ROZDZIAŁ 166

ARIA

  Stała przed nim, ale wcale nie widziała swojego Athana. Przed nią był zupełnie inny mężczyzna, obcy facet, który tylko trochę go przypominał. Jego oczy pełne były nienawiści i obojętności, a lodowaty ton głosu aż mroził jej serce. Zupełnie się tego po nim nie spodziewała i to był kolejny znak, że coś jest nie tak. Zachowywał się dziwnie, jakby był w jakimś śnie lub transie i dopiero w tym momencie zrozumiała, w jak ciężkim był stanie. To wszystko musiało go złamać i ona dołożyła mu zmartwień swoim wyjazdem, ale mimo to nie żałowała tego. Nabrała sił i zamierzała walczyć o niego i o ich miłość. Gdyby została tydzień temu, to teraz wybiegłaby z płaczem i uciekła, żeby jak najszybciej schować się przed wampirem i nie musieć go oglądać. Bała się go, gdy stał przed nią wyprany z emocji i mówił wszystkie te bzdury, jakby szykował się do ataku, jakby chciał lada moment zadać ostateczny cios. Teraz jednak Aria nie była słaba i przerażona, a bez problemu mogła stawić mu czoła. Odniosła wrażenie, że robił to specjalnie i po raz kolejny chciał ją odstraszyć, tak jak wcześniej. Nie miał już przed sobą wystraszonej nastolatki, która przybiegała na każde jego pierdnięcie i jeszcze za to dziękowała. Była świadomą siebie kobietą, która w związku potrzebowała partnerstwa, a nie gówniarskich podchodów. Czy Athan był w stanie traktować ją, jak równą sobie? 

  - Słyszysz siebie? Twoja przeszłość nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Sam sobie wmawiasz, że jest inaczej. Wkręcasz sobie, że odejdę, bo dwa wieki temu coś komuś zrobiłeś. Nie, nie odejdę i będziesz się ze mną użerał całe życie – warknęła, przyjmując pozycje obronną. Spodziewała się kolejnego ataku, kolejnego zarzutu, na który będzie musiała odpowiedzieć. Jakimś cudem sypał absurdalnymi argumentami z rękawa i na każde jej słowo miał kolejne dwa na swoją obronę. Nad wyraz przedstawiał siebie, jako potwora bez duszy, co niewyobrażalnie irytowało Arię. 

  - No kurwa! Powtarzasz ciągle to samo. W dupie mam twoją przeszłość, ona nic dla mnie nie znaczy. Nie zmieniła moich uczuć i nie sprawiła, że patrzę na ciebie inaczej, że się ciebie boję. Nie używaj tego wiecznie, jako wymówki do wszystkiego. Wszyscy się o ciebie martwimy i chcemy ci pomóc, bo tego potrzebujesz.  Ish staje na głowie, żeby wszystko tu ogarniać. Dom, firma i Jehanne pod opieką, a ty dokładasz mu zmartwień. Jeśli chodzi o pracę, to miałam być w muzeum dwa razy w tygodniu, żeby przygotowywać wystawy. Chciałam sama sprawdzić, czy sobie poradzę i czy w ogóle ta praca mi się spodoba. Mogłabym też pracować zdalnie w pozostałe dni, bo istnieje coś takiego, jak internet i komputery, a nawet wystawy online – wymamrotała, zaciskając ręce w pieści tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w skórę. Robiła tak jeszcze, gdy była człowiekiem i miewała gorsze dni, kiedy ból związany z chorobą był nie do zniesienia. To była jej odskocznia, która pozwalała zapomnieć i skupić się na czymś innym. Po nocy wymiotowania krwią, gorączkach, dreszczach i koszmarnych omamach, jedyne o czym marzyła, to zapomnienie. Chciała odejść daleko, w świat swoich fantazji i nigdy już z niego nie wracać. Krew pomagała jej się uspokoić i wyciszyć, a w końcu zasnąć. Gdy czymś się denerwowała i nie potrafiła nad tym zapanować, zaciskała ręce i wbijała sobie paznokcie w skórę, by skumulować właśnie tam wszystkie negatywne emocje. Teraz było tak samo. To nieco ją przerażało i sprawiało, że czuła się znowu, jak małe, schorowane, nieporadne dziecko. 

  - Nie chcę być dla ciebie terapią! Nie chcę być twoim lekarstwem na całe zło i ból, jaki w sobie nosisz. Każda choroba ma swój kres i w końcu ty poczujesz się lepiej. Kim więc będę wtedy dla ciebie? Nie będziesz już mnie potrzebował. Nie będziesz potrzebował terapii i leków, bo będziesz zdrowy, a ja będę zbędna. Będę kojarzyła ci się jedynie ze wszystkim, co złe. Będę przypominała ci o tym dniu i o setkach innych dni takich, jak ten, kiedy patrzysz na mnie z obojętnością. Nie będziesz mógł znieść mojej obecności. Znienawidzisz mnie – szepnęła, opuszczając głowę i wpatrując się we własne buty. Poczuła, jak zaczyna drżeć, z trudem powstrzymując łzy. Nie chciała przy nim płakać i pokazywać tego, że był jej słabością. Jedyne, o co kiedykolwiek się bała, była myśl, że Athan przestanie jej potrzebować, że stanie się dla niego zbędna, a nawet zamieni w ciężar. Zawsze pragnęła jego szczęścia nawet za cenę swojej niedoli. Kiedy odeszła po raz pierwszy, to nie dlatego że była na niego zła, czy skrzywdzona. Widziała, że mężczyzna dusi się w jej obecności, że usilnie stara się wydostać z objęć i coraz częściej zamykał się w gabinecie. Unikał jej, co dla Arii było jednoznaczne z tym, że już jej nie potrzebuje. Nie wiedziała wtedy, co było tego powodem, a teraz mogła z tym walczyć. Jeśli uznawał to za poświęcenie, to zaiste, poświęci się dla niego. Poświęci się bez reszty i nie będzie oczekiwała nic w zamian. 

  - Chcę być twoją partnerką i cię wspierać. Chcę być przy tobie i jeśli moja obecność w jakiś sposób ci pomoże, to się cieszę i jestem na to gotowa. Wiem, że będą lepsze i gorsze dni, ale nie rób sobie ze mnie remedium na wszelkie dolegliwości, bo na dłuższą metę to nie wypali i wcale nie dlatego, że nie dam rady. To ty się ode mnie odwrócisz. – przyznała i w końcu odważyła się na niego spojrzeć. Dostrzegła coś w jego oczach i dało jej to do myślenia. Może i zapierał się, że nikogo nie skrzywdził, ale w spojrzeniu Athana czaił się też lęk niczym u małego dziecka, które coś spsociło i próbowało to ukryć. Znała to aż za dobrze, bo nie raz robiła tak, gdy była mała. Razem z bratem dokazywali w najlepsze, co bardzo często kończyło się potłuczonymi naczyniami albo pozrywanymi linkami z praniem. Zawsze starali się to ukryć przed matką, chociaż ona dobrze wiedziała, kto to zrobił. Czuła, że Athan zasłania się wszystkim, co możliwe, byle tylko nie przyznać się iż zrobił coś złego. Być może chciał ukryć to nawet sam przed sobą, wyprzeć się wszystkiego z własnego sumienia. 

  - Zapytam cię raz jeszcze i nie będę w żaden sposób oceniać. Nie odejdę, jeśli nasze przypuszczenia okażą się prawdą. Razem przez to wszystko przejdziemy, ale powiedz mi prawdę. Czy zabiłeś kogoś? – zapytała, robiąc kilka kroków w jego stronę. Chciała go objąć i przytulić, zapewnić że wszystko będzie dobrze i poradzą sobie z tym, ale musiała znać prawdę. Jeśli okłamie ją po raz kolejny, będzie to oznaczało, że on sam nie był gotowy na poświęcenie, a w jego przypadku było to zmierzenie się z prawdą.

- Muszę przyznać, że nie tak wyobrażałam sobie powrót. Myślałam, że zjemy kolacje, że będziemy kochać się, jak szaleni na tarasie. Tęskniłam za tobą tak cholernie bardzo, ale postaraj się również mnie zrozumieć. Musiałam wyjechać, bo gdybym tego nie zrobiła, to źle by to na nas wpłynęło. Muszę być silna za nas dwóch, muszę mieć siłę, by poskładać cię do kupy i żeby już nic nie stanęło nam na drodze. Jak miałam zająć się tobą, kiedy sama miałam śmietnik w głowie. Może nie był to najlepszy moment i poczułeś się odrzucony, za co bardzo cię przepraszam. Nie miałam innego wyjścia, najdroższy. Teraz tu jestem i nigdzie się nie wybieram, nie opuszczę cię - powiedziała tak cicho, ledwo wypowiadając słowa. Potrafili komunikować się w taki sposób, więc wiedziała, że Athanasius ją słyszał. Słyszał, ale czy potrafił zrozumieć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^