Aria Vasco
Niezwykle ją cieszyło, że Athan był zadowolony z prezentu, a
nawet wzruszony. Od razu wspólnie zabrali się za szukanie odpowiedniego miejsca
na obraz, a kilka chwil później, powiesili go w holu, w centralnej części domu,
gdzie było go widać od razu po wejściu do środka. Sprawienie mu radości było
dla Arii czymś, co mogłaby robić bez przerwy. Czuła satysfakcję, że jej
ukochany docenił gest i starania. Nadal miała względem niego wyrzuty sumienia i
domyślała się, że prawdopodobnie nigdy nie wybaczy sobie tego, co się stało i
jak się zachowała. Była na siebie wściekła, że go skreśliła i nie próbowała
odnaleźć za wszelką cenę i o ile on sam zdołał już o tym zapomnieć, tak ona
ciągle rozdrapywała tą ranę, od nowa i od nowa. Karała się za to, że w niego
zwątpiła i wiele razy wmawiała sobie iż nie zasługuje na jego miłość. Czuła ją
w każdym jego geście i w każdym słowie, a jednak nie była w stanie tak po
prostu tego przyjmować. Athanasius był doskonały, był ucieleśnieniem jej
fantazji i niekiedy rzeczywiście czuła się przy nim, jak we śnie. To ona była tutaj tą złą, która przy pierwszej
okazji udowodniła, że woli go skreślić niżeli podjąć ryzyko. Nienawidziła się
za to. Nie rozumiała, jak mogła zachować się w ten sposób. Niby podeszła do
całej sytuacji racjonalnie i postawiła na piedestale dobro innych niż swoje
własne, a jednak czuła się, jak tchórz. Nie podjęła walki o niego, tylko od
razu założyła, że odszedł i z niej zrezygnował. Wiele razy, gdy budziła się w
nocy, biła się z myślami i wmawiała sobie, że to ona powinna odejść i w końcu
dać mu spokój. Być może Ishmael miał rację i tylko niszczyła Athana, choć nie
była tego nawet świadoma. Kochała go, ale istniała możliwość, że ich związek
jest jednym z tych toksycznych. Wymagała od Athana oddania, zaangażowania oraz
tego, że miał być dla niej gotów na najwyższe poświęcenie. Tymczasem ona, przy
pierwszej próbie odpadła już na starcie. Była egoistką, cholerną egoistką.
Niby czytała książkę, ale nie mogła skupić się na treści, co
jakiś czas zerkając w stronę Athana. Upewniała się, czy mężczyzna cały czas był
na swoim miejscu, bojąc się jego zniknięcia lub tego, że wszystko okaże się
tylko wytworem jej wyobraźni. Bardzo nie chciała wybudzić się z tego snu i go
stracić. Upajała się jego grą, zagadywała raz po raz o jakieś pierdoły, byle tylko
podtrzymać konwersację i kontakt. Lubiła, kiedy na nią patrzył i się uśmiechał,
lubiła gdy cała jego uwaga skupiała się tylko na niej. Być może było to
spowodowane tym, że wcześniej udawał iż jej nie dostrzega. Pamiętała jeszcze
tamte czasy, gdy robiła wszystko żeby ją zauważył i w końcu się nią
zainteresował. Nie wiedziała, że już dawno był w nią wpatrzony tak samo, jak
ona w niego. Raz nawet wypchała sobie dekolt kawałkami zasłony, które podebrała
ze schowka i tak podrasowana udała się na urodziny Elijaha. Emmet od
razu zorientował się, że coś jest nie tak, gdy tylko ją zobaczył i wykorzystał
okazję do pośmiania się z niej w towarzystwie. Kiedy wracała myślami do tego
felernego wieczoru, czuła ten sam wstyd. Mogło minąć nawet i tysiąc lat, ale
nigdy nie zapomni miny Athanasiusa, gdy Emmet wyciągnął jej z gorsetu wypełniacze,
na środku sali balowej Cavendishów. Chciał się śmiać, widziała to i czuła. Jego
wyraz twarzy był na pograniczu zażenowanie, rozbawienia i o kurwa!
Odłożyła na bok książkę i skupiła się na liście, który
otrzymali, a właściwie niewyobrażalnie długim zaproszeniu na przyjęcie. Przebiegła
wzrokiem kilka razy po treści, a na plecach od razu pojawiły się dreszcze. Goro
i jego kompan kojarzyli jej się jedynie z czymś złym i miała szczerą nadzieję,
że nigdy ich już nie spotka. Uczucie niepokoju nie minęło wraz z przeczytaniem
drugiej wiadomości, a wręcz przeciwnie, nasiliło się. Demony były znacznie
silniejsze od wampirów, a Aria uważała się za osobę dość inteligentną, dlatego
wiedziała iż lepiej mieć w nich sojuszników. Nie sądziła jednak, że Goro
zdecyduje się osiąść w Anglii i przejąć opiekę nad całą nadnaturalną
społecznością.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Sądząc jednak po drogim
papierze i staranności, jaką włożył w tą wiadomość, wydaje mi się, że
rzeczywiście chce naszej przychylności – stwierdziła, przyglądając się
poszczególnym fragmentom listu. Uniosła głowę i popatrzyła na wampira z
niepewnością, ale zaraz uśmiechnęła się do niego zaczepnie.
- Mam taką jedną sukienkę, w której jeszcze mnie nie
widziałeś. – wymruczała, zbliżając się do niego. Usiadła na ławeczce tuż obok
mężczyzny i zaczęła uderzać w klawisze fortepianu, wystukując prostą melodie. Athan
kilka razy próbował nauczyć ją grać, ale do perfekcji opanowała tylko wlazł
kotek na płotek i początek utworu Dla Elizy.
- Już nie muszę wypychać sobie cycków, jakbyś nie zauważył –
dodała żartobliwie, wspominając pamiętne urodziny Elijaha. Odwróciła się zaraz
w stronę Athana i spoważniała. Ciekawiło ją, co on o tym wszystkim myślał i czy
chciał pójść na przyjęcie. To on właśnie był w całej tej sytuacji najbardziej
poszkodowany, dlatego Aria uznała iż to on powinien podjąć decyzję.
- A tak serio, to co o tym myślisz? Chcesz iść? Nie żałuję,
że zabiłam Baltimorea i wspominanie tego nie jest dla mnie traumatyczne. Sęk w
tym, że dobrze wiesz, jak działa na mnie przymus i wydawanie poleceń. Gdyby to
zależało ode mnie, nie dałabym mu tak szybko umrzeć. To natomiast, co tyczy się
ciebie, to zupełnie inna kwestia. Masz prawo odmówić i jeśli nie chcesz, to
olejemy te głupie demony i pójdziemy sobie do kina – powiedziała, układając
delikatnie dłoń na policzku wampira. Przesunęła kciuk w kierunku kącika ust
Athana, a po chwili wpiła się zachłannie w jego wargi. Pocałunek był namiętny, wypełniony
pasją i gorącym uczuciem. Uwielbiała te motylki w brzuchu, gdy byli ze sobą
blisko. Czuła je za każdym razem, gdy choćby chwytał ją za rękę.
- Nigdy mi się nie znudzi to, że mogę tak sobie po prostu
ciebie całować, kiedy tylko chce. Wcześniej mogłam o tym tylko pomarzyć, a
teraz jesteś tylko mój – przyznała z zadowoleniem, szczerząc się do niego
radośnie.
Kilka dni później byli w drodze do Londynu. Zamierzali
zatrzymać się w posiadłości Marisy i spędzić tam dwa dni przed przyjęciem.
Chcieli zajrzeć do śpiącej kobiety, dopilnować porządków oraz pobyć sam na sam
i zająć się tylko sobą. Dla ludzkiego towarzystwa oficjalnie pani Cavendish
uległa nieszczęśliwemu wypadkowi i zapadła w śpiączkę, a Tismaneanu był jej
opiekunem. Ciężko było Arii patrzeć na przyjaciółkę w takim stanie, ale nic nie
mogła na to poradzić. To był jej wybór i jeśli czuła, że potrzebuję odpoczynku
i resetu, to wszyscy musieli to zaakceptować. Odwiedzili również Elijaha i
Emmeta. Między nimi było puste miejsce, po pewnej osobie, której imienia nikt z
nich nie miał zamiaru już nigdy więcej
wypowiadać. Vasco zadbała o to, by jego ciało zostało zbezczeszczone w możliwie
najgorszy sposób. Wiedziała, że było to niegodne zachowanie, ale musiała się na
nim zemścić choćby po śmierci. Nie mogłaby żyć dalej w przekonaniu, że rudy spoczywa w spokoju, gdy
to właśnie on przyczynił się do tych wszystkich, złych wydarzeń.
- Powiedz mi, ale tak szczerze, jak się czujesz? Jak twoje
samopoczucie? – zagadnęła, gdy wieczorem przechadzali się uliczkami Londynu,
zahaczając raz po raz o jakiś bar, gdzie wypijali drinka i ruszali dalej. Nie mieli
ostatnio okazji porozmawiać, dlatego teraz Aria korzystała z okazji i chciała dowiedzieć
się, jak Athanasius się miewa. Miała nadzieję, że niczego przed nią nie ukrywał
i nic nie udawał.
- Jesteś szczęśliwy? – sama nie wiedziała, dlaczego go o to
pytała. Nie potrzebowała zapewnień o miłości i uczuciu, bo wiedziała, jak
bardzo jest dla niego ważna. Ciekawiło ją chyba to, czy w pełni zaakceptował
wszystko, co ich łączyło, bo wcześniej tak długo się przed tym bronił. Teraz
nagle znowu byli razem i musieli zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, dostosować się do tej drugiej osoby.
- Bardzo się cieszę, że wracasz na studia i robisz coś dla siebie. Będziesz najlepszym lekarzem na świecie. – zapewniła, przystając na moment. Przechyliła się przez barierkę niewielkiego mostku, na którym właśnie stali i spojrzała w dół, na wodę.
- I najprzystojniejszym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz