ARIA
Gdy usłyszała słowa
Elijaha z ust Marisy, bardzo musiała skupić się na tym, aby się nie rozpłakać.
Nie robiła tego tylko ze względu na wdowę, ale również na Antonego, bo nie
chciała pokazać mu swojej słabości, którą bez wątpienia był Cavendish. Nie
wstydziła się łez przy Athanie, ponieważ mężczyzna zapewne dobrze wiedział, że
chciało jej się teraz płakać, znał ją w końcu na wylot. Jedyną osobą, która jej
teraz tutaj nie pasowała, to ten zasrany de Clare. Nie potrafiła jednoznacznie
określić, co właściwie było z nim nie tak, a fakt, że mężczyzna obwinia ją o
śmierć swego Stwórcy nie pozwalała jej myśleć o nim inaczej niż jako o
intruzie.
Pocieszenie Marisy
również wiele ją kosztowało, ale było niemal odruchem bezwarunkowym, podczas
gdy obaj panowie nawet się nie poruszyli. Nie miała im tego za złe, bo wiadomym
było, że płeć męska niewiele ma wspólnego z delikatnością w takich chwilach.
Aria sama chciała znaleźć się w ramionach Athanasiusa i usłyszeć zapewnienia,
że wszystko będzie dobrze. Potrzebowała jego ciepła i wsparcia, bo sama była na
skraju rozsypki. Tymczasem on niczym lodowa góra, stał przy drzwiach i tylko
zerkał na nią raz po raz i miał przy tym taki wyraz twarzy, że wampirzyca miała
wielką ochotę kopnąć go tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jedyne czego w nim
nienawidziła, to właśnie jego obojętność. Nawet, gdy byli razem, kiedy dzielili
nie tylko wieczność, ale i łoże, nie potrafił okazać jej tego, że jest dla
niego ważna. Vasco oddała mu się cała, nic innego już nie miała, a on oczekiwał
coraz więcej i więcej bez choćby słowa zapewnienia o swoich uczuciach. Aria nie
śmiała dopytywać, czy ją kocha, czy widzi w niej jedynie maszynkę do
zaspokajania swoich potrzeb. Jak długo mogła, tak długo godziła się z takim
stanem rzeczy, ale w końcu coś w niej pękło i do wyjazdu skłoniła ją nie tylko
natura podróżnika. Athan był dla niej dobry, ale nic poza tym i to ją w nim
przerażało. Czasem miała wrażenie, że celowo odgradza się od tego wszystkiego i
od niej, że ucieka gdzieś daleko we własne wspomnienia, a ją pozostawia w
świecie realnym jedynie ze swoją ludzką powłoką. Chciała go całego, a on nie
był w stanie się jej ofiarować.
Poczuła uczucie
zazdrości, kiedy mężczyzna zbliżył się do Marisy i z taką czułością zamknął ją
w objęciach swoich ramion, zapewniając, że będzie przy niej. A więc jednak
potrafił? Aria była oburzona, narastała w niej wściekłość i jedyne czego teraz
chciała, to opuścić to pomieszczenie i nie musieć patrzeć na tą scenę. Było jej
piekielnie wstyd, ale nie potrafiła wyzbyć się tych uczuć, choć chciała tego
najbardziej na świecie. Nie gniewała się wcale na przyjaciółkę tylko na
wampira, który najwyraźniej bawił się nią, a gdy go nudziła, odstawiał na
półkę, jak lalkę.
Obserwowała
Antonego z uwagą i badała każdy, nawet najmniejszy grymas na jego twarzy. Nie
był zadowolony i z pewnością spodziewał się czegoś jeszcze, choć nie miała
pojęcia na co mężczyzna mógł liczyć. Aria nie sądziła, że zostanie uwzględniona
w testamencie, a jednak otrzymała wspaniałą posiadłość i konie, które nie były
byle tam jakimi wierzchowcami, a najwyższej klasy czempionami szlachetnej krwi.
Czego więc oczekiwał Antony? Musiała porozmawiać z kimś o nim, ale nie miała
pojęcia z kim podzielić się swoimi wątpliwościami. Emmet był zbyt zajęty
sprawami Ministerstwa, Marisa opłakiwała męża i Aria ani myślała zaprzątać jej
teraz głowę swoimi domysłami, a Athan chwilowo był dla niej persona non grata.
Kiedy Marisa
skończyła czytać testament męża, dziewczyna podeszła do niej, by wesprzeć ją na
duchu, a panowie niemal od razu się ulotnili pozostawiając kobiety sam na sam.
Obawiali się zapewne kolejnego wybuchu rozpaczy ze strony kobiety.
— Nie sądziłam, że
jestem warta aż tyle — zaczęła cicho, siadając obok wdowy. Ta natychmiast
odnalazła jej dłoń i lekko ścisnęła, tym razem to jej dodając otuchy. Była jej
za to bardzo wdzięczna, ona również potrzebowała chwili wytchnienia i
kontemplacji nad tym, co się stało. Nie była przecież ze stali i nią też
targało wiele sprzecznych emocji.
— Znaczyłaś znacznie
więcej, Ario. Elijah kochał cię jak swoją, przecież o tym wiesz. Nie mógł mieć
dzieci za życia, a ty dałaś mu poczucie bycia prawdziwym ojcem, a nie Stwórcą.
Kochanie kogoś bezwarunkowo, a czucie odpowiedzialności to dwa skrajne uczucia.
On potrzebował tego pierwszego i to sprawiło, że jego wieczność była kompletna
— szepnęła Marisa posyłając dziewczynie delikatny uśmiech, który sprawił, że
jej smutna twarz pojaśniała chwilowo.
— Czy mogę mieć do
ciebie prośbę? Ja nie mam do tego głowy, a chciałabym mieć już to za sobą —
zaczęła kobieta, wstając z sofy i zbliżyła się do biurka. W jednej z szuflad
odnalazła niewielki świstek i wręczyła go Arii. 153 Billy Nelson
— To numer doku i
mężczyzna, który odpowiedzialny jest za przesyłkę. Elijah zamówił wina i trzeba
przetransportować je do naszej winnicy nim sczezną. Gustaw, opiekun winnicy,
będzie na was czekał przy tylnej bramie. Nie chciałabym, aby ostatnie co zrobił
mój mąż przed śmiercią poszło na zmarnowanie — Vasco kiwnęła głową zgadzając
się na prośbę kobiety. Dobrze zrobi jej wypad do miasta. Nim jednak opuściła
gabinet, zatrzymała się przy drzwiach i spojrzała na Marisę nieco zaskoczona,
dopiero orientując się, że to zadanie jest dla dwóch osób. Wcześniej nie
zwróciła uwagi, gdy kobieta wyrażała się w liczbie mnogiej.
— Kto ma ze mną
jechać?
— Oczywiście, że
Athanasius. Ja i Antony zajmiemy się przygotowaniami tutaj. Jest jeszcze wiele
do zrobienia. Dlaczego tak się krzywisz? Jeśli coś was poróżniło, to będzie to
idealny moment na rozwiązanie sporu — zauważyła. Aria miała wrażenie, że Marisa
chce poskładać coś, czego elementy już dawno się pogubiły i robiła to wszelkimi
możliwymi sposobami.
— Aby rozwiązać
spór, tak jak to zgrabnie ujęłaś, trzeba chcieć rozmawiać — zauważyła
dziewczyna, posyłając jej zrezygnowane spojrzenie, modląc się by przyjaciółka
jednak zmieniła zdanie.
— Athan jest trudny
w obsłudze, to prawda, ale ty potrafisz do niego dotrzeć. Masz swoje sposoby.
Uśmiechniesz się i on o wszystkim zapomina — zaśmiała się, przysiadając za
biurkiem. Wampirzyca uznała, że chciałaby pobyć teraz sama, więc postanowiła
się oddalić. Pożegnała się z nią i wyszła na korytarz, nie myśląc nawet o
dłuższej dyskusji na temat samotnego wypadu do miasta. Musiała być ponad to
wszystko i udowodnić, że jest już na tyle dojrzała iż potrafi dogadać się z
wampirem, choć ten działa jej na nerwy jak mało kto. Zamierzała od razu go
odnaleźć i przekazać wspaniałe wieści, jakoby mieli spędzić ze sobą cały
poranek. Nie musiała biegać po całej posiadłości, bo Athan stał przy schodach,
najwyraźniej czekając na panią Cavendish.
— Mamy jechać do
miasta zamknąć ostatnią sprawę Elijaha. Prośba Marisy — odezwała się
mechanicznie, unosząc kartkę na wysokość jego oczu. Głos miała oschły i
zupełnie wyprany z emocji i ku własnemu zaskoczeniu, wcale nie było trudno
traktować go w taki sposób.
— Wyjaśnię ci
wszystko w samochodzie, nie traćmy czasu. I nie, nie możesz się wycofać.
Uwierz, próbowałam przekonać ją, że poradzę sobie z tym sama — rzuciła, widząc
jak na twarzy mężczyzny maluje się zaskoczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz