ARIA
Nie miała zamiaru pozostawiać Athanasiusa samego, zwłaszcza wiedząc,
iż on i Harris nie przepadali za sobą. Wpadali na siebie zazwyczaj gdzieś w
towarzystwie, bo było to o tyle nieuniknione, że obaj obracali się w podobnych
kręgach i choć Athan nie przepadał za takimi spotkaniami, musiał nie raz brać w
nich udział. Pamiętała doskonale, jak niemal siłą wyciągała go na bankiet czy
kolację, a on szedł tam jak na ścięcie. Nic nie dawała kusa sukienka i niebotyczne
szpilki, bo Aria uciekała się do różnych metod byle nakłonić go do wyjścia. W
tym momencie, siedząc przy biurku prokuratora okręgowego i widząc, jak na nią
patrzył, wcale nie dziwiła się wampirowi, że nie chciał mieć z takim
towarzystwem nic wspólnego. Miała wielką ochotę rzucić jakąś kąśliwą uwagę w
jego stronę, bo nie jedna cisnęła się jej na usta, ale wiedziała, iż takie
zachowanie nie pomoże w dobiciu interesu. Athanasiusa wiele kosztowało
przyjście tutaj i proszenie o pomoc tego okropnego typa, a jednak zrobił to dla
Elijaha, dla ich przyjaciela. Musiała schować dumę do kieszeni podobnie, jak
wampir i grzecznie znosić zaczepki Harrisa. Przysięgła sobie, że jeśli kiedyś
będzie miała okazję, to pokaże temu Bufonowi, co o nim myśli. Tymczasem panowie
dobili targu, a Aria odetchnęła z ulgą, że mogą już opuścić jego biuro.
— Myślisz, że dotrzyma słowa? — zapytała nim wsiedli do
auta.
Zerknęła jeszcze w stronę okna, dostrzegając mężczyznę,
który z zadowolonym uśmiechem pomachał do niej. Nie mogła się powstrzymać i
pokazała mu środkowy palec, jednak on zupełnie się tym nie przejął, a jedynie
pokazał dramatyczny gest jakoby zabolało go serce. Parsknęła śmiechem kręcąc
przy tym głową i wsiadła do samochodu. Adam Harris był istotą, która znała
swoją wartość i ani myślał komukolwiek ustępować. Mógłby to zrobić choćby z
racji tego, że zabito jego pobratymca, ale Harris miał gdzieś swoich rodaków
interesując się jedynie swoim własnym nosem.
— Poznam kiedyś Ishmaela? Czy on wie o moim istnieniu? —
zapytała. Nie chciała tego robić, ale ciekawość wzięła górę. Nowy Stworzony był
najwyraźniej bardzo ważną osobą dla wampira, bo powierzał mu sprawy swojej
firmy, do których Arii nigdy nie dopuścił.
Athanasius zaskoczyła ją tym, że zamiast do posiadłości
Cavendishów, zabrał Arię do ich domku w parku Crigh’s Path. Było to niezwykle
malownicze miejsce, które sprawiało, że kobieta wypełniała się malarską weną.
Siadywała na tarasie wraz z Athanem i oddawała się swojej pasji, nie raz
przelewając na płótno piękno ukochanego. Uwielbiała go obserwować i myśleć, że
jest tylko jej, że tylko ona ma prawo do jego ciała, serca i duszy, chociaż ta
ostatnia nie raz zamknięta była na trzy spusty.
— Niesamowite. Czuję się, jakbyśmy byli tutaj wczoraj —
odezwała się szeptem, bojąc się, że jeśli podniesie głos to cała magiczna
atmosfera pęknie niczym bańka mydlana. Crigh’s Path było zupełnie innym
światem, który stworzyli dla siebie Aria i Athan i do pewnego czasu on im wystarczał.
Później sprawy zaczęły się komplikować, a między nimi było wiele niedomówień i
tajemnic, które powoli acz skutecznie rujnowały ich wspólne życie.
— Kocham to miejsce — dodała, obserwując, jak mężczyzna
nalewa wina i podaje jej kieliszek. Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z
takiego obrotu sprawy. Faktycznie należała im się chwila oddechu, która sprawi,
iż będą mogli spojrzeć na wszystko na chłodno. — Zostańmy tutaj na noc, proszę.
Obiecuję, że jutro z samego rana wrócimy do Marisy. W nocy widać tutaj gwiazdy,
nie to co w mieście. Proszę, proszę, proszę! — wymruczała, zbliżając się do
mężczyzny ze słodkim uśmieszkiem. Chciała go przekonać do nocowania w chatce,
ale rzeczywiście miała zamiar popatrzeć na nocne niebo, a nie wykorzystać jego
chwilę słabości i sprzyjającą atmosferę do tego, by się do niego zbliżyć. No,
może troszkę jednak chciała. Zasiadła na ławeczce i ułożyła głowę na jego
ramieniu.
— Jakie to wszystko jest popierdolone — stwierdziła, śmiejąc
się cicho.
Nie mogła wprost uwierzyć, że wczoraj pochowali Elijaha i
rozpoczęli śledztwo dotyczące jego śmierci, a trzy dni temu była jeszcze na
innym kontynencie.
— Tylko tu i teraz. To tak wiele i jednocześnie prawie nic.
Zawsze mi to wystarczyło. Kiedy byliśmy tutaj zapominałam o wszystkim i chciałam
tu zostać na zawsze. — powiedziała, unosząc głowę, by móc na niego spojrzeć.
Uniosła dłoń i delikatnie dotknęła twarzy mężczyzny, ściągając z niej kilka
niesfornych kosmyków włosów. Ich miękkość wprawiała ją w kompleksy, bo sama
miała na głowie siano, które musiała długimi godzinami doprowadzać do ładu. —
Teraz czuję, że nic się nie zmieniło. Nadal chcę zostać z tobą w tej chacie na
wieczność. Tak, wiem, że tylko udajemy, a po wszystkim rozejdziemy się każde w
swoją stronę, ale nie możesz zabronić mi cię kochać — szepnęła, upijając kilka
łyków wina, które znikało z zawrotną szybkością. Nie zamierzała już ukrywać
swych uczuć, o których przecież Athanasius i tak doskonale wiedział. Mógł
czytać z niej, jak z otwartej księgi i nawet gdyby chciała, nie była w stanie
uchować choćby jednego sekretu czy emocji. Lubiła to, że tak wiele o niej
wiedział i potrafił rozszyfrowywać jej myśli. Żałowała tylko tego, że nigdy nie
chciał spróbować dać jej z siebie trochę więcej niż kilka suchych faktów.
— Jesteś pewien, że nie ma nic więcej w piwniczce? —
zapytała zaraz, ruchem głowy wskazując stojącą nieopodal butelkę. — Zawsze
wyobrażałam sobie, że kiedyś tu zamieszkamy. Z dala od miasta i tego całego zgiełku.
Byłoby nam tutaj dobrze — zdradziła, wyciągając przed siebie nogi, by usiąść
wygodniej. Chłodne powietrze wdzierało się jej do płuc, ale wampirzycy wcale to
nie przeszkadzało. Gdyby była człowiekiem, to pewnie już dawno uciekłaby do
środka i rozpaliła ogień w kominku. Teraz jednak napawała się ciszą, która
otaczała całą okolicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz