Aria Vasco
Zasnęła dopiero nad ranem, wykończona minionymi wydarzeniami
i przepłakaną nocą. Czuła się podobnie, gdy odeszła z Blickling i ruszyła w samotną
podróż, wiedząc iż nigdy już nie powróci w te strony, a przynajmniej nie jako pani
Tismaneanu. Doskonale pamiętała wszechogarniający ją ból, bezbrzeżną otchłań, czeluść
i nicość, która kawałek po kawałku odbierała jej wszystko. Nie cieszyła ją już poranna
kawa, a nawet smak ulubionego, francuskiego croissanta. Wszystko było takie jakieś
nijakie, czarne, smętne i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nie dziwiła się więc
Marisie, że postanowiła przespać najgorsze chwile i nie potępiała jej w żaden sposób.
Postanowiła sobie, że będzie ją wspierać ze wszystkich sił, choć jej samej zaczynało
ich powoli brakować.
Nie była w stanie podnieść głowy z poduszki i czuła w sobie
jakąś dziwną, zimną pustkę. Otworzyła powoli oczy i spojrzała w okno,
obserwując w zupełnej ciszy, jak przez zasłony do sypialni wydzierają się
promienie słońca. Zawsze lubiła obserwować grę światła, która tworzyła na
ścianach rozmaite mozaiki i nieokreślone kształty. Wystarczyło drobne załamanie
idealnej powierzchni, a już można było podziwiać niesamowite twory, które
zdawały się żyć własnym życiem. Dłuższą chwilę zajęło jej ocknięcie się z
porannego letargu i gdy tylko to zrobiła, przekręciła się na drugi bok, by
odnaleźć na poduszce Athanasiusa liścik, zamiast jego samego. Uśmiechnęła się
lekko, spodziewając się zastać tam romantyczną wiadomość o śniadaniu w
oranżerii. Domyślała się, że ukochany będzie chciał poprawić jej humor i była
mu za to wdzięczna. Potrzebowała tego i zapewnienia stabilizacji w tak
niepewnych czasach, gdy każde z nich drżało w obawie o swoje życie. Podniosła
się do siadu i sięgnęła po kopertę, wyciągając z niej niewielką karteczkę.
- Że kurwa co?!
Wyjeżdżam na parę tygodni. Athan
Wpatrywała się tępo w świstek i starała się zrozumieć, co
autor miał na myśli. Serce zaczęło łomotać, jak szalone, a jedyne, co przyszło
jej do głowy, to to, że Tismaneanu przestraszył się zobowiązań. Po raz kolejny
ją porzucił. Zrobiło jej się słabo, więc opadła ponownie na poduszki i zakryła
twarz dłońmi. Analizowała treść wiadomości w każdy możliwy sposób, doszukując się
w niej choćby namiastki fałszu. Potwierdziła kilka razy, że było to jego pismo,
w sypialni również nie odnalazła śladów krwi, co świadczyło o tym, że nie został
ranny i nie stawiał oporu, gdy opuszczał posiadłość. Wyjechał z własnej woli.
- To jest jakiś cholerny żart – wymamrotała do siebie i
poderwała się zaraz na równe nogi, w biegu zarzucając na siebie szlafrok. Ignorowała
fakt, że wzrok się jej zamazywał, a ściany i podłoga dziwnie się kołysały.
Zmierzała do gabinetu Ishmaela, by dowiedzieć się, czy wiedział o zamiarach
Athanasiusa. Nie chciała na niego naskakiwać od drzwi, więc grzecznie zapukała
i weszła, gdy uzyskała pozwolenie. Zaskoczył go jej widok i to w takim
odzieniu.
- Powiedź mi prawdę, bardzo cię proszę. Wiedziałeś o tym? –
uniosła kopertę i wręczyła mężczyźnie jej zawartość. Drawson spoglądał to na
nią, to na krótką wiadomość i zdołał jedynie pokręcić przecząco głową, gdy Aria
ponownie się odezwała.
- Nie wierzę, no po prostu nie wierzę. Co to ma być? Co on,
kurwa, rozum postradał do reszty?! Zachciało mu się teraz podróżowania! –
zaczęła oddychać z trudem, a każdy oddech sprawiał jej wielki ból. Nie mogła
pojąć, jak mógł ją zostawić tak po prostu i to w najgorszej z możliwych chwili.
Była w żałobie po Emmecie, tęskniła za Marisą, mieli na głowie Łowców,
Baltimorea i Demona, a on sobie wyjeżdża. Bo wielki Athanasius Tismaneanu tak
właśnie postanowił. Postawił wszystkich przed faktem dokonanym, ba, on wszystkich
porzucił.
- Nie mam pojęcia, co robić. Nie mogę rzucić się za nim i go
szukać. Próbowałam już dzwonić, ale telefon nie odpowiada. To jego pismo, sprawdziłam. Goro i jego ludzie
depczą nam po piętach, Baltimore ciągle się tu kręci. Ty masz pracę na głowie,
ja musze ogarnąć sprawy domowe i też pracuje. Jest jeszcze Jehanne. Nie chcę,
by siedziała sama. Pani Adrianna też się tym wszystkim stresuje i ledwo się trzyma.
– odezwała się drżącym głosem, opadając na fotel przy biurku. Popatrzyła na Isha
z wyraźnie wymalowaną troską na twarzy. W tym momencie oboje byli porzuconymi Stworzonymi,
skazanymi na siebie nawzajem. Wiedziała, że mężczyzna za nią nie przepadał, ale
miała nadzieję, że zjednoczy się z nią choć w takiej chwili.
- Obawiam się, że Athan wpadł w ten swój trans. Widziałeś go,
kiedy mnie szukaliście, widziałeś jego zmianę i chęć mordu. Jehanne mi o tym opowiadała.
Mówiła, że bardzo się go bała, że nie był sobą – szepnęła, jakby obawiała się, że
Tismaneanu ją usłyszy. Westchnęła po raz kolejny i przysunęła się nieco do biurka,
by spojrzeć w oczy Drawsonowi.
- Nie będę wdawała się w szczegóły, bo to osobista historia Athana
i jeśli uzna, że powinieneś ją znać, to ci o tym sam powie. Ja dowiedziałam się
niedawno i to sprawiło, że zrozumiałam kilka spraw. W każdym razie, chodzi o to,
że on... Jest zabójcą... Zabijanie sprawia mu przyjemność, a właściwie, kiedy staje
się tym drugim Athanem. Boję się, że traumatyczne wydarzenia sprawiły, że znowu
zamieni się w Kubę Rozprowacza. – nie chciała opowiadać mężczyźnie o szczegółach
trudnego życia wampira, ale musiała powiedzieć choć trochę o jego problemie. Najgorsze
jednak było to, że Aria nie miała siły na zabawę w poszukiwania, nie tym razem.
W Blickling była Jehanne, Ish, pani Adrianna. Musiała ich chronić. Co by się stało,
gdyby wyjechała, a Łowcy postanowiliby zaatakować? Nie miała by do czego wracać.
Zbyt wiele im wszystkim zawdzięczała, by teraz postawić wszystko na jedną kartę
i ruszyć za Athanem.
- Źle to zabrzmi i pewnie pomyślisz, że nie mam serca, ale nie porzucę was i nie będę go szukała. Poproszę Matta, by rozejrzał się na mieście, ale nie pognam na łeb na szyję. Kocham go najbardziej na świecie, a on dokonał wyboru i będę musiała z tym żyć – oznajmiła, ocierając szybkim ruchem łzy spływających po policzkach. Czuła się zawiedziona, zdradzona i osamotniona. Jej ukochany znikną i pozostawił ją samą z problemami. Była rozdarta między chęcią odszukania go, a powinnością pozostania w posiadłości. Zawsze kierowała się sercem, postępowała według własnego sumienia. Teraz jednak nie chodziło tylko o jej życie, ale i o jej bliskich. Emmeta już straciła i nie chciała nigdy więcej patrzeć na śmierć przyjaciela. Nie wybaczyła by sobie, gdyby pod jej nieobecność komuś stała się krzywda. Ishmael sam sobie ze wszystkim nie poradzi, nie obroni w pojedynkę Jehanne i pani Adrianny.
Drgnęła, gdy usłyszała pukanie do drzwi, a kilka sekund później Jehanne
weszła do gabinetu. Zaskoczył ją widok Arii w porannym roztargnieniu, ale uśmiechnęła
się szeroko na jej widok.
- Ja tylko przyniosłam kawę Ishowi i już uciekam, nie będę wam
przeszkadzała – odezwała się rudowłosa, na co Vasco od razu pokręciła głową, zatrzymując
ją w środku.
- Zostań, ta sprawa dotyczy również ciebie. Athan wyjechał. Nie
wiem gdzie i po co i czy zamierza wrócić. Jesteśmy zdani na siebie. Mówiłam właśnie
Ishowi, że poproszę Matta by rozejrzał się na mieście za jego śladami, ale sama
nie zamierzam go szukać. Nie teraz, gdy jesteśmy w niebezpieczeństwie – wyjaśniła.
Jehanne usiadła na sofie i opuściła głowę wyraźnie zatroskana.
- Nie wyjechał. To znaczy, opuścił dom pieszo. Widziałam go kilka
godzin temu, około trzeciej. Od kilku dni nie mogę spać, bo koszmary się nasiliły.
Och, nie patrz tak kochanie. Nie chciałam cię martwić, to nic takiego. Siedziałam
na tarasie i widziałam, jak szedł w stronę tego strasznego pomnika. Myślałam, że
spaceruje albo chce pomyśleć. Gdybym tylko wiedziała, co zamierza, to bym go powstrzymała.
Przepraszam – dziewczyna spojrzała na Ishmaela, a później na Arię, która od razu
zapewniła, że to nie jej wina.
- Athan podjął decyzję sam. Mam nadzieję, że nic mu nie jest,
że jednak wróci, a wtedy skopie mu dupsko. Pieprzony egoista – warknęła rozeźlona
i już chciała podnieść się z miejsca, gdy Jehanne odezwała się ponownie. Była nieco
zdezorientowana, widać było, że coś ją gryzie.
- Jest coś jeszcze. Nie mówiłam wcześniej, bo musiałam sobie
to poukładać. Chodzi o Baltimorea i o to, co mówił o tym Demonie. Okłamał nas. Wpadłam
na niego na pogrzebie Antonego i coś zobaczyłam. Czasem widzę przeszłość innych,
ale dzieje się to bardzo nieregularnie, nie panuje nad tym w żaden sposób. Niekiedy
są to urywki lub poszczególne wspomnienia. – wyjaśniła, opowiadając pokrótce o swojej
wyjątkowej, ale jakże nieprzydatnej umiejętności. Rozmawiała raz o tym z Ishem,
ale tylko pobieżnie i nie zagłębiała się w szczegóły. Sama nie do końca wiedziała,
jak to u niej w ogóle działa.
- Widziałam konkretne wspomnienie. Luca i Goro rozmawiali o jakiejś
kobiecie, Demon prosił go o pomoc. Widać było, że bardzo ją kocha. Dosłownie się
przed nim ukorzył. Czułam, jak wiele go to kosztowało, bo jest niezwykle dumny.
Baltimore się nim bawił, napawał się jego uległością. Później wszystko się urwało.
Kolejne wspomnienie pokazało mi, jak Luca morduje ją z zimną krwią. Nie jestem pewna,
ale chyba była wampirem, a wcześniej człowiekiem. Cóż, dodałam dwa do dwóch i śmierdzi
mi tu na kilometr zdradą Baltimorea. Dlatego tak bardzo boi się Goro. To wszystko,
to zemsta na nim. Wciągnął nas w swoje gierki – Jehanne była bardzo poruszona tym,
co miała do powiedzenia. Aria i Ish spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę, jakby
właśnie myśleli o tym samym.
A to podstępna menda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz