Mary Baltimore
Przechadzała się nerwowo po gabinecie, obrzucając wzrokiem
półki z grubymi księgami i majestatyczne, bogato zdobione biurko stojące w
centralnej części pomieszczeniach. Wyjątkowo lubiła ten mebel. Nie
przywiązywała większej wagi do tego typu przedmiotów, ale w nim było coś
wyjątkowego i unikatowego. Za każdym razem, gdy spoglądała na dębowy blat z
szerokimi żłobieniami i mizernie wykonany korpus, na którym wśród pędów
winogron wiły się węże, czuła dumę i potęgę. Został wykonany na specjalne zamówienie
i to ręką samego mistrza snycerstwa, Paolo Giovanniego. Miała pod sobą całą
Anglię, każdy wampir na wyspach drżał na dźwięk jej nazwiska i zasługiwała na
takie biurko, jak cholera się jej należało! Była panią tych krain, żelazną ręką
dzierżyła topór władzy i nikomu nie pozwoli go sobie odebrać. Nie cofnie się przed
niczym, byle utrzymać się na przysłowiowym tronie.
Gdy była jeszcze młodą wampirzycą marzyła o wielkiej miłości
z mężczyzną, który porwie ją hen daleko, na swym białym rumaku. Zamiast tego, rodzina
przymusiła ją do małżeństwa z dużo starszym panem, który był koszmarnie bogaty
i mógł zapewnić jej pozycję, o którą od lat zabiegał ojciec. Nie była zadowolona,
ale wiedziała iż musi spełnić swą rolę, jako najstarsza córka. Thalanius Valestil
Baltimore nie był przyjemny w żadnym tego słowa znaczeniu. Jego niemiłe usposobienie
godziło ją już od początku, ale wierzyła iż z czasem zdołają odnaleźć wspólny język.
Potrzebował młodej żony, aby utrzymać się przy władzy, a Mary musiała robić wszystko,
aby tak pozostało. Podobało jej się życie w luksusie, podobał jej się respekt, który
wszyscy do niej czuli ze względu na męża, więc starała się ze wszystkich sił. Był
bezwzględny i gotowy zabić, gdy tylko ktoś się mu sprzeciwił. Uwielbiał rozlew krwi,
żywił się na miejscowych i siał postrach w okolicy. Nazywano go Krwawym Baronem
ze względu na specyficzne upodobania.
Wszystko zmieniło się, gdy z wizytą przybył Stworzony Thalaniusa,
Luca. Przystojny mężczyzna, w dodatku inteligentny, oczytany i z dobrymi manierami.
Oczarował Mary niemal od razu, zwłaszcza że nie tak dawno temu marzyła o kimś takim.
Zbliżyli się do siebie, a niedługo później zaczęli planować wspólną przyszłość.
Oboje pragnęli władzy, dlatego koniecznym było, aby pozbyli się jedynej osoby, która
stała im na drodze. W grę nie wchodziła ucieczka i życie w miłości gdzieś na końcu
świata, bez grosza przy duszy i perspektyw. Luca w kwestii knucia intrygi okazał
się prawdziwym mistrzem i obmyślił cały plan tak, by nikt ich nie podejrzewał. Miesiąc
później Mary oficjalnie stała się głową rodu, a Luca stanął u jej boku, jako mąż.
Nie było to niczym niezwykłym, takie zabiegi stosowano od lat, by wzmocnić swoją
pozycję społeczną. Dobrze im się układało, zwłaszcza że oboje chcieli tego samego,
mieli wspólne cele i pragnienia. Z biegiem czasu jednak Luca stawał się coraz bardziej
zachłanny i to ją nieco przerażało. Każde z nich poszło w swoją stronę i nie wchodziło
sobie wzajemnie w drogę. Małżeństwem byli tylko na papierze, jednak żadne z nich
nie chciało zrezygnować z władzy, dlatego trwali w tym dziwnym układzie. Łączyła
ich wspólna tajemnica, którą obiecali zabrać ze sobą do grobu.
- Jesteś w końcu. Musimy porozmawiać. Siadaj – odezwała się sucho,
zajmując miejsce za biurkiem i wskazując mężczyźnie fotel na przeciwko. Sięgnęła
do szuflady i wyjęła plik dokumentów, które rzuciła w jego stronę z miną sugerującą,
że cokolwiek to było, był za to odpowiedzialny.
- Wiedziałam, że trzeba go zabić, ale musiałeś się wtrącić i
wszystko spieprzyć. Tismaneanu przystał do łowców i morduje naszych. Ah, no tak!
Zaskoczony, że wiem o łowcach? Kiedy zamierzałeś mi kurwa o nich powiedzieć?! –
warknęła, spoglądając na męża z wyrzutem. Teraz mieli już dwa, a nie jeden problem.
Athanasius był jej solą w oku od początku i gdyby to wszystko zależało tylko od
niej, to dawno już by się go pozbyła. Lubiła ład i porządek, a gdy tylko ktoś wychodził
przed szereg i niszczył jej harmonię, należało się go pozbyć. Była pewna, że Tismaneanu
tylko czekał na okazję, by się na nich zemścić i dlatego bez wahania skumał się
z łowcami terroryzującymi całą angielską elitę. Zastanawiało ją, dlaczego działają
w taki sposób, dlaczego zajmują się bogatymi wampirami, a nie tymi z ulicy, których
o wiele łatwiej dopaść. Żaden z zamordowanych nie został okradziony, więc motyw
wzbogacenia odpadał już na starcie.
- Wysłałam zwiad, ale nie mam jeszcze żadnej informacji. Chcę
osobiście zająć się tą sprawą i mam nadzieję, że tym razem nie będziesz kwestionował
moich wyborów. Za godzinę wyjeżdżam – oznajmiła z powagą. Ciekawiło ją, jak długo
wampir wiedział o sytuacji w kraju i dlaczego właściwie nic jej nie powiedział.
Miała wrażenie, że wręcz ukrywał to z premedytacją. Być może chciał sam się wszystkim
zająć, może uznał iż to nie aż takie zagrożenie, by zaprzątać jej głowę. Okazało
się jednak, że sprawa była dość poważna.
- Zdołałam ustalić, że ostatni raz był widziany niedaleko stacji
benzynowej na drodze do Wilby. Pojadę tam. Jest tam kilka miejsc w których może
się ukrywać. Stara drukarnia, opuszczony szpital i małe, prywatne lotnisko. Wezmę
kilku ludzi i zrobię to, co trzeba było zrobić już dawno. Pozbędę się Tismaneanu
raz na zawsze i lepiej dla ciebie, żebyś nie wchodził mi w drogę – zakomunikowała.
Miała do niego słabość, ale mimo wszystko była wściekła, że zataił przed nią tak
istotne sprawy.
- Mam nadzieję, że nie masz przede mną więcej tajemnic – odezwała
się nieco ciszej niż zamierzała. Głos lekko jej zadrżał, co oznaczać mogło, że ma
do niego o to żal. Od bardzo dawna nie czuła już do niego tego, co dawniej i on
zapewne również nie pałała miłością. Co by się nie działo między nimi, zawsze mówili
sobie prawdę, a od jakiegoś czasu Luca miał przed nią sekrety. Przyłapała go na
kłamstwie kilka razy i przez to stała się bardziej podejrzliwa w stosunku do niego.
Chciała mu ufać, ale bardzo jej to utrudniał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz