ROZDZIAŁ 216

Aria Vasco

Wpatrywała się w Goro z niedowierzaniem, którego nawet nie miała zamiaru ukrywać. Nagle wszystko zaczęło układać się jej w całość, niczym puzzle o milionie elementów. Przesuwała je w myślach, a poszczególne części wpadały na swoje miejsce i tworzyły historię, która rozgrywała się na przestrzeni kilku miesięcy i w której oni wszyscy brali udział. Cholerny Antony. Od początku wiedziała, by mu nie ufać i czuła, że coś jest z nim nie tak. Zdołał omamić ich wszystkich i w pewnym momencie nawet ją, gdy rzekomo uratował Emmeta. Teraz wiedziała, że zrobił to tylko dlatego, bo sam chciał go zabić. Ciarki przebiegły jej po plecach, gdy uświadomiła sobie, że Baltimore miał rację iż zabójcą faktycznie był jeden z domowników. Mimowolnie jej wzrok powędrował w stronę leżącego na ziemi ciała, ale szybko powrócił do demona. Nie była w stanie odezwać się słowem, choć chciała uzyskać więcej wyjaśnień i zapewnienia, że Goro rzeczywiście nie miał z tym nic wspólnego. Z drugiej jednak strony, nie miała powodów, by mu nie wierzyć. Demony były honorowe, a w ich naturze, wbrew pozorom, nie leżało kłamstwo. Tego była pewna. Z każdą sekundą docierało do niej, że za wszystko, co ich spotkało, winien był de Clare. Od razu pomyślała o Marisie i o tym, że przez cały ten czas traktowała go, jak syna i pozwalała mieszkać w swoim domu, co więcej, sam Elijah uwzględnił go w testamencie. To ona powinna być tą, która pomści Elijaha i Emmeta, ale zostało jej to odebrane. Frustracja brała nad nią górę, sprawiała ból, którego dawno już w sobie nie nosiła. Ból niemocy, przeświadczenie o tym, że nic już nie mogła na to poradzić. Zrobiło jej się słabo, gdy dotarło do niej, że pierdolony, rudy kleszcz leży obok jej przyjaciół, a swoich ofiar i w dodatku został pochowany z najwyższymi honorami. Poczuła nagły przypływ złości, ale postanowiła go w sobie zdusić, nie chcąc prowokować demonów i przeciągać wyzwolenia wampira. Obawiała się, że mogliby wtedy wycofać się z oddania jej Athanasiusa, a tego by nie przeżyła. Pierwsze, co zrobi, gdy wszystko się uspokoi, to pozbędzie się ciała de Clarea i zadba o to, by zostało z bezczeszczone w najohydniejszy sposób. Nie zasłużył na spokój po śmierci. Zasłużył na zapomnienie.

- Nie odzywaj się do nich – warknęła w stronę Beliala, gdy ten zwrócił się do Jehanne i Ishmaela. Aria zdążyła zapomnieć o ich obecności w salonie, zajęta mordowaniem na zlecenie i pogawędką z Goro. Była pewna, że Drawson zabrał wampirzycę do pokoju, ale być może nie zdążył lub nie chciał z jakiegoś powodu. Nie miała siły myśleć o nikim innym, bo teraz najważniejszy był dla niej Athan.

Gdy demon opuścił ciało Tismaneanu żegnając się wcześniej niczym dobry przyjaciel, Aria wyłączyła wszystkie zmysły. Nie zwracała uwagi na Goro, na Jehanne i Isha, ani nawet na szum w uszach, który dokuczał jej, gdy Belial cisnął nią o ziemię. Czas jakby zwolnił, miała wrażenie że opuściła własne ciało i obserwowała wszystko z boku. Nie wiedziała w jaki sposób, ale znalazła się nagle przy Athanie, podtrzymując go swoim ciałem, mimo bólu, jaki odczuwała. Wokół zrobiło się nagle bardzo głośno: Ish pobiegł po krew, Jehanne zaczęła mocować się z buteleczką ziół, by dodać ją do krwi, a pani Adrianna poinformowała, że przygotuje kąpiel, bo pan Athan śmierdział, jak wyciągnięty z najgorszego rynsztoka. Aria nie ruszyła się choćby o milimetr, patrząc tylko w oczy ukochanego. Był rozpity, zniszczony poczuciem winy, a ona nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Bała się, że jej nie wybaczy. Bała się, że tym razem zostawi ją już na zawsze.

- Ciiii, nic nie mów – pomogła mu usiąść na sofie. Ish podał zaraz ogromny kufel krwi, by wampir mógł dojść do siebie. Jehanne dodała odrobinę ziół pozostawionych przez demona, co wzmocniło odżywcze działanie krwi na wycieńczony organizm Athana.

- Wypij wszystko, najpierw trzeba postawić cię na nogi – odezwała się Vasco, zaczesując delikatnie kilka kosmyków włosów za ucho mężczyzny. Wyglądał okropnie, taki zaniedbany i osłabiony. Brodę miał znacznie dłuższą, a nie idealnie przystrzyżoną jak zazwyczaj. Cieszyła się, że z każdym kolejnym łykiem krwi nabierał kolorów na twarzy i wracał do żywych. Coraz bardziej zaczął przypominać siebie.

- Mam nadzieję, że wszyscy słyszeli, co powiedział Goro. Ten rudy piździelec zamordował Elijaha i Emmeta. Naprawdę, nie chciałam tego mówić, ale... MIAŁAM RACJĘ! Nikt mi nie wierzył, myśleliście że zwariowałam i że przesadzam, a tu proszę. – wskazała palcem po kolei na Jehanne, Ishmaela i Athana, po czym roześmiała się cicho. Był to śmiech przez łzy, ale czuła niesamowitą satysfakcję, że nie myliła się co do de Clare. Była wściekła, że na moment dała mu się omamić i przez to straciła czujność.

- Kąpiel gotowa, łóżko również. Podam też kolację w sypialni. Coś lekkiego, ale pożywnego i bez dyskusji. Musi pan coś zjeść – pani Adrianna była niezastąpiona i każdy doceniał jej pomóc. Ish pomógł Athanowi wejść po schodach na piętro i eskortował go do łazienki, a tam już przejęła go Aria.

Kiedy zostali sami, pomogła mu się rozebrać i usiadła przy wannie, opierając brodę na marmurowym boku. Wpatrywała się w ukochanego, a w jej oczach cały czas szkliły się łzy.

- Przepraszam, to moja wina. Gdybym zaczęła cię szukać, to pewnie wszystko skończyłoby się szybciej. Powinnam to zrobić, a nie zakładać iż sam zdecydowałeś odejść. Na swoje usprawiedliwieniem mam tylko to że Baltimore nieźle nam tu namieszałem i kłamał jak z nut od początku. Myślałam, że...że nie chcesz jednak ze mną być, że przestraszyłeś się zobowiązań, bo ciągle gadałam ci o ślubie i może poczułeś się do czegoś zmuszony. Przepraszam, jest mi wstyd, bo wiem że masz o to do mnie żal. Sama bym miała na twoim miejscu – odezwała się cicho, wzdychając bezgłośnie. Wiedziała iż Athan zaprzeczy i nie przyzna się do tego, że jest mu przykro iż osoba, która kocha go najbardziej na świecie, nie ufa mu w stu procentach. Aria nie potrafiła zawierzyć mu wszystkiego, bo nadal czuła w sobie obawę iż któregoś dnia Athanasius zniknie lub będzie kazał jej odejść. Nie chciała tego czuć, pragnęła wyzbyć się negatywnych emocji i złych wspomnień, ale być może było jeszcze na to za wcześnie. W końcu zeszli się całkiem niedawno i ciągle ktoś lub coś uparcie przeszkadzałoby im być ze sobą w pełni.

Aria podniosła się nieco i sięgnęła po gąbkę, by zacząć delikatnie obmywać mu plecy i włosy. Miała nadzieję, że ta kąpiel oczyści nie tylko jego ciało, ale i dusze, choć domyślała się, że nie będzie tak łatwo, biorąc pod uwagę skłonności Athanasiusa do zadręczania się całym złem tego świata.

- A jeśli chodzi o to, co zrobił Belial, to błagam cię, nie obwiniaj się. Wiem, że to nie ty, że nigdy byś mnie nie skrzywdził i gdybyś tylko mógł, to byś go powstrzymał. Postaraj się o tym nie myśleć i się nie obwiniać. Nic mi się nie stało – zapewniła z lekkim uśmiechem. Pochyliła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ramieniu, przez dłuższą chwilę opierając na nim również czoło. Czuła się przy nim bezpieczna, to nie ulegało wątpliwości.

- Najważniejsze, że już do mnie wróciłeś – szepnęła wtulając się w jego plecy i nie przejmując się tym, że były mokre.

- Dokończysz sam? Sprawdzę co z kolacją i poczekam na ciebie w sypialni – powiedziała wstając z podłogi. Spojrzała na mężczyznę pytająco, a gdy ten kiwnął głową, opuściła łazienkę, ale po chwili wsunęła głowę przez drzwi.

- Aha i jeszcze jedno, zapomniałabym. Miałam rację, co do tego rudego zdechlaka – oznajmiła triumfalnie i wyszczerzyła się do wampira. Usłyszała jego cichy śmiech, gdy zamknęła drzwi i odetchnęła z ulgą, mając nadzieję, że jego rekonwalescencja przebiegnie w miarę dobrze.

Gdy opuścił łazienkę po około godzinie, wyglądał zaskakująco dobrze. Włosy były gładkie i lśniące, choć jeszcze nieco wilgotne. Broda była przystrzyżona, a jego twarz nie nosiła niemal żadnych śladów po opętaniu. Domyślała się jednak, że to co najgorsze, było niewidoczne gołym okiem. Najbardziej ucierpiała jego dusza i sumienie. Mimo to, Aria czuła jak oblewa ją błoga nadzieja, że niedługo będą mogli zamknąć ten rozdział i iść dalej. Wstała i od razu wtuliła się w tors ukochanego, przytrzymując go tak dłuższą chwilę.

- Pani Adrianna przyniosła pieczywo, wędlinę i jakąś sałatkę. Mamy też herbatę. Pewnie nie masz ochoty, ale powinieneś coś zjeść żeby poczuć w ustach inny smak niż alkohol i papierosy. – stwierdził krzywiąc się przy tym nieco. Nie lubiła nikotyny i nie przepadała, kiedy Athan palił, co nie raz mu się zdarzało. Wiedziała, że wcześniej palił nałogowo i nigdy nie zmuszała go też do rzucenia, choć bardzo ją ucieszyło, gdy w końcu to zrobił. Dla wampirów było to nieco łatwiejsze, bo mieli o wiele bardziej silniejszą wolę niż ludzie.

- Naprawdę myślałam, że już cię nigdy nie zobaczę – przyznała lekko drżącym głosem.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^