ARIA
Znieruchomiała, gdy
poczuła, jak mężczyzna ją obejmuje i choć cudownie było znaleźć się w jego
ramionach, to nie potrafiła przyjąć tego nagłego zrywu czułości. Był taki tylko
wtedy, kiedy jemu to pasowało, kiedy chciał poczuć się lepiej i udowodnić
sobie, że świat jednak go nie nienawidzi. Było to odpychające i zarazem
uwłaczające, bo Aria odnosiła wtedy wrażenie, że jest dla wampira jedynie
nagrodą pocieszenia, czymś w rodzaju "zapchaj dziury". Gdy już nic
innego nie potrafiło poprawić mu nastroju, zwracał się do niej i oczekiwał, że
będzie robiła wszystko, aby go zadowolić. Była piekielnie zazdrosna, bo Athan
nigdy jednoznacznie nie określił, kim właściwie dla niego była. Córką, kochanką,
ukochaną czy zabawką na chwilę. Łączyła ich szczególna więź, znacznie
silniejsza niż ta, która łączy Stwórcę i Stworzonego i czuli to praktycznie od
początku ich wspólnej drogi. Potrafili rozmawiać ze sobą godzinami i nie było
między nimi tematów tabu, ale bywało też tak, że Athanasius zamykał się w sobie
i uciekał przed nią, chowając się w swoim gabinecie lub znikając z domu. Zawsze
wtedy obwiniała siebie, karała się za to, że może była zbyt nachalna w stosunku
do niego, może palnęła coś niestosownego i nie chciał jej widzieć. Był starszy
i nie jedno już widział i zapewne miał nie jedną kobietę w ciągu setek lat
wieczności, a ona nie miała najmniejszego prawa oczekiwać od niego deklaracji i
dowodów miłości. Nie miała prawa, ale tego potrzebowała. Wracał i trzymał
dystans. Wiedziała, że nosił w sobie jakiś ogromny ból, ale nigdy jej o nim nie
opowiedział, co bardzo ją frustrowało i było tak aż do tej pory. Kiedy
zapominał o tym, co go przytłaczało i skupiał się tylko na niej czuła
najprawdziwsze szczęście. Śmiali się, wygłupiali, oglądali stare filmy i byli
zupełnie jak inne, normalne pary. Mogło być między nimi lepiej, gdyby tylko
mężczyzna chciał spróbować zaufać jej w pełni. Z jakimi to demonami walczył w
pojedynkę i co było tą jego wielką tajemnicą, którą nosił w sercu?
— Nie rób tego,
proszę. Jestem już duża i potrafię brać odpowiedzialność za swoje czyny i jeśli
chcesz kogokolwiek obwiniać za to, co się wczoraj stało, to uznajmy, że wina
leży po obu stronach — powiedziała zgodnie ze swoim sumieniem. Nie mogłaby
obwinić o to tylko i wyłącznie jego, bo przecież sama wlazła do pokoju i to w
kusym stroju. Tylko ślepiec przeszedłby obojętnie obok kobiety w seksownej
bieliźnie, a Athanasius ślepy nie był. Jego wyostrzone zmysły dałyby mu znać,
że Aria była w jego sypialni nawet jeśli wyszłaby od razu. Nie potrafiła sama
odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego wtedy została, a nie grzecznie wróciła
do siebie. Prowokowanie Athana i obserwowanie tego, jak jego ciało na nią
reagowało zawsze ją niezwykle fascynowało i prawdopodobnie to właśnie zaważyło
na jej decyzji. Chęć zaspokojenia swoich pragnień, poczucia go znowu na swoim
stęsknionym ciele. Sposób w jaki na nią patrzył i w jaki jej dotykał, sprawiał,
że drżała pod nim za każdym razem, gdy się do siebie zbliżali. Chciała
doświadczyć tego raz jeszcze, przypomnieć sobie całą tą gamę uczuć, która jej
przy tym towarzyszyła.
— Nie żałuję tego i
nie uważam, że to nie powinno mieć miejsca. Nie staraj się wmawiać sobie tego,
bo wiem, że mnie pragniesz tak samo mocno, jak ja pragnę ciebie. Nie wiem tylko
dlaczego to odrzucasz. Aż tak bardzo mnie nienawidzisz i nie możesz mi
wybaczyć, że odeszłam? Cóż, widocznie było to tobie na rękę, bo jakoś mnie nie
powstrzymywałeś — westchnęła cicho, wzruszając lekko ramionami i spoglądając
przy tym wprost w oczy mężczyzny. Nie było w tym spojrzeniu nienawiści, bo
zawsze bardziej go kochała niż nienawidziła i każde jego zachowanie próbowała
usprawiedliwiać, nawet kiedy zachowywał się jak ostatni dupek. Czy zdołał
dostrzec to, z jakim utęsknieniem na niego patrzy? Marzyła, żeby teraz
przyciągnął ją do siebie i pocałował, a pocałunek ten stałby się pieczęcią
zamykającą pewien rozdział w ich życiu i pozwalającą zacząć wszystko od nowa.
To jednak było zbyt proste rozwiązanie i Vasco wiedziała, że na tego typu sceny
nie ma co liczyć. Musiała pogodzić się z faktem, że Athan jest trudny w
obsłudze, jak to ujęła Marisa. Trudny i cholernie uparty. Tkwi niczym w matni w
tych swoich starodawnych wartościach i przyzwyczajeniach, nie dopuszczając do
siebie myśli, że można postępować inaczej i pozwolić sobie na odrobinę luksusu,
jakim w jego przypadku było szczęście. Czy on w ogóle odczuwa coś takiego, czy
jest uschniętym liściem który ostatkami sił trzyma się cienkiej gałązki, byle
nie dać się porwać silniejszemu podmuchowi wiatru i nie odlecieć hen w
nieznane. Nie wiedział przecież, co go tam czeka, a na miłość boską, tam czekał
na niego cały piękny świat. I Aria. Aria też czekała.
Przeczesując
nerwowo włosy palcami odwróciła pospiesznie spojrzenie gdzieś w bok. Była
spięta, ale wiedziała, że powinni przeprowadzić tą rozmowę i wytyczyć granice,
by obojgu im łatwiej było znieść swoją obecność. Jeśli nie mogli być razem z
jakiś bliżej nieokreślonych powodów, które były według Arii tylko i wyłącznie
wymysłem Athana, musieli znaleźć jakąś nić porozumienia ze względu na ich
wspólną przyjaciółkę, panią Cavendish.
— Wyniosę się do
hotelu zaraz po pogrzebie i nie będę wchodziła ci w drogę. Jeśli będę chciała
odwiedzić Marisę uprzedzę o tym wcześniej żebyś nie musiał mnie oglądać — jeśli
będzie to dla niego lepsze wyjście niż przebywanie z nią pod jednym dachem, to
to zrobi. Nie chciała, aby czuł się przez nią nieswojo lub co gorsze, zmuszał
się do uprzejmości względem niej. Cała sytuacja była trudna dla nich obu, ale
odnosiła wrażenie, że gorzej z tym wszystkim radził sobie mężczyzna, wbrew
pozorom nie był wcale taki silny i obojętny za jakiego powszechnie chciał
uchodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz