ROZDZIAŁ 7

 ATHANASIUS

Uspokoił się, gdy Aria nie zaczęła się z nim kłócić, przekonywać go, że nie jest małą dziewczynką i sama wie, co jest dla niej najlepsze. Znał ją zbyt dobrze, by się o nią nie martwić, dlatego poczuł rozkoszną ulgę rozlewającą się po jego ciele. I choć to uczucie momentalnie wyparowało, przegonione przez ciążące na piersi smutek, gniew i niepokój, był szczerze dumny, że Aria wysłuchała jego rad. Bo choć wampirzyca bywała porywcza, nie brakowało jej rozsądku, inteligencji i swoistego instynktu samozachowawczego.

Czyli czegoś, czego nie ma banda tamtych idiotów, pomyślał pogardliwie.

Z zamyślenia wyrwało go pytanie Arii dotyczące jednego z gości, których Athanasius wcześniej nie dostrzegł. Młody rudowłosy mężczyzna stał w pobliżu wdowy, bacznie obserwując zarówno ją, jak i tych, którzy tłumnie zaczęli składać jej kondolencje. Athan zmarszczył brwi; nie kojarzył tego wampira, poza tym dziwił go fakt, że goście podchodzili również do niego, aby wyrazić swój żal po stracie Elijaha. Wpierw pomyślał, że to być może syn zmarłego, lecz Athanasius znał całe potomstwo przyjaciela, poza tym nie byli do siebie zbyt podobni. Ewentualnie był to jeden z jego „nabytków”, z którym musiał mieć wyjątkowo bliskie relacje. Dlaczego? Athan postanowił sobie, że jak tylko zdarzy się pasująca okazja, zapozna się z tym tajemniczym nieznajomym.

Drgnął, gdy Aria szepnęła, że musi wyjść. Zaniepokoił się jej stanem, bo wyraźnie posmutniała. Jednak nie zdążyła choćby wstać z fotela, kiedy do ich uszu dotarł jakże charakterystyczny pisk. Ich oczom ukazała się wysoka, szczupła blondynka o starannie ułożonych lokach sięgających jej do ramion oraz obcisłej czarnej sukience, która wręcz nieprzyzwoicie podkreślała jej kobiece, dorodne kształty. Idealnie biały uśmiech wyśmienicie pasował do perlistego śmiechu, jaki wybrzmiał w geście największej radości.

Z nieukrywanym rozbawieniem obserwował, jak Anna Novak wita się z Arią zupełnie tak, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Mimo to obie się przy tym krzywiły na tyle, że ich prawdziwe, jakże chłodne relacje, były aż nadto widoczne. Nie miał pojęcia, jaka była tego przyczyna, ale ani myślał w to wnikać. Jeśli długowieczność go czegoś nauczyła, to właśnie tego, by nie wtrącać się w relacje dwóch kobiet.

— Anno — powiedział w geście powitania, ujmując delikatnie wyciągniętą dłoń i składając na niej delikatny pocałunek. — Swym wdziękiem i urodą musiałaś uwieść nawet sam czas. Wyglądasz nadzwyczaj pięknie.

Wampirzyca zachichotała jak nastolatka, po czym zwróciła się do Arii. Athan natychmiast pomyślał, że nie wypadało odejść w tak ciekawym momencie — ich rozmowa mogła skończyć się rękoczynami, a Athanasius czuł się w obowiązku przywołać je do porządku. Poza tym ta wymiana zdań mogła być nader interesująca i zabawna.

— Jak tam twoje podróże? Odkryłaś coś, czego ludzkość jeszcze nie wie? — spytała kpiąco.

Oho, pierwszy cios, pomyślał Athan, z uwagą przyglądając się obu paniom. Nie chciał tego przyznać nawet przed sobą, ale gdyby choć na chwilę mógł zedrzeć z siebie pokłady kultury, opanowania i wewnętrznych zasad, chętnie dołączyłby do drwienia z pasji podróżowania. A jednak wcale nie było mu do śmiechu, a fakt, że Aria wybrała obce lądy zamiast niego, niezmiennie doprowadzał go do szału.

— Majowie składali w ofierze kobiety po trzydziestce, bo wierzyli, że starsze panie przynoszą pecha.

Włożył wiele wysiłku, by nie parsknąć śmiechem na tę odpowiedź Arii. Doskonale wiedział, do czego piła jego mała była podopieczna. Wiedziała to także Anna, która momentalnie wykrzywiała swoją śliczną buźkę w nieładnym grymasie pełnym gniewu. Na moment straciła nad sobą panowanie, lecz ta słabość trwała tylko chwilę. Już po chwili Anna zbliżyła się do niego i objęła go delikatnie w talii, opierając głowę na ramieniu. Athan uśmiechnął się pod nosem, zerkając kątem oka na wtuloną pannę Novak, która najwyraźniej postanowiła go wykorzystać jako swoją broń. A Athanasius nie zamierzał protestować.

— Nie sądziłam, że ktoś tak nowoczesny jak ty wierzy w takie nonsensy — zaszczebiotała złośliwie Anna. — Cóż, my z Athanasiusem mamy zgoła inne poglądy. Lubujemy się w pielęgnowaniu naszych tradycji. Prawda, mój miły?

— Jak zawsze masz rację, droga Anno — odparł uprzejmie Athanasius, wprost nie mogąc się powstrzymać od rzucenia w stronę Arii przeciągłego, znaczącego spojrzenia. Chciał, by młoda wampirzyca odczuła cały ciężar tego gestu i by zrozumiała wszystkie zaszyfrowane w nim treści.

Zrozumiała i to w pełnych stu procentach. Athan obserwował, jak drobna, delikatna twarz Arii ściąga się w grymasie ogromnego gniewu. W oczach zalśniły złowieszcze błyski, a usta z trudem wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. Była wściekła, potwornie wściekła i choć Athanasius wiedział, że to w złym guście doprowadzać damę do takiego stanu z czystej złośliwości i pragnienia zemsty, wprost nie mógł się powstrzymać, by nie wykorzystać okazji, jaką dała mu Anna.

Był skrzywdzony. Zraniony. Porzucony i zapomniany przez tą, którą wybrał jako swoją towarzyszkę życia. Nie mógł jej tego zapomnieć. Nie chciał jej tego zapomnieć i podskórnie pragnął przypominać jej o jej winie z każdą możliwą okazją.

Aria jednak i tym razem go nie zawiodła, bo zamiast rzucić się na Annę z pazurami, wyprostowała się dumnie, dając do zrozumienia, że jest ponad te uszczypliwości. Po chwili odchrząknęła cicho — a Athan mógłby przysiąc, że usłyszał w tym kaszlnięciu słowo „suka” — przeprosiła grzecznie, wytłumaczyła się suchością w gardle i ruszyła w stronę baru. Oboje z Anną obserwowali ją w milczeniu, lecz wkrótce i panna Novak go opuściła. Athan wiedział, że osiągnęła już swój cel, jakim było doprowadzenie Arii do furii, więc nic tu po niej.

Dla Athana ten obrót spraw ułożył się bardzo korzystnie. Pozbawiony balastu w postaci tych dwóch wściekłych pań, mógł zainteresować się stojącym w kącie rudym młodzieńcem. Wciąż rozglądał się niepewnie dookoła, a gdy zauważył zmierzającego ku niemu Athana, wyprostował się nagle, jakby na siłę starając się wyglądać godnie. Tismaneanu miał ochotę rzucić mu pogardliwy uśmiech, dając do zrozumienia, że na nic to udawanie, lecz uznał, że to niestosowne, poza tym mogło go odstraszyć.

— Athanasius Tismaneanu — przedstawił się łagodnie, acz stanowczo, wyciągając do nieznajomego dłoń. — Miło mi poznać.

— Antony de Clare — odparł młodzian nieco niepewnym głodem. — Mnie również miło poznać.

— Czyżby był pan — zaczął, od razu przechodząc do rzeczy — niedawno poznanym przyjacielem mojego szlachetnego druha, którego mamy nieszczęście dziś żegnać? Proszę wybaczyć dosadną szczerość, lecz widzę pana po raz pierwszy i od razu wzbudziło moje zainteresowanie; wszak jestem wieloletnim przyjacielem tej rodziny i zdawało mi się, że znam tu już wszystkich. Pan musiał mi jednak umknąć.

— W rzeczy samej — odparł, uśmiechając się nerwowo i przelotnie. — Poznałem pana Elijaha stosunkowo niedawno. On… on bardzo mi pomógł, kiedy najbardziej tego potrzebowałem.

— Cały Elijah — westchnął Athan ze smutkiem. — Zawsze był bardzo szlachetny. Nie chciał czynić nikomu krzywdy, za to radował się, gdy dostawał możliwość pomocy biednym.

Rudowłosy młodzian pokiwał gorliwie głową, upijając łyk wody z kieliszka, który cały czas dzierżył w dłoni. Athanasius przyjrzał się mężczyźnie spod zmrużonych powiek. Był młodym wampirem, to nie ulegało wątpliwości. A skoro pojawił się na pogrzebie Elijaha, to mogło oznaczać tylko jedno.

— Jak rozumiem, Elijah był pana Stwórcą? — spytał uprzejmie.

Rudowłosy odchrząknął, raz jeszcze upił łyk wody.

— Tak, w rzeczy samej…

— To zawsze wielka strata, stracić swego Stwórcę — powiedział łagodnym tonem, uśmiechając się smutno. — Więź między wampirem i jego Stwórcą jest niepowtarzalna, dlatego taka strata zawsze bardzo boli. Musi boleć.

Młodzieniec zacisnął usta, spoglądając gdzieś w bok.

— Nie mogłem uwierzyć, gdy usłyszałem, że… że pan Elijah… że on…

— Nikt z nas nie mógł uwierzyć. Ja, prawdę mówiąc, nadal nie mogę.

Przez chwilę stali w ciszy, powłócząc wzrokiem po zapełnionej sali muzycznej. Athanasius mimowolnie odszukał Arię, która cały czas krzątała się obok baru. Mimo to spłoszyła się delikatnie, gdy dostrzegła, że ją obserwuje. Wampirowi przeszło nawet przez myśl, że być może podsłuchiwała, lecz nie miał podstaw, by ją o to oskarżać.

— Kiedy dokładnie został pan przemieniony? — spytał uprzejmie, zwracając się do młodzieńca. — Oczywiście jeśli można spytać.

— Prawie dwieście lat temu — wyznał. — Byłem wtedy głupcem, który myślał, że pozna największą tajemnicę świata, jaką jest istnienie wampirów. Myślałem, że rozpowiem o tym światu i będę dzięki temu znany. Ale byłem wtedy młody, prawie bezdomny, bez grosza przy duszy. Chciałem zarobić na sprzedawaniu tajemnic dotyczących krwiopijców. Jeszcze wtedy istnieli łowcy i oni najchętniej kupowali takie doniesienia. Jednak pan Elijah wziął mnie podstępem i nawet się nie zorientowałem, kiedy zostałem pojmany przez wampira. Byłem pewien, że zechce mnie zabić, ale on wymyślił zupełnie coś innego. Pomógł mi. Pozwolił zaufać. A potem… potem poprosiłem go, żeby mnie przemienił. Odmówił — mruknął ponuro, jak gdyby to wspomnienie było dla niego bardzo bolesne. — Tłumaczył, że żywot wampira wcale nie jest tak fascynujący, jak mi się wydaje; że jest dużo bardziej niebezpieczny. Ale wciąż nalegałem, błagałem go o to. Aż w końcu się zgodził. Byłem mu wierny, choć nie zawsze. Gdy już poczułem, że wiem dość o życiu wampira, uznałem, że jestem gotów na samotną tułaczkę. Opuściłem swojego Mistrza, aby… — Młodzieniec zawiesił się na moment. — Aby już nigdy go nie zobaczyć…

Athanasius pokiwał w milczeniu głową. Było mu żal tego chłopaka, zwłaszcza że z największą pewnością łączyła go z Elijahem bardzo silna więź. Rzadko się zdarzało, by wampiry pomagały śmiertelnikom, zamiast od razu ich zabijać lub przemieniać. Lecz jego przyjaciel zawsze był inny, zawsze wychodził poza schemat.

— Samotna tułaczka — odezwał się niespodziewanie Athanasius — i myśl, że wiecie i możecie już wszystko, jest chyba domeną was — młodych.

Uśmiechnął się smutno, w oczywisty sposób mając na myśli Arię. Miał nadzieję, że o ile rzeczywiście podsłuchiwała, wyraźnie usłyszała to jedno zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^