ROZDZIAŁ 77

 ATHANASIUS

     W milczeniu obserwował, jak Aria przejmuje stery nad opieką, oferując dziewczynie ziołowe herbatki, przedstawiając się i odradzając jakiekolwiek próby ucieczki. Robiła to wszystko za szybko, nie dając Jehanne ani chwili wytchnienia. Przerażone dziewczę ledwie wydostało się z jednego więzienia, a już trafiło do drugiego. Znajdowała się w nieznanym pomieszczeniu pośród zupełnie obcych jej wampirów — to musiało być dla niej bardzo trudne. Poza tym nie miała pojęcia, czy mogła im ufać. Mogła podejrzewać, że Athan pracował dla Blome’a, a ta cała akcja ratownicza była tylko grą aktorską, która miała ją choć trochę odciążyć psychicznie, aż z czasem wpędzić w syndrom sztokholmski. Jehanne cały czas bała się, że krzywda, która ją spotkała, niebawem się powtórzy, dlatego należało się obchodzić z dziewczyną bardzo ostrożnie. Aria, ze swoim ognistym temperamentem, natychmiast przechodziła do rzeczy — już tak miała i Athan teoretycznie nie powinien jej za to winić. Zdawał sobie też sprawę, że żadne z nich nigdy nie było w podobnej sytuacji i nie potrafiło sobie w pełni wyobrazić, co czuła Jehanne.

     I na tym właśnie polegał problem. Athanasius wiedział, jak ją wyleczyć, aby stała się sprawna fizycznie. Ale nie miał pojęcia, co zrobić, by jej psychika wróciła do normy. Jednak biorąc pod uwagę, że oprawcą rudowłosej był mężczyzna, być może obecność Arii jako kobiety nieco podniesie ją na duchu. Nawet mimo że jej gwałtowne i dosadne reakcje mogły być niewskazane, przynosząc skutek odwrotny od zamierzonego.

     Propozycja Arii, by dać dziewczynie odpocząć, była dobrym pomysłem. Wstał powoli, ostatni raz spoglądając na swoją niespodziewaną podopieczną.

     — Zostawimy drzwi otwarte — powiedział, uśmiechając się delikatnie, aby dodać jej otuchy. — Możesz się swobodnie poruszać po domu. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, wystarczy, że wyjdziesz z sypialni i wychylisz się za balustradę: będziemy na dole, od razu nas zobaczysz. Teraz odpoczywaj.

     Nie chciał zamykać jej w pokoju; zapewne wszelkie zamknięcia bardzo źle się jej kojarzyły, a Athanasius w każdy możliwy sposób starał się jej przekazać, że była wolna. Mimo to i tak istniała obawa, że zechce uciec. Teoretycznie nie mogli jej tego zabronić, ale ze względu na jej stan — zarówno fizyczny i psychiczny — woleli tego uniknąć. Poza tym oni sami w pewnym sensie się ukrywali, dlatego Ish zabezpieczył posiadłość. Tismaneanu ignorował przy tym fakt, że Aria jakimś sposobem tu weszła. Mieszkała tu tyle lat, że całe domostwo znała na wylot i Athan nie wątpił, że znalazła jakieś wejście, o którym Ishmael nie tyle nie pomyślał, co zwyczajnie go nie znał. Gdyby zaś Jehanne chciała wyjść na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem, Athanasius zamierzał jej to natychmiast umożliwić.

     Sam nie wiedział, dlaczego aż tak się przejmował tym dzieckiem, choć gdy jeszcze siedział w tamtej sypialni, przyglądając się śpiącej dziewczynie, mimowolnie nachodziły go myśli, że chciałby jej pomóc i ustrzec się błędów, które popełnił w przypadku Arii. Ich relacje były zbyt skomplikowane, by można było je jakkolwiek naprawić, a przecież coś podobnego nie powinno spotykać Stwórcy i Stworzonej, zwłaszcza że łączyła ich tak specyficzna i silna więź. Athan naturalnie nie stworzył Jehanne, lecz uwolnienie jej ze szponów Blome’a wszczepiło w niego poczucie odpowiedzialności za tę dziewczynę. I być może dlatego tak bardzo się martwił, czy zdoła jej w ogóle pomóc.

     Jeśli zechce z nim zostać, choćby przez chwilę, miał nadzieję, że nie zniszczy tego tak, jak zrobił to z Arią.

     Wiedział, że wychodząc na zewnątrz, jego Stworzona natychmiast go zaatakuje. Nie pomylił się, wzdychając z narastającym zmęczeniem. Na tym właśnie polegał ich wzajemny problem — oboje byli zbyt uparci, przez co nawet nie próbowali zrozumieć drugiej strony. Ugranie kompromisu w tak patowej sytuacji nie było łatwe, ale musieli spróbować. Choć Athan sam sobie się dziwił, że miał na to jakiekolwiek nadzieje.

     — Nie krzycz na schodach — mruknął, spoglądając na nią karcąco. — Po ostatnim Jehanne dostała ataku szału. Porozmawiajmy na dole.

     Przeszedłszy do salonu, odetchnął głęboko, nadal nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić. Na pewno powinien powiadomić o wszystkim Matta. Wprawdzie podzielili się obowiązkami i Blomem miał się zająć Athan, ale informacja o tym, że ten psychopata przetrzymywał kogoś w piwnicy, powinna być istotna — podobnie zresztą jak ciekawostka dotycząca Leny Goodburg, jakoby była eksżoną Blome’a. Athanasius zastanawiał się, po której stronie stała. Szukała swojego dawnego małżonka, aby mu pomóc, czy wprost przeciwnie?

     — A teraz uspokój się — powiedział, spoglądając na Arię twardo — i oboje spróbujmy się wzajemnie zrozumieć. Bez emocji, krzyków i oskarżeń, Ario, chociaż raz. Nie uważam, byś była bezużyteczna i dobrze wiesz, że nigdy tak o tobie nie myślałem — zaczął powoli, starając się zachować spokój. — Dobrze, masz rację, źle zrobiłem, że nie powiedziałem ci o swoich planach — przyznał cicho — ale gdybym to zrobił, i tak bym cię poprosił, byś za mną nie jechała. I oboje wiemy, że byś nie posłuchała — dodał z krzywym, smutnym uśmiechem. — Rozmawiając z Mattem, poprosił mnie, bym sprawdził jeden trop dotyczący Blome’a. To bardzo niebezpieczny człowiek. Spójrz, co zrobił tej dziewczynie — wskazał ręką gdzieś w górę, mniej więcej tam, gdzie znajdowała się sypialnia Jehanne. — Ario — westchnął, lekko podnosząc głos — czy to naprawdę tak dziwne, że staram się cię ochronić? Przecież wiesz, jak bardzo się o ciebie boję! Przecież…

     …cię kocham…

     Spanikował, gdy sobie uświadomił, z jaką łatwością te dwa słowa prześlizgnęły się przez jego myśli, o mało co nie trafiając na język. Zupełnie oniemiały, na chwilę stracił rezon, nerwowo unikając oczekującego spojrzenia Arii. Starając się uspokoić, przymknął oczy, marszcząc brwi. Emocje, które w nim buzowały, coraz śmielej dawały o sobie znać i Athanasius bał się, że lada moment wyrządzą ogromne szkody.

     Raz jeszcze odetchnął, zastanawiając się, na czym przerwał swoją przemowę. Nie będąc w stanie sobie przypomnieć, przeszedł do meritum.

     — Blomem chcę się zająć sam — odparł stanowczo. — Jednak masz rację, nie mam żadnego prawa zabraniać ci dociekania prawdy na temat śmierci naszego przyjaciela. Muszę skontaktować się z Mattem, wszystko mu opowiedzieć, lecz jeśli zechcesz, możesz mu pomóc po jego stronie. Możesz też tu zostać i zaopiekować się Jehanne. Gdy wydobrzeje, być może będzie nam w stanie powiedzieć coś więcej o swoim oprawcy. W innym wypadku powierzę to zadanie Ishmaelowi. Nie patrz tak dziwnie — mruknął — wbrew temu, co o nim myślisz, to bardzo odpowiedzialny człowiek. Mam do niego pełne zaufanie i wiem, że podoła.

     Zamilkł na moment, zastanawiając się, w jakie słowa ubrać to, nad czym się tak zastanawiał. Nie oczekiwał, że Aria zrozumie jego obawy. Zawsze była tak dumna, odważna i niezłomna i nakazanie jej, aby chowała głowę w piasek, było równoznaczne z napluciem jej w twarz. Mimo to musiał spróbować.

     — Nie mam żadnego prawa czegokolwiek ci narzucać i o nic cię prosić — odezwał się po dłuższej chwili — a mimo to błagam cię, byś nie podejmowała się samotnego tropienia Blome’a. Nie wątpię, że byłabyś w stanie sobie z tym poradzić w pojedynkę, ale nie chcę ryzykować, że mogłoby ci się coś stać. I może to jest właśnie to protekcjonalne zachowanie, o którym mówisz — mruknął ponuro, na moment spuszczając wzrok — i może zdążyłaś o tym zapomnieć przez lata naszej rozłąki, ale…

     Jakiś cichy, ledwie wyraźny głos z tyłu głowy podpowiadał mu, by nie wypowiadać tych słów.

     — Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu — orzekł powoli, spoglądając na nią niespokojnie. — Nie tylko dlatego, że jesteś moją Stworzoną. Oboje o tym wiemy. Jestem zdesperowany i nie pozwolę, by choć włos spadł ci z głowy. Bez względu na to — dodał cicho — czy mi na to pozwolisz, czy nie.

     Zastanawiał się, czy potraktuje to poważnie. Czy uzna, że to było tylko czcze gadanie, które nie miałoby żadnego pokrycia w praktyce? Czy jednak mu uwierzy i zrozumie, że był gotów dosłownie na wszystko, żeby ją ochronić, nawet jeśli miałby to robić wbrew jej woli?

     — Na razie i tak musimy zostać tutaj — odparł głośniej, przywracając swój obojętny wyraz twarzy. — A ty, skoro już się tu dostałaś, masz dwie opcje. Albo znajdujesz Matta i trzymasz się jego, albo zostajesz tutaj ze mną i robisz, co mówię. Nie zamierzam cię odsuwać — dodał szybko, widząc, że Aria zamierza protestować — ale mamy duży kłopot, rozumiesz? Blome być może zechce zrezygnować z poszukiwań tego kogoś, na kimś chce się mścić, żeby zająć się mną. Poza tym jest jeszcze ta dziewczyna i cała masa innych kłopotów, którymi muszę się zająć. Chcesz pomóc? — spytał na wydechu. — To pomóż. Ale bez wariacji, bez swawoli i poczucia, że jesteś nietykalna. Tylko tyle od ciebie wymagam. Bo, żeby była jasność — dodał nagle — gdyby to miało zależeć wyłącznie ode mnie, nie pozwoliłbym ci się zbliżać do tej sprawy. Ale tego się zapewne domyślasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^