ROZDZIAŁ 224

Aria Vasco

Nie spodziewała się takiej odpowiedzi ze strony Athana i choć mężczyzna wpadł w nieco melancholijny nastrój, to cieszyła się, że wyznał jej szczerze to, co w nim siedziało. Oznaczało to, że ufał jej w pełni i czuł się na tyle swobodnie, by mówić o tak głęboko skrywanych emocjach. Jego praca była dla niej ważna, a to że rozpoczął studia i chciał wrócić do medycyny niezwykle ją radowało. Cieszyła się, że wyjdzie do ludzi, że będzie miał jakieś zajęcie. Ona sama, gdy wychodziła do pracy, miała małe wyrzuty sumienia iż zostawia go w domu. Na samą myśl jednak, o tych wszystkich studentkach kręcących się przy jej ukochanym, aż ją mdliło. Wiedziała, jakie teraz były kobiety, jak cały świat się zmienił, a wraz z nim społeczeństwo. Nikt nie zwracał uwagi na to, że to płeć piękna robi pierwszy krok, że się narzuca i zagaduje do mężczyzny. Kobiety były wyzwolone i Aria jak najbardziej się z takiego stanu rzeczy cieszyła, ale jeśli tylko któraś zbliży się do Athanasiusa, to zabije. Dawniej dziewczyny flirtujące w tak oczywisty sposób uważane były za panie lekkich obyczajów i choć mężczyznom się to podobało, przyklejali im łatkę tej łatwej i puszczalskiej. Teraz powszechnie wiadomo, że nie każdy flirt jest zaproszeniem w pielesze. Ufała Athanowi, ale nie ufała studentkom. Oczyma wyobraźni już widziała, jak się do niego szczerzą radośnie, jak proszą go o pomoc, a później wylewnie dziękują. A on, tak nieporadnie i do przesady miły, będzie te podziękowania przyjmował i nawet nie zdawał sobie sprawy, że będzie to swego rodzaju zaproszenie.

- Super, że pracuje tak blisko twojej uczelni. Będę często wpadać i robić ci niespodzianki, będziemy razem jedli lunch, a może nawet zostanę wolnym słuchaczem – zaczęła wymieniać, dodając w myślach: żeby każda siksa widziała, że jesteś mój! Gdyby była psem, to na uwieńczenie swej wypowiedzi, oznaczyłaby Tismaneanu, jako swój teren. Wolała jednak unikać tego typu praktyk w miejscu publicznym, bądź co bądź, sikanie na drugiego człowieka mogłoby zostać źle odebrane, choć w niektórych sytuacjach było dopuszczane, a nawet niektórych to kręciło.

Zamek Baltimore wyglądał inaczej niż go zapamiętała. Nie był już tak zimny i ponury, jednak nadal budził w niej niepokój, mimo tych wszystkich, wyszukanych dekoracji. Gdyby nie fakt, że musiała patrzeć na tortury Athana, to zapewne postrzegała by budynek zupełnie inaczej. Musiała zmierzyć się z samą sobą i swoimi wspomnieniami oraz rosnącą, z każdym krokiem, niechęcią. Zależało jej na tym, by dobrze się bawili, mimo wszystko. Mieli spędzić cudowny wieczór w towarzystwie innych nadprzyrodzonych istot i być może zawrzeć nowe znajomości. Nigdy nie wiadomo, kogo pomoc będzie im kiedyś potrzebna. Oni również chcieli być pomocni dla innych, zwłaszcza że mieli możliwości, by tej pomocy udzielić. Aria do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak wiele istot żyje w Anglii, a widok zapełnionej sali budził jej podziw. Może faktycznie trzeba zaufać Goro i pozwolić mu działać, a pomysł z Radą był, według niej, strzałem w dziesiątkę, o czym zaraz wyszeptała do ucha Athana.

- Wiesz, to nie dzikie czasy, kiedy wszyscy skakali sobie do gardeł. Myślę, że to życie w symbiozie z ludźmi nauczyło nas wszystkich swego rodzaju pokory, opanowania i trochę powściągliwości. Jesteśmy bardziej ludzcy niż niejeden człowiek – stwierdziła Aria z lekkim uśmiechem, ujmując dłoń ukochanego, którą lekko pogładziła od wewnętrznej strony. Ciekawiło ją, co on o tym myślał i czy też tak optymistycznie do tego wszystkiego podszedł. Była zaskoczona, że demonowi udało się przekonać ją do siebie, chociaż przyszła z zupełnie innym nastawieniem. Nie należała do osób naiwnych, dlatego wiedziała iż jej decyzja nie jest związana z emocjami.

- Nie wiem czemu, ale jestem dobrej myśli. Goro mnie kupił całą tą przemową i perspektywą budowania wspólnoty. To piękne i jak sam wiesz, nikomu, jak dotąd się nie udało. Któż inny, jak nie on, miałby tego dokonać? Nie mówię, że będę za nim ślepo podążała i zaraz wyruszymy razem na jakąś krucjatę, ale to dobry początek i zajebiście tego potrzebujemy.  Widziałam wiele istot podczas podróży i niemal każda była samotną jednostką. Gdy wiesz, że możesz na kogoś liczyć, że masz do kogo zwrócić się o pomoc, łatwiej się żyje i łatwiej dokonuje się tych dobrych decyzji – dodała, sięgając po kieliszek wina. Odpuściła sobie krew, nie chcąc odurzać się zbyt dużą ilością. Pożywiła się całkiem niedawno, dlatego nie czuła potrzeby pragnienia. Wolała zastępować ją alkoholem lub jedzeniem. Dobrze pamiętała czasy, gdy walczyła z uzależnieniem po tym, jak uwolniła się od Blomea. Ciarki przeszły jej po plecach, kiedy przypomniała sobie wszystko to, co robiła żeby zdobyć krew. Uświadomiła sobie, że była ogromną hipokrytką, oczekując od Athana szczerości i tego, by się przed nią otworzył, podczas gdy ona nosiła w sobie tak wiele tajemnic. Wiedziała, że będzie musiała opowiedzieć mu o tej części swojej historii, z której nie była dumna. Wstydziła się tego, że stworzyła wokół siebie mit silnej, niezależnej kobiety, która świetnie poradziła sobie z traumą i ruszyła naprzód z dumnie uniesioną głową. Nie do końca tak łatwo jej to przyszło. Dochodziła do siebie niemal tak długo, jak długo była w niewoli. Teraz jednak musiała wyzbyć się żalu do samej siebie i skupić na przyjemnym wieczorze z ukochanym. Dobre jedzenie i trunki, towarzystwo i miły taniec łagodziły wszystkie smutki i odpędzały niechciane myśli.

Nie wiedziała, ile czasu minęło od rozpoczęcia przyjęcia, ale zapewne nikt tego nie liczył. Wszyscy dobrze się bawili i nikomu nie spieszyło się do wyjścia. Gdy stali nieco z boku, przy stole ze słodkimi przekąskami, do Athana podszedł mężczyzna o imieniu Johan. Od razu przedstawił się, jako stary przyjaciel i rzeczywiście sprawił radość wampirowi, swoim pojawieniem. Nie wypadało pytać o rasę, ale bez wątpienia nie był jednym z nich. Panowie zaczęli rozmawiać, a Aria postanowiła dać im chwilę, dlatego zakomunikowała iż idzie przypudrować nosek i zniknęła w tłumie tańczących. Do toalety trafiła bez problemu. Szybko poprawiła szminkę i włosy, które zdecydowała się delikatnie pokręcić. Według niej, ona i Athan idealnie do siebie pasowali, a razem wyglądali tak, jakby wygrali loterię genetyczną. Zapewne niejedna para na bankiecie zazdrościła im tego, a z pewnością jedna osoba – Novak. Aria poczuła, jak oblewa ją fala zadowolenia i podniecenia na samą myśl, że oto ona, Vasco, przybłęda jest w końcu lepsza od tej całej wielkiej hrabiny, która kpiła z niej przy każdej okazji. Zawsze traktowała ją z góry i nie zmieniło się to nawet, gdy już oficjalnie była z Athanasiusem.

Wróciła na salę w dobrym nastroju i wszystko szło by po jej myśli, gdyby nie potknęła się o brzeg cholernego dywanu. Padłaby, jak długa na ziemię, ale na szczęście ktoś ją złapał w ostatniej chwili. Spojrzała na nieznajomego mężczyznę, który uśmiechał się do niej nieco figlarnie. Miał coś takiego w oczach, co budziło niepokój, ale i zaciekawienie, pobudzało zmysły. Był intrygujący, a w dodatku przystojny. Dziwnie czuła się w jego towarzystwie, ale nie nieprzyjemnie.

- Dziękuję za pomoc. Zazwyczaj tak nie upadam – zażartowała z uśmiechem, wyciągając w jego stronę dłoń na przywitanie. Przedstawiła się zaraz, zerkając nieco w bok. Athan pogrążony był w rozmowie z Johanem, więc Aria postanowiła dać mu chwilę i pogawędzić ze swoim wybawicielem, zwłaszcza że i on był skory do rozmowy.

- Wybacz nietakt z mojej strony, ale jaką rasę reprezentujesz? Tyle tu nowych zapachów i bodźców, że nie sposób mi wyłapać jedną, konkretną – wyjaśniła, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Jego wygląd nie zdradzał zupełnie nic. Równie dobrze mógłby być człowiekiem, a ona by tego nie wyczuła.

- To niesamowite, prawda? Jak wiele istot żyje na terenie Anglii. Są tu nawet chochlik i elfy. Mam nadzieję, że Goro nie zmarnuje tego, co właśnie się tu dzieje, bo to niesamowite. Spójrz tylko, jak wszyscy się dogadują i jak idealnie wszystko ze sobą współgra. To ma potencjał i może się udać. Życzę mu tego z całego serca. – oczy się jej świeciły ilekroć wspominała o tym, jak Anglia może stać się ostoją dla nadprzyrodzonych. Chciała brać w tym udział, chciała tworzyć te lepsze czasy. Miała kilka pomysłów, o których zamierzała powiedzieć demonowi, gdy tylko nadarzy się okazja, a być może okażą się przydatne. Jednym z nich były wiadomości pisane w języku Nim, który został odkryty przez francuskiego podróżnika, Gasparda Nimosa. Było to pismo obrazkowe, zlepek symboli różnych kultur i wierzeń, które zrozumiałe było tylko dla istot nadprzyrodzonych. Niewielu o nim wiedziało, choć zapewne ktoś taki, jak prastary demon z pewnością już kiedyś miał z nim do czynienia. Nie trzeba było uczyć się tego języka, a każda istota podświadomie go znała, dlatego był tak niezwykły. Dawniej wykorzystywali go szpiedzy lub zabójcy, przez co nie był powszechnie używany.

- Jestem szczerze zaskoczona, że tak dobrze się bawię. Moja ostatnia wizyta w tym miejscu była raczej średnio udana. Zostawiłam Baltimorom pawia przed drzwiami i mam cichą nadzieję, że któryś z nich w niego wdepnął. No cóż, już się tego nie dowiemy. W Rosji mówi się, że zmarli się skończyli, a w Gruzji śmierć oznacza przeobrażenie. Mam nadzieję, że są teraz nędznymi karaluchami i pokutują za to wszystko, czego się dopuścili. Powinniśmy się napić, za Gruzję! – kelner z tacą zjawił się przy nich, jak na zawołanie. Aria chwyciła dwa kieliszki tequili i z szerokim uśmiechem wręczyła mężczyźnie jeden z nich.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^