ROZDZIAŁ 40

ARIA

    Wszystko, co usłyszała z ust Athana bardzo ją zabolało i nie mogła wprost uwierzyć, że mężczyzna zupełnie jej nie ufa. Znali się od lat i byli sobie bliscy, jak nikt inny, a jednak mimo tego on nie potrafił jej zawierzyć. Jego przeszłość była wielką zagadką, ale co do tego, że ktoś go kiedyś skrzywdził nie miała wątpliwości. Doprowadziło to zapewne do tego, że i on zadawał cierpienie, lecz Aria zdawała sobie sprawę, że mimo okrucieństwa, on również był ofiarą w tym wszystkim. Bolał ją fakt, że wampir sądził, iż kobieta odejdzie, gdy dowie się o czasach, w których był inny niż teraz. Głupie myślenie, którego nie potrafił się wyzbyć doprowadzało do tego, że odrzucał ją za każdym razem, gdy tylko się do siebie zbliżali. Nie potrafił powiedzieć, że ją kocha, nie potrafił przyznać, że jej potrzebuje i nie umiał wyznać tego, że nie chce, by ponownie go opuściła. Wolał pozwolić jej odejść niżeli walczyć o to, co ich łączyło.

    — Wydawało mi się, że mnie znasz, ale teraz mam wątpliwości — stwierdziła, spoglądającym na niego spod przymkniętych nieco powiek. Był zaskoczony jej słowami, a Aria jedynie się uśmiechnęła. Widziała podczas swoich wypraw tak wiele zła i równie dużo doświadczyła na własnej skórze. Sama nie raz dopuszczała się zbrodni i nigdy w życiu nie mogłaby nikogo osądzać czy potępiać, zwłaszcza Athanasiusa. Coś go blokowało, coś co miało wpływ na to, jak postrzegał uczucie dwojga osób, które może być piękne i czyste, a nie pozbawione zaufania i przerażające.

    — Nie zdajesz sobie sprawę z potęgi słowa kocham cię. Kiedy już nadejdzie to kiedyś, wtedy przekonasz się, czym jest miłość — dodała, ujmując dłoń wampira tylko po to, by zamknąć ją w swojej. Lubiła czuć miękkość jego skóry i napawać się jej bliskością, bo to dawało iluzje życia. Tęskniła za tym, mimo że tak naprawdę nigdy w pełni nie była człowiekiem. Przez wiele lat była przykuta do łóżka i mogła zrobić zaledwie kilka kroków, bo więcej sprawiało jej ból i zazwyczaj kończyło się napadem kaszlu. Pamiętała doskonale, jak po przemianie odetchnęłam pełną piersią po raz pierwszy od bardzo dawna i rozpłakała się przy tym niczym małe dziecko. Przy jej łóżku siedział Athan i kiedy tylko otworzyła oczy, zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Ona chciała zrobić dla niego to samo, jednak wydawało się, że mężczyzna dalej śpi, że nigdy się nie obudził. Serce jej pękało na samą myśl o tym, ile musiał wycierpieć i do czego doprowadziło to cierpienia. Był złamany, rozbity i przerażony perspektywą bliskości, a jednocześnie starał sam poskładać się do kupy, co najwyraźniej nie do końca mu wyszło. Nosił w sobie wiele blizn i być może nawet ciągle otwartych ran, z których sączyła się krew.

    Zmiana tematu była wskazana dla nich obojga. Aria wiedziała, że nic nie dadzą naciski, a jedynie zniszczą tą cieniutką nić porozumienia, która bardzo powolutku i ostrożnie na nowo wiązała ich ze sobą. Pragnęła odbudować wszystko to, co było między nimi, ale do tego potrzebny był czas, dużo czasu. Athanasius nie był na to gotowy, a przynajmniej nie w tej chwili.

    — Byłam w wielu miejscach i zawsze przywoziłam coś dla ciebie. Czasem jakąś rzeźbę albo obraz, broń, a czasem coś małego, jak na przykład moneta. — powiedziała, wsuwając wolną dłoń do kieszeni, by wydobyć z niej srebrnik, który zaraz podała mężczyźnie. Chciała go dać nieco później, ale uznała, że to idealny moment. Byli sami, a Athan chwilowo uchylił drzwi do swego serca, więc miała okazję wkraść się do środka choć na kilka sekund. Chciała mu powiedzieć, że będzie na niego czekać zawsze, że tylko on jest w stanie dać jej szczęście, ale nie mogła teraz go tym obarczać. Miałby wyrzuty sumienia, gdyby usłyszał coś takiego, a na to nie mogła pozwolić.

    — Obol ateński z 449 p.n.e Wiem, że zbierasz rzeczy z tamtej epoki. Mam w magazynie dużo więcej prezentów dla ciebie, ale jedynie to udało mi się zabrać. Ciężko byłoby nosić w kieszeni włócznie czy dzban — zażartowała z szerokim uśmiechem, zaczynając zaraz opowiadać, jak weszła w posiadanie owej monety. Historia była tak niewiarygodna, że wcale by się nie zdziwiła, gdyby Athan w nią nie uwierzył. Ona sama czasem przypominając sobie wszystkie swoje wyprawy miała wrażenie, że to były tylko sny.

    — Byłam akurat w Japonii, a dokładnie na Okinawie. Poznałam wtedy tamtejszy ród wampirów, bardzo niebezpieczny i krwawy. Podpalali swoje ofiary zanim się z nich napili, bo lubili ciepłą krew. W każdym razie, bardzo serdecznie ugościli mnie w swoim domu i oprowadzili po wszystkich świątyniach na wyspie. Najstarszy z ich rodu uważany był za Bishamona, czyli boga szczęścia. Co za bzdura! Składano mu w ofierze różne dary od setek lat i między innymi odwiedził go podobno Kserkses II z całą skrzynią monet. Kiedy to usłyszałam, wkradłam się do skarbca i zabrałam jedną dla Ciebie. Chyba nie muszę mówić, że w Japonii jestem już spalona? Dosłownie — zaśmiała się, opowiadając o pułapkach, które zastawiono na potencjalnych złodziei, a jak jej udało się sprytnie oszukać system poprzez wcześniejszą wymianę krwi z młodym wampirem z rodu Minamoto. Han był dobrym dzieciakiem, ale niezwykle naiwnym, co Aria wykorzystała z premedytacją. Uwiodła go i okradła pradawny klan wampirów. Było to bardzo zuchwałe, ale za to nie nudziła się ani jednego dnia. Długo nie mogła odnaleźć się w rzeczywistości bez swojego ukochanego, dlatego robiła wszystko byle tylko zapomnieć o palącej tęsknocie.

    — Och, nie patrz tak na mnie. To wyjątkowo wredne wampiry i należało im się — dodała na swoje usprawiedliwienie, posyłając Athanowi słodki, niewinny uśmieszek. Wiedziała, że nie pochwalał tego typu metod, ale nie miała w zwyczaju kłamać zwłaszcza na temat tego, w jaki sposób zdobywała większość artefaktów. Niektóre nie do końca pozyskała legalnie.

    — To głupie i pewnie będziesz się śmiał, ale pisałam pamiętnik. Właściwie, to były listy do ciebie, ale nigdy nie miałam odwagi wysłać ani jednego. Za bardzo się bałam — przyznała, wstając w końcu z ławeczki. Podeszła do balustrady i oparła się o nią, by spojrzeć w dal, na widok który znała tak dobrze i który nie raz uwieczniała na obrazach. Nie pomyślałaby, że kilka drzew, wzniesień i jeziorko tak bardzo będą cieszyć jej oczy.

    — Chodźmy się wykąpać! — oznajmiła, odwracając się do Athanasiusa z szerokim uśmiechem, a widok jego twarzy mówił tylko tyle iż mężczyzna zachwyca się jej kolejnym wspaniałym pomysłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^