ROZDZIAŁ 241

 ATHANASIUS

Świat cały czas rozkoszni wirował, a przed oczami mieniły mu się wszystkie, nagle tak piękne i wyraźne kolory, które go otaczały. Otoczenie, nawet mimo panującego półmroku, wręcz jaśniało, a jemu nieustannie chciało się śmiać. Po całych miesiącach i latach poczucia, że szczęście było i zawsze będzie poza jego zasięgiem, ostatnimi czasy zaczynało dziać się w jego życiu coraz lepiej, aż wtem miał niemal wszystko, o czym marzył i czego pragnął! W tej idylli brakowało tylko Elijaha i Marisy, lecz wtedy właśnie Athanowi przemknęła przez głowę wyjątkowo okrutna myśl, że w tej chwili nawet ich nieobecność aż tak mu nie ciążyła.

Jak mogła, jeśli po latach przeżywania własnej tragedii i pokutowania za swoją przeszłość, wreszcie miał przy sobie dwie kobiety, które kochał najbardziej na świecie? W tę dawkę szczęścia aż trudno było uwierzyć i gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że gdy obudzi się następnego ranka, zapewne wszystko okaże się tylko pięknym, lecz nieprawdziwym snem.

Dlatego nie zamierzał zasypiać, w pełni ciesząc się tą niespodzianką, którą zgotował mu los. I naprawdę nie chciał sobie tłumaczyć, że każda jedna radość wymieniana jest na dwa nieszczęścia. Choć dotychczas była to jedna z jego dewiz życiowych.

Spoglądając na leżącą tuż obok niego Arię, wprost nie mógł się nasycić jej widokiem. Była tak piękna, tak doskonała! Z największą radością i uwielbieniem przypomniał sobie, jak mocno kochał każdy jej szczegół i najmniejszy, nawet ledwie zauważalny gest. Potrafił z pamięci wyrecytować i opisać każdy etap powstawania jej uśmiechu, każdą kolejną krzywiznę jej ust oraz zmiany, jakie owy uśmiech powodował na jej rozświetlonej radością twarzy. Oczy delikatnie się mrużyły i wybuchały szaleńczymi iskierkami, a gdy Athan widział, jak czerń tęczówek rozświetla się tym znajomym blaskiem, i on na dnie serca czuł, jak podziela wyłaniającą się w jej oczach radość.

— Nie jestem chyba najlepszy w słuchaniu — odparł, zaśmiawszy się cicho. — A to, o czym mówisz — mruknął, obejmując ją lekko i uprzednio składając długi pocałunek na jej szyi — możemy zaraz nadrobić…

Ta wizja wydawała się bardzo kusząca, ale musiała poczekać, ponieważ Aria miała mu wiele do powiedzenia. Zaczęła od felernego bankietu, na którym to dowiedziała się tych wszystkich rewelacji o wskrzeszaniu. Aria już dała mu małą reprymendę, że gdyby zechciał się z demonami zapoznać, sam miałby szansę o tym wszystkim usłyszeć. Jednak nie zamierzał zmieniać zdania — nawet teraz — i próbować zaufać demonom. Miał do nich zbyt wiele urazy i postrzegał jako wyjątkowo groźnych przeciwników. Jeśli te stwory rzeczywiście chciały żyć w spokoju — świetnie, Athan nie zamierzał im przeszkadzać. Ale spoufalać się z nimi też nie miał w planach. Powinien, wszak to oni w teorii wskrzesili jego maleńką Gudrun. Jednak ten cud zawdzięczał tylko Arii i po prostu nie był w stanie myśleć inaczej. Co więcej, Athan zdawał sobie sprawę, że działa się rzecz niemal odwrotna do czegoś, co ich spotkało kilka miesięcy temu. Uprzednio to Aria nie umiała zaufać, z czym on nie miał problemu. Rzecz w tym, że jego ukochana trafiała bez pudła — więc może i tym razem miała rację? Może. Ale Athan nie był ciekaw tego sprawdzać.

Poruszył ją tym, co mówiła o wątpliwościach, jakie miała przed dokonaniem wyboru. Zauważając, jak blask jej oczu gaśnie, natychmiast ją do siebie przytulił, całując lekko w skroń.

— To całkowicie naturalne, że chciałaś wskrzesić ich wszystkich — szepnął z delikatnym uśmiechem. — Też bym na twoim miejscu od razu pomyślał o swoich najbliższych i też chciałbym przywołać ich wszystkich. I nie wiem — dodał z małym wahaniem — czy pomyślałbym o kimś z twoich bliskich, tak jak ty to zrobiłaś. To, że w ogóle pomyślałaś o Gudrun…

Westchnął, nie umiejąc dokończyć. Co miał powiedzieć? W głowie cały czas mu huczało, nie pozwalając zebrać myśli. Nawet nie wiedział, co zrobić, jak podziękować, jak się odwdzięczyć. Czy za coś takiego w ogóle się dało jakoś odpłacić? Niespodziewanie Athana przelękła ta świadomość, że być może kiedyś Aria tego pożałuje i uzna, że nie dość, iż popełniła błąd, wskrzeszając akurat Gudrun, to jeszcze on nijak się jej za to nie odwdzięczył.

— Znam dziesiątki sposobów na to, by ci pokazać, jak bardzo ci jestem wdzięczny — szepnął — ale nie sądzę, by cokolwiek dało obraz tego, jak wiele dla mnie znaczy to, co zrobiłaś. Uczyniłaś rzecz dosłownie niemożliwą — tłumaczył cichą — i to taką… — przerwał na moment, próbując zebrać myśli. — Tak bardzo tego pragnąłem… ujrzeć ją jeszcze raz, choćby na moment… Nie próbowałem sobie nawet wyobrażać, że Gudrun mogłaby kiedykolwiek wrócić. Ta wizja na tamten czas mogłaby mnie jedynie załamać. A teraz… — pokiwał z niedowierzaniem głową, zaśmiawszy się cicho. — Nadal nie mogę uwierzyć, że ona naprawdę tu jest!

Mimo tej przedziwnej, niemieszczącej się w myślach radości, Athan niespodziewanie poczuł ukłucie rozczarowania. On także sądził, że proces przywoływania kogoś z zaświatów był bardziej skomplikowany. Wskrzeszenie kogoś w byle knajpie nad kubkiem kawy brzmiało tak… niegodnie — jakby demony nie miały dla tych zmarłych żadnego szacunku i uznały je za zwykłe, nic nieznaczące zadanie do zrealizowania. Jasnym było, że dla nich ci wskrzeszeni nic nie znaczyli, a jednak Athan spodziewał się… czegoś więcej. I czegoś więcej oczekiwał, dlatego milczał na ten temat, nie chcąc psuć nastroju.

Gdy oboje ułożyli się na łóżku obok siebie, Athanasius objął ją ramieniem i przytulił do siebie.

— Nie martw się, kochanie — odparł cicho — nie zamierzam niczego przyspieszać. Dla każdego z nas to nowa, trudna sytuacja. Zwłaszcza dla Gudrun, która ma do nadrobienia trzydzieści pięć lat postępu technologicznego. I spokojnie, nie oczekuję od ciebie, że staniesz się jej opiekunką czy przyjaciółką. Przynajmniej nie od razu — doprecyzował — bo bardzo bym chciał, byście się z czasem lepiej poznały i polubiły. Ale nie będę w nic integrował. Same musicie zdecydować o swoich relacjach. Bo ja sobie mogę chcieć — mruknął z rozbawionym uśmiechem — ale akurat obie macie... hm, całkiem podobne charakterki. Gudrun niestety nie należy do najbardziej ugodowych — przyznał z cichym westchnięciem — ale wiele jej o tobie opowiadałem. To znaczy: sama to ze mnie wyciągała. Była pewna, że cię polubi, jak już cię spotka. I podkreślam — spojrzał na Arię znacząco — to nie były żadne przypuszczenia i gdybania z jej strony. Ona swego czasu miała bardzo ambitne plany względem ciebie.

Gdy spostrzegł, że nieco się w tej opowieści zagalopował, poczuł się odrobinę niezręcznie. Tym bardziej że, jak podejrzewał, kwestia śmierci Gudrun stanie się zapewne tematem tabu. I mimo że dziewczyna spała kilka pokojów dalej, Athanowi nadal mocno nieprzyjemnie wspominało się czasy, w których Gudrun z takim zapałem planowała jego pięćsetne urodziny, na które chciała koniecznie zaprosić Arię. Athanasiusa bardzo długo męczyło to wrażenie zmarnowanej szansy i nigdy by nie przypuszczał, że obie jeszcze kiedykolwiek się ze sobą spotkają.

Równie zadziwiająca, co przerażająca była ilość cudów i dziwów, o których człowiek nie miał pojęcia, a która była możliwa do zrealizowania.

— Nigdy nie byłeś tak szczęśliwy.

Zaskoczyła go tym stwierdzeniem, zwłaszcza że miała rację. Prawdopodobnie Athan w pełni sobie to uświadomi dopiero za jakiś czas, gdy zdoła się oswoić z obecnością Gudrun i uwierzy, że jego mała córeczka zostanie z nim już na stałe. Teraz było jeszcze odrobinę za wcześnie; emocje nadal szaleńczo w nim buzowały, nie pozwalając się skupić. Ta wariacka radość była dość naturalna, ale Athan nie mógł się doczekać momentu, w którym się uspokoi, pogodzi ze wszystkim i spostrzeże, że nadal był szczęśliwy.

— Bo nigdy nie mogłem mieć was obu — rzekł, uśmiechając się odrobinę smutno, co zaskoczyło nawet jego. — Wymieniałyście się. Gdy żyłem z tobą… sama wiesz, jak to wyglądało na początku — mruknął ponuro. — Po twoim odejściu, hm… Gudrun mi pomogła. Mogłem zająć myśli czymś innym, aż z czasem sama wiesz, jak bliska mi się stała. Oczywiście marzyłem — przyznał, kiwając lekko głową — że kiedyś się poznacie, choćby przelotnie. Ale gdy ty wróciłaś, Gudrun już nie było. Zdawało się, że tak już musiało być — wzruszył ramionami. — Jakby los stwierdził, że mogę mieć tylko jedną, którą kocham, bo obie w jednym czasie to jak dla mnie zbyt wielka dawka szczęścia. Pewnie na tyle nie zasłużyłem i nawet się z tym pogodziłem. Zresztą — odparł cicho, spoglądając czule na Arię — jestem szczęśliwy. Odkąd tylko jesteś przy mnie.

Nie czekając wiele dłużej, jeszcze bardziej ją do siebie przysunął i namiętnie pocałował, wplatając dłoń w jej włosy. Chwilę wcześniej Aria wspomniała coś o śniadaniu i innych w tamtym momencie bardzo nieważnych kwestiach, lecz Athan miał wielką ochotę jej uświadomić, że tymi bzdurami zajmą się później; przecież mieli tak dużo czasu. A teraz byli sami, uniesieni i radośni. Tylko to się miało liczyć i tylko na tym chcieli się skupić.

— Mamy krew. Ale potem — wymruczał między pocałunkami. — Naleśniki, krew, Gudrun i wszystko inne… potem!…

Był głodny jej rozpalonego ciała, jej przeciągłych westchnień i wzbudzających ekstazę cichych, choć z czasem narastających jęków. Sycił się jej oczami, których błysk nieco mętniał od zamglonych pragnieniem i żądzą myśli. Uśmiechał się szeroko, obserwując, jak jej niemal nagie ciało napinało się pod wpływem jego dotyku niczym struna w doskonale nastrojonym instrumencie.

Tęsknił za nią. Nawet mimo tylu rewelacji dziejących się ostatnio, nawet mimo nieustającej bliskości. Tęsknił, lecz była to tęsknota dobra, napełniająca go spokojem i poczuciem stabilizacji. Pragnął już zawsze tęsknić tylko w ten sposób, albowiem panicznie obawiał się momentu, w którym musiałby za nią zatęsknić prawdziwie. Tak jak kiedyś.

Być może zbyt rzadko zdawał sobie sprawę z tego, jakie szczęście go spotkało i jaki skarb miał przy sobie. Bał się, że nie okazywał jej tego właściwie, zwłaszcza ostatnio. Ale chciał — musiał! — jej to udowodnić. Już wiedział nawet, jak to zrobić.

Tak. Bardzo dobrze wiedział.

— Zdecydowanie za rzadko ci mówię, jak cholernie mocno cię kocham — wyszeptał jej wprost do ucha.

Myśl, że wiedział, co zrobić, owinęła jego serce ogromną ulgą.

I wszystko układało się tak bajecznie dobrze.

 

Nie sądził, że uda mu się jeszcze zasnąć, ale po takim wysiłku fizycznym i emocjonalnym, zdecydowanie mu się należało. Gdy przekręcił się z cichym jękiem na drugi bok, obejmując Arię ramieniem, zerknął niechętnie na zawieszony na nadgarstku zegarek. Dochodziła dwunasta, więc teoretycznie nieco sobie pospali, ale Athan i tak się czuł tak, jakby go przejechała betoniarka. Jęknął raz jeszcze, gdy zdał sobie sprawę, że nadal był u Cavendishów, a to oznaczało, że musieli się dzisiaj spakować i wrócić do Blickling. Usiłował sobie przypomnieć, czy miał tu coś jeszcze do załatwienia…

…i wtem właśnie zerwał się gwałtownie do siadu, wpatrując się z istnym przerażeniem w drzwi. Tym nagłym zrywem obudził Arię, która przekręciła się i z wciąż mocno zmrużonymi oczami wymamrotała coś, czego Athan nawet gdyby jej słuchał, i tak by nie zrozumiał. Wszystkie jego myśli były bowiem skupione na tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia.

O ile wydarzyło.

Lodowaty pot go zalał na myśl, że to wszystko mogło być tylko snem. To by zresztą wiele wyjaśniało: żył już trochę lat, a jednak nigdy nie słyszał o możliwości wskrzeszania zmarłych. Plotek i prób było wiele: alchemicy próbowali opracować specjalne eliksiry, magowie pracowali nad zaklęciami, nierzadko uciekano się także do wyjątkowo trudnej i niemal już wymarłej nekromancji. Jednak, według wiedzy Athanasiusa, nic nie działało, co dawało jasny sygnał: wzywanie martwych do życia było niemożliwe.

A jednak cały czas miał z tyłu głowy uporczywe poczucie, że to wcale nie był sen. Ale tego nie był pewien, dlatego spojrzał w popłochu na Arię, modląc się w duchu, aby jego ukochana potwierdziła to, co uznawał za wyjątkowo piękny sen.

— Gudrun — wydyszał, wciąż zszokowany tym, w co zaplątane były wszystkie jego myśli. — Śniło mi się, że… nie — pokiwał gwałtownie głową — to nie był sen! Prawda? — spytał, nie będąc w stanie ukryć tej jednej rozpaczliwej nutki nadziei w głosie.

Na szczęście wystarczyło jedno spojrzenie Arii, jeden jej uśmiech, by Athan natychmiast ją do siebie przytulił w geście największej ulgi, jaka go ogarnęła. Lecz zmieszany z nią był ogromny szok: dowiedziawszy się, że to jednak nie sen, na nowo musiał to wszystko przetrawić i jakoś ułożyć w głowie, usilnie i jak najszybciej chcąc uwierzyć, że Gudrun wróciła.

Wróciła.

— Więc? Co proponowałaś? — spytał radośnie. — Naleśniki? Świetny pomysł! Pod warunkiem, że ty robisz, a ja cię w tym dopinguję.

 

Dosłownie bał się wyjść z sypialni ze świadomością, że gdzieś na terenie posiadłości znajdowała się Gudrun. Sam nie wiedział, co go tak stresowało, zwłaszcza że jego serce jednocześnie rwało się do swojej małej, przed laty utraconej córeczki. Dlatego niemal z drżącym sercem zapukał do drzwi pokoju, który zajmowała. Gdy nikt nie odpowiadał, zajrzał do środka, lecz zastało go idealnie pościelone łóżko. To wzbudziło jego niepokój, ale tylko dlatego, że będzie musiał jej szukać, co przedłuży jego niezrozumiały stres.

Aria zamierzała od razu pójść do kuchni, więc Athan uznał, że ją odprowadzi, a jeśli po drodze nie znajdzie Gudrun, sam rozejrzy się po dworze. Ale to nie było konieczne: gdy tylko stanął w progu, serce na moment mu stanęło, by po chwili wznowić bieg w iście szaleńczym tempie. Jego mała Gudrun siedziała właśnie przy niewielkim stole, popijając przez rurkę krew. Gdy tylko zobaczyła Athana, rozpromieniła się, zerwała z miejsca i natychmiast do niego podbiegła. Roześmiana, zawiesiła mu się na szyję, a on z łatwością lekko ją uniósł i kilkukrotnie obrócił wokół własnej osi. Tuląc ją mocno do siebie, ucałował w głowę, w skroń, w czoło, czując, jak od środka rozpalał go istny żar. Znowu miał ochotę głośno się roześmiać, miał ochotę tańczyć i śpiewać. Miał ochotę podzielić się swoją nadzwyczajną radością z każdym, kogo tylko spotka, bo uważał, że każdy zasługuje na to, by być aż tak szczęśliwy, jak on w tamtej chwili.

— Czyli nie zniknęłaś — zagadnął wesoło, nie mogąc oderwać oczu od jej rozpromienionej twarzy. Z największą przyjemnością zdał sobie sprawę, że znowu będzie mógł uczyć się jej na pamięć.

— Chyba jeszcze nie — odparła, szczerząc się wesoło. — Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca! — dodała, uśmiechając się jeszcze szerzej.

Athana momentalnie ukłuła ta uwaga. Jak znał Gudrun, jej śmierć będzie jej ulubionym tematem do żartów, ale dla niego miała zostać tematem tabu, co zresztą musiał jej uświadomić.

— To nie jest śmieszne — skwitował. — Nie mówmy o tym. W ogóle o tym nie rozmawiajmy…

— Właśnie, bo ja mam z tym problem — przerwała cicho, nagle wpadając w głęboką zadumę. — Ile ja mam właściwie lat? — spojrzała na nich z uwagą. — No bo wtedy, no wiecie kiedy, miałam pięćdziesiąt dziewięć lat. No a teraz? Ja mam liczyć te… ile to było?

— Trzydzieści pięć lat.

— Rany — westchnęła, delikatnie zszokowana — serio dużo. Ile to jest…? Dziewięćdziesiąt… dziewięćdziesiąt trzy! Nie! Cztery! Dziewięćdziesiąt cztery. Tak razem. No ale to by było trochę oszukane, nie?

— Byłaś w śpiączce — wyjaśnił Athan nieco chłodniejszym tonem. — Nie pamiętasz straconych lat, ale wiek ci się nie zmienił.

— Śpiączka, mówisz? — mruknęła z powątpiewaniem. — No dobrze, niech tak będzie. Ale to później — Gudrun machnęła energicznie ręką, po czym zwróciła się do Arii, zupełnie niespodziewanie mocno ją obejmując. — Cześć! Jestem Gudrun, ale to już wiesz — zaćwierkała, gdy już od niej odskoczyła. — A ty jesteś Aria, nie? Athan mi mnóstwo o tobie opowiadał! — Zamilkła na moment, uważnie przyglądając się Vasco. — Nie no, co ty, oczywiście, że nic mi o tobie nie opowiadał! On już jest tak stary — kontynuowała żywiołowo — że długo byłam pewna, że on mi o tobie nie opowiadał, bo nie chciał, tylko wstydził się przyznać, że go starcza demencja dopadła. Ale jednak jak się go odpowiednio za język pociągnęło — tłumaczyła zawzięcie — to wszystko wyśpiewał. I było tylko:
„GUDRUN DAJ MI ŚWIĘTY SPOKÓJ; powiem ci, powiem co chcesz, tylko przestań wreszcie mleść tym jęzorem!”. Prawda to była? Prawda? — dopytywała, spoglądając na Athana znacząco. — Prawda — odparowała, nie przejmując się brakiem odpowiedzi.

Nagle Gudrun zmarkotniała i spuściła wzrok. Wyglądała tak, jakby nagle zeszło z niej całe powietrze albo jakby ktoś podmienił tę rozgadaną nastolatkę na jakąś nieśmiałą, zamkniętą w sobie dziewuszkę.

— Wiesz… — wymamrotała niepewnie — przepraszam za wczoraj. Nie byłam zbyt miła i… — Nagle wybałuszyła oczy, wyraźnie czymś przestraszona. — Nic ci nie jest?! Jezu, przepraszam! — wolała, wyraźnie zmartwiona. — Ja naprawdę nie chciałam! To znaczy… no chciałam — przyznała z wahaniem — ale byłam wystraszona, to chyba normalne, nie?! Ale tato — zwróciła się do Athana, spoglądając na niego z mieszanką wstydu, zażenowania i niepokoju — weź może sprawdź, czy twojej dziewczynie nic nie jest, bo tak jej wczoraj deską przywaliłam po plecach… i po brzuchu… i… i twarzy… PREPRASZAM! — krzyknęła. — W STRESIE BYŁAM! Nie miej mi tego za złe — odparła nerwowo, spoglądając na Arię nieco błagalnie. — Ach — mruknęła, jakby sobie nagle o czymś przypomniała. — Nie podziękowałam ci za… no wiesz. Dziękuję — odparła znacznie spokojniej. — Nie musiałaś… pewnie miałaś na liście wielu sobie bliższych. Ale naprawdę doceniam.

Przez dłuższą chwilę nie wiedziała, co powiedzieć, wyraźnie speszona tym wyznaniem, podczas gdy Athan wysłuchiwał tego z szeroko wybałuszonymi oczami, spoglądając to na jedną, to na drugą. Na szczęście Aria od razu dała mu znać, że nic jej nie jest, ale i tak w pewien sposób czuł się winny tego, co zaszło: w końcu odpowiadał za Gudrun, a wieść o takiej bójce ani trochę go nie bawiła.

— To ja może przygotuję wam śniadanie! — zakrzyknęła nagle. Athan bez trudu zauważył, że Gudrun jak najszybciej próbowała się pozbyć niewygodnego dla niej tematu. — Siadajcie!

— Przecież ty nienawidzisz gotować — mruknął z rozbawieniem, zamierzając jej pomóc w przekierowaniu rozmowy na inne tory. — I nie umiesz.

— Nauczyłam się w zaświatach.

— Chryste, Gud… — jęknął, załamany tym, jak często będzie musiał tego słuchać.

— ŻARTOWAŁAM, żartowałam, już, spokojnie, nie stresuj się tak! Rany — jęknęła — jaki bluszcz delikatny z ciebie… Nic się nie zmieniło, nie?! — pisnęła rozbawiona, spoglądając na Arię. — Tragedia, żeby po trzydziestu pięciu latach nadal nie nabrać ani krzty poczucia humoru… To co ty przez ten czas robiłeś? Albo nie — zastrzegła nagle — nie opowiadaj. Zapewne byłoby to tak ciekawe, że byśmy z Arią tu zaraz z nudów pozdychały. A nie chcę się drugi raz tam wybie…

— Gudrun, na Boga, błagam cię, zlituj się! — zawołał wzburzony. — Jak możesz traktować to tak… lekko?

— Oj — mruknęła ze wzruszeniem ramion — bo ja tak do końca nie wierzę, że… to znaczy — poprawiła się, wznosząc oczy ku górze — wierzę wam, ale ja tego nie pamiętam! Dla mnie cały czas jest siedemnasty maja osiemdziesiątego szóstego roku, a ciebie — wskazała na Athana — widziałam w zeszłym tygodniu! Wiem, że jest inaczej — dodała uspokajającym tonem — ale muszę się do tego przyzwyczaić. Ale to chyba lepiej, że nie pamiętam nic o swojej śmierci, nie? DOBRA, o śpiączce! — zawołała ze zmęczeniem, widząc wzrok Athana. — A, tak — mruknęła, po raz kolejny niespodziewanie sobie o czymś przypominając. — Śniadanie. Już, momencik!

Athan prychnął cicho, kiwając z niedowierzaniem głową. Postrzelona!, pomyślał z rozbawieniem, przyglądając się krzątającej po kuchni Gudrun.

— Przepraszam cię za nią — szepnął w stronę Arii. — Zawsze była trochę… hm… taka. I nic się z tym nie da zrobić. Uwierz mi, próbowałem — dodał, uśmiechając się lekko.

Ale właśnie taką ją pamiętał. Za taką nią tęsknił. I taką ją kochał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^