Aria Vasco
Odwróciła się w stronę Goro, rzucając mu pod nogi serce Baltimorea,
jak gdyby była to nieświeża para skarpetek. Niemal do łokcia jej przedramię
umazane było we krwi, a on sam siedział na krześle bezruchu. Głowa opadała mu
bezwładnie na pierś, ramiona były zwieszone, a całe ciało zwiotczałe.
Podtrzymujący go do tej pory Belial odsunął się od niego, a Luca padł na ziemię.
Martwy. Demon wydał z siebie pogardliwe upsi i roześmiał się zaraz w
głos, wyraźnie zadowolony z tego, co właśnie się stało. Nie trzeba było jej
namawiać, bo wybór był prosty – zawsze Athan. Wszystko działo się bardzo
szybko, tak że nikt nie zdążył nawet zareagować. Aria wystrzeliła z miejsca, w
którym stała, jednak nie zamierzała urywać mężczyźnie głowy, tak jak oczekiwały
tego demony. Wiedziała, że bardziej bolesne jest wyrwanie serca i dlatego się
na to zdecydowała. Zasłużył na ból, bo przez niego ona sama niemal umarła z
tęsknoty za ukochanym. Dobrze wiedział, co się z nim działo, a jednak pozwolił
jej myśleć, że Tismaneanu odszedł z własnej woli. Przez te dwa tygodnie mogli
być razem, mogli zasypiać i budzić się przy sobie, a jednak ktoś zdecydował
inaczej. Zabrano im cenny czas i mogłoby się wydawać, że wampiry mają go
całkiem sporo, dlatego nie zwracają na niego uwagi. Dla Vasco chwile z
Athanasiusem były czymś cudownym i wyjątkowym, a oni w tak paskudny sposób
odarli ją z nich. I w imię czego? Zemsty jakiegoś faceta, którego nigdy nie widziała
na oczy i strachu drugiego, panicznie uciekającego przez kilka wieków.
- Wciągnęliście nas w swoją wojnę, w sprawy które nas nie
dotyczyły. Opętaliście Athana i zrobiliście z nas marionetki. Spójrz na mnie! –
syknęła w stronę Goro, czując jak do oczu napływają jej łzy. Demon cały czas
wpatrywała się w serce leżące tuż przy jego prawej nodze. Kilka kropel krwi
prysnęło na buty, ale nie zwrócił na to nawet uwagi. Uniósł powoli głowę na
dźwięk słów wampirzycy, nadal milcząc. Wyglądał trochę tak, jakby poczuł nagle zawód.
Czyżby zemsta nic mu nie dała? Czyżby nie ukoiła tego dziwnego, palącego uczucia,
które towarzyszyło mu przez cały czas polowania na swego dawnego przyjaciela? Spodziewał
się zapewne czegoś zupełnie innego, jakby wraz ze śmiercią Baltimorea miały niebo
rozświetlić fajerwerki. Nic takiego się nie stało. Nic się nie zmieniło.
- Robiłeś to wszystko dla Isalind i rozumiem, bo sama tak
bym postąpiła dla ukochanego. Dla niego. Dla tego, którego mi odebrałeś. Tak
bardzo chciałeś zemsty na Baltimorze, że sam się nim stałeś – powiedziała,
siląc się na spokojny ton głosu. Na Athana nie potrafiła spojrzeć, nie kiedy
siedział w nim Belial. Bała się go, przyprawiał ją o dreszcze. Na pierwszy rzut
oka wyglądał, jak jej ukochany, ale gdyby lepiej mu się przyjrzeć, łatwo można
było zauważyć różnice. Wyglądał na potwornie zmęczonego, jakby wewnątrz siebie
cały czas toczył walkę. Skórę miał bladą, a twarz nosiła ślady niedawnej walki.
Kilka zadrapań i niewielki siniak pod okiem. Czuć było od niego tani alkohol, papierosy
i siarkę, która była zapewne nieodzownym elementem demonów. Włosy Athana nie były
już lśniące, a poszarzałe i zwinięte w niedbały kok na karku. Belial nie dbał o
jego wygląd, bo cóż obchodził go byle wampir. Świadomość, że nad jego ciałem panuje
demon, a on jest uwięziony gdzieś tam, głęboko, sprawiała że robiło jej się
słabo. Było jej też najzwyczajniej w świecie wstyd, że skreśliła go niemal od
razu i pozwoliła sobie uwierzyć, że wolał odejść, by mordować. On natomiast sam
na to poniekąd zapracował swoim wcześniejszym zachowaniem i tym, jak nie raz ją
od siebie odpychał. Miała problem, by w pełni mu zaufać i nawet nie zdawała
sobie z tego sprawy aż do tej pory. Kochała go nad życie, jednak w sercu nadal nosiła
zadrę i nie była pewna, czy kiedykolwiek zdoła się jej pozbyć. Każdy jego wyjazd
i wyjście z domu będzie dla niej nie do zniesienia, będzie chodziła od jednego okna
do drugiego, wypatrując jego samochodu. W końcu zeżre to ją od środka.
- Masz, czego chciałeś. Zabiłam go i zgodnie z umową, chce
odzyskać Athana. Teraz, w nienaruszonym stanie – dodała znacznie ciszej niż
zamierzała. Głos jej lekko drżał, podobnie jak kolana. Zerknęła w stronę
schodów, gdzie Ishmael cały czas trzymał w swych ramionach przestraszoną,
zapłakaną Jehanne. Przed oczyma nagle pojawiła się jej scena sprzed kilku minut
kiedy Athan, a właściwie Belial, cisnął nią o podłogę. Domyślała się, że ten
prawdziwy Athanasius musiał potwornie cierpieć z tego powodu. Nigdy by jej nie
skrzywdził a teraz jakiś parszywy demon robi to jego rękoma. Nie będzie potrafił
sobie wybaczyć, że nie zdołał tego powstrzymać, a ona nie będzie potrafiła pomóc
mu zwalczyć poczucia winy.
- Dajcie nam już spokój i zabierzcie ze sobą to ścierwo – wskazała
ruchem głowy ciało Baltimorea, sama opadając na najbliższy fotel. Dopiero teraz
dotarło do niej, jak bardzo jest obolała po walce z wampirem, który teraz leżał
martwy przy stoliku kawowym. Aria czuła się fatalnie, bo nigdy wcześniej nie
była zmuszana do zabijania. Co innego zrobić to w obronie własnej, a co innego
zamordować kogoś, kto w zasadzie nie był w stanie się bronić. Luca Baltimore
był bez wątpienia kawałem chuja, a światu będzie lepiej bez niego, co nie
zmieniało faktu, że Vasco nie chciała być tą, która wymierzy sprawiedliwość. To
nie była jej walka ani tym bardziej jej zemsta. Być może Goro nie czuje ulgi, bo
to nie on zabił winowajcę. Luca Baltimore wyrządził wiele złego i skrzywdził wiele
osób i tak, jak wspomniał demon, musiał liczyć się z tym, że w końcu zostanie złapany.
W końcu odważyła się spojrzeć na Athanasiusa. Stał obok
stołu z kpiącym uśmieszkiem, siląc się, by nie rzucić jakiejś uszczypliwości na
temat tego wszystkiego, co właśnie się stało. Belial bawił się doskonale i
wyglądało na to, że nie zamierzał opuszczać ciała Tismaneanu zbyt szybko.
- Umowa była prosta. Zabiję dla was Baltimorea i odzyskam Athana.
Długo mam jeszcze czekać aż ten pajac wyjdzie z jego ciała? Mam błagać na
kolanach, wielki panie demonie? – tym razem to ona zaśmiała się kpiąco i zaczęła
wycierać zakrwawioną dłoń o jeansy. Przyglądała się, jak na spodniach zostają
czerwone smugi. Kurwa, dopiero co je kupiłam. Zajebisty miałam w nich tyłek.
- Goro, mogę tak się do ciebie zwracać, prawda? Och, właśnie
zabiłam dla ciebie tego tutaj, więc jesteśmy teraz przyjaciółmi. Powiedz mi, w takim
razie, dlaczego zabiłeś Elijaha Cavendisha? Kurwa, gdybyś z nim pogadał, to on sam
dobrowolnie pozbyłby się Baltimorea już dawno. To był wspaniały wampir, równie honorowy,
co ty. Jego śmierć jest dla nas wielką stratą i dla ciebie również. Pomagał wszystkim,
nie tylko wampirom i razem mogliście zrobić coś dobrego dla całej nadprzyrodzonej
społeczności. Tego przecież chciałeś, prawda? Miałbyś w nim sprzymierzeńca, ale
wolałeś go zamordować i porzucić w lesie – spojrzała na niego z takim wyrzutem
i bólem, że mężczyzna niemal mógł go sam poczuć. Nie rozumiała, dlaczego demon zamiast
szukać sojuszników, wolał ich wszystkich wymordować. Zwłaszcza, że większość z nich
bez wahania by do niego przystała, bo nienawidziła Baltimorów.
- Wystarczyło tylko porozmawiać...- wychlipała, czując jak powoli
zaczynają uchodzić z niej siły. Była wyczerpana fizycznie i psychicznie. Chciała
zamknąć się w pokoju i zanurzyć w wannie, oprzeć się o tors Athana i pozwolić, by
delikatnie obmywał jej ciało, by zamknął ją w swoich ramionach i już nigdy nie puszczał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz