała oceniać każdą w skali od 1 do 10, co oboje uznali za świetną zabawę. Raz nawet wpadł do muzeum z kawą, za co była mu niezwykle wdzięczna, bo bardzo potrzebowała tego, by ktoś się nią zaopiekował i wysłuchał. Nie mogła powiedzieć o swoich wątpliwościach ukochanemu. Nie mogła odnaleźć się w domu, który musiała dzielić teraz z Gudrun i wprost nie mogła znieść tego, jak dziewczyna nazywała Athana tatą. Była rozdarta, bo wiedziała, jak bardzo wampir był szczęśliwy, a ona nie chciała mu tego szczęścia odbierać. Złapała się na tym, że dziewczyna zaczynała ją mocno irytować i nie raz musiała ugryźć się w język, by się jej nie odgryźć. Nie miała pojęcia skąd ta cała niechęć do niej się brała, ale Aria walczyła z nią, jak tylko mogła, by nikt nic nie zauważył. Nie zwierzyła się nawet Jehanne, nie chcąc obarczać ją tym wszystkim i wprowadzać nieprzyjemnej atmosfery. Wolała porozmawiać z demonem, który w żaden sposób jej nie oceniał i rozumiał to, co przeżywała. Athanasius był w euforii szczęścia i nawet nie zwracał uwagi, że coś ją gryzie. Nie miała do niego pretensji, po prostu zżerała ją zazdrość, że nie skupiał się już tylko na niej. Chciała być dla niego tą najważniejszą, a teraz zajmowała to miejsce wraz z Gudrun. Po dekadach walki o uwagę Tismaneanu teraz musiała dzielić się nim z jakąś małolatą. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z tymi wszystkimi negatywnymi emocjami, które wzbierały w niej coraz bardziej. Obawiała się, że w końcu wybuchnie. 

Sobota nastała zaskakująco szybko, a zdenerwowanie unosiło się w całym domu już od rana. Aria starała się nie pokazywać za bardzo, jak cieszy się na spotkanie z demonami i dawno nie widzianymi Mattem i Davidem. Oboje mieli przyjść z osobą towarzyszącą. Policjant zjawił się kilka minut przed czasem, jak się okazało, z koleżanką z pracy. Monica była wampirzycą od kilku miesięcy, ale świetnie sobie radziła. Matt bardzo ją wspierał, co znacznie zbliżyło ich do siebie. Bishop przyszedł ze swoim pacjentem, również wampirem, o jakże dźwięcznym imieniu, Benedicte.

- No nieźle. Zmartwychwstanie. – Matt pokiwał głową z uznaniem, a David mu zawtórował, po czym roześmiał się głośno, spoglądając to na Arię, to na Athanasiusa. Tismaneanu wyjaśnił im, jak to się stało, że Gudrun wróciła, jeszcze przed kolacją. 

- I weź teraz przebij taki prezent! Nie ma opcji, że perfumy wystarczą – stwierdził lekarz, puszczając oczko Benowi, który zarumienił się uroczo. Arii aż miło patrzyło się na to wszystko, jak każdy z nich w końcu odnalazł swoją drugą połówkę, bo bardzo na to zasługiwali. Dzwonek do drzwi zwiastował pojawienie się tych gości, na których czekała tylko Vasco. Athan momentalnie zmarkotniał, Jehanne spięła się nieco, a Ishmael sięgnął po kieliszek z ginem i wypił całą zawartość duszkiem. Gudrun była poruszona i widać było iż nie może się doczekać. Cała kolacja była na jej cześć, sprawiając iż dziewczyna stała się głównym tematem rozmów, a dwóch dodatkowych gapiów tylko jeszcze bardziej ją nakręcało.

Aria wstała od stołu i oznajmiła, że otworzy, bo dali pani Adriannie wolne na ten wieczór. Gosposia miała odpocząć sobie w spokoju i zająć się sobą, choć oczywiście upierała się, że może pracować. Lubiła być potrzebna, lubiła Blickling i czuła się tu bezpieczna.

- No w końcu! – kobieta powitała mężczyzn z szerokim uśmiechem na ustach i obu uściskała. Belial wyciągnął zza pazuchy nieco sponiewierany bukiet róż, z którego gdzie nie gdzie wystawały jedynie łodygi bez kwiatów.

- Bukiet dla uroczej pani domu. No co? Nie leżał tak całkiem na śmietniku! Nie miałem czasu kupić, bo byłem na randce – oznajmił demon widząc minę swego towarzysza. Goro, gdyby mógł, zapadłby się pod ziemię i pociągnął za sobą Bela. Aria podziękowała za kwiaty i położyła je na stoliku przy wyjściu. Liczy się gest, prawda? Ciekawiło ją, jak ta dwójka się poznała i jak stali się przyjaciółmi i kompanami. Dwa odmienne charaktery, a jednak dogadywali się na pewnej płaszczyźnie i współpracowali.

Wprowadziła demony do jadalni i przedstawiła ich wszystkim obecnym. Jehanne uśmiechnęła się lekko, starając się przezwyciężyć swoje wszystkie obawy. Aria była jej za to wdzięczna. Chciała, by inni poznali ich z tej strony, z której znała ich ona. Pamiętała, co zrobili i nadal czuła tą zadrę w sercu, bo wszystko mogło potoczyć się zgoła inaczej. Mogli porozmawiać, ułożyć wspólny plan i co najważniejsze, nie zabierać jej Athana. Z jednej strony nie dziwiła się demonom, że nie ufały wampirom, bo Baltimore skutecznie zadbał o to, by postawić cały ich gatunek w złym świetle. Nie nadszedł jeszcze czas, by Aria zaufała im bezgranicznie, bo wyrządzili im wiele złego, ale warto było dać szansę, by mogli się zrehabilitować. I warto było mieć ich po swojej stronie.

- No dobrze, skoro jesteśmy już w komplecie, możemy zaczynać. Nie wszystko robiłam sama, bo Athan uparł się na catering, ale jest twoje ulubione tamales, Matt i kilka dań z tradycyjnej kuchni chińskiej. Zrobiłam to, co zdążyłam zanim zamknął kuchnie i kazał mi odpoczywać. Smacznego! – Aria zaśmiała się i siadając cmoknęła ukochanego w policzek, uśmiechając się szeroko. Tym razem to ona była w dobrym nastroju, ciesząc się, że wszyscy zasiedli do jednego stołu. Goro, jak zwykle miał nieodgadniony wyraz twarzy, a Belial już wpychał do ust jakiś kawałek mięsa. Vasco zerknęła na siedzącego po jej prawej stronie Athana i odnalazła jego dłoń pod stołem, by ścisnąć ją lekko i dodać mu trochę otuchy. Domyślała się, jak źle czuł się z demonami, ale miała nadzieję, że spróbuje ich chociaż tolerować ze względu na nią. Ona poświęciła dla niego tak wiele, więc mógłby zrewanżować się choć tym.

- Kocham cię – odezwała się bezgłośnie,  wiedząc, że mężczyzna i tak ją usłyszy. Mieli swój niewerbalny sposób na porozumiewanie się. Mieli coś, czego nie musiała dzielić z Gudrun. Dziewczyna dyskutowała właśnie zaciekłe o czymś z Belialem, a chwilę później zaczęli się przekrzykiwać, bo każde z nich chciało przekonać do czegoś tą drugą osobę. W końcu oboje roześmiali się głośno, co przyciągnęło uwagę innych gości. Rozmowa rozkręciła się w najlepsze, a nieco napięta atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Nie wiedziała, czy była to zasługa wypitego alkoholu, czy faktycznie wszyscy postanowił wrzucić na luz. No, prawie wszyscy.

- Widzisz? Jest całkiem sympatycznie. Może porozmawiasz z Goro na osobności? Rozumiem, jakie podejście masz do Beliala, więc nie wymagam tego od ciebie, ale Goro to już co innego. Proszę, chociaż spróbuj – Athan spojrzał na nią z lekkim oburzeniem, ale zaraz kiwnął głową i poprosił demona o rozmowę w cztery oczy, prowadząc go do swojego gabinetu. Aria odetchnęła z ulgą, mając nadzieję że wszystko jakoś się ułoży i niedługo będą mogli rozmawiać ze sobą bez zbędnego napięcia.

- A jak tam w pracy? Dzieje się coś ciekawego w muzeum? – zagadnął David, posyłając Arii szeroki uśmiech i spojrzenie pełne zaciekawienia. Lubił, gdy opowiadała o swojej pasji z takim zaangażowaniem.

- Właściwie, to tak. Przygotowuje wystawę polinezyjską. Mam kilka fajnych artefaktów i kontakt do tamtejszej korespondentki Mauu Tonga. Wspaniała kobieta. Zapraszam, jeśli macie ochotę i lubicie owoce morza. Będzie degustacja – zaszczebiotała Vasco wyraźnie podekscytowana nadchodzącym tygodniem i nowymi wyzwaniami.

- Ja się skuszę! Pójdziemy, prawda? – Monica spojrzała na Matta robiąc słodkie oczka i nie dając mężczyźnie szans na odmowę.

- Przyjdźcie wszyscy. Nie chcę się chwalić, ale to naprawdę ciekawa wystawa. Z resztą, ja robię same ciekawe wystawy. Napisali o mnie w The Guardian i o wystawie francuskiej. Zrobiłam makaroniki! – pochwaliła się Aria ze śmiechem, szczerząc się wesoło do gości. Zaczęła opowiadać o kilku obrazach ze swojej kolekcji, które podarowała muzeum i które znalazły się na wystawie. Historie z nimi związane były niesamowicie ciekawe, niczym żywcem wyjęte z książki przygodwej. 

- Po wystawie możemy iść na karaoke. Jestem w tym dobry, nie macie szans krwiopijcy! Mogę się nawet o to założyć! Widziałem knajpę niedaleko muzeum, wtedy jak byliśmy na kawie, pamiętasz? Obok tego sklepu z używanymi meblami – rzucił Bel, a Aria dziękowała wszystkim świętym, że nie ma przy stole Athana. Poczuła na sobie sądny wzrok Isha i była prawie pewna, że jej twarz stała się czerwona, jak burak. Wolała nie opowiadać Athanowi o spotkaniach z demonami bo wiedziała jak to na niego działało. Im mniej wiedział, tym był spokojniejszy. Ishmael natomiast miał minę, jakby Aria latała na potajemne schadzki do obozu wroga.

- Tak! Chcę pośpiewać – Jehanne najwyraźniej pomysł Bela się spodobał, choć nie można było powiedzieć tego samego o jej towarzyszu. Ish siedział skwaszony, jakby do gardła ktoś wepchnął mu pięć kilo cytryn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^