ROZDZIAŁ 214

Aria Vasco

Odwróciła się w stronę Goro, rzucając mu pod nogi serce Baltimorea, jak gdyby była to nieświeża para skarpetek. Niemal do łokcia jej przedramię umazane było we krwi, a on sam siedział na krześle bezruchu. Głowa opadała mu bezwładnie na pierś, ramiona były zwieszone, a całe ciało zwiotczałe. Podtrzymujący go do tej pory Belial odsunął się od niego, a Luca padł na ziemię. Martwy. Demon wydał z siebie pogardliwe upsi i roześmiał się zaraz w głos, wyraźnie zadowolony z tego, co właśnie się stało. Nie trzeba było jej namawiać, bo wybór był prosty – zawsze Athan. Wszystko działo się bardzo szybko, tak że nikt nie zdążył nawet zareagować. Aria wystrzeliła z miejsca, w którym stała, jednak nie zamierzała urywać mężczyźnie głowy, tak jak oczekiwały tego demony. Wiedziała, że bardziej bolesne jest wyrwanie serca i dlatego się na to zdecydowała. Zasłużył na ból, bo przez niego ona sama niemal umarła z tęsknoty za ukochanym. Dobrze wiedział, co się z nim działo, a jednak pozwolił jej myśleć, że Tismaneanu odszedł z własnej woli. Przez te dwa tygodnie mogli być razem, mogli zasypiać i budzić się przy sobie, a jednak ktoś zdecydował inaczej. Zabrano im cenny czas i mogłoby się wydawać, że wampiry mają go całkiem sporo, dlatego nie zwracają na niego uwagi. Dla Vasco chwile z Athanasiusem były czymś cudownym i wyjątkowym, a oni w tak paskudny sposób odarli ją z nich. I w imię czego? Zemsty jakiegoś faceta, którego nigdy nie widziała na oczy i strachu drugiego, panicznie uciekającego przez kilka wieków.

- Wciągnęliście nas w swoją wojnę, w sprawy które nas nie dotyczyły. Opętaliście Athana i zrobiliście z nas marionetki. Spójrz na mnie! – syknęła w stronę Goro, czując jak do oczu napływają jej łzy. Demon cały czas wpatrywała się w serce leżące tuż przy jego prawej nodze. Kilka kropel krwi prysnęło na buty, ale nie zwrócił na to nawet uwagi. Uniósł powoli głowę na dźwięk słów wampirzycy, nadal milcząc. Wyglądał trochę tak, jakby poczuł nagle zawód. Czyżby zemsta nic mu nie dała? Czyżby nie ukoiła tego dziwnego, palącego uczucia, które towarzyszyło mu przez cały czas polowania na swego dawnego przyjaciela? Spodziewał się zapewne czegoś zupełnie innego, jakby wraz ze śmiercią Baltimorea miały niebo rozświetlić fajerwerki. Nic takiego się nie stało. Nic się nie zmieniło.

- Robiłeś to wszystko dla Isalind i rozumiem, bo sama tak bym postąpiła dla ukochanego. Dla niego. Dla tego, którego mi odebrałeś. Tak bardzo chciałeś zemsty na Baltimorze, że sam się nim stałeś – powiedziała, siląc się na spokojny ton głosu. Na Athana nie potrafiła spojrzeć, nie kiedy siedział w nim Belial. Bała się go, przyprawiał ją o dreszcze. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jak jej ukochany, ale gdyby lepiej mu się przyjrzeć, łatwo można było zauważyć różnice. Wyglądał na potwornie zmęczonego, jakby wewnątrz siebie cały czas toczył walkę. Skórę miał bladą, a twarz nosiła ślady niedawnej walki. Kilka zadrapań i niewielki siniak pod okiem. Czuć było od niego tani alkohol, papierosy i siarkę, która była zapewne nieodzownym elementem demonów. Włosy Athana nie były już lśniące, a poszarzałe i zwinięte w niedbały kok na karku. Belial nie dbał o jego wygląd, bo cóż obchodził go byle wampir. Świadomość, że nad jego ciałem panuje demon, a on jest uwięziony gdzieś tam, głęboko, sprawiała że robiło jej się słabo. Było jej też najzwyczajniej w świecie wstyd, że skreśliła go niemal od razu i pozwoliła sobie uwierzyć, że wolał odejść, by mordować. On natomiast sam na to poniekąd zapracował swoim wcześniejszym zachowaniem i tym, jak nie raz ją od siebie odpychał. Miała problem, by w pełni mu zaufać i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy aż do tej pory. Kochała go nad życie, jednak w sercu nadal nosiła zadrę i nie była pewna, czy kiedykolwiek zdoła się jej pozbyć. Każdy jego wyjazd i wyjście z domu będzie dla niej nie do zniesienia, będzie chodziła od jednego okna do drugiego, wypatrując jego samochodu. W końcu zeżre to ją od środka.

- Masz, czego chciałeś. Zabiłam go i zgodnie z umową, chce odzyskać Athana. Teraz, w nienaruszonym stanie – dodała znacznie ciszej niż zamierzała. Głos jej lekko drżał, podobnie jak kolana. Zerknęła w stronę schodów, gdzie Ishmael cały czas trzymał w swych ramionach przestraszoną, zapłakaną Jehanne. Przed oczyma nagle pojawiła się jej scena sprzed kilku minut kiedy Athan, a właściwie Belial, cisnął nią o podłogę. Domyślała się, że ten prawdziwy Athanasius musiał potwornie cierpieć z tego powodu. Nigdy by jej nie skrzywdził a teraz jakiś parszywy demon robi to jego rękoma. Nie będzie potrafił sobie wybaczyć, że nie zdołał tego powstrzymać, a ona nie będzie potrafiła pomóc mu zwalczyć poczucia winy.

- Dajcie nam już spokój i zabierzcie ze sobą to ścierwo – wskazała ruchem głowy ciało Baltimorea, sama opadając na najbliższy fotel. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo jest obolała po walce z wampirem, który teraz leżał martwy przy stoliku kawowym. Aria czuła się fatalnie, bo nigdy wcześniej nie była zmuszana do zabijania. Co innego zrobić to w obronie własnej, a co innego zamordować kogoś, kto w zasadzie nie był w stanie się bronić. Luca Baltimore był bez wątpienia kawałem chuja, a światu będzie lepiej bez niego, co nie zmieniało faktu, że Vasco nie chciała być tą, która wymierzy sprawiedliwość. To nie była jej walka ani tym bardziej jej zemsta. Być może Goro nie czuje ulgi, bo to nie on zabił winowajcę. Luca Baltimore wyrządził wiele złego i skrzywdził wiele osób i tak, jak wspomniał demon, musiał liczyć się z tym, że w końcu zostanie złapany.

W końcu odważyła się spojrzeć na Athanasiusa. Stał obok stołu z kpiącym uśmieszkiem, siląc się, by nie rzucić jakiejś uszczypliwości na temat tego wszystkiego, co właśnie się stało. Belial bawił się doskonale i wyglądało na to, że nie zamierzał opuszczać ciała Tismaneanu zbyt szybko.

- Umowa była prosta. Zabiję dla was Baltimorea i odzyskam Athana. Długo mam jeszcze czekać aż ten pajac wyjdzie z jego ciała? Mam błagać na kolanach, wielki panie demonie? – tym razem to ona zaśmiała się kpiąco i zaczęła wycierać zakrwawioną dłoń o jeansy. Przyglądała się, jak na spodniach zostają czerwone smugi. Kurwa, dopiero co je kupiłam. Zajebisty miałam w nich tyłek.

- Goro, mogę tak się do ciebie zwracać, prawda? Och, właśnie zabiłam dla ciebie tego tutaj, więc jesteśmy teraz przyjaciółmi. Powiedz mi, w takim razie, dlaczego zabiłeś Elijaha Cavendisha? Kurwa, gdybyś z nim pogadał, to on sam dobrowolnie pozbyłby się Baltimorea już dawno. To był wspaniały wampir, równie honorowy, co ty. Jego śmierć jest dla nas wielką stratą i dla ciebie również. Pomagał wszystkim, nie tylko wampirom i razem mogliście zrobić coś dobrego dla całej nadprzyrodzonej społeczności. Tego przecież chciałeś, prawda? Miałbyś w nim sprzymierzeńca, ale wolałeś go zamordować i porzucić w lesie – spojrzała na niego z takim wyrzutem i bólem, że mężczyzna niemal mógł go sam poczuć. Nie rozumiała, dlaczego demon zamiast szukać sojuszników, wolał ich wszystkich wymordować. Zwłaszcza, że większość z nich bez wahania by do niego przystała, bo nienawidziła Baltimorów.

- Wystarczyło tylko porozmawiać...- wychlipała, czując jak powoli zaczynają uchodzić z niej siły. Była wyczerpana fizycznie i psychicznie. Chciała zamknąć się w pokoju i zanurzyć w wannie, oprzeć się o tors Athana i pozwolić, by delikatnie obmywał jej ciało, by zamknął ją w swoich ramionach i już nigdy nie puszczał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^