Mary Baltimore
Po tym wszystkim, co zaszło, ciężko było wrócić do
normalności albo chociaż udawać. Nie chciała siać paniki wśród swoich ludzi, bo
jej pozycja i tak była już mocno nadszarpnięta. Musiała załatwić wszystko po
cichu i to bez udziału męża. Miała nieodparte wrażenie, że Luca nie mówi jej
wszystkiego, że skrywa jeszcze jakieś tajemnice. Zawsze lubił je mieć, a jej
podobała się jego skrytość i nutka niedopowiedzenia w pewnych aspektach ich
wspólnego życia. Teraz jednak nie było na to miejsca, bo należało trzymać się
razem i modlić, że być może wyjdą z tego cało. W pewnym momencie jednak, Mary
poczuła że mąż nie uwzględnia jej w swoich planach, że stopniowo odsunął ją
niemal od wszystkiego. Przecież to on zawsze powtarzał, że wszystko załatwi, to
on radził by została w domu, aby mieć na oku wampiry. Teraz rozumiała, że od
początku planował, by ją wykluczyć i przejąć władzę. Czasy, w których głowa
rodu musiała mieć drugą połowę, by wzmocnić swoją pozycję, dawno już
przeminęły. Luca mógł rządzić sam całą Anglią, miał ku temu predyspozycje i
środki, a co gorsza, ambicje. Dlatego czuła się z każdym kolejnym dniem coraz
gorzej, zjadały ją nerwy i obawy, że mógłby zabić ją bez wahania. Prawie nie
jadła, popadając w paranoje. Bała się własnego cienia, choć starała się to skrzętnie
ukrywać nie tylko przed Lucą, ale i wszystkimi wampirami. Nie mogła pokazać, że
jest tchórzem, bo od razu by się jej pozbyli. Wampiry pod tym względem były bardzo
podobne do Wilkołaków, również pozbywały się słabego osobnika, który mógłby wszystkich
narazić.
Rozwiązanie przyszło niespodziewanie i to w postaci osobliwej
wiadomości, która została wypalona na ciele jednego z jej ochroniarzy. Kai
wrócił z porannego obchodu i zaczepił ją w drodze do biblioteki. Kiedy
zaciągnął ją w najbardziej odległy zakątek i zaczął rozpinać koszule,
oniemiała. Lubiła od czasu do czasu zabawiać się z innymi, zwłaszcza że nie
pamiętała nawet, kiedy ostatni raz mąż spełnił swój obowiązek w sypialni. Teraz
jednak nie było na to odpowiedniego momentu, dlatego zdecydowanie zaprzeczyła.
- Pani, to nie tak. Nie chodzi o seks, nie tym razem. Muszę ci
coś pokazać i dostałem dokładne instrukcje, jak to zrobić. Musi pani wszystko zapamiętać,
bo wiadomość zniknie, żeby nikt inny jej nie zobaczył – zapowiedział mężczyzna,
odwracając się do niej tyłem. Zdjął górną część garderoby, a ona od razu
poczuła silny zapach siarki, więc skojarzyła, że to robota demona.
Tombland. Północ. Mam dla Ciebie propozycje. Tylko dla
Ciebie, Mary.
- G
Gdy tylko wampirzyca odczytała całość, plecy wampira stanęły
niemal w ogniu, a wiadomość zniknęła. Serce zaczęło walić jej, jak oszalałe,
gdy zobaczyła jak Kai upada na ziemię bez życia. Zasada o nie zabijaniu
posłańca najwidoczniej nie dotyczy demonów. Miała niewiele czasu, aby
przygotować się do rozmowy z Goro, dlatego od razu udała się do swojego gabinetu
i zabroniła kogokolwiek wpuszczać. Musiała przeanalizować wszystkie za i przeciw
i choć tego drugiego było znacznie więcej, zdecydowała się na spotkanie. Mogła
to być zasadzka, ale Luca sam wyjaśnił, że chodziło tylko o niego w całej tej
wojnie, więc poniekąd mogła czuć się bezpiecznie. Podobno wróg mojego wroga
jest moim przyjacielem. Tej myśli chciała się trzymać. Musiała się jej
trzymać. Obawiała się, że jeśli dopuści do siebie więcej strachu, to odmówi spotkania i zgnije we własnym domu lub da się zabić Luce. Miała w sobie jeszcze na tyle honoru, by podjąć walkę.
Tombland był zwykłym barem przy jednej z ulic w Norwich.
Głównie zaglądali tam turyści, ale kobieta domyślała się, że demon przejął go
chwilowo i zaadoptował na swoją kryjówkę. Przed drzwiami stało kilku mężczyzn,
na pierwszy rzut oka wyglądali na wstawionych, ale Mary dostrzegła złowrogie
błyski w ich oczach, wiedząc już że był to objaw opętania. Ustąpili jej z
drogi, a jeden nawet otworzył przed nią drzwi. Od razu uderzyła w jej nozdrza woń
taniego alkoholu i siarki, co sprawiło, że po plecach przeszedł jej nieprzyjemny
dreszcz. Spodziewała się zobaczyć przy stoliku zapijaczonego buca, który
próbowałby ją zastraszyć i zmusić do współpracy, jednak bardzo się pomyliła. Przy
barze siedział przystojny mężczyzna, schludnie ubrany, Azjata o stanowczym
spojrzeniu. Przypominał jej swym szorstkim obyciem męża i fakt, że niegdyś się
przyjaźnili wcale nie był już taki dziwny. Zawahała się nieco, obawiając się iż
gdy zrobi choćby krok w jego stronę, to padnie trupem.
- Trudno było dostać się tutaj bez wiedzy Lucki. Mam
nadzieję, że było warto – odezwała się, zerkając w bok. Dostrzegła Tismaneanu
przy jednym ze stolików i od razu się skrzywiła. Nienawidziła go, choć
wiedziała już, że to w rzeczywistością nie on we własnej osobie. Na dźwięk
imienia jej męża, Demon również zrobił kwaśną minę. Nie była zaskoczona, Luca Baltimore
nie był raczej dobrą duszą i mało kto cieszył się na jego widok, o ile ktoś w ogóle to robił. Budził grozę, podobnie jak Goro. Byli do siebie bardzo podobni.
- Wiesz kim jestem, ja wiem kim jesteś ty. Dajmy sobie
spokój z formalnościami i przejdźmy do rzeczy. Co to za propozycja? – zapytała,
zbliżając się do baru. Zajęła krzesło po lewej stronie i spojrzała na
mężczyznę, chcąc pokazać, że wcale się go nie boi, a przynajmniej nie aż tak,
jak się tego spodziewał. W rzeczywistości wszystkie jej wnętrzności zamieniły się
w galaretę z przerażenia. W Goro było coś onieśmielającego, zachwycającego, ale
również niebezpiecznego. Wzbudzał tak wiele skrajnych emocji, że Mary sama się
w nich pogubiła.
- Podobno znałeś mojego pierwszego męża, Thaloniusa. – zagadnęła,
odwracając się w stronę Tismaneanu. Zmrużyła nieco oczy i westchnęła bezgłośnie,
zastanawiając się, czy powinna podejmować ten wątek. W całej rozmowie przeszkadzała jej obecność wampira, którego powinna była zabić, gdy miała ku temu okazję. Darowanie mu życia było jej największym błędem.
- Jeśli mogę cię o coś prosić, czy on mógłby wyjść? Athanasius
Tismaneanu to degenerat i morderca, który nie powinien już żyć. Wiesz, czego się
dopuścił? Nie mogę na niego patrzeć – wysyczała, przyglądając się mężczyźnie, który
z lekkim uśmiechem nalewał whisky, a następnie podsunął jej szklankę, zachęcając
do wypicia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz