ATHANASIUS
Bardzo, ale to bardzo mu się nie podobało, że Aria wiedziała aż tyle na
temat trucizny, która zabiła Elijaha.
Wsłuchując się w wyjaśnienia wampirzycy, sam nie wiedział, co myśleć.
Niepokoiło go, z jaką pewnością kobieta rozszyfrowała, o którą toksynę chodziło
i z jaką dokładnością ją opisała. Jej nagłe wyciszenie oraz delikatna mgiełka,
która zasnuła jej spojrzenie wyraźnie wskazywały na to, że Aria miała z
Oddechem Diabła więcej wspólnego, niż próbowała im wmówić. Znał ją zbyt dobrze,
by nie zdawać sobie sprawy, że coś związanego z tą substancją dotykało ją
osobiście. Athanasius zastanawiał się, co to mogło być. Czyżby w przeszłości
była od tego uzależniona? Nie bardzo w to wierzył, zawsze traktując swoją
Stworzoną jako bardzo rozsądną kobietę. Być może Elijah nie był pierwszą bliską
jej osobą, która zmarła na tę truciznę, stąd tak bolesne wspomnienia? Teorii
było wiele i żadna mogła nie okazać się prawdziwa.
Athan nie wiedział, co się kryło pod tą zasnuwającą jej oczy mgłą. I
choć miał wielką ochotę zapytać, jaka była prawda, wiedział, że mu nie odpowie.
Nie tylko dlatego, że już dawno stracił status osoby zaufanej, ale przede
wszystkim dlatego, że on sam nigdy nie chciał zdradzić jej choćby ułamka ze
swojej przeszłości. Athanasius był chodzącą tajemnicą, czego Aria nie mogła mu
wybaczyć. Dlatego też z pewnością by się przed nim nie otworzyła, aby wyjawić
mu swoje sekrety.
Jego rozmyślania przerwało wymienienie dobrze znanego mu nazwiska.
— Kurt Blome? — powtórzył, mając nadzieję, że się przesłyszał. Kiedy
jednak Aria z całą pewnością powtórzyła te dane, Athanowi momentalnie zrzedła
mina. — Jeśli ten psychopata miał coś wspólnego ze śmiercią Elijaha, to
niedobrze. Bardzo niedobrze.
Matt rzucił mu spojrzenie pełne niezrozumienia, tym samym dając mu znak,
że chętnie dowie się o nim czegoś więcej. I choć Athan miał taki zamiar, nie
zdążył się nawet odezwać, gdyż głos znowu zabrała Aria. Wyraźnie pogrążona we
własnym świecie, spoglądała pustym wzrokiem w przestrzeń, jak w transie
recytując przepis na truciznę. I choć wpierw Athanasius wściekł się, gdy
usłyszał przesiąknięte podejrzliwością pytania Matta, zaraz musiał się
uspokoić. Atkinson był policjantem, więc nic dziwnego, że wypytywał o wszystko,
co mogło być istotne. Poza tym tak doskonała znajomość receptury dziwiła także
Athana. Dziwiła i bardzo martwiła.
Nie miał żadnych wątpliwości, że ta substancja była Arii bliższa, niż
próbowała im to wmówić.
— Znalazłaś dziennik Blome’a w czyjejś piwnicy? — powtórzył wybranym z
emocji tonem, uważnie przyglądając się Vasco. — W takim razie spotkało cię
nadzwyczajne wręcz szczęście. Blome jest demonem w ludzkiej skórze, ale
inteligencji nie można mu odmówić. Jestem zaskoczony, że popełnił taki szkolny
błąd.
Wsłuchiwał się uważnie w przemowę Arii, a następnie we wnioski Matta,
które zdawały mu się całkiem sensowne. Sam poważnie zastanowił się nad ostatnią
kwestią, a mianowicie nad faktem, że rzeczywiście Elijah mógł natknąć się na
przemyt tego narkotyku i w ten sposób wpaść w kłopoty. Ta teza sprawiała
wrażenie nadzwyczaj banalnej, ale właśnie ta banalność czyniła ją bardziej
prawdopodobną.
— Martwi mnie właśnie to, że Elijah miał bardzo duże wpływy — mruknął,
lustrując spojrzeniem Matta i Arię.
Nie umknęło jego uwadze zainteresowanie Atkinsa dekoltem jego
Stworzonej, co momentalnie wzbudziło w nim odrazę i gniew. Ani myślał traktować
Vasco jak swoją własność, więc nie mógł Mattowi zabronić tej przyjemności, co
nie zmieniało faktu, że uważał to za wyjątkowo niskie i nieprzystające mu
zachowanie.
Jeszcze bardziej rozsierdził go delikatny uśmiech Arii, która wyraźnie
dostrzegła to łakome spojrzenie Matta. Oboje zachowywali się jak podlotki na
dyskotece, a sam Athan najwyraźniej wcale nie odbiegał od ich poziomu, czując
tak wielką irytację spowodowaną tak małym gestem.
— Elijah był politykiem — wznowił, starając się, by na jego obojętny
wraz twarzy nie wpłynął żaden ślad choćby jednej emocji — i bez względu na to,
jak dobry starał się być dla mieszkańców miasta, miał swoje poglądy, a także
obowiązki. Polityka jest brudna i nie można wykluczyć, że miał przez to wielu
wrogów. Blome to z kolei doskonały manipulator — przyznał gorzko. — Nie wątpię,
że dzięki temu zyskał wiele wpływów i swoimi kanałami mógłby dostać się do
ludzi, którzy mieli coś przeciwko Elijahowi. A skoro to on stworzył truciznę,
która zabiła Eijaha, mamy prawo podejrzewać, że Blome miał z tym coś wspólnego.
Chyba że, jak zauważyłeś, to jakiś naśladowca. To nam znacznie komplikuje
sprawę. Ale lepsze to niż nic. Poza tym — uzupełnił nagle, gdy niespodziewanie
coś przyszło mu do głowy — jeśli to naśladowca, to będzie się starał mordować w
taki sam sposób, jak robił to Blome. Naśladowcy rzadko kiedy stosują inne
motywy niż oryginał, ponieważ zwykle chcą się wygrzać w świetle sławy mordercy,
którego naśladowali. Dodanie do morderstw własnych dodatków zniweczyłoby ten
plan i odebrało kilka punktów popularności. W takim razie — zakładając, że
trzymamy się teorii z tym psychopatą — trzeba by było przeanalizować
morderstwa, jakich dopuścił się Blome. A dopuścił się ich bardzo wielu — dodał,
odpowiadając na pytające spojrzenie Matta. — Jak przypuszczam — rzekł po
chwili, zwracając się ku Arii — nie jesteś już w posiadaniu tego dziennika? To
by nam wiele ułatwiło.
Bez względu na to, czy Aria miała jeszcze ten dziennik czy nie, należało
zebrać jak najwięcej materiałów dotyczących tego psychopaty. To był jedyny
trop, jaki mieli, lecz Athana bardzo motywowała świadomość, że znaleźli
cokolwiek. Najgorsze byłoby stanie w miejscu i zastanawianie się, od czego
zacząć.
— Każdy z nas ma swoje znajomości i wtyki — kontynuował, spoglądając z
największą powagą na swoich rozmówców. — Zwróćcie się do swoich najstarszych
znajomych i wypytajcie o Blome’a. Ja sam, choć jestem niewiele młodszy od
niego, mało o nim wiem, głównie z własnej woli. Interesowanie się kimś tak
brudnym samoistnie brudzi osobę zainteresowaną.
Miał wielką ochotę się roześmiać, wsłuchując się we własny popis
hipokryzji. Zadziwiała go umiejętność tak swobodnego potępiania Blome’a, który
nie tylko zrobił tyle samo złego co Athan, ale może wręcz uczynił tego mniej.
Zabawnie było oskarżać tego wampira o okrucieństwo, zabawnie było nazywać go
psychopatą i wypowiadać się o nim z odrazą. Zabawnie było rzucać określeniami,
które tak dobrze pasowały do niego samego.
— Zawieź nas tam — odezwał się nagle, spoglądając twardo na Matthiasa. —
Chcę na własne oczy zobaczyć to miejsce.
Athanasius z trwogą pomyślał, że to było najbardziej nijakie miejsce na śmierć,
jakie mógł sobie wyobrazić. I o ile samo morderstwo Elijaha była potworna, tak
z jakiegoś powodu w Athana wwiercała się uporczywa myśl, że zasłużył na coś
lepszego. Na lepsze odejście, na lepsze miejsce, na lepsze śledztwo.
Tymczasem przed ich trojgiem prezentował się zupełnie zwyczajny skraj
lasu porośnięty młodymi świerkami i brzózkami. Ten nijaki las otaczały równie
nijakie pola i łąki, o tej porze zaśnieżone i zlewające się w jeden nijako-biały
krajobraz. Nad nijaką ziemią wisiało nijakie, szare niebo, pozbawione nawet
przecinających je ptaków.
Wszystko dookoła było tak mdłe, że aż wzbudzało w Athanie gniew.
Zwłaszcza że ten nudny obraz wyróżniały jedynie czarno-żółte policyjne taśmy,
które ogradzały miejsce, w którym znaleziono ciało. I choć wszystkie ślady już
zebrano, a teren zbadano, taśmy nadal straszyły.
— Ostrożnie, niczego nie zadepczcie — ostrzegł Matt. — Spójrzcie —
mruknął, wskazując kawałek dalej na odsłonięty fragment ścieżki polnej. — Teraz
już tego tak dobrze nie widać, ale w tym miejscu znajdowały się dwa ślady
sugerujące, że nieprzytomnego Elijaha tu przyciągnięto. Tam — wskazał na
miejsce za taśmami, które powoli przykrywał delikatnie padający śnieg —
znaleziono ciało, tam pod tym drzewem. Zasypano je tylko jakimś listowiem i
zostawiono. Jakby nikomu nie zależało na tym, żeby je ukryć — tłumaczył. — To
bez sensu. Zwykle mordercy starają się chociaż wykopać jakiś dół, tymczasem
Elijaha porzucono w tym lesie jak worek śmieci — nieważne, że widoczny,
najważniejsze, że usunięty. Tak jakby mordercy wręcz zależało na tym, by Elijah
został znaleziony. Jakby morderca chciał się z nami bawić.
— I to ma niby świadczyć o tym, że to było samobójstwo? — spytał z
niedowierzaniem Athan. — Tak to miało wyglądać? Że Elijah ukrył się w lesie,
żeby zabić się z dala od ciekawskich oczu, gdzie nikt go nie znajdzie, i wypił
truciznę?
Matt w milczeniu pokiwał głową.
— Czy tylko mi się wydaje, że to wszystko jest jakieś… niedorobione? —
spytał, nawet nie próbując ukryć wzbierającego w nim gniewu. — Jakby morderca
nie mógł się zdecydować, czy upozorować samobójstwo, czy jednak zostawić ślad,
że to on jest tym super mordercą, który zabił samego Elijaha Cavendisha! K#####
MAĆ!
Odwrócił się od taśm, odchodząc kawałek dalej. Odetchnąwszy głęboko, po
raz pierwszy od bardzo dawna szarpnęła nim tak niespodziewana i ogromna
wściekłość, że musiał ją z siebie wyrzucić. Krążąc nerwowo wokół, nie mógł
pozbyć się myśli, że jakiś potwór zwyczajnie sobie z nimi igrał, mordując nie
byle kogo, nie byle znajomego, nie byle płotkę, ale właśnie Elijaha —
człowieka, który był bliski tak wielu i którego treścią życia było pomagania
innym. Lecz ktoś miał to w pogardzie, postanawiając z zimną krwią go
zamordować. Athanasius był pewien, że na koncie Elijaha nie znalazłaby się
choćby jedna zabita mucha, dlatego czuł niewyobrażalne wręcz poczucie
niesprawiedliwości, a także nienawiść do tego, który postanowił zabić jego
przyjaciela.
— Znajdę go — wysyczał do siebie — i rozerwę na strzępy własnymi rękami.
Przysięgam.
Dyszał ciężko, rozpalany od środka wściekłością, jaka na moment
zamroczyła mu umysł. I nawet gdy ta zaczęła gasnąć, a Athan wyprostował się i
powłóczył spojrzeniem po Arii i Matthiasie, nie zamierzał ich przepraszać za
ten wybuch. Nie zamierzał przepraszać za użycie niewybrednych, mało kulturalnych
słów, których zwykle starał się wystrzegać.
Nie zamierzał przepraszać za przysięgę zemsty, którą właśnie złożył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz