ATHANASIUS
Uspokoił się, gdy Aria nie zaczęła się z nim kłócić,
przekonywać go, że nie jest małą dziewczynką i sama wie, co jest dla niej
najlepsze. Znał ją zbyt dobrze, by się o nią nie martwić, dlatego poczuł
rozkoszną ulgę rozlewającą się po jego ciele. I choć to uczucie momentalnie
wyparowało, przegonione przez ciążące na piersi smutek, gniew i niepokój, był
szczerze dumny, że Aria wysłuchała jego rad. Bo choć wampirzyca bywała porywcza,
nie brakowało jej rozsądku, inteligencji i swoistego instynktu
samozachowawczego.
Czyli czegoś, czego nie ma banda
tamtych idiotów, pomyślał pogardliwie.
Z zamyślenia
wyrwało go pytanie Arii dotyczące jednego z gości, których Athanasius wcześniej
nie dostrzegł. Młody rudowłosy mężczyzna stał w pobliżu wdowy, bacznie
obserwując zarówno ją, jak i tych, którzy tłumnie zaczęli składać jej
kondolencje. Athan zmarszczył brwi; nie kojarzył tego wampira, poza tym dziwił
go fakt, że goście podchodzili również do niego, aby wyrazić swój żal po
stracie Elijaha. Wpierw pomyślał, że to być może syn zmarłego, lecz Athanasius
znał całe potomstwo przyjaciela, poza tym nie byli do siebie zbyt podobni.
Ewentualnie był to jeden z jego „nabytków”, z którym musiał mieć wyjątkowo
bliskie relacje. Dlaczego? Athan postanowił sobie, że jak tylko zdarzy się
pasująca okazja, zapozna się z tym tajemniczym nieznajomym.
Drgnął, gdy Aria
szepnęła, że musi wyjść. Zaniepokoił się jej stanem, bo wyraźnie posmutniała.
Jednak nie zdążyła choćby wstać z fotela, kiedy do ich uszu dotarł jakże
charakterystyczny pisk. Ich oczom ukazała się wysoka, szczupła blondynka o
starannie ułożonych lokach sięgających jej do ramion oraz obcisłej czarnej
sukience, która wręcz nieprzyzwoicie podkreślała jej kobiece, dorodne kształty.
Idealnie biały uśmiech wyśmienicie pasował do perlistego śmiechu, jaki
wybrzmiał w geście największej radości.
Z nieukrywanym
rozbawieniem obserwował, jak Anna Novak wita się z Arią zupełnie tak, jakby
były najlepszymi przyjaciółkami. Mimo to obie się przy tym krzywiły na tyle, że
ich prawdziwe, jakże chłodne relacje, były aż nadto widoczne. Nie miał pojęcia,
jaka była tego przyczyna, ale ani myślał w to wnikać. Jeśli długowieczność go
czegoś nauczyła, to właśnie tego, by nie wtrącać się w relacje dwóch kobiet.
— Anno —
powiedział w geście powitania, ujmując delikatnie wyciągniętą dłoń i składając
na niej delikatny pocałunek. — Swym wdziękiem i urodą musiałaś uwieść nawet sam
czas. Wyglądasz nadzwyczaj pięknie.
Wampirzyca
zachichotała jak nastolatka, po czym zwróciła się do Arii. Athan natychmiast
pomyślał, że nie wypadało odejść w tak ciekawym momencie — ich rozmowa mogła
skończyć się rękoczynami, a Athanasius czuł się w obowiązku przywołać je do
porządku. Poza tym ta wymiana zdań mogła być nader interesująca i zabawna.
— Jak tam twoje
podróże? Odkryłaś coś, czego ludzkość jeszcze nie wie? — spytała kpiąco.
Oho, pierwszy
cios, pomyślał Athan, z uwagą przyglądając się obu paniom. Nie chciał tego
przyznać nawet przed sobą, ale gdyby choć na chwilę mógł zedrzeć z siebie
pokłady kultury, opanowania i wewnętrznych zasad, chętnie dołączyłby do
drwienia z pasji podróżowania. A jednak wcale nie było mu do śmiechu, a fakt,
że Aria wybrała obce lądy zamiast niego, niezmiennie doprowadzał go do szału.
— Majowie składali
w ofierze kobiety po trzydziestce, bo wierzyli, że starsze panie przynoszą
pecha.
Włożył wiele
wysiłku, by nie parsknąć śmiechem na tę odpowiedź Arii. Doskonale wiedział, do
czego piła jego mała była podopieczna. Wiedziała to także Anna, która momentalnie
wykrzywiała swoją śliczną buźkę w nieładnym grymasie pełnym gniewu. Na moment
straciła nad sobą panowanie, lecz ta słabość trwała tylko chwilę. Już po chwili
Anna zbliżyła się do niego i objęła go delikatnie w talii, opierając głowę na
ramieniu. Athan uśmiechnął się pod nosem, zerkając kątem oka na wtuloną pannę
Novak, która najwyraźniej postanowiła go wykorzystać jako swoją broń. A
Athanasius nie zamierzał protestować.
— Nie sądziłam,
że ktoś tak nowoczesny jak ty wierzy w takie nonsensy — zaszczebiotała
złośliwie Anna. — Cóż, my z Athanasiusem mamy zgoła inne poglądy. Lubujemy się
w pielęgnowaniu naszych tradycji. Prawda, mój miły?
— Jak zawsze masz
rację, droga Anno — odparł uprzejmie Athanasius, wprost nie mogąc się
powstrzymać od rzucenia w stronę Arii przeciągłego, znaczącego spojrzenia.
Chciał, by młoda wampirzyca odczuła cały ciężar tego gestu i by zrozumiała
wszystkie zaszyfrowane w nim treści.
Zrozumiała i to w
pełnych stu procentach. Athan obserwował, jak drobna, delikatna twarz Arii
ściąga się w grymasie ogromnego gniewu. W oczach zalśniły złowieszcze błyski, a
usta z trudem wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. Była wściekła, potwornie
wściekła i choć Athanasius wiedział, że to w złym guście doprowadzać damę do
takiego stanu z czystej złośliwości i pragnienia zemsty, wprost nie mógł się
powstrzymać, by nie wykorzystać okazji, jaką dała mu Anna.
Był skrzywdzony.
Zraniony. Porzucony i zapomniany przez tą, którą wybrał jako swoją towarzyszkę
życia. Nie mógł jej tego zapomnieć. Nie chciał jej tego zapomnieć i podskórnie
pragnął przypominać jej o jej winie z każdą możliwą okazją.
Aria jednak i tym
razem go nie zawiodła, bo zamiast rzucić się na Annę z pazurami, wyprostowała
się dumnie, dając do zrozumienia, że jest ponad te uszczypliwości. Po chwili
odchrząknęła cicho — a Athan mógłby przysiąc, że usłyszał w tym kaszlnięciu
słowo „suka” — przeprosiła grzecznie, wytłumaczyła się suchością w gardle i
ruszyła w stronę baru. Oboje z Anną obserwowali ją w milczeniu, lecz wkrótce i
panna Novak go opuściła. Athan wiedział, że osiągnęła już swój cel, jakim było
doprowadzenie Arii do furii, więc nic tu po niej.
Dla Athana ten
obrót spraw ułożył się bardzo korzystnie. Pozbawiony balastu w postaci tych
dwóch wściekłych pań, mógł zainteresować się stojącym w kącie rudym
młodzieńcem. Wciąż rozglądał się niepewnie dookoła, a gdy zauważył
zmierzającego ku niemu Athana, wyprostował się nagle, jakby na siłę starając
się wyglądać godnie. Tismaneanu miał ochotę rzucić mu pogardliwy uśmiech, dając
do zrozumienia, że na nic to udawanie, lecz uznał, że to niestosowne, poza tym
mogło go odstraszyć.
— Athanasius
Tismaneanu — przedstawił się łagodnie, acz stanowczo, wyciągając do
nieznajomego dłoń. — Miło mi poznać.
— Antony de Clare
— odparł młodzian nieco niepewnym głodem. — Mnie również miło poznać.
— Czyżby był pan
— zaczął, od razu przechodząc do rzeczy — niedawno poznanym przyjacielem mojego
szlachetnego druha, którego mamy nieszczęście dziś żegnać? Proszę wybaczyć
dosadną szczerość, lecz widzę pana po raz pierwszy i od razu wzbudziło moje
zainteresowanie; wszak jestem wieloletnim przyjacielem tej rodziny i zdawało mi
się, że znam tu już wszystkich. Pan musiał mi jednak umknąć.
— W rzeczy samej
— odparł, uśmiechając się nerwowo i przelotnie. — Poznałem pana Elijaha
stosunkowo niedawno. On… on bardzo mi pomógł, kiedy najbardziej tego
potrzebowałem.
— Cały Elijah —
westchnął Athan ze smutkiem. — Zawsze był bardzo szlachetny. Nie chciał czynić
nikomu krzywdy, za to radował się, gdy dostawał możliwość pomocy biednym.
Rudowłosy
młodzian pokiwał gorliwie głową, upijając łyk wody z kieliszka, który cały czas
dzierżył w dłoni. Athanasius przyjrzał się mężczyźnie spod zmrużonych powiek.
Był młodym wampirem, to nie ulegało wątpliwości. A skoro pojawił się na
pogrzebie Elijaha, to mogło oznaczać tylko jedno.
— Jak rozumiem,
Elijah był pana Stwórcą? — spytał uprzejmie.
Rudowłosy odchrząknął, raz jeszcze upił łyk wody.
— Tak, w rzeczy
samej…
— To zawsze
wielka strata, stracić swego Stwórcę — powiedział łagodnym tonem, uśmiechając
się smutno. — Więź między wampirem i jego Stwórcą jest niepowtarzalna, dlatego
taka strata zawsze bardzo boli. Musi boleć.
Młodzieniec zacisnął usta, spoglądając gdzieś w bok.
— Nie mogłem
uwierzyć, gdy usłyszałem, że… że pan Elijah… że on…
— Nikt z nas nie
mógł uwierzyć. Ja, prawdę mówiąc, nadal nie mogę.
Przez chwilę
stali w ciszy, powłócząc wzrokiem po zapełnionej sali muzycznej. Athanasius
mimowolnie odszukał Arię, która cały czas krzątała się obok baru. Mimo to
spłoszyła się delikatnie, gdy dostrzegła, że ją obserwuje. Wampirowi przeszło
nawet przez myśl, że być może podsłuchiwała, lecz nie miał podstaw, by ją o to oskarżać.
— Kiedy dokładnie
został pan przemieniony? — spytał uprzejmie, zwracając się do młodzieńca. —
Oczywiście jeśli można spytać.
— Prawie dwieście
lat temu — wyznał. — Byłem wtedy głupcem, który myślał, że pozna największą
tajemnicę świata, jaką jest istnienie wampirów. Myślałem, że rozpowiem o tym
światu i będę dzięki temu znany. Ale byłem wtedy młody, prawie bezdomny, bez
grosza przy duszy. Chciałem zarobić na sprzedawaniu tajemnic dotyczących
krwiopijców. Jeszcze wtedy istnieli łowcy i oni najchętniej kupowali takie
doniesienia. Jednak pan Elijah wziął mnie podstępem i nawet się nie
zorientowałem, kiedy zostałem pojmany przez wampira. Byłem pewien, że zechce
mnie zabić, ale on wymyślił zupełnie coś innego. Pomógł mi. Pozwolił zaufać. A
potem… potem poprosiłem go, żeby mnie przemienił. Odmówił — mruknął ponuro, jak
gdyby to wspomnienie było dla niego bardzo bolesne. — Tłumaczył, że żywot
wampira wcale nie jest tak fascynujący, jak mi się wydaje; że jest dużo
bardziej niebezpieczny. Ale wciąż nalegałem, błagałem go o to. Aż w końcu się
zgodził. Byłem mu wierny, choć nie zawsze. Gdy już poczułem, że wiem dość o
życiu wampira, uznałem, że jestem gotów na samotną tułaczkę. Opuściłem swojego
Mistrza, aby… — Młodzieniec zawiesił się na moment. — Aby już nigdy go nie
zobaczyć…
Athanasius
pokiwał w milczeniu głową. Było mu żal tego chłopaka, zwłaszcza że z największą
pewnością łączyła go z Elijahem bardzo silna więź. Rzadko się zdarzało, by
wampiry pomagały śmiertelnikom, zamiast od razu ich zabijać lub przemieniać.
Lecz jego przyjaciel zawsze był inny, zawsze wychodził poza schemat.
— Samotna
tułaczka — odezwał się niespodziewanie Athanasius — i myśl, że wiecie i możecie
już wszystko, jest chyba domeną was — młodych.
Uśmiechnął się
smutno, w oczywisty sposób mając na myśli Arię. Miał nadzieję, że o ile
rzeczywiście podsłuchiwała, wyraźnie usłyszała to jedno zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz