ROZDZIAŁ 218

Aria Vasco

Czuła się dziwnie ze świadomością, że Athanasius jednak jej nie zostawił i to głównie dlatego iż zupełnie się myliła, co do niego. Odszedł, ale nie z własnej woli, a został do tego zmuszony, co było jeszcze gorszym scenariuszem niż ten, który sobie wyobrażała. Nie potrafiła sobie wybaczyć, że w niego zwątpiła, jednak tak właśnie było i teraz musiała wziąć to wszystko na klatę. Musiała zmierzyć się ze smutkiem ukochanego, który dostrzegała w jego oczach, gdy na nią spoglądał. Zawiodła go i sprawiła mu ból, podczas gdy on dopuścił się dla niej czynów niegodnych, robił wszystko, by ją odnaleźć i sprowadzić do domu, a ona postawiła na nim krzyżyk. Zawsze ufała swojej intuicji, a ta podpowiadała jej tym razem, że Athan odszedł, bo wcale jej nie chciał. Tak bardzo się myliła i myśl ta zżerała ją od środka. Długo jeszcze nie będzie mogła dojść do siebie, teraz jednak nie było czasu na uspokajanie własnego sumienia. Musiała wyjaśnić mężczyźnie dlaczego tak się zachowała, jednak nie miała pojęcia, jak to zrobić. Była skołowana i zaskoczona tym, że dopiero teraz odkryła iż cały czas ma do niego żal o to, jak traktował ją wcześniej. Nie chciała, by tak było. Teraz czuła przy nim tylko szczęście i miłość i na tym właśnie chciała się skupić. Oboje zasługiwali na to, by w końcu być razem, należało się im to, a teraz uparcie ktoś lub coś ciągle im w tym przeszkadzało. Dość miała pierdolonych przeciwności losu, które uparcie pchały im kłody pod nogi i zapewne dobrze się bawiły, obserwując jak niezgrabnie je pokonywali. Nikt jednak nie przewidział tego, że z każdym kolejnym skokiem, Aria i Athan stawali się silniejsi. Niedługo nie będzie już niczego, co stanowiłoby dla nich jakikolwiek problem. 

Uniosła się nieco na łokciu i popatrzyła z góry na wampira. Leżał tuż obok niej, ramie przy ramieniu, serce przy sercu. Opierał się o wezgłowie, a jego cudowne włosy rozrzucone były na poduszkach. Ich czerń idealnie kontrastowała z bielą satynowej pościeli. Tak bardzo je kochała, uwielbiała czuć miękkie kosmyki na swojej skórze, choć Athan nie często sypiał w rozpuszczonych włosach, co oczywiście było zrozumiałe, biorąc pod uwagę ich długość. Przy każdej możliwej okazji zawijała je na palec, gładziła i miziała, a on nigdy nie protestował i zawsze jej na to pozwalał. Ciekawe, czy to lubił czy po prostu nie chciał jej tego zakazywać, aby nie sprawić przykrości. Milczała dłuższą chwilę wpatrując się w jego twarz, badając każdy najmniejszy szczegół, jakby sprawdzała czy wszystko było na swoim miejscu. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się nagle myśl, że Belial ją oszukał i wcale nie opuścił ciała Tismaneanu. Aria musiała upewnić się kilka razy, że ma u swego boku ukochanego, a nie podstępnego demona. Nie bała się tego, że mógłby ją zabić, a tego że wyśmiałby jej wyznania. 

- Tak właśnie myślałam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, nie mam słów, którymi mogłabym zapewnić cię, że było inaczej. Bardzo bym chciała, bo widzę, że cię zawiodłam i nie mogę tego znieść. Nie usprawiedliwiaj mnie tym, że kiedyś mnie skrzywdziłeś i że nie dałeś mi powodu do zaufania. Chcę żebyś powiedział, co czujesz, nawet jeśli to będzie coś, co sprawi mi przykrość. Nie ukrywaj tych emocji. Na tym polega związek, a my uczymy się z sobą być na nowo. Rozmawiajmy szczerze, mówmy o swoich lękach, pretensjach i obawach – odezwała się w końcu, dotykając delikatnie policzka ukochanego. Pogładziła kciukiem kącik jego ust i uśmiechnęła się, by zachęcić go do rozmowy. Nie był to łatwy temat, ale przecież nie zawsze będzie kolorowo, miło i przyjemnie. Czasem trzeba wyciągnąć brudy i zrobić pranie. Wierzyła, że po tej rozmowie będzie im lepiej, że będą mogli spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy i dostrzec to, co druga strona ma do przekazania. Aria nie chciała się kłócić, bo wiedziała iż Athan ma prawo czuć się w jakiś sposób zdradzony, a nawet pogniewać się na nią. Nie zamierzała z tym dyskutować i zaginąć rzeczywistości udając iż zaciekłe o niego walczyła z całym światem. 

- To nie było też tak, że od razu się poddałam. Ish zajął się sprawami firmy, bo trochę się ich nagromadziło, ale wiem, że szukał cię na własną rękę. David i Matt bardzo mi pomagali, sprawdzali szpitale i monitorowali zgłoszenia na policję. Objechałam trzy razy Norwich i byłam kilka razy w Londynie, w naszych ulubionych miejscach. Nigdzie cię nie było. Umierałam z tęsknoty, ale nie byłam w stanie porzucić Ishmaela i Jehanne. To bardzo zły czas dla nas wszystkich i nie mogłam tak po prostu rzucić się na poszukiwania. Chciałam, naprawdę chciałam to zrobić i sprowadzić cię do domu choćby siłą. W głowie miałam setki scenariuszy, co ci powiem i w każdym bez względu na okoliczności, najpierw skręcałam ci kark. Byłam taka wściekła, że nawet sobie nie wyobrażasz. Miałam ochotę zabić cię i przytulić się do ciebie. Nie brałam pod uwagę faktu, że byłeś opętany. Baltimore wiele razy tu przychodził i ani razu nie powiedział, co się z tobą dzieje, a przecież dobrze to wiedział. Mało tego, jeszcze sugerował mi, że zwariowałeś i latasz po okolicy, jak ten Kuba Rozpruwacz – wyjaśniła z cichym westchnięciem. To, co zamierzała mu powiedzieć bardzo ją bolało, bo rzeczywiście wbiła sobie do głowy iż Athan uciekł przed nią i jej natarczywością. Potrafiła zaleźć za skórę, dlatego nie zaskoczyłby jej, gdyby faktycznie chciał się rozstać. Miała jednak nadzieję iż mimo wszystko będzie chciał nadal z nią być i budować wspólną przyszłość. Ona bez niego nie przeżyje ani jednego dnia, gdy raz jeszcze zniknie jej z oczu. Opowiedziała też pokrótce, jaką Jehanne posiada moc i jak pomogło im to w rozszyfrowaniu prawdziwych intencji Baltimorea. Wyjaśniła również, w jaki sposób doszło między nimi do kłótni, bo tej części wydarzeń nie znał, jak również powodów ich walki. 

- Myślałam, że przytłoczyło cię to wszystko, a na dodatek ja wisiałam ci nad głową i przy każdej możliwej okazji ględziłam o ślubie. Wiem, że byłeś już mężem tej dziewczyny z naszego ogrodu i rozumiem, że nie chcesz być nim ponownie z różnych przyczyn. Postaram się już nie poruszać tego tematu i nie wprawiać cię w zakłopotanie. Nie chcę do niczego cię zmuszać, ani tym bardziej naciskać na ciebie. Chyba bałam się, że faktycznie kiedyś będziesz chciał mnie zostawić, a ten ślub będzie swego rodzaju pieczęcią żeby cię przy sobie zatrzymać – przyznała niemal szeptem, opadając na poduszki obok mężczyzny. Marzyła o zostaniu panią Tismaneanu od momentu, kiedy do jej szpitalnej sali wszedł Athan i dał jej drugie życie. Zakochała się w nim od pierwszych sekund i nie potrafiła z tym walczyć, każdego dnia dąrząc do tego, by i on ją pokochał. 

Odwróciła głowę, by móc na niego patrzeć. Dotarło do niej, jak bardzo brakowało jej jego bliskości i dotyku, jak bardzo chciała przez te dwa, cholernie długie tygodnie, wtulić się w niego i zasnąć w jego ramionach. Athan był dla niej wszystkim, cały jej świat kręcił się wokół niego i wcale jej to nie przeszkadzało. Lubiła to uczucie, kiedy zagarniał ją do siebie, kiedy całował i przytulał nawet w towarzystwie. Nie wstydził się jej, choć dawniej nie jeden szlachetnie urodzony wampir, mówił mu że to błąd bratać się ze Stworzonym i to w dodatku takim, jak ona. Właściwie to wszyscy poza Elijahem byli przeciwni i jawnie okazywali swoją niechęć wobec Arii. Była swego rodzaju atrakcją na przyjęciach i spotkaniach, ot co, nieokrzesana przybłęda. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak postrzegał ją ten mały, wampirzy światek. Raz usłyszała rozmowę hrabiny Novak z panną Oksaną Varovą, podczas której obie panie wyrażały się o niej w prześmiewczy sposób, nazywając małą świnką. Nigdy nie powiedziała o tym Athanowi, bo i tak nie wychodzili prawie wcale, a ona nie zamierzała chować głowy w piasek. Gdyby się dowiedział, to zapewne nigdy już nigdzie by jej nie zabrał. Z biegiem czasu wszyscy się do niej przyzwyczaili, a ona nauczyła się odpowiednio zachowywać, powoli zacierając swój nieidealny wizerunek. 

- Mam nadzieję, że mi to wszystko wybaczysz. Przepraszam. Chyba chciałam tym razem kontrolować nasze rozstanie na swoich warunkach, bo do tej pory stawiałeś mnie przed faktem dokonanym i tym razem też tak było. Chciałam być tą, która ma ostatnie słowo. Byłam przerażona i zrozpaczona, bo nie sądziłam, że mogłoby do tego dojść. Nie chcę nigdy już się z tobą rozstawać, niezależnie od okoliczności. Zabiję każdego, kto stanie nam na drodze, przysięgam – przekręciła się w jego stronę i przylgnęła do ramienia mężczyzny, obsypując je drobnymi pocałunkami. Uniosła lekko głowę i pocałowała Athanasiusa z całą mocą tęsknoty, którą czuła. W brzuchu od razu zbudziły się motyle, które poderwały się do lotu niespodziewanie, wprawiając jej ciało w drżenie. Gdy w końcu oderwała się od jego ust, popatrzyła nań zamglonym od emocji wzrokiem. Był tutaj z nią, a ona nie potrzebowałam już niczego innego. 

- Kocham cię. Wiesz o tym, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^