ROZDZIAŁ 41

 ATHANASIUS

     Nie rozumiał jej słów. Nie pojmował ich sensu i nie umiał ukryć zdziwienia, gdy je usłyszał. Był bowiem gotowy na wiele jej reakcji. Spodziewał się, że Arię urażą jego słowa, że je zignoruje, potraktuje milczeniem. Być może, że zechce nagle zmienić temat albo odwrotnie, nachalnie go drążyć. Athan zdawał sobie sprawę, że wyjaśnienia, które złożył, były zbyt ogólne, by ją usatysfakcjonować, lecz nie był gotowy na to, by wyznać jej prawdę.

     Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że Aria tę niechęć do zwierzania się traktowała jako przejaw braku zaufania i szacunku. Nie mogła wiedzieć, że było dokładnie odwrotnie i nie chciał jej zdradzać swojej przeszłości właśnie dlatego, że była mu zbyt bliska.

     Nie spodziewał się, że to zrozumie. Nie mogła, nie znając jego historii.

     Mimo to go zaskoczyła. Zaskoczyła go tą smutną swobodną, z jaką wypowiedziała pierwsze po długiej ciszy słowa.

     Wydawało mi się, że mnie znasz, ale teraz mam wątpliwości. To zdanie długo rozbrzmiewało w jego głowie, a im dłużej to trwało, tym bardziej Athanasius dochodził do wniosku, że Aria mogła mieć rację. Zawsze sądził, że znał ją na wylot i zwykle oboje byli tego zdania. Lecz w związku z tym powinien przewidzieć, jak zareaguje na opowieść o jego szaleńczej młodości. Powinien sam potrafić ocenić, czy Aria zdoła to przełknąć, czy jednak okaże się to ponad jej siły. A jednak nie umiał, być może — albo zwłaszcza — dlatego, że bał się choćby o tym myśleć. Niemożność rozpatrzenia tej wizji i potraktowania jej chłodną logiką uniemożliwiały mu ujawnianie werdyktu, przez co nie mógł się zdecydować na żadną z opcji.

     Więc uciekał w milczenie. Jak zawsze.

     Jednak słowami o miłości niespodziewanie mocno go zraniła. Wszakże wiedział, że on sam nie miał prawa czuć się poszkodowany, zwłaszcza że to on był tym, który krzywdził — zwłaszcza Arię. I choć nie miał prawa jej za to winić, miał jej za złe to, co powiedziała. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z potęgi słów kocham cię i właśnie dlatego tak bardzo się ich bał — były dla niego zbyt ciężkie do udźwignięcia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nigdy nawet nie starał się tego zrobić i stawić im czoła, właśnie z obawy przed tym, że sobie z tym nie poradzi. Bał się, że nie doceni należycie tak wielkiego i pięknego uczucia i że nie okaże go we właściwy sposób.

     Bał się wielu rzeczy. Zbyt wielu. Ilość jego wewnętrznych strachów i demonów pokonała go długie lata temu.

     — Już dawno — szepnął, pogrążony w tak głębokiej zadumie, że niemal nie zdawał sobie sprawy z tego, że wypowiadał te słowa na głos — uświadomiłem sobie, czym jest miłość. Na moje i twoje nieszczęście.

     Dopiero ciepło jej dotyku wybudziło go z ponurego letargu, choć — wbrew temu, czego pragnął — to nie tylko nie polepszyło sytuacji, ale wręcz ją pogorszyło. Zaciskając delikatnie jej dłoń, wiedział, że jednocześnie się do siebie zbliżali i oddalali. Byli przy sobie blisko od względem fizycznym, ale również mentalnie łączyło ich coraz więcej, czego dowodem były ostatnie wyznania. Jednak w przeciwieństwie do Arii, której uczucia były przejrzyste oraz cudownie lekkie i proste, jego rozmowa o ich relacji całkowicie dobijała. Zazdrościł jej tej dosadności i tak gładkiego obchodzenia się z tematem ich uczuć. Dla Arii były tylko dwie opcje: Athan albo ją kochał, albo nie kochał. Dla niego zaś istniało tych opcji nieskończenie więcej.

     Z niemal zauważalną ulgą przyjął zmianę tematu i prawie zdołał zapomnieć o wwiercającym się w niego poczuciu winy, gdy ujrzał monetę, którą wręczyła mu Aria. Maleńki krążek o nierównych, falistych brzegach, ozdobiony niezbyt urodziwym wizerunkiem ówczesnego panującego, był znacznie więcej wart, niż wskazywałaby na to uroda monety. Zafascynowany tym znaleziskiem, niemal z czcią obracał go w palcach, uważnie oglądając. Tym samym wsłuchiwał się uważnie w nieprawdopodobną opowieść Arii, która wzbudzała w nim jednocześnie rozbawienie, niepokój i swoiste leciutkie, przybarwione humorem karcące rozczarowanie.

     — Słyszałem, że japońskie rody są dość… stanowcze — mruknął, uśmiechając się lekko. Zaraz jednak ten uśmiech mu zrzedł, gdy usłyszał, czego dopuściła się Aria. Powiedzieć, że tego nie pochwalał, to nic nie powiedzieć, z czego wampirzyca z pewnością zdawała sobie sprawę. — Bardzo dziękuję za ten prezent. To wspaniała pamiątka, ale niewarta ceny, którą mogłaś za to ponieść. Niemniej — dodał, nie chcąc, by jego wypowiedź zabrzmiała nazbyt pretensjonalnie — doceniam. I raz jeszcze dziękuję.

     Mimo to roześmiał się, gdy usłyszał, że japońskim wampirom należała się ta wymyślna kara. I choć natychmiast zaczął się o nią martwić, nie mógł się powstrzymać przed pomyśleniem, że ta kobieta była naprawdę zdolna do wszystkiego, a jej niebywała pewność siebie musiała być siostrą bliźniaczką szczęścia, które zdawało się nie odchodzić od niej choćby na krok.

     Zamarł na moment, gdy usłyszał o listach. Chwilę później miał ochotę się ponuro roześmiać, ponieważ i on niejednokrotnie się nosił z takim pomysłem. Ostatecznie nigdy nie napisał do Arii ani jednego słowa, uparcie sobie wmawiając, że jego Stworzona odeszła z własnej woli i skoro dokonała wyboru, on nie miał prawa w niego ingerować.

     — Bałaś się — zaczął bardzo powoli, nieco niepewnie — że ci na nie nie odpowiem?

     Zabawny był fakt, że sam by nie wiedział, jak odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie. Jak zareagowałby, gdyby po tylu latach ciszy otrzymał od niej list? Otworzyłby go od razu i natychmiast wchłonął całą treść, napawając się tym ledwie skrawkiem jej obecności? Czy może z lęku przed tym, co by tam znalazł, nie otwierałby go wcale, a jedynie ukrył gdzieś głęboko przed światem, traktując niemal jak zakazany owoc? Nie wiedział.

     W zamyśleniu przyglądał się Arii, która wychylała się poza drewnianą balustradę, wpatrując się z uwielbieniem w jezioro. Zupełnie za to zaskoczyła go pomysłem, na który niespodziewanie wpadła.

     — Wariatka — zażartował, z wyraźnie brzmiącym w głowie niedowierzaniem. — Naprawdę chcesz się teraz kąpać? Nie mamy żadnych ręczników ani nic innego, czym moglibyśmy się osuszyć poza ogniskiem…

     Wtem przyszedł mu na myśl wspólnie spędzony wieczór w towarzystwie czarnej, wiszącej nad nim nocy rozświetlanej przyjaznym ogniem. Uśmiechnął się na tę wizję, co najwyraźniej wystarczyło Arii za zgodę, która w następnej chwili zaczęła zdzierać z siebie wszystkie ubrania poza bielizną, odwieszając je niedbale na balustradzie. Wyraźnie zadowolona ze swojego pomysłu, odwróciła się jeszcze w stronę Athana, spoglądając na niego przeciągle. Nie można było przegapić tego niemego zaproszenia, dlatego i on wkrótce wstał z miejsca. Udając, że się ociąga, pozwolił jej oddalić się kawałek, czekając, aż odwróci wzrok. Właśnie w tej chwili błyskawicznie znalazł się tuż przy niej i chwycił ją, ujmując jedną ręką za plecy, a drugą za zgięcie pod kolanami. Słysząc jej zaskoczony okrzyk, któremu towarzyszył wybuch śmiechu, sam uśmiechnął się szeroko, by już w następnej chwili wrzucić ją do wody. Na dźwięk jej wysokiego pisku oraz głośnego chlupnięcia, zaśmiał się wesoło, po czym sam zrzucił z siebie zbędną garderobę i wskoczył do stawu.

     Woda była przerażająco zimna i w pierwszej chwili jego ciałem szarpnął nienaturalnie, wręcz chorobliwie gorący dreszcz wynikający z tak gwałtownego chłodu, jakiego doświadczył. Jednak wampirzy organizm, choć potrzebował do tego chwili, zaraz przyzwyczaił się do tej nowej temperatury, dzięki czemu po całym Athanie rozlało się przyjemne, naturalne ciepło.

— Będziemy musieli rozpalić bardzo duże ognisko, żeby się osuszyć — zaśmiał się Athan, podpływając nieco bliżej. — Chciałbym, żeby teraz ktoś tu przyszedł i zobaczył nad swoje kąpiących się w stawie zimą. Pomyśleliby pewnie, że jesteśmy morsami. Albo idiotami — dodał po chwili namysłu.

     Odwracając się na plecy, obserwował kątem oka, jak Aria przepływała tuż obok niego, relaksując się w przyjemnie ciepłej wodzie, znajdując się w tak pięknych okolicznościach przyrody. I choć chciał tego uniknąć, nie pozostawał ślepy na wdzięki Arii. Była piękna. Bez trudu wyobraził sobie, jak niegdyś błądził swoimi dłońmi po jej doskonale wyrzeźbionym ciele; tak drobnym, delikatnym i wrażliwym, a jednocześnie rozpalającym w nim wszystkie emocje i pragnienia. Przypominał sobie, jak ostrożnie sunął palcami i poznawał każdy centymetr jej skóry, każdą krągłość i krzywiznę, które znał już na pamięć. Przypominał sobie, jak rozkoszował się zapachem jej skóry, naiwnie sobie wmawiając, że należała tylko do niego i już zawsze będzie mógł nasycać się jej bliskością.

     Dreszcz przebiegał mu po plecach na samo wspomnienie tej bolesnej naiwności.

     Poruszony tymi myślami oraz widokiem Arii, zupełnie nagle poczuł ukłucie zazdrości. Jego Stworzona zawsze wzbudzała zainteresowanie mężczyzn i w tych jakże odległych czasach, w których traktował ją jedynie jako swoją podopieczną, bardzo liczył na to, że prędzej czy później zakręci się wokół niej ktoś, kto obdarzy ją odpowiednią opieką i czułością. Wprawdzie kilku kandydatów się pojawiło, ale z jakiegoś powodu Athan niemal natychmiast wszystkich skreślał, cierpliwie tłumacząc Arii, dlaczego żaden z nich nie stanowił wystarczającej dla niej opcji. Być może podświadomie czuł, że ta kobieta przeznaczona była tylko jemu? Tego nie wiedział. Wiedział natomiast, że przez te lata rozłąki z pewnością angażowała się w krótsze i dłuższe związki, których nagle — w masochistycznym sensie — był ciekaw.

     Tym bardziej żałował, że żaden mężczyzna nie zdołał jej przy sobie zatrzymać i rozkochać. Żałował, że ona sama nie pokochała nikogo innego.

     — Przez te wszystkie lata… — zaczął ostrożnie, nieco niepewnie — związałaś się z kimś na dłużej?

     Po chwili ciszy zreflektował się, że nie było to najdyskretniejsze pytanie, jakie mógł zadać.

     — Wybacz mi, jeśli to zbyt delikatna kwestia — uzupełnił natychmiast. — Naturalnie nie musisz odpowiadać.

     Rozumiał, że wypływał tym pytaniem na głębsze wody, ale nie potrafił ukryć swojej ciekawości. Zwłaszcza że on sam bez problemu mógłby opowiedzieć o swoich związkach… prawie wszystkich. Żaden z nich nie był ani długi, ani udany, dlatego z czasem Athan przestał przywiązywać do tego większą uwagę. Oczywiście problemy związane z jego emocjami oraz niemożnością obdarzenia kogokolwiek głębszym uczuciem były jednym, lecz drugą, nawet ważniejszą sprawą była Aria i poczucie, że żadna inna kobieta nie mogła stać u jego boku. Nawet jeśli sam ją od siebie odsuwał.

     Poruszony zarówno pytaniem, jakie jej niedawno zadał, jak i swoimi ponurymi myślami, naszła go ochota na krótką chwilę szczerości. Był pewien, że będzie tego żałował, ale był ciekaw, jak Aria wykorzysta tę małą szansę, jaką jej ofiaruje.

     — Zadaj mi jedno pytanie — rzekł niespodziewanie, wpatrzony w poszarzałe niebo. — Tylko jedno, dobrze i bardzo dokładnie sprecyzowane. Odpowiem ci na nie. A potem zacznę się psychicznie przygotowywać, by opowiedzieć ci całą resztę. Jeśli nadal tego chcesz… a na pewno chcesz — dodał cicho. — Choć uczciwie ostrzegam, że możesz tego żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^