ROZDZIAŁ 84

 ARIA

  Wiedziała, co ją czeka, gdy tylko otworzyła oczy i zorientowała się, że jest sama. Czuła się jak śmieć, jak jeden z gratów pozostawiony w ciemnym, ciasnym schowku. Zapomniana i zakurzona nie była już nikomu do niczego potrzebna i nawet nie zauważono by, że jej nie ma. Z trudem powstrzymując łzy wstała powoli z sofy, która zapewne pamiętała lepsze czasy, szukając wzrokiem koszuli nocnej. Leżała w kącie zbrukana poczuciem winy Athanasiusa, którym zapewne teraz się zadręczał, a co będzie skutkowało jego obojętnością wobec niej. Im bardziej się do siebie zbliżali tym bardziej on później się bronił, rozbudowując mur między nimi, by zagrodzić jeszcze bardziej dostęp do swego serca. Prawdopodobnie na całym bożym świecie nie było już niczego, co mogłoby ich połączyć i co sprawiłoby, że mężczyzna zdecydowałby się dać im drugą szansę. Nie miała do niego żalu, ale chociaż dobrze wiedziała jakie będą konsekwencje ich wspólnej nocy, nie potrafiła się wtedy powstrzymać. Zbyt długo dusiła w sobie wszystkie uczucia i pragnienia, a gdy w końcu znalazły ujście i spełnienie, musiała liczyć się z tym, że stały się początkiem końca, zapalnikiem bomby atomowej zwanej inaczej złamanym sercem. Podwójnie złamanym sercem.

  Opuściła schowek uważając bardzo, by nikt z domowników jej nie zauważył, zwłaszcza Athan lub co gorsza Ishmael. Była pewna, że gdyby tylko mógł, to spaliłby ją na stosie tak, jak niegdyś palono wiedźmy w Salem. Przypominając sobie wszystko to, co działo się między nimi w nocy, wszystkie te niecierpliwe pocałunki, przyspieszone oddechy i gorący gotyk, nie żałowała ani chwili. Nawet jeśli był to ich ostatni raz, ostatnie wspólne chwile, warto było przeżyć to ponownie. Oddałaby własna dusze, gdyby tylko ktoś zechciał podarować jej jeszcze kilka sekund z Athanasiusem, kilka chwil w jego ramionach.

  Przez większą część dnia unikała wszystkich domowników, starając się przeczekać najgorsze. Łudziła się, że gdy mężczyzna ochłonie, to wszystko wróci do normy i będą mogli porozmawiać o tym, co zaszło. Kiedy tylko dostrzegła jego spojrzenie, którym obdarzył ją w pokoju Jehanne uleciała z niej wszelka nadzieja. Wiedziałam, kurwa, że tak będzie, a mimo to cholernie mnie to boli. Nie mogła znieść jego obojętnego, a wręcz pogardliwego spojrzenia. To, co usłyszała sprawiło, że na moment zapomniała, jak bardzo go kocha. W tej jednej krótkiej chwili czuła do mężczyzny jedynie nienawiść. Minął ją i ruszył w swoja stronę, jakby była nieznajomą, która pomyliła drogę i zagadnęła go na ulicy w tłumie przechodniów. Niby wskazał jej kierunek, ale tak naprawdę między słowami kazał jej po prostu spływać. Wpatrywała się w jeden punkt i stała bez ruchu tak długo aż wampir zniknął za zakrętem korytarza. Nie odezwała się ani słowem i nie próbowała też zatrzymać go, bo i po co? To co było między nimi kiedykolwiek już się skończyło i nie było sensu próbować choćby zrozumieć tego, co kierowało jej Stwórcą, który po raz kolejny podjął decyzję za nich oboje.

  Aria postanowiła, iż usunie z posiadłości Athanasiusa wszelkie ślady swojej obecności. Miało być tak, jakby nigdy jej tutaj nie było. Spakowała zatem wszystkie rzeczy łącznie z pościelą, by nie pozostawić nawet swojego zapachu. Niedokończone obrazy i płótna zniszczyła i zapakowała do foliowych worków podobnie jak farby i pędzle. Wyszorowała łazienkę, opróżniła biblioteczkę w salonie oraz skrzynkę z ziołami w kuchni. Zajrzała w każdy kącik byle tylko nie zapomnieć o niczym, co mogłoby komukolwiek przypominać, że ktoś taki jak Aria Vasco kiedykolwiek mieszkała w tym domu. Tak będzie lepiej dla Athana, gdy nie będzie musiał oglądać nic, co przypominać mu będzie o jej obecności. Podobno najgorzej jest być nikim dla kogoś, to jest dla ciebie wszystkim. Tak było również w przypadku wampirzycy, która oddała całą siebie mężczyźnie, który nie był na to gotowy. Najstraszniejsza ze wszystkiego jest świadomość niespełnionej miłości – na tym polega piekło.

  Kiedy wszystko było już uprzątnięte udała się do sypialni Jehanne, aby się z nią pożegnać.

   — Mogę wejść? Tylko na chwilkę — obiecała, posyłając jej delikatny uśmiech. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do łóżka, na którym siedziała dziewczyna. Nadal była spłoszona i zagubiona, ale Aria dostrzegła blask w jej oczach, blask, którego wcześniej nie widziała. Rudowłosa odzyskiwała chęć do życia, a nawet trochę rumieńca na policzkach.

  — Muszę stąd odejść i chciałam się z tobą pożegnać. Wiem, że praktycznie się nie znamy, ale to nie zmienia faktu, iż życzę ci jak najlepiej. Jesteś w dobrych rękach, Athanasius zaopiekuje się tobą jak nikt inny i szybko wrócisz do pełni sił — powiedziała układając delikatnie dłoń na ręce dziewczyny. Wyczuła napięcie, ale nie cofnęła się.

  — Pamiętaj, że możesz to zwalczyć. Te wszystkie głosy w twojej głowie, które chcą wciągnąć cię w mroczną otchłań są tylko chwilowe i miną, a ty odzyskasz kontrolę nad sobą. Czytaj dużo książek i staraj się rozmawiać. Źle robisz, że siedzisz tutaj sama i milczysz — ścisnęła lekko jej dłoń i wstała, odsuwając się na kilka kroków, by zrzucić na moment z ramion kurtkę i unieść rękaw koszuli. Pokazała Jehanne swoje blizny po eksperymentach Blome'a i szepnęła:

  — Nie jesteś jedyną dziewczyną z ziemianki. Spójrz na mnie i wyobraź sobie, że byłam na twoim miejscu, siedziałam pod ziemią cztery lata nim udało mi się wydostać. Jeśli ja mogłam dojść do siebie, to ty również. Nie mów o tej rozmowie nikomu, dobrze? Po prostu nie daj się opanować demonom, walcz z nimi — spojrzała na nią po raz ostatni i odeszła. Skierowała się w stronę piwnicy, gdzie wcześniej zaniosła swoje rzeczy i przez tunel wydostała się do ogrodu. Obeszła oranżerię, by po raz ostatni popatrzeć na tą szklaną budowle i przypomnieć sobie jeszcze, jak to było, gdy ona i Athan nie szukali wymówek tylko byli ze sobą. Rozpłakała się dopiero, gdy wsiadła do auta. Minęła dłuższa chwila nim uspokoiła się i ruszyła w stronę posiadłości Cavendishów. Chciała pomówić z Marisą, zwierzyć się jej i prosić o radę, ale nie chciała dawać jej kolejnego powodu do zmartwień, poza tym tam ciągle kręcił się Antony. Poczuła wibrację w kieszeni, więc sięgnęła po telefon i od razu odebrała, spodziewając się po drugiej stronie usłyszeć głos Matta.

  — Halo? Halo?! — powtórzyła kilka razy, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Dostrzegła, że komórka nie łapie sieci, więc zatrzymała auto przy drodze i wysiadła, by odnaleźć pole zasięgu i móc rozmówić się z policjantem. W Blickling zawsze były problemy z łącznością, więc Aria nie była zaskoczona, że i tym razem tak się działo. Bądź co bądź, nie zamierzała odpuszczać sprawy Elijaha i bardzo zależało jej na rozmowie z Mattem, by wspólnie mogli zająć się swoim wątkiem śledztwa.

   — Ledwo cię słyszę, cholera! Co mówisz? — nie dało się przeprowadzić normalnej rozmowy, dlatego też kobieta postanowiła od razu pojechać na posterunek. Odwróciła się z zamiarem wejścia do samochodu, a to co zobaczyła przy drzwiach zmroziło jej krew w żyłach. Nie była w stanie się poruszyć, nie była w stanie oddychać. Ogarnął ją paraliżujący strach i nagła niemoc, jakby jej stopy przyklejone były do ziemi i zalane betonem.

  — Tęskniłaś za mną? — to były ostatnie słowa, które usłyszała. Później była już tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^