Aria Vasco
Była przerażona. Starała się trzymać fason, by nie dać po
sobie poznać, jak bardzo cała ta sytuacja na nią wpłynęła. Była pewna, że tylko
Athanasius wiedział, co tak naprawdę czuła w tym momencie. Kolana lekko jej
drżały, ale maskowała to wielką poduszką trzymaną na brzuchu. Nie wiedziała
nawet, czego konkretnie się bała. Być może chodziło o Athana i o fakt że mógł ponownie
złamać prawo, by ją chronić, a tym razem Baltimorowie by mu tego nie odpuścili.
Nie przeżyła by bez niego ani jednego dnia, ani jednej sekundy. Myśląc o tym,
że mogłaby go stracić, zerknęła na niego, jak rozmawiał z Antonym i Emmetem.
Wydawał się taki spokojny i opanowany, jakby był wyrzeźbiony z marmuru. Jego
twarz nie zdradzała żadnych emocji, a przynajmniej nie takich, o jakich myślała
Aria. Włosy miał spięte luźno na karku i nagle naszła ją wielka ochota, by ich
dotknąć. Uwielbiała czuć pod palcami ich miękkość i lekkość. Z wiadomych
przyczyn nie zdecydowała się na ten gest, zwłaszcza że rozmawiali na bardzo
poważne tematy. Domyślała się, że Athan był zły na Emmeta, bo naraził ją na
niebezpieczeństwo i najwyraźniej nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie
zrobił tego celowo. Znała Watts od bardzo dawna i wiedziała, że nigdy w życiu
nie odwiedziłby ich, gdyby był świadomy zagrożenia. Miała mały żal do
ukochanego, że w ogóle tak o nim pomyślał , ale nie powiedziała tego głośno.
Nie chciała prowokować kłótni o jakże błahą sprawę, bo przecież nie raz
zdarzało się tak w życiu, że facet nie przepada za znajomymi ukochanej i nie
było to żadną tragedią. Zależało jej na tym, by mieli dobre relacje, ale nie
kosztem samopoczucia Tismaneanu. Zaprotestowała tylko, gdy Emmet chciał
wyjechać, na co nie mogła mu pozwolić. Według niej lepiej było trzymać się
teraz razem, a nie bawić się w bohatera i biec wprost w łapska łowców. Nie
przyszło jej z trudem uwierzenie w ich obecność w Anglii i nie była równie
sceptyczna, co reszta. Z doświadczenia wiedziała, że lepiej dmuchać na zimne.
- Zostajesz tutaj i koniec kropka. Byłabym bardziej
spokojna, gdyby była tu z nami również Marisa. Antony, sprowadzisz ją? –
spoglądała przez chwilę na przyjaciela, a później przeniosła wzrok na drugiego
wampira, który przytaknął, gdy poprosiła, by przywiózł panią Cavendish do
Blickling. Wolała mieć u swego boku wszystkich, na których jej zależało. Nie
mogli się rozdzielać, bo wówczas byli łatwym celem, biorąc pod uwagę zasoby
bojowe napastników z muzeum.
Kilka chwil później Athanasius zrobił Antonemu małe
przesłuchanie, chcąc dowiedzieć się, jak najwięcej o przeciwnikach. Aria
usiadła obok Jehanne, która wyglądała na bardzo przejętą tym, co słyszała. Na
samą wzmiankę o łowcach trzęsła się, jak osika. Vasco pamiętała jej opowieści, w
których wspominała, że miała z nimi już kiedyś do czynienia. Dlatego nie
dziwiło ją, że dziewczyna bała się ponownej konfrontacji z tymi bestiami. To
wampiry i inne nadprzyrodzone istoty uchodziły powszechnie za niebezpieczne i
bezwzględne, a w rzeczywistości to ludzie zadawali najwięcej bólu. Słyszała o
polowaniach na czarownice, wiedziała, co zdarzyło się w Salem i ile niewinnych
kobiet spalono żywcem na stosach. Znała historie o pogromie Wilków we Francji
albo o egzekucji klanu Romanowów w Rosji. Żadna istota nigdy nie dopuściłaby
się tak okropnych czynów – żadna poza człowiekiem. Łowcy odznaczyli się na
kartach historii hektolitrami przelanej krwi. Mordowali całe klany, kobiety i dzieci.
Nikogo nigdy nie oszczędzili. Na przełomie stuleci nigdy żaden wampir, czy inny
nadprzyrodzony, nie dokonał masowego morderstwa na ludziach. Co prawda, jeden
nie tak całkiem niewinny siedział teraz u jej boku, ale to, kim się stał, było
winą ludzkich rodziców, ich błędów i wyborów, jakich dokonali. Było winą matki,
która nie podjęła walki o lepsze życie dla siebie i syna. Koło się zamykało –
ludzie to zło.
- To zaufane źródło, zapewniam. Wybaczcie, ale nie zdradzę
kto to, sam nie chce nadszarpnąć jego zaufania, bo informacje od niego są
niezwykle cenne – powiedział spokojnym głosem de Clare, dopijając resztę
whisky, jaką miał w szklance. Zerknął na Emmeta, a później spojrzał na Athana i
kiwnął lekko głową. Podniósł się z miejsca i sięgnął po telefon do kieszeni spodni.
- Mogę skorzystać z twojego gabinetu? Zadzwonię, może czegoś
się dowiem, ale nic nie obiecuję. Ustalenie szczegółów może zająć kilka dni – gdy
wampir przytaknął, Antony opuścił salon, a Aria pisnęła, podrywając się na
równe nogi i tym samym zwracając na siebie uwagę pozostałych osób.
- To nie była hipnoza. Zaraz wracam! – ruszyła biegiem w
głąb posiadłości, by wrócić po dłuższej chwili z jakimś zawiniątkiem pod pachą.
Ułożyła notes obity ciemną skórą na stoliku i odezwała się z dumą, zadowolona z
siebie, że nie sprzedała go, choć miała okazję nieźle na tym zarobić. Usiadła
na klęczkach, a gdy podparła się na uszkodzonym nadgarstku zaraz skrzywiła się lekko.
Szybko spojrzała na Athana, by dać mu do zrozumienia, że nic jej nie jest, gdy ten
drgnął nerwowo chcąc się do niej zbliżyć.
- To dziennik watażki z Ukrainy, przywódcy bojówek
kozackich. Ivan Krasnoszczekow. Był
wampirem, który później przeniósł się do Stanów, a że chłop lubił rozlew krwi,
to jego obecność szybko wykryli łowcy – wyjaśniła kobieta, zaczynając wertować
pożółkłe strony dziennika, szukając fragmentu, który ją interesował.
- Jak się domyślacie, polowali na niego sami Winchesterowie:
Samuel i Deanton. Nie dziwię się, to kawał skurw....skurczybyka – Aria
zaczerwieniła się lekko, gdy dotarło do niej, że po raz kolejny ugięła się pod
wzrokiem Athana. Zrobiło jej się gorąco na samą myśl o tym, jak nad nią
panował. Uwielbiała to uczucie.
- Był też niesamowicie inteligentny i przebiegły, dlatego
trudno było im go wytropić. Spójrzcie na to – przesunęła dziennik na środek
stołu, pokazując rysunki strzał z opisem mieszanek trucizn, którymi nasączone
były groty. Każda strzała miała pióro w innym kolorem, co sprawiało że łatwo było
je odróżnić.
- Czasy się zmieniły, strzały zastąpiono tym czymś. Ale
kolory się zgadzają. Czerwona, jest zabójcza. Zielona chwilowo unieruchamia.
Niebieska jest usypiająca. Pomarańczowa działa zarówno na ludzi, jak i na nadprzyrodzonych.
Jest notatka: widziałem razu pewnego, jak brat mój z krwi mojej, w
męczarniach konał. Jego ciało płonęło z bólu, gdy pożywiał się krwią. Usychał
na moich oczach. Musiałem zakończyć jego męki. Innym razem, kwiaciarka ugodzona
strzałą, wykonywała dokładnie polecenia Łowcy w czarnym kapeluszu. Ukrywała dwójkę
Lykanów i ktoś na nią doniósł. Dobyła sztyletu i zadźgała swego ośmioletniego
syna, bo tak nakazał jej łowca. Ocknęła się z letargu po niemal dobie, a widząc
co uczyniła, powiesiła się na zapleczu. Była jeszcze ciepła, gdy zatopiłem w
niej kły... – Aria odczytała fragment i wzdrygnęła się z niesmakiem.
Pożywianie się na samobójcach jest wyjątkowo obrzydliwe, a do tego niegodne. Uważano,
że osobie zmarłej należy się szacunek i nie powinno się bezcześcić zwłok, zwłaszcza
kogoś, kto sam zakończył swój żywot.
- Jest jeszcze kolor czarny, ale nie ma opisu. Cóż, na tym
dziennik się kończy, więc pewnie go dopadli. Biorąc pod uwagę te lotki, ktoś tu
wzoruje się na Winchesterach i ich metodach. Ten martwy facet musiał oberwać czerwoną,
a Emmet zieloną. Jest tu jeszcze informacja, że strzały muszą być wbite głęboko,
wówczas ich działanie jest natychmiastowe. Może ten facet stał zbyt daleko lub po
prostu nie wiedział, jak tego używać, dlatego Emmet nie został uruchomiony w całości
tylko strącił czucie w ręce – Aria spojrzała na przyjaciela i posłała mu lekki,
pokrzepiający uśmiech. Do rozmowy włączyła się nagle Jehanne, która najwyraźniej
również coś sobie przypomniała.
- Słyszałam kiedyś o zakonie św. Patryka. To podobno jakiś odłam
fanatyków, ale...ale łowcami nie są ludzie. Nie wiem, kto dokładnie i czy to prawda,
bo nigdy ich nie spotkałam. Podobno tułali się po Europie, ale gdzieś zniknęli.
Ostatni raz byli widziani w Polsce, gdzie zlikwidowali pokaźną kolonie strzyg. Tak
mówił mi Adam, klient Żółwika. Pochodził z Polski, ale uciekł, gdy zaczęła się wojna.
– wyjaśniła rudowłosa, delikatnie dotykając dłoni Ishmaela, który siedział obok
niej. Widać było, że wiele ją to wszystko kosztowało, dlatego mężczyzna nie opuszczał
jej nawet na krok.
- Myślicie, że ci Łowcy, to może być ten zakon św. Patryka? Tutaj
nikt nie używał takiej broni, jak trujące strzały. Winchesterowie raczej nigdy nie
dotarli do Europy, więc może faktycznie to jakiś dziwny odłam. – stwierdziła Aria
z cichym westchnięciem. Spojrzała na Athanasiusa, jakby znał odpowiedź. Chciała
poznać jego zdanie na ten temat. Do salonu wrócił Antony wyraźnie zaniepokojony.
- Ktoś dał im cynk o twoim przyjeździe i uznali, że jesteś dobrym
celem. Dyplomata z USA, zamożny, wpływowy i z koneksjami. To mogła być jakaś bliska
ci osoba albo wręcz przeciwnie, ktoś dowiedział się całkiem przypadkiem. Nie ma
co gdybać, tylko jakoś się zabezpieczyć. Jadę teraz po Marisę, już do niej dzwoniłem
żeby spakowała się na kilka dni. Wezmę też Twoją walizkę – skinął na Emmeta i pożegnał
się z resztą, by zaraz opuścić posiadłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz