Aria Vasco
Obudziła się wcześnie, ale długo jeszcze pozostała w łóżku,
analizując wszystko, co wydarzyło się poprzedniego wieczora. Bankiet zakończył
się gorzej niż źle i musiała przyznać, że nie była to jedynie wina Athanasiusa.
Powinna być bardziej uważna, powinna dostrzec w Marou osobę Beliala i wygarnąć
mu, co o nim myśli. Powinna od razu iść do Goro i przypomnieć mu o słowach
zawartych w liście, choć domyśliła się, że gospodarz nie miał pojęcia o
swawolnym zachowaniu Bela. Teraz natomiast wiedziała, że demon nie był wcale
taki straszny i głupi, za jakiego miała go do tej pory, więc trudno będzie jej
wygarnąć mu cokolwiek. Za kłamstwo oberwie bez dwóch zdań, ale co do reszty już
nie była taka pewna. Polubiła tego skurczybyka! Wszystko to, czego dowiedziała
się o naturze tej rasy sprawiło, że zupełnie inaczej postrzegała pewne sprawy i
to właśnie przysłaniało jej fakt, że Athan nadal był w kiepskim stanie i
najwyraźniej nie był gotowy na pojednanie. Nie miała do niego o to pretensji,
sama nie chciałaby uczestniczyć w przyjęciu, w którym udział brałby Blome. Poniekąd
tych dwóch można było porównać, a opętanie Athana było czymś w rodzaju uwięzi.
Dostrzegała przecież zagrożenia związane z demonami, wiedziała że byli o wiele
silniejsi od wampirów, a nawet mogli być najpotężniejszą rasą wśród
nadprzyrodzonych. Belial bez problemu mógłby zabić Athanasiusa jedną ręką, a
jednak tego nie zrobił, choć ten nie przebierał w słowach. Wolała żyć z nimi w
komitywie i wcale nie musiała udawać sympatii. Miała o to trochę do siebie żal,
czuła się tak, jakby zdradzała Athana.
Zimny prysznic był tym, czego potrzebowała i skutecznie
rozbudził jej ciało i umysł. Ubrała się luźno, bo nie zamierzała opuszczać dziś
posiadłości Marisy i w jeszcze wilgotnych włosach, zeszła do kuchni. Odprawili
służbę zaraz po decyzji Pani Cavendish, więc byli w domu zupełnie sami, co w
tej sytuacji było nieco krępujące. Świadomość, że Athan jest gdzieś tam, zły na
nią, sprawiała, że czuła się paskudnie, tym bardziej że zachowała się wobec
niego nie najlepiej. Chciała jakoś załagodzić napiętą atmosferę i dać do
zrozumienia, że nie chce się już kłócić, dlatego zabrała się za przyrządzenie
jego ulubionego śniadania i zaparzenia świeżej kawy. Zrobili zakupy po drodze
do Londynu, więc miała wszystko, czego potrzebowała. Niedługo później na całym
parterze czuć było zapach słodkich bułeczek z cynamonem. Wampir pewnie od razu
domyśli się, że Aria chce go przeprosić i miała nadzieję, że nie odbierze tego,
jako formę przekupstwa, czym poniekąd owe śniadanie było. Chciała zrobić dla
niego coś miłego i przeprosić, jak należy, zwłaszcza że miała za co. Na samo
wspomnienie słów, jakie wczoraj do niego skierowała, robiło jej się słabo. To
był cios poniżej pasa i doskonale zdawała sobie sprawę, jak podziała. Chciała
tego, chciała by cierpiał i obwiniał się, że zadał jej ból, choć w
rzeczywistości po szarpaniu nie było nawet śladu.
Kiedy Athan wszedł do kuchni z naręczem czerwonych róż, kobieta
omal nie zemdlała z wrażenia. Wpatrywała się w niego zaskoczona, a kwiaty
zupełnie jej nie obchodziły. Chciała jedynie znaleźć się już w jego ramionach i
zapomnieć o wszystkim, co się między nimi stało. Od razu zauważyła, że był
przybity i dobrze wiedziała, co było tego powodem. Nie chodziło tylko o
kłótnię, bo mężczyzna zadręczał się najbardziej tym, że ją szarpał, na co
zwróciła mu wczoraj uwagę, mało delikatnie. Była bezwzględna, chciała aby
dostrzegł swój błąd i to, jak źle się zachował nie tylko wobec niej, ale i
innych. Ktoś, kto widział całe zajście mógłby sobie o nim źle pomyśleć, bo
wyglądało to dość groźnie. Bardzo nie chciała, aby Athan postrzegany był, jako
przemocowiec lub tyran, który się nad nią znęca. Był przecież taki kochany i troskliwy,
obchodził go los innych i nigdy w życiu nie podniósł na nią ręki.
- To ja przepraszam. Nie powinnam nigdy wykorzystywać
pamięci o twojej narzeczonej. I naprawdę mi przykro, że nie potrafiłam
rozpoznać Beliala. Gdybym wiedziała, że to on, to zareagowałabym zupełnie
inaczej. – przyznała ze skruchą. Spojrzała na Athana, ujmując w dłonie jego
twarz, by stanąć zaraz na palcach i delikatnie go pocałować. Uśmiechnęła się do
niego, dając tym samym do zrozumienia, że wybacza mu wszystkie winy i miała
cichą nadzieję, że działało to w dwie strony. Zebrała kwiaty i rozdzieliła je
na dwa bukiety, układając je do dwóch wazonów.
- Zrobiłam dla ciebie bułeczki. Liczę na to, że zasłodzę cię
nimi i wybaczysz mi moje wczorajsze zachowanie i to, co powiedziałam - wtuliła się
w niego mocno, splatając dłonie na jego plecach i wcisnęła twarz w koszulkę. Nie
czuła brzydkiego zapachu nikotyny, co bardzo ją ucieszyło. Nie pasował do niego,
chociaż starała się nie narzekać, bo rozumiała, że było to skutkiem ubocznym opętania.
Wbrew pozorom, wbrew temu, co myślał, rozumiała wiele rzeczy i na wiele przymykała
oko. Nie dostrzegał tego, widząc ją jedynie wtedy, gdy robiła coś innego niż to,
czego chciał i czego od niej oczekiwał.
- Zróbmy sobie dziś leniwy dzień. Co ty na to? Zamówimy jakieś
dobre jedzenie, będziemy się obżerać, oglądać filmy i się kochać. To brzmi, jak
doskonały plan. Właściwie, to możemy zacząć od końca tej listy – zakomunikowała,
szczerząc się do niego zaczepnie. Uwielbiała ten moment, gdy wszystko między nimi
stawało się znowu takie zwyczajne, gdy pokonywali kolejny problem i ruszali dalej.
Przyszło jej jednak na myśl, że gdyby faktycznie wybrano ją do Rady to Athan by
się na to nie zgodził. Widywałaby Beliala i Goro, a tego zapewne nie chciał, co
dał jasno do zrozumienia. Jak to dobrze, że zupełnie się do tego nie nadawała. Musiała
przyznać jednak przed samą sobą, że wczorajsze słowa Bela miło połechtały jej ego.
W końcu ktoś dostrzegł w niej coś więcej niż Stworzoną Tismaneanu. Zastanawiała
się, czy Elijah lub Marisa widzieli w niej ją samą, czy dostrzegali kim była naprawdę.
Gdy wracała wspomnieniami do swoich początków, jako wampirzyca, zawsze przedstawiana
była w sposób, który dopiero teraz wydał się jej dziwny i dość krzywdzący. To
Stworzona Athana. Nie była Arią Vasco, nikogo to nie obchodziło. Każdy kiwał
z uznaniem głową i oceniał poprzez pryzmat Stwórcy. Oczekiwano od niej nieskazitelnej
postawy, dobrych manier i łagodnego usposobienia. Miała być ozdobą Athanasiusa,
jego lustrzanym odbiciem. Gdy tylko wyginała się w drugą stronę, łamano ją i wciskano
w odpowiednie ramy. Athan by się za ciebie wstydził. Wyprostuj się. Dobrze, że
Athan tego nie widzi. Kobieta powinna mieć długie włosy. Coś ty zrobiła. Co Athan
by na to powiedział. Ta suknia jest nie odpowiednia. Nie możesz nosić spodni. Oceniania
i kontrolowania nie było końca. Nadszedł czas, że i ona zaczęła postrzegać się jedynie,
jako Stworzona i zapomniała, że przede wszystkim była Arią Vasco. Liczyło się dla
niej tylko to, co powie Athanasius, czy będzie z niej dumny, czy spełniła jego oczekiwania.
On jednak nigdy nic nie mówił, nigdy jej nie chwalił, co utwierdziło ją w przekonaniu,
że była do niczego. Nigdy nie zdoła go zadowolić, nigdy nie będzie wystarczająco
dobra. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz