ROZDZIAŁ 235

 GORO

— Ne odzywaj się nieproszony. Najlepiej wcale się nie odzywaj. W ogóle nie powinieneś iść, ale możliwe, że panna Vasco zechce cię zrugać za to, jak sobie z niej zakpiłeś. W pełni na to zasłużyłeś.

Goro musiał przyznać, że cieszył się na nadchodzące spotkanie z Arią Vasco. Już zapraszając ich na bankiet w roli gości honorowych wiedział, że to może przynieść jakieś znaczące konsekwencje i być może w pewien sposób zacieśni ich więzi. Wprawdzie spotkanie nie poszło po jego myśli, ale Goro wierzył, że to wciąż nic straconego. Sprawę odrobinę poprawiła wczorajsza wizyta Athanasiusa Tismaneanu. Wampir im nie ufał i nie wyglądał na skorego do współpracy, czemu Goro w żaden sposób się nie dziwił. Tym bardziej więc pocieszał go fakt, że jego partnerka zdawała się myśleć zupełnie odwrotnie i była coraz bardziej przekonana do ich rasy. Demon miał szczerą nadzieję, że ta różnica zdań nie wpłynie negatywnie na relacje kochanków, ale nawet gdyby, nie bardzo miał prawo interweniować.

Zabranie na miejsce Beliala było nieco ryzykownym pomysłem, lecz ufał przyjacielowi — nawet mimo ostatniej wpadki, jaką było wymknięcie się na bankiet wbrew zakazowi.

Aria Vasco pojawiła się na miejscu o czasie, co Goro bardzo szanował — punktualność była jego małą obsesją i choć przede wszystkim wymagał jej od siebie, cenił tych, którzy także szanowali jego czas i nie kazali mu na siebie zbyt długo czekać.

Goro uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy Aria natychmiast zagroziła Belialowi, tym samym utwierdzając go w przekonaniu, że dobrze zrobił, zabierając przyjaciela ze sobą. Jak już załatwi ze swoim gościem wszystkie sprawy, chętnie poobserwuję ich małą sprzeczkę, na którą Belial w pełni zasłużył.

Nieco zaskoczył go fakt, że Aria przepraszała za sytuację na bankiecie, choć chwilę później wszystko zrozumiał. Zapewne czuła się zażenowana i osaczona dwoma warczącymi na siebie mężczyznami, zwłaszcza że była w centrum tego konfliktu. W pewnym sensie również wszystko się od niej zaczęło, także ona była przyczyną całego zamieszania, więc z pewnością czuła się winna. To wszystko sprawiało, że Goro czuł do niej coraz większą sympatię i wcale się Belialowi nie dziwił, że był Arią tak zachwycony.

— Wina leży także po mojej stronie. Nie upilnowałem swoich urwisów — łypnął znacząco na uśmiechniętego szeroko Beliala. — Naprawdę zależy mi na ugodzie między nami, a postać Beliala na razie mocno to utrudnia. To, że pani partner nie jest do nas przekonany, jest w pełni zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło przed trzema miesiącami. Nie chowamy żadnej urazy — wyznał — bo ani jej nie czujemy, ani nawet nie mamy prawa czuć. Żywię jedynie nadzieję, że nasze stosunki będą co najmniej neutralne.

Aria zaskoczyła go po raz drugi, gdy bez zbędnych wstępów przeszła do najbardziej interesującej ją kwestii. Biorąc pod uwagę, że to ona zainicjowała to spotkanie, Goro winien cierpliwie wysłuchać tego, co Aria miała do powiedzenia, a dopiero po tym przejść do interesującej go kwestii, czyli Rady. Podejrzewał, że Athanasius jej już o wszystkim powiedział. A może jednak nie? Jako że był wyraźnie z tej propozycji niezadowolony, być może nie wyrzekł ani słowa. Tak czy inaczej, Goro musiał to zrobić osobiście. I zamierzał, ale teraz była kolej Arii.

Westchnął bezgłośnie, raz jeszcze ukradkiem zerkając na swojego przyjaciela. Nie miał mu wprawdzie za złe wygadania się o możliwości wskrzeszenia, ale ta opcja była przyczyną wielu rozczarowań. Nie mogli powołać do życia nikogo, kogo którykolwiek z demonów kiedykolwiek poznał, więc w istocie szansa na wskrzeszenie kogokolwiek była bardzo mała.

— Czy Belial wyjaśnił pani — zaczął powoli — na czym polega ta umiejętność? Jak to wskrzeszenie naprawdę działa?

Pokiwał ze zrozumieniem głową, gdy Aria odpowiedziała twierdząco. Przynajmniej nie musiał jej tego tłumaczyć, a więc wiedziała, że być może osoby, o które poprosi, będą poza ich zasięgiem. Goro zdawał sobie sprawę, że nawet ta świadomość nie uchroni jej przed bólem i rozczarowaniem, dlatego w pewnym sensie żałował, że Aria poprosiła akurat o to.

To, czego się obawiał, nastąpiło szybciej niż mógł się tego spodziewać. Jego towarzyszka natychmiast wymieniła dwa imiona, które Goro niestety dobrze znał. Za dobrze. To, co mówiła o swoich przyjaciołach, było bardzo wzruszające i tym bardziej demonowi trudno było jej odmówić. Ale nie miał innego wyboru, a mamienie jej obietnicami całkowicie mijało się z celem.

— Jest mi naprawdę przykro — wyznał szczerze, spoglądając na nią z wyraźnym żalem — ale… nie mogę. Nie mogę przywołać do życia ani Elijaha Cavednisha, ani Emmeta Wattsa.

Z trudem spoglądał w jej oczy, w których pękał ogromny ból. Właśnie dlatego nienawidził rozmawiać o wszelkim wskrzeszeniu — bo to zawsze przenosiło więcej rozczarowania niż radości.

— Zrobiłbym to, gdybym tylko mógł — odparł cicho, na moment spuszczając wzrok. — Wskrzeszenie choćby jednej osoby to okrutne pogrywanie ze wszystkimi zasadami, na których oparte jest istnienie, ale zrobiłbym to. Niestety… — zamilkł na moment, zastanawiając się, jak to najdelikatniej powiedzieć. — Znałem obu pani przyjaciół. Tylko pośrednio, ale to niestety wystarcza. Pana Cavendisha nietrudno znać, to bardzo wpływowy człowiek. Jeden z naszych braci znał go niegdyś osobiście, co niestety wyklucza go z możliwości wskrzeszenia. Wiem, o czym pani myśli — dodał, uśmiechając się smutno. — Mogę próbować, ale to naprawdę nic nie da. Przykro mi.

O powadze sytuacji najlepiej świadczył fakt, że nawet Belial całkiem umilkł, robiąc posępną minę i spuszczając lekko głowę. Był lekkoduchem w niemal każdej materii, jednak potrafił docenić i uszanować tak trudne momenty. Poza tym Belial wyraźnie polubił Arię i z pewnością nie podobało mu się, że cierpiała. A cierpiała. I to bardzo.

— Podobnie niestety z panem Wattsem — niemal wyszeptał, zdając sobie sprawę, że tylko dźgał ją kolejnymi nożami w serce. — Jego śmierć jest niestety mocno związana z nami, demonami, dlatego tym bardziej nie mam wobec niego takiej władzy. Jest mi szalenie przykro, że nie mogę pani pomóc, choć, proszę uwierzyć, bardzo bym chciał.

Milczeli chwilę, aby każdy mógł pogodzić się z tym, co zostało wypowiedziane. Goro chciał dać Arii tyle czasu, ile tylko potrzebowała na przetrawienie tej okrutnej prawdy, którą została zaatakowana. Demon zdawał sobie sprawę, że to nie mogło być proste, dlatego jej nie pospieszał. Chciał też, by wiedziała, że jest w stanie spełnić każde jej życzenie — o ile tylko będzie taka możliwość.

Na szczęście Aria znalazła inną furtkę. Wprawdzie rzecz dotyczyła tego samego, ale obiecujący był fakt, że widok przedstawionej na zdjęciu nastolatki nic mu nie mówił. W ten sposób szansa na to, że żaden z demonów jej nie znał, nieco rosła, choć to Goro musiał sam sprawdzić.

— Stworzona, którą potraktował jak córkę? — spytał, cały czas przyglądając się zdjęciu. — To szlachetne. Słyszałem — podniósł głowę, spoglądając na Arię z zainteresowaniem — że wasza więź łącząca Stwórcę i Stworzonego jest bardzo specyficzna. To prawda? Prawda, że stajecie się sobie bliscy na rożne sposoby, niezależne od was? Podobno — kontynuował, zwłaszcza że ta kwestia naprawdę go interesowała — jedni stają się dla siebie kochankami, drudzy przyjaciółmi, trzeci nikim ważnym, tylko nauczycielem i uczniem, a czwarci rodziną. Od czego — pytał, pochylając się lekko nad stolikiem — to właściwie zależy?

Belial poprawił się w swoim krześle, najwyraźniej chcąc wreszcie włączyć się do rozmowy.

— Właśnie, właśnie — zagadnął, kiwając z przekonaniem głową — mnie też to ciekawi. Nie zdążyłem zapytać, bo ktoś nam przerwał — dodał ze złośliwym uśmiechem, puszczając Arii oczko.

Goro obrzucił Beliala znaczącym spojrzeniem, ale jak zwykle nic nie powiedział. Zwłaszcza że mieli ważniejsze rzeczy do omówienia.

— Przepraszam moją wścibskość — odparł Goro, uśmiechając się lekko. — Podobnie, jak pani jest ciekawa naszej rasy, my jesteśmy ciekawi pozostałych. Długie życie w ukryciu sprawiło, że wiele nas ominęło. Ale… — Goro raz jeszcze zerknął na trzymane w dłoniach zdjęcie, obracając je między palcami — wracając do ważniejszych spraw… Jest pani tego pewna? — spytał, spoglądając z uwagą na swoją rozmówczynię. — Omówiła to pani z panem Tismaneanu? Powrót kogokolwiek do życia to znacząca, nieodwracalna zmiana.

Wystarczyło jedno spojrzenie Arii, by Goro poznał odpowiedź. Nie była ona jednak tak jednoznaczna, jak by się mogło wydawać. Wątpliwości, o których wspomniał demon, najwyraźniej zabrzmiały także wewnątrz Arii, a jednak sprawienie radości mężczyźnie, którego kocha, znaczyło dla niej znacznie więcej. Było to nad wyraz poruszające i świadczące o tym, że Aria nie robiła tego wszystkiego dla własnej wygody. To tylko upewniało Goro w przekonaniu, że chciałby Vasco w swojej Radzie. Ale o tym porozmawia z nią chwilę później.

Już miał się skupić, by sprawdzić, czy wskrzeszenie Gudrun było możliwe, gdy Aria zagadnęła o Bestiariusz. Musiał przyznać, że się tego nie spodziewał, choć był to pomysł naprawdę dobry — jak sam niedawno wspomniał, nie miał dostatecznej wiedzy o pozostałych rasach, tak jak inne rasy nie wiedziały nic o demonach. Trzeba było to zmienić i choć podstawową metodą była rozmowa, Bestiariusz był również bardzo dobrą opcją.

— Fantastyczny pomysł! — zawołał Belial, ubiegając w tym zachwycie Goro. — Ale proponuję dodanie tabelki o stereotypach na temat wszelkich ras, żeby je porównać do rzeczywistości. Demony — tłumaczył, nagle zmienionym, poważnym tonem — koniecznie muszą być czerwonoskóre, z rogami, widłami i… — Belial zamyślił się na moment — one często są nago ukazywane, nie? — spytał, marszcząc się z wyraźną odrazą. — Ohyda. A!, no i koniecznie kotły piekielne i w ogóle piekło, nie? Wiesz co, ślicznotko? — zagadnął ze swobodą. — Nam się przecież tak sympatycznie gadało… och, przestań, nie patrz tak na mnie i nawet nie próbuj zaprzeczyć, bo zełgasz! Więc! Więc proponuję swoją pomoc — wskazał na siebie dłońmi, uśmiechając się uprzejmie. — Jestem lotny, inteligentny, chętny do współpracy… mmm — Belial zastanowił się chwilę. — Uroczy, przystojny, zabawny… to może nie pomoże nam w pracy — przyznał — ale na pewno ją umili! A praca w dobrym towarzystwie i klimacie, jak wiadomo, idzie znacznie sprawniej!

Gdyby nie to, że to nie byłoby w dobrym guście, Goro zakryłby twarz dłonią, dając tym wyraz swojego zażenowania. Jednak musiał przyznać, że to niepoprawne gadulstwo Beliala miało swój urok i jakimś cudem zjednywało wszystkich, którzy mieli z nim do czynienia. Ten dar z pewnością zadziałał chociażby na Arię, co niewątpliwie było pomocne w budowaniu solidnego mostu między nimi.

A w tym z pewnością pomoże zrealizowanie prośby panny Vasco.

— Gudrun Attlee-Tismaneanu — wyrecytował cicho, przyglądając się brązowowłosej dziewuszce o wesołym uśmiechu i zadziornym spojrzeniu. — Zamordowana 17 maja 1986 roku w jakichś barakach pod Norwich…

Przymknął powieki, marszcząc lekko brwi. Próbował się skupić i przypomnieć sobie tę postać, ale nic z tego. Także Belial nie zgłaszał żadnych wątpliwości, choć to nie byłoby potrzebne — gdyby którykolwiek demon ją znał, Goro by o tym wiedział.

— Jest pani pewna? — upewnił się po raz ostatni, jednak dostrzegając stal w oczach Arii, pokiwał jedynie ze zrozumieniem głową.

Raz jeszcze zamknął oczy, próbując sobie zwizualizować tę dziewczynę. Gdy już udało mu się odtworzyć w myślach jej twarz, ciałem Goro szarpnął gorący dreszcz, a kości zdawały się płonąć żywym ogniem. Skrzywił się paskudnie, przez moment targany koszmarnym bólem, lecz trwało to może z ułamek sekundy: zupełnie nagle wszystko ustało, a demon mógł otworzyć oczy, odetchnąć cicho, uśmiechnąć się pokrzepiająco, po czym  w spokoju upić łyk już letniej kawy.

— Już — zakomunikował krótko. — Cały proces trochę potrwa, więc mamy jeszcze jakieś trzy, może cztery godziny, zanim Gudrun się obudzi. Tylko jeśli nie jest pani pewna, jaki to baraki, to proszę je wszystkie przeszukać. Możliwe też, że żadne baraki już w tamtym miejscu nie stoją — minęło prawie czterdzieści lat, to może być problem. Ale na to, niestety, nie jestem w stanie nic zaradzić. Jednak proszę się nie martwić — dziewczyna nie zmaterializuje się pod jakimiś fundamentami — uzupełnił uspokajająco — tylko w najbliższej wolnej przestrzeni. Jeśli pojawi się nagle na oczach jakiegoś świadka, pewnie niezbędne będzie czyszczenie pamięci, ale z tym, jak sądzę, już sobie pani poradzi.

Wtem Goro umilkł, zdając sobie sprawę z wielkiego nietaktu, jakim się popisał. Demon zasypywał Arię najróżniejszymi informacjami, podczas gdy dla niej najważniejsza była tylko ta jedna: Gudrun żyła. A przynajmniej już wkrótce miała ożyć. I wydawało się, że pani Vasco zacięła się na tej wieści: wybałuszając oczy, zarumieniła się intensywnie, by już wkrótce czerwonawe plany wpełzły nie tylko na jej policzki, ale czoło, szyję i dekolt. Najwyraźniej nie spodziewała się, że cały proces przebiegnie tak gładko i, co ważniejsze, nie będzie miała zbyt wiele czasu na uświadomienie sobie i pogodzenie z faktem, że oto ktoś, kto od tak wielu lat był martwy, nagle tak po prostu sobie wstanie i zacznie żyć. Tym bardziej więc powinien dać Arii dłuższą chwilę na otrząśnięcie się z szoku. Na szczęście jej oczy połyskiwały nie tylko szokiem i stresem, ale i radością wraz z ulgą, co i Goro bardzo cieszyło.

Kiedy zaś Aria ocknęła się z letargu, zdawała się nagle wpaść w drugie zaskoczenie: rozglądając się dookoła, próbowała odnaleźć się w rzeczywistości, najpewniej zaskoczona tym, że wskrzeszenie przebiegło tak szybko. Aria całą sobą dawała znać, że domaga się odpowiedzi, a tego Goro nie mógł jej odmówić.

— Rozumiem, że jest pani w szoku. Zapewne spodziewała się pani jakichś magicznych sztuczek, pentagramów i czarnej mszy? — spytał łagodnie. — Nic z tych rzeczy. Nasza magia jest bardzo prosta i wolna od tego rodzaju rytuałów. To może być nieco rozczarowujące — dodał z uśmiechem — zdaję sobie z tego sprawę. Wskrzeszanie wyjęte ze sceny w horrorze zapewne zrobiłoby większe wrażenie. Musi mi pani wybaczyć ten brak atrakcji i mało efektowne spełnienie prośby.

Raz jeszcze dał Arii chwilę na przetrawienie tego, co usłyszała i co się właśnie wydarzyło. Nie chciał jej w niczym pospieszać, a to nie było coś, z czym każdy człowiek mierzył się na co dzień.

— Jeśli pani chce — zaczął powoli i ostrożnie — możemy na tym zakończyć spotkanie. Chciałbym wprawdzie spytać panią o coś jeszcze — przyznał — ale to może poczekać. Gdyby zaś miała pani jakieś pytania względem wskrzeszenia, proszę śmiało pytać. Mogę też udać się razem z panią w to miejsce, w którym spotka pani Gudrun, w razie gdyby się pani obawiała, że coś pójdzie nie tak. Choć zapewniam, że nie ma na to szans.

— Ja też mogę z tobą pojechać, złotko — zagadnął zawadiacko Belial, uśmiechając się do Arii znacząco. — W końcu mi obiecałaś, że sobie pogadamy! A nie chciałbym cię uznać za niesłowną!

Goro pokiwał z politowaniem głową, ale, tak jak się tego spodziewał, nie pożałował zabrania ze sobą Beliala. Wprowadzał w tę poważną rozmowę odrobinę lekkości, której wszyscy potrzebowali.

Już po raz któryś podczas tej rozmowy Aria go zaskoczyła, ponieważ zaproponowała pośrednią opcję. Zniecierpliwiona i niespokojna, chciała jak najszybciej trafić w miejsce, w którym miała znaleźć Gudrun. Droga z Londynu do Norwich zajmie im dobre dwie godziny, ale trzeba było jeszcze przeszukać wszelkie baraki, jako że Aria nie była pewna, w którym Gudrun została zamordowana, a z  jakiegoś powodu — Goro domyślał się, jakiego — nie chciała zadzwonić do Athanasiusa, by o to spytać. Wobec tego w aucie będą mieli wiele czasu, co pozwoli im omówić wszelkie inne sprawy.

— Lepiej powiadomić pana Tismaneanu — zagadnął Goro, gdy już opłacił rachunek i gdy już wszyscy zbierali się do drogi — że wróci pani dziś znacznie później. Nie chcemy, żeby się martwił…

— I żeby znowu na mnie nawarczał — dorzucił Belial. — Następnym razem, przysięgam, rzuci się na mnie z łapami. Ale w razie czego obiecuję — uniósł dłonie w geście poddania — że jak coś, to pozwolę mu się pobić. Ach, i jeszcze jedno! — zawołał, wstając z miejsca. — Jadę razem z wami, słoneczka. Żebyście sobie nie myśleli!

 

Aria Vasco wyglądała na wyraźnie zestresowaną, ale nie było się co dziwić — nie codziennie się kogoś wskrzeszało. Z tego powodu pierwsze dwadzieścia minut przejechali w kompletnej ciszy i nawet Belial jej nie przerywał swoim paplaniem. Dopiero gdy jego towarzyszka zdawała się odrobinę uspokoić, a przynajmniej oswoić się z tym, co się właśnie wydarzyło — i wydarzyć miało — Goro postanowił się odezwać. Ale nie chciał tak nagle i od razu zaczynać ze swoim tematem.

— Jak mniemam, zna pani Gudrun? — spytał, nie spuszczając oczu z drogi przed sobą. — To bardzo ważne, by dziewczyna po wskrzeszeniu zobaczyła kogoś, kogo zna. Inaczej będzie bardzo wystraszona, a obcemu zawsze trudniej wytłumaczyć, co się stało.

Osoby tuż po wskrzeszeniu są więcej niż skołowane. Nie pamiętają, że zostały kiedyś uśmiercone, a ich ostatnie wspomnienia są nie tylko zamazane, ale nierzadko wręcz zniekształcone. Poskładanie kogoś takiego i doprowadzenie do porządku zajmuje wiele czasu, dlatego tak ważna była obecność kogoś bliskiego.

— Co może mi pani o niej powiedzieć? — zagadnął, aby nie tylko jakoś rozluźnić atmosferę, ale podświadomie przegotować ją do spotkania z do niedawna zmarłą dziewczyną. — Ostrzegam — dodał nagle, przypominając sobie o jeszcze jednej kwestii — że długość tego procesu wskrzeszenia nie jest od niczego zależna. Może trwać pięć godzin, ale może trwać też godzinę. To akurat bardzo rzadkie, ale musimy się liczyć z tym, że gdy Gudrun się obudzi – a zwykle tuż po wskrzeszeniu są przez jakiś czas nieprzytomni – może zechcieć uciec i na własną rękę szukać odpowiedzi. Ale proszę się nie martwić, w razie czego pomożemy pani ją znaleźć.

Być może nieco ją tym nastraszył, czego nie miał w zamiarze. Jednak musiał ją przygotować na wszystko, tym samym podkreślając, że nie zostawią jej w tym sami. Tym samym, po poruszeniu tej kwestii znowu chwilę milczeli, a Goro powoli przygotował się do rozpoczęcia tego tematu, który go najbardziej interesował.

— Nie wiem — zaczął ostrożnie — czy pan Tismaneanu pani o tym wspominał, ale rozmawiałem z nim o pewnej propozycji… Nie owijając w bawełnę — dodał głośniej — chciałbym, by zajęła pani miejsce w Radzie, o której mówiłem na bankiecie.

Odczekał chwilę, pozwalając Arii na oswojenie się z tą wieścią. Goro nieco się bał, że to było za dużo informacji jak na jeden wieczór, ale wierzył, że to silna kobieta, która dzielnie temu podoła.

— Rada składałaby się z przedstawicieli każdego gatunku. Trzymałbym nad nią pieczę, ale decyzyjność pozostawiłbym wam. Wszystkie inne stanowiska będą wybierane poprzez plebiscyt, ale do tego jeszcze długa droga: najpierw chciałbym lepiej poznać tych, którym pragnę pomagać. Ale pani… — Goro zawahał się na moment, szukając odpowiednich słów — od razu zachwyciła mnie swoją iskierką. Ma pani w sobie to coś, Ario. Coś… niezłomnego. Coś, co sprawia, że moim zdaniem wampirza rasa będzie bezpieczna w pani rękach. Oczywiście zdaje sobie sprawę — odparł prędko — że to poważna decyzja. Ma pani wiele czasu do namysłu, a ja nie zamierzam naciskać. Ale proszę wziąć pod uwagę, że sam panią wybrałem, ponieważ sam od razu uznałem, że nadałaby się pani idealnie. Belial, jak mi wiadomo, też panią namawiał, ale zapewniam, że moja decyzja nie miała nic wspólnego z jego sugestiami. Wpadliśmy na ten sam pomysł, ponieważ obaj uważamy tak samo: byłaby pani świetną kandydatką.

Było jeszcze wiele rzeczy do omówienia: jak ta Rada ma wyglądać, co ile miałaby się zbierać, o czym by decydowali. Na wszystko Goro miał już wstępny pomysł i jeśli Aria zechce o to spytać, chętne udzieli jej wszystkich odpowiedzi. Naprawdę nie chciał naciskać, lecz jednocześnie mocno liczył na zgodę Arii.

Jednak chwilowo nie to było najważniejsze.

Chwilowo liczyła się tylko Gudrun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^