ROZDZIAŁ 18

 ARIA

  Gdy usłyszała słowa Elijaha z ust Marisy, bardzo musiała skupić się na tym, aby się nie rozpłakać. Nie robiła tego tylko ze względu na wdowę, ale również na Antonego, bo nie chciała pokazać mu swojej słabości, którą bez wątpienia był Cavendish. Nie wstydziła się łez przy Athanie, ponieważ mężczyzna zapewne dobrze wiedział, że chciało jej się teraz płakać, znał ją w końcu na wylot. Jedyną osobą, która jej teraz tutaj nie pasowała, to ten zasrany de Clare. Nie potrafiła jednoznacznie określić, co właściwie było z nim nie tak, a fakt, że mężczyzna obwinia ją o śmierć swego Stwórcy nie pozwalała jej myśleć o nim inaczej niż jako o intruzie.

  Pocieszenie Marisy również wiele ją kosztowało, ale było niemal odruchem bezwarunkowym, podczas gdy obaj panowie nawet się nie poruszyli. Nie miała im tego za złe, bo wiadomym było, że płeć męska niewiele ma wspólnego z delikatnością w takich chwilach. Aria sama chciała znaleźć się w ramionach Athanasiusa i usłyszeć zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Potrzebowała jego ciepła i wsparcia, bo sama była na skraju rozsypki. Tymczasem on niczym lodowa góra, stał przy drzwiach i tylko zerkał na nią raz po raz i miał przy tym taki wyraz twarzy, że wampirzyca miała wielką ochotę kopnąć go tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jedyne czego w nim nienawidziła, to właśnie jego obojętność. Nawet, gdy byli razem, kiedy dzielili nie tylko wieczność, ale i łoże, nie potrafił okazać jej tego, że jest dla niego ważna. Vasco oddała mu się cała, nic innego już nie miała, a on oczekiwał coraz więcej i więcej bez choćby słowa zapewnienia o swoich uczuciach. Aria nie śmiała dopytywać, czy ją kocha, czy widzi w niej jedynie maszynkę do zaspokajania swoich potrzeb. Jak długo mogła, tak długo godziła się z takim stanem rzeczy, ale w końcu coś w niej pękło i do wyjazdu skłoniła ją nie tylko natura podróżnika. Athan był dla niej dobry, ale nic poza tym i to ją w nim przerażało. Czasem miała wrażenie, że celowo odgradza się od tego wszystkiego i od niej, że ucieka gdzieś daleko we własne wspomnienia, a ją pozostawia w świecie realnym jedynie ze swoją ludzką powłoką. Chciała go całego, a on nie był w stanie się jej ofiarować.

  Poczuła uczucie zazdrości, kiedy mężczyzna zbliżył się do Marisy i z taką czułością zamknął ją w objęciach swoich ramion, zapewniając, że będzie przy niej. A więc jednak potrafił? Aria była oburzona, narastała w niej wściekłość i jedyne czego teraz chciała, to opuścić to pomieszczenie i nie musieć patrzeć na tą scenę. Było jej piekielnie wstyd, ale nie potrafiła wyzbyć się tych uczuć, choć chciała tego najbardziej na świecie. Nie gniewała się wcale na przyjaciółkę tylko na wampira, który najwyraźniej bawił się nią, a gdy go nudziła, odstawiał na półkę, jak lalkę.

   Obserwowała Antonego z uwagą i badała każdy, nawet najmniejszy grymas na jego twarzy. Nie był zadowolony i z pewnością spodziewał się czegoś jeszcze, choć nie miała pojęcia na co mężczyzna mógł liczyć. Aria nie sądziła, że zostanie uwzględniona w testamencie, a jednak otrzymała wspaniałą posiadłość i konie, które nie były byle tam jakimi wierzchowcami, a najwyższej klasy czempionami szlachetnej krwi. Czego więc oczekiwał Antony? Musiała porozmawiać z kimś o nim, ale nie miała pojęcia z kim podzielić się swoimi wątpliwościami. Emmet był zbyt zajęty sprawami Ministerstwa, Marisa opłakiwała męża i Aria ani myślała zaprzątać jej teraz głowę swoimi domysłami, a Athan chwilowo był dla niej persona non grata.

   Kiedy Marisa skończyła czytać testament męża, dziewczyna podeszła do niej, by wesprzeć ją na duchu, a panowie niemal od razu się ulotnili pozostawiając kobiety sam na sam. Obawiali się zapewne kolejnego wybuchu rozpaczy ze strony kobiety.

  — Nie sądziłam, że jestem warta aż tyle — zaczęła cicho, siadając obok wdowy. Ta natychmiast odnalazła jej dłoń i lekko ścisnęła, tym razem to jej dodając otuchy. Była jej za to bardzo wdzięczna, ona również potrzebowała chwili wytchnienia i kontemplacji nad tym, co się stało. Nie była przecież ze stali i nią też targało wiele sprzecznych emocji.

  — Znaczyłaś znacznie więcej, Ario. Elijah kochał cię jak swoją, przecież o tym wiesz. Nie mógł mieć dzieci za życia, a ty dałaś mu poczucie bycia prawdziwym ojcem, a nie Stwórcą. Kochanie kogoś bezwarunkowo, a czucie odpowiedzialności to dwa skrajne uczucia. On potrzebował tego pierwszego i to sprawiło, że jego wieczność była kompletna — szepnęła Marisa posyłając dziewczynie delikatny uśmiech, który sprawił, że jej smutna twarz pojaśniała chwilowo.

  — Czy mogę mieć do ciebie prośbę? Ja nie mam do tego głowy, a chciałabym mieć już to za sobą — zaczęła kobieta, wstając z sofy i zbliżyła się do biurka. W jednej z szuflad odnalazła niewielki świstek i wręczyła go Arii. 153 Billy Nelson

  — To numer doku i mężczyzna, który odpowiedzialny jest za przesyłkę. Elijah zamówił wina i trzeba przetransportować je do naszej winnicy nim sczezną. Gustaw, opiekun winnicy, będzie na was czekał przy tylnej bramie. Nie chciałabym, aby ostatnie co zrobił mój mąż przed śmiercią poszło na zmarnowanie — Vasco kiwnęła głową zgadzając się na prośbę kobiety. Dobrze zrobi jej wypad do miasta. Nim jednak opuściła gabinet, zatrzymała się przy drzwiach i spojrzała na Marisę nieco zaskoczona, dopiero orientując się, że to zadanie jest dla dwóch osób. Wcześniej nie zwróciła uwagi, gdy kobieta wyrażała się w liczbie mnogiej.

  — Kto ma ze mną jechać?

  — Oczywiście, że Athanasius. Ja i Antony zajmiemy się przygotowaniami tutaj. Jest jeszcze wiele do zrobienia. Dlaczego tak się krzywisz? Jeśli coś was poróżniło, to będzie to idealny moment na rozwiązanie sporu — zauważyła. Aria miała wrażenie, że Marisa chce poskładać coś, czego elementy już dawno się pogubiły i robiła to wszelkimi możliwymi sposobami.

  — Aby rozwiązać spór, tak jak to zgrabnie ujęłaś, trzeba chcieć rozmawiać — zauważyła dziewczyna, posyłając jej zrezygnowane spojrzenie, modląc się by przyjaciółka jednak zmieniła zdanie.

  — Athan jest trudny w obsłudze, to prawda, ale ty potrafisz do niego dotrzeć. Masz swoje sposoby. Uśmiechniesz się i on o wszystkim zapomina — zaśmiała się, przysiadając za biurkiem. Wampirzyca uznała, że chciałaby pobyć teraz sama, więc postanowiła się oddalić. Pożegnała się z nią i wyszła na korytarz, nie myśląc nawet o dłuższej dyskusji na temat samotnego wypadu do miasta. Musiała być ponad to wszystko i udowodnić, że jest już na tyle dojrzała iż potrafi dogadać się z wampirem, choć ten działa jej na nerwy jak mało kto. Zamierzała od razu go odnaleźć i przekazać wspaniałe wieści, jakoby mieli spędzić ze sobą cały poranek. Nie musiała biegać po całej posiadłości, bo Athan stał przy schodach, najwyraźniej czekając na panią Cavendish.

  — Mamy jechać do miasta zamknąć ostatnią sprawę Elijaha. Prośba Marisy — odezwała się mechanicznie, unosząc kartkę na wysokość jego oczu. Głos miała oschły i zupełnie wyprany z emocji i ku własnemu zaskoczeniu, wcale nie było trudno traktować go w taki sposób.

  — Wyjaśnię ci wszystko w samochodzie, nie traćmy czasu. I nie, nie możesz się wycofać. Uwierz, próbowałam przekonać ją, że poradzę sobie z tym sama — rzuciła, widząc jak na twarzy mężczyzny maluje się zaskoczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^