Aria Vasco
Kiedy Athan opuścił posiadłość Cavendishów, kobieta długo nie
mogła znaleźć sobie miejsca i włóczyła się po całym domu, wpadając w dość melancholijny
nastrój. W każdym kącie i za każdym rogiem czaiły się wspomnienia, wszystko tutaj
przypominało jej o stracie przyjaciół i to niemal wszystkich na raz. Nie mogła patrzeć
na ich wspólne zdjęcia poustawiane na kominku w salonie, na których byli tak beztroscy
i uśmiechnięci. Wydawało się im wtedy, że tak będzie już zawsze, ale niestety los
miał dla nich inny scenariusz i to taki, którego nikt z nich się nie spodziewał.
Ciężko było jej odnaleźć spokój po tym wszystkim, co się stało, a jeszcze ciężej
było zrozumieć, dlaczego. Dlaczego przydarzyło się to akurat im? Nie znała odpowiedzi,
a może wcale nie chciała jej znać. Wolała żyć w niewiedzy, bo na prawdę nie była
jeszcze gotowa. Być może wyrządziła zbyt wiele krzywd i dlatego nie zasługiwała
na to, by mieć przyjaciół i rodzinę.
Athanasius pojawił się równie niespodziewanie, co wyjechał. Domyślała
się, że chciał porozmawiać z demonem, bo nigdy nie lubił zostawiać tego typu spraw
na później. Coś musiało pójść nie tak. Jego mina natomiast mówiła, że był wściekły,
a obojętny ton głosu aż zmroził wszystko wokół. Przeszło jej przez myśl, że Goro
nie przyjął przeprosin, stąd zmiana nastroju i takie wzburzenie. Chciała do niego
podejść i przytulić się, ale wtedy właśnie usłyszała coś, czego się nie spodziewała.
- Masz miejsce w Radzie – stała oniemiała, a oczy zapewne
jej świeciły. Miała ochotę piszczeć i skakać z radości, ale nie mogła. Zdusiła
w sobie wszystkie, pozytywne emocje jakie nagle ją zalały, nie chcąc denerwować
Athan. Jemu wyraźnie się to nie podobało i nie cieszył się równie mocno, co ona.
Aria odniosła wręcz wrażenie, że gratulował jej z wielką fałszywością i niezadowoleniem.
Przyglądała się zatem w milczeniu, jak nalewa sobie drinka i unika jej wzroku, jakby
chciał coś przed nią ukryć. Westchnęła bezgłośnie, stając przed kluczową decyzją:
czy aż tak zależy jej na Radzie? Nie chciała, by przez nią ukochany źle się czuł
i musiał zamartwiać się ilekroć wyjdzie na spotkanie.
- Spędźmy resztę wieczoru bez wypowiadania słów Rada i demon,
okej? Zamówiłam chińszczyznę, pewnie niedługo będzie. I patrz, co mam! Albumy ze
zdjęciami. – wskazała ruchem głowy na stół, gdzie leżało kilka, bogato zdobionych
klaserów. Gdy Athan podążył za nią wzrokiem, posłała mu lekki uśmiech i odwróciła
się pospiesznie, by nie dostrzegł zawodu w jej oczach i tego, że zaszły łzami. Spodziewała
się większego zaangażowania i entuzjazmu z jego strony, a co więcej, wsparcia. Rzucił
tylko od niechcenia, że sobie poradzi, ale jego słowa nie znaczyły zupełnie nic.
Czuła, że był oburzony i nie miała pojęcia dlaczego. Nie chodziło tylko o strach
o nią, przecież nie była głupia. Wolała nie dopytywać, bo mogło to wywiązać kolejną
kłótnie.
- Otworze! – rzuciła przez ramię, gdy usłyszała samochód na podjeździe.
Wróciła z z wielką torbą jedzenia i uśmiechem przyklejonym do twarzy. Resztę wieczoru
spędzili nad zdjęciami, wspominając wspólne spotkania z Elijahem i Marisą. Aria
postanowiła zabrać jedno zdjęcie do Blickling.
Zbliżała się godzina spotkania z Goro, o czym poinformowała Athana.
Również chciała osobiście przeprosić demona za to, co stało się na przyjęciu i choć
wampir nie był zadowolony, nie protestował. Trudno było jej patrzeć na skwaszoną
minę mężczyzny, ale musiała zacisnąć pięści, bo robiła to wszystko dla niego. Nie
zdawał sobie sprawy, co planowała i o co zamierzała prosić demona. Wczoraj, gdy
oglądali zdjęcia, wpadło jej w ręce jeszcze jedno, które przedstawiało Gudrun, więc
zabrała również je, by pokazać demonowi. Na spotkaniu zjawiła się punktualnie,
a miejsce które wskazał Belial okazało się uroczą kawiarenką, zupełnie nie pasującą
do mrocznej natury demonów. Od razu ich zobaczyła, a na twarzy mimowolnie pojawił
się szeroki uśmiech.
- My porozmawiamy sobie później – rzuciła w stronę Bela, gdy
ten wstał z zamiarem przywitania się z nią. Posłała mu mordercze spojrzenie i zwróciła
się do drugiego mężczyzny.
- Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie. To wiele dla mnie
znaczy – powiedziała, wyciągając w jego stronę rękę. Zajęła miejsce przy stoliku,
a przy nich, jak spod ziemi, wyrosła kelnerka. Po złożeniu zamówienia Goro dał znak
Belialowi, by zostawił ich samych, co ten uczynił bez słowa sprzeciwu.
- Przepraszam za to, co stało się na bankiecie. Wiem, że Athan
był u ciebie wczoraj. Cóż zrobiliśmy raczej kiepskie wrażenie – zaśmiała się cicho,
kręcąc lekko głową na boki.
- Nie będę obwijała w bawełnę i powiem od razu, o co chodzi.
Powtarzasz, że masz u mnie dług i tak się składa, że przez gadulstwo Beliala wiem,
jak możesz go spłacić. Chcę kogoś wskrzesić – oznajmiła bez ogródek, cały czas spoglądając
w oczy demona. Czuła się taka spokojna przy nim, jakby nie był już tą samą osobą,
która kazała jej zabić Baltimorea. Nie miała pojęcia dlaczego tak się działo, ale
ufała mu na sto procent. Choć była pewna Goro, to nie była pewna swojej decyzji.
Nagle oblała ją fala wątpliwości.
- Możesz wskrzesić tylko jedną osobę? Chciałabym więcej i...
Chciałabym odzyskać przyjaciół, kurwa... Tak bardzo bym tego chciała. Elijah, on
był cudowną osobą. Polubilibyście się i spodobałoby mu się to, co robisz. Miał wielkie
wizję jednoczył wszystkich. Emmet był opiekuńczy i zawsze stawał w mojej obronie,
kiedy ktoś źle mnie traktował, bo pewnie wiesz, że wśród wampirów liczy się pochodzenie.
Ja byłam przybłędą bez majątku i nazwiska i nie pasowałam do świata pięknych sukni,
konwenansów i wystawnych przyjęć. Cholera, ja bekam po jedzeniu! Te wszystkie piękne
damy wiecznie krzywo na mnie patrzyły, a Emmet stawiał je do pionu. Jedyną osobą,
która mogła mi dogryzać, był on sam. Zawsze mnie wspierał i motywował. – ciężko
jej było o tym mówić, dlatego głos drżał jej z emocji. Wpatrywała się w Goro tak,
jakby mógł rozwiązać wszystkie jej problemy, niemal błagalnie. Jeśli ktoś mógł przywrócić
jej przyjaciół, to tylko on. Siedzący na przeciw niej demon miał ogromną moc, był
najpotężniejszą istotą, jaką Aria kiedykolwiek spotkała. Musiał to zrobić, był jej
dłużny! Gdyby mogła, to wykorzystałaby szantaż i siłą zmusiła do pomocy, ale i tak
nic by to nie dało.
- Przepraszam cię, ostatnio jestem dość ckliwa i rozdrażniona
– westchnęła głośno i odwróciła wzrok w stronę okna. Potrzebowała chwili, by dojść
do siebie i móc normalnie z nim rozmawiać, a nie pozwolić brać górę emocjom. Stanęła
przed szansą odzyskania tych, których kocha, a sądząc po minie demona, nie mógł
ich wskrzesić. Spodziewała się tego, bo obaj mężczyźni byli szanowanymi politykami,
mieli wpływy i znali masę osób, w tym zapewne jakiegoś demona. Nie miała do niego
pretensji, ale i tak czuła zawód. Liczyła na to, że będzie mogła odzyskać chociaż
Elijaha. Cavendish był bliski zarówno jej, jak i Tismaneanu, więc wampir zapewne
ucieszyłby się z jego powrotu. To, czego chciała i tak nie miało znaczenia, bo nigdy
już nie zobaczy Elijaha.
- Przyszłam tutaj dla niej. Gudrun, to Stworzona Athana, była
mu jak córka. – opowiedziała demonowi wszystko, co o niej wiedziała oraz to, że
wampir nigdy nie pogodził się z jej odejściem. Chciała dać mu jakiś powód, by mógł
spojrzeć bardziej przychylnym okiem na demoniczną rasę. Jeśli dowie się, że to Goro
przywrócił życie Gudrun, jego nastawienie się zmieni.
- Nie wiem w prawdzie, czy to dobry pomysł, ale jeśli choć trochę
mu to pomoże, to warto nagiąć kilka zasad wszechświata i oszukać śmierć. – posłała
mu lekki uśmiech, sięgając po filiżankę kawy, którą zamówiła kilka chwil temu. Zerknęła
w stronę Beliala i pokazała mu język, gdy i on spojrzał w jej stronę. Mężczyzna
wyszczerzył się w uśmiechu, wiedząc już iż ich relacje się nie zmieniły, a ona nie
skrywa żalu.
- Ma szczęście, że jest taki słodki. – szepnęła do Goro z rozbawieniem.
Przypominała sobie jeszcze jedną kwestię, którą chciała z nim poruszyć.
- Czy miałbyś coś przeciwko, żebym stworzyła Bestiariusz? Nie
ma zbyt wielu wzmianek o demonach, a ja mogłabym zebrać je w całość i stworzyć noty
o was wraz z portretami. To znaczy, nie tylko o was. O różnych rasach, które zamieszkują
Anglię. Taka księga mogłaby się przydać – powiedziała, uważnie obserwując swego
rozmówcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz