ROZDZIAŁ 220

Aria Vasco

Czas mijał szybko i wydawać by się mogło, że nikt z mieszkańców posiadłości w Blickling nie zwraca na to uwagi. Życie powoli wracało do normy, wszystko się stabilizowało i uspokajało. Athanasius otrząsnął się ze skutków opętania, choć Aria nie do końca wierzyła w to, że już uporał się z tą traumą. Postanowiła nie drążyć tematu, a jedynie obserwować ukochanego ukradkiem, mając nadzieję że faktycznie to, co najgorsze mieli już za sobą. Bardzo chciała, by w końcu mogli ruszyć naprzód, z czystą kartą i zacząć wszystko od nowa. Ich relacja wkroczyła na wyższy poziom, bo w końcu zaczęli rozmawiać ze sobą szczerze. Żadne z nich nie skrywało już dawnych żali i to pozwoliło im oczyścić atmosferę i spojrzeć na związek z zupełnie innej strony. Aria obiecała sobie, że nigdy już nie zwątpi w Athana, choćby świat miał się jej zawalić na głowę. Będzie stała za nim murem i wspierała go ze wszystkich sił w każdej jego decyzji. Sama pozbyła się goryczy z serca, gdy przyznała się do tego, że nadal obawia się iż któregoś dnia znowu ją zostawi. Musiała stanąć w prawdzie i to wyzwoliło ją od złych wspomnień, które cały czas nawiedzały ją uparcie i przypominały o tym, jak dawniej wyglądała ich relacja.

Pierwsza próba nastąpiła trzy miesiące temu, gdy Tismaneanu musiał zmierzyć się z jednym ze swoich demonów – Gudrun. Dziewczyna była jego Stworzoną, która sprawiała niemałe problemy wychowawcze, ale wampir miał do niej wielką słabość. Niewiele o niej wiedziała, bo Athan niechętnie poruszał ten temat, poza tym, że zamordowali ją dzicy. Jeśli już, to przytaczał różne anegdotki z ich wspólnego życia i zawsze wtedy mówił o niej z rozrzewnieniem. Widać było, że kochał ją, jak córkę. Vasco krajało się serce, gdy patrzyła na jego zasmucone oblicze, kiedy opowiadał jej o niej, ze łzami w oczach, stojąc nad grobem. Nie mogła zrobić nic, by poprawić mu humor, bo nie istnieje na świecie większy ból niż ten związany z utratą bliskiej osoby. Co miałaby mu powiedzieć? Wszystko będzie dobrze? Oczywiście, że nie będzie, bo Gudrun leżała dwa metry pod ziemią, ot co, jej czas dobiegł końca. Nie mogła też wymagać od mężczyzny iż ten zapomni o swojej Stworzonej. Chciał pielęgnować pamięć o niej i Aria zamierzała to uszanować oraz wspierać go, by nie czuł się osamotniony i aby nie przygniótł go ciężar żałoby. Obawiała się, że po wizycie na cmentarzu, wampir będzie miał trudny czas i ciężko będzie mu dojść do siebie. Starał się, by nie dostrzegała jego chwilowego przygaszenia związanego ze wspomnieniami o Gudrun, ale Aria i tak to widziała i czuła, jak bardzo mu źle.

Całe rano chodziła, jak struta. Denerwowała się, bo przygotowała dla Athanasiusa mały upominek, zupełnie bez okazji. Chciała pokazać mu, że mógł na nią liczyć, że wspiera go we wszystkim. Musiała załatwić to w tajemnicy, bo przecież to miała być niespodzianka i była dość czasochłonna, zwłaszcza, że nie mogła wzbudzić jego podejrzeń. Pod osłoną nocy przedarła się do jego gabinetu i z czeluści biurka wydobyła zdjęcie przedstawiające młodziutką dziewczynę z warkoczykami, szeroko uśmiechniętą i trzymającą w dłoni naręcz polnych kwiatów. Włosy miała nieco rozwiane, zmierzwione. Wyglądała świeżo i niesamowicie intensywnie, zdecydowanie wyróżniała się z tłumu. Biła od niej pewność siebie i upór, którego ona sama by się nie powstydziła. Nieco za nią stał Athan z poważną miną, ale Aria dostrzegła uśmiech w jego oczach. Spoglądał na Gudrun, nie w aparat. Był dostojny i cholernie seksowny, co od razu wywołało u niej lekki dreszcz podniecenia. Zabrała zdjęcie i skierowała się do piwnicy, by tam w wielkim sekrecie zacząć tworzyć obraz. Chciała, by miał taką pamiątkę, chciała aby powiesił go gdzieś w domu i wspominał swoją Stworzoną z radością, a nie z żalem i smutkiem.

- Nie podglądaj! Zaraz będziemy na miejscu – powiedziała stanowczo, gdy prowadziła go za rękę do oranżerii, gdzie czekał na niego prezent. Posadziła mężczyznę na sofie i stanęła przed nim, przy sztaludze. Płótno było zakryte kawałkiem materiału, a jej coraz bardziej drżały kolana ze strachu. Bała się, że nie spodoba mu się obraz, że pogniewa się na nią o to iż wtrąca się w jego sprawy i że myszkowała w jego rzeczach bez pozwolenia. Miała nadzieję, że nie odbierze tego w negatywny sposób. Bardzo się starała, by zachować wszystkie szczegóły i detale, na tyle na ile pozwalało czarno białe zdjęcie. Musiała improwizować z kolorami, bo chciała, aby obraz był żywy i przyjemny dla oka, by oddawał silny charakter Gudrun. 

- Okej, możesz otworzyć oczy. Mam nadzieję, że ci się spodoba, bo robiłam to w piwnicy przy kiepskim świetle. Nie chciałam żebyś się zorientował i było to jedyne miejsce, do którego nie zaglądasz. Kocham cię, mój słodki placuszku – posłała mu zaczepny uśmieszek, gdy tylko otworzył oczy i z zaciekawieniem zaczął ją obserwować. On też się uśmiechał. Zawsze bawiło go, jak się do niego zwracała, a tych epitetów było całe mnóstwo. Lubiła go tym drażnić, choć wiedziała że i on to lubi lub przynajmniej uważa za urocze. Arii brakowało pewnej lekkości i dziewczęcego wdzięku. Nie była pruderyjna, jak te wszystkie panienki z wyższych sfer, które chichotały cichutko, rumieniły się i zasłaniały twarz wachlarzami. Zawsze wolała towarzystwo mężczyzn, z którymi można było porozmawiać na wiele tematów i pograć w karty, przy szklaneczce brendy. Nie przepadała za plotkami i obgadywaniem innych, a tym właśnie głównie zajmowały się kobiety. Ględziły w kółko o sukniach, małżeństwie i popołudniowych herbatkach, zamiast skupić się na jakiś innych, ważnych kwestiach, które wpływały na ich społeczeństwo i najbliższe otoczenie. Miały pieniądze i wpływy, a nie robiły nic, by to wykorzystać. Vasco odkładała pieniądze, które dawał jej Athan, a później kupowała książki do szkoły w Norwich, do której chodziły dzieci z miejskiego przytułku. Kilka razy w miesiącu sama jeździła tam i prowadziła lekcje, bo brakowało w okolicy ludzi z wykształceniem. Robiła to nieodpłatnie i z wielkim zaangażowaniem, mając z tego ogromną satysfakcję. Dzieciaki były żądne wiedzy, chętnie się uczyły, zwłaszcza że miały do tego odpowiedniej narzędzia. Przybory szkolne i notatniki, każdy miał też swój podręcznik. Aria cieszyła się, że przyczyniła się w jakiś mały sposób do ich rozwoju, a w szczególności do tego, że się uśmiechały. Nie obchodziło jej, że na kolejne przyjęcie pójdzie w tej samej sukience i że znowu stanie się głównym tematem plotek wśród pań. Mężczyźni nie zwracali na to uwagi, bo bardziej istotne było dla nich to, że ogrywa ich w karty. Grać nauczył ją hrabia Petro, sympatyczny, starszy pan. Zagadnął ją raz, gdy stała z boku, niemal w kącie sali. Athan nie mógł być przy niej przez cały czas, a jej wcale to nie przeszkadzało, bo wiedziała, że miał swoje obowiązki. Rozmowa z Petro zaczęła się niewinnie, a przerodziła w sympatie. Aria traktowała go, jak dziadka, którego nigdy nie miała. Przypominał jej też ojca, bo uwielbiał podróże i nie raz opowiadał jej o swoich wyprawach z młodzieńczych lat. Na początku grali razem, później dziewczyna przejęła inicjatywę. Athanowi nie do końca odpowiadało to, że przesiadywała z mężczyznami, jednak nigdy jej tego nie zabronił. Domyślała się, że bał się o nią, ale potrafiła sobie poradzić. Niektórzy panowie nie mogli nazywać się dżentelmenami, choć było ich stosunkowo mało w porównaniu do pozostałych. Nie raz padały w jej stronę niewybredne żarty, jednak zawsze miała na nie ciętą ripostę i nigdy nie pozwoliła wejść sobie na głowę.

Kobieta chwyciła za materiał i powoli zsunęła go ze sztalugi, odsłaniając obraz w pięknej, bogato zdobionej ramie. Uśmiech Athana nagle zniknął i Aria nie miała pojęcia, jak powinna interpretować tą zmianę. Zaczęła panikować, serce waliło jej jak oszalałe, gdy wampir wstał i zbliżył się do obrazu, by lepiej mu się przyjrzeć.

- Przepraszam, to był jednak głupi pomysł. Nie powinnam tego robić. Nie gniewaj się – wyszeptała drżącym głosem, delikatnie dotykając jego dłoni. Lekko ją ścisnęła i opuściła głowę, czując jak oblewa ją fala wstydu. Dopiero co udało im się dogadać, a ona już popełniła jakąś gafę i właziła z butami w jego prywatne sprawy, w coś, co jej wcale nie dotyczyło. Było jej głupio, bo nie chciała sprawić mu przykrości i choć miała dobre zamiary, obawiała się że wyszło bardzo źle. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^