ARIA
Biegła przez gęsty las, potykając się raz po raz o wystające
korzenie drzew. Na dłoniach miała już rany, które wcale się nie goiły, a płuca
paliły ją niemal żywym ogniem. Pamiętała ten ból aż za dobrze. Gruźlica ją
wykończyła, a teraz ponownie zbierze swoje żniwo i raz jeszcze pozbawi ją
życia. Była zmęczona i przerażona, a jedyne o czym myślała w tej chwili, to by
już nie musieć cierpieć. Chciała umrzeć i w końcu odzyskać kontrolę nad swoim
losem. Tym razem uciekła, udało jej się wymknąć i zaczerpnąć powietrza, a nawet
złapać zająca i się posilić. Nagle poczuła, jak jej ciało przeszywa chłodna
stał tuż w okolicy serca, a rana była na tyle głęboka, że z pewnością pozostawi
bliznę. Gdzieś za plecami usłyszała przeraźliwy śmiech, który do końca świata
będzie przyprawiał ją o nieprzyjemne dreszcze.
Poderwała się z łóżka z krzykiem, głośno dysząc i z ogromnym
trudem łapiąc powietrze. Walczyła o każdy oddech tak samo, jak wtedy, gdy była
w niewoli. Pot spływał jej po plecach i czole sprawiając, że przez chwilę czuła
się bardziej ludzka niż wtedy, gdy była człowiekiem. Jej dłoń automatycznie
uniosła się i spoczęła na klatce piersiowej, by po chwili palce odnalazły
niewielką, białą kreseczkę, która przypominać jej miała o tym, że początek jej
życia bez Athanasiusa był jeszcze bardziej przerażający niż się tego
spodziewała.
Edgar Holland nie był jej przyjacielem, choć na początku ich
znajomości starał się za tak owego uchodzić. Miał burze ciemnych włosów, był
wysoki i postawny, a jego francuski akcent sprawiał, że wzbudzał zaufanie. Był
nieco starszy od niej, ale może niecałe dziesięć lat. Poznali się w Berlinie
zaraz po tym, jak Aria rozpoczęła samotne życie i szukała jakiejś dobrej duszy,
która pokieruje ją, jak wieść żywot, jako wampir w różnych zakątkach świata.
Mentalność ludzi zmieniała się diametralnie, a oni nauczyli się bronić przed
krwiopijcami, więc trudno było jej zaadoptować się gdzieś na dłużej. Nie
chciała się przyznać, że nie ma pojęcia od czego zacząć swoją egzystencje,
Edgar to wyczuł i wykorzystał, wlewając jej do szklanki mocny środek nasenny.
Zamroczyło ją, a ostatnie co pamiętała to bagażnik jego samochodu. Obudziła się
w piwnicy z łańcuchem na szyi niczym kundel, a całe jej ciało bolało tak, jakby
spadła z dziesiątego piętra. Mężczyzna okazał się szalonym naukowcem, który
badał wytrzymałość wampirów i próbował stworzyć remedium na nieśmiertelność.
Przez cztery lata Aria zmuszana była do picia werbeny i utrzymywana na granicy
świadomości, by jej zmysły uśpione były na tyle, aby nie zrobiła mężczyźnie
krzywdy. On sam był wampirem, którego znudziła wieczność i próbował za wszelką
cenę stać się na powrót człowiekiem. Z każdym kolejnym dniem był coraz bardziej
zuchwały aż w końcu poczuł się na tyle pewnie, by zdjąć krępujące ją łańcuchy.
Wykorzystała moment nieuwagi i ostatkami sił rzuciła się desperacko na niego,
rozrywając tętnice szyjną i osuszając go z krwi do cna. Była wolna, a jej
pierwszą myślą było to, by wrócić do Athana, jednak nie mogła tego zrobić, bo
oznaczałoby to przyznanie się do porażki. Wyjechała od razu, gdy tylko
doprowadziła się do stanu, w którym mogła poruszać się samodzielnie. Musiała
uciec, jak najdalej, aby zapomnieć wszystko to, co ją spotkało i by mogła
zacząć od początku. I tak znalazła się w Peru.
Aria zwiesiła nogi z łóżka i powoli z niego wyszła, jakby
każdy krok sprawiał jej ogromny ból. Poniekąd tak było, zwłaszcza że na duszy
ciążył jej jeszcze pogrzeb Elijaha, a do tego wróciły dawne koszmary. Była
pewna, że przepracowała traumę, a jednak ta odezwała się do niej w najgorszej
możliwe chwili. Kobieta wzięła zimny prysznic i ubrała się starannie dobierając
garderobę. Chciała wyglądać dobrze i zamaskować tym swoje złe samopoczucie, by
nikt nie zdołał rozpoznać, że była w dołku. Dochodziła dziesiąta rano, więc
należało zejść na śniadanie, a później zabrać się za dokładne zbadanie śmierci
Cavendisha, która nie była samobójstwem, a morderstwem. Nikt, zupełnie nikt nie
jest w stanie wmówić jej, że przyjaciel targnął się na swoje życie. Nie musiała
czytać raportów policji i zeznań świadków, bo znała mężczyznę jak mało kto i
była pewna, że tego nie zrobił. Opuściła sypialnie przyklejając do twarzy lekki
uśmiech i zeszła do jadalni, gdzie przy stole siedziała już Marisa w
towarzystwie Athanasiusa. Rozmawiali o czymś i śmiali się, a Aria miała wrażenie,
że przeniosła się w czasie i zaraz pojawi się przy nich Elijah. Byli wtedy tacy
szczęśliwi, wszyscy.
— Dzień dobry — zaczęła, zbliżając się do stołu i układając
zaraz dłoń na ramieniu mężczyzny dając tym samym znak, iż nie musi wstawać, jak
wymagała tego etykieta. Zajęła miejsce u jego boku i sięgnęła po kawę, by
rozbudzić swój jeszcze zaspany umysł. Wampiry mogły spożywać ludzkie jedzenie,
jednak nie miało ono dla nich żadnych właściwości spożywczych. Robiły to
głównie z przyzwyczajenia lub dla zachowania porządku dnia. — Właśnie mówiłam
Athanowi, że powinniście zająć jeden pokój. To bez sensu, że śpicie osobno —
oznajmiła kobieta, na co Aria zareagowała śmiechem, podobnie jak chwilę temu
wampir. Doprawdy, było to bez sensu.
— Doskonały pomysł, zwłaszcza że zostaniemy z tobą jakiś
czas, a ja stęskniłam się za moim ukochanym — odpowiedziała Vasco, zerkając na
mężczyznę z zaczepnym uśmiechem. Uniosła rękę i chwyciła w dwa palce jego
policzek, aby lekko ścisnąć w czułym geście. Poczuła zarost, a po plecach
przeszły jej dreszcze sprawiając, że w dole brzucha rozlało jej się przyjemne
ciepło.
— Poza tym chciałabym zająć się stajnią — dodała, sięgając
po rogalika z czekoladą i wepchnęła go do ust niemal w całości.
— Chcę dziś jechać do fundacji, muszę się czymś zająć i
wrócić do swoich obowiązków. Elijah życzyłby sobie tego — powiedziała Marisa,
która najwyraźniej dość miała zamartwiania się i płaczu. Aria będąc na jej
miejscu zrobiłaby dokładnie to samo. Kiwnęła do przyjaciółki, ciesząc się, że
ta sama doszła do wniosku, iż taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie.
— A gdzie rud... Antony? — zapytała dziewczyna zaskoczona,
że dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że de Clare nie jest obecny na
śniadaniu.
— Pojechał na kilka dni do Szkocji, miał tam coś do
załatwienia, ale nie wypytywała m o szczegóły — odpowiedziała kobieta sącząc
krew z odrobiną wody z kryształowego kieliszka.
— Wyglądacie na bardzo zżytych. Nie opuszczał cię na krok —
zauważyła Aria, uważnie obserwując zachowanie Marisy, aby sprawdzić, co tak
naprawdę kobieta o nim myśli. Miała nadzieję, że w rzeczywistości nie był jej
aż tak bliski, a jedynie ciężko jej było odmówić mu bliskości zważywszy na
zaistniałą sytuację. Oboje cierpieli po stracie Elijaha i wspierali się tak,
jak mogli, co oczywiści nie zmieniło faktu, że Vasco nie pałała do niego
sympatią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz