ARIA
Wpatrywała się w
wampira szeroko rozwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie
usłyszała. Zaczęła panikować, oczywiście zachowując to dla siebie, bo nie
chciała dać Athanowi kolejnego powodu do zmartwień. Niezwykle uwierało ją to,
że mężczyzna uparcie cały czas traktuje ją, jak dziecko i w kółko powtarza, że
się o nią martwi, jakby to była jego mantra. Potrafiła zatroszczyć się sama o
siebie, chociaż pochlebiało jej i doceniała to, że jest dla niego ważna. Aria
jednak odnosiła wrażenie, że chronienie jej przed całym światem było jego
obsesją. Głównie dlatego się rozstali. Ciężko było mu pojąć, że kobieta mogłaby
sama chcieć decydować o swoim losie i nawet jeśli przy tym się sparzy, to
dobrze, bo zyska doświadczenie i nauczy się życia.
Vasco nie chciała
dyskutować na temat dotyczący Blome'a, bo obawiała się iż powie coś, co mogłoby
naprowadzić Athana na to, że i ona miała z nim styczność i jeszcze nie tak
dawno temu była na miejscu rudowłosej dziewczyny. Jej przerażający krzyk
rozdarł powietrze i nieprzyjemna atmosferę między nimi. Athanasius od razu
popędził, by ją uspokoić, a Aria i Ish stali w drzwiach przyglądając się
wszystkiemu. Wampirzyca była przerażona faktem, iż jej Stwórca mógłby
kiedykolwiek dowiedzieć się o tym, co spotkało ją z ręki szaleńca. W tej małej
przybłędzie widziała siebie i czuła jej ból, bo sama do dzisiaj nosiła blizny
po eksperymentach doktora. W głowie krążyła jej myśl, że to ona jest tą
kobietą, której szukał i którą chciał zabić, choć nie musiała wcale być jedyną
uciekinierką. Blome wiele razy opowiadał jej różne historie ze swojego życia,
gdy leżała na półprzytomna, a on pompował w nią kolejne hektolitry trucizny i
sprawdzał, jak na nią reagowała.
Aria odwróciła się
na pięcie i ruszyła korytarzem w głąb posiadłości. Ishamel podążał za nią
zacierając ręce i ciesząc się, że zdecydowała się odejść. Jakże był
rozczarowany, kiery skierowała się do kuchni zamiast do drzwi wyjściowych.
Usłyszała za plecami głośne westchnięcie na co uśmiechnęła się pod nosem.
— Przestań się dąsać
— rzuciła, zaczynając przeszukiwać kuchenne szafki w poszukiwaniu ziół.
Mężczyzna oparł się o stół i przyglądał się jej dłuższą chwilę w milczeniu.
— Czego szukasz?
Pragnę ci przypomnieć, że już tu nie mieszkasz i co nieco się zmieniło, nawet
jeśli potrafisz wpełznąć tu kanałami — wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Aria
uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Już nawet nie ukrywał niechęci do niej, co
w zasadzie jej odpowiadało, bo i ona nie musiała silić się na uprzejmości.
— Miałam tutaj
skrzyneczkę z ziołami. Uprawiałam je w oranżerii — odezwała się, ponownie
wciskając głowę do szafki pod kuchenką. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a
później szpukowanie w spiżarni. Wampir postawił na stole wspomnianą skrzyneczkę
posyłając jej przy tym drwiący uśmiech. Starała się nie zwracać na niego uwagi,
ale nie było to wcale łatwe, bo każdy jego najmniejszy gest bardzo ją irytował.
— Dlaczego w
zasadzie mnie nie lubisz? Tak poza tym, że według ciebie Athan źle się uczuje w
moim towarzystwie — zbiła go tym pytaniem z pantałyku. Dostrzegła zaskoczenie,
ale zamiast się tym chełpić, zaczęła przygotowywać napar z szałwii i rumianku
dla nowej podopiecznej Athanasiusa. Ishamel milczał, prawdopodobnie nie
potrafiąc znaleźć odpowiedzi.
— Słabo znasz swego
Stwórcę, jeśli nie dostrzegasz tego, że przy mnie jest mu dobrze. On sam nie
chce dopuścić do siebie myśli, że mógłby być szczęśliwy. Coś trzyma go na
uwięzi, jakieś dawne sprawy i dlatego tak się wiecznie spina i kontroluje. Nie
mówię, że znam go lepiej niż ty, ale jeśli jesteś zazdrosny, to nie masz
powodu. Dopuścił cię do interesów, uczynił wspólnikiem i ufa tobie, jak nikomu
innemu. Ja nigdy nie doznałam takiego luksusu z jego strony. Kształciłam się w
kierunku jego biznesu, by przejąć schedę. Byłam najlepsza na roku, pewnie
gdzieś tu są moje dyplomy. A jednak nie pozwolił mi nigdy zająć się firmą i
zbywał za każdym razem, gdy zaczynałam ten temat — wyjaśniła, rozcierając w
moździerzu listki, które następnie wrzuciła do małego imbryczka z koszykiem.
Zalała je wrzątkiem i dusiła chwilę pod przykryciem. Starannie pokroiła cytrynę
w plasterki i ułożyła na talerzyku, a później na tacy wraz z filiżanką.
— Przecież nie
jestem twoim wrogiem i również zależy mi na dobru Athana. — spojrzała na niego
i uśmiechnęła się lekko, a ku jej zaskoczeniu, on uczynił to samo. Najwyraźniej
faktycznie widział w niej konkurencję, a ta krótka pogadanka o zaufaniu
wyraźnie poprawiła mu humor i nieco rozluźniła.
— Pójdę do gabinetu
i zamówię dla niej ubrania i inne niezbędne rzeczy. Dobrze, by miała coś
swojego. Twoje koszulki nocne są zbyt frywolne, choć mi to nie przeszkadza w
żaden sposób, pewnie chciałaby być nieco bardziej zakryta. — zauważył i opuścił
kuchnie. Aria spoglądała przez chwilę w kierunku, w którym odszedł i sama
również chwyciła tacę i ruszyła ponownie do pokoju, w którym przebywała
nieznajoma wraz z Athanem.
Vasco zapukała do
drzwi i weszła nie czekając na pozwolenie. Rudowłosa dziewczyna wyraźnie spięła
się na jej widok, co wcale jej nie dziwiło.
— Przygotowałam wywar
z szałwii i rumianku. Wypij od razu dwie filiżanki, to postawi cię na nogi. —
zachęciła ją ruchem dłoni, by podeszła do stolika i usiadła na krześle. Jej
ruchy były niepewne, cały czas zerkała na Athana, jakby czekała na pozwolenie.
Gdy ten również podszedł do stolika, dopiero zajęła miejsce.
— Twój organizm jest
wyjałowiony i póki co nie powinnaś pić krwi. Gdyby ktoś zapytał mnie wcześniej
o zdanie, to bym mu to powiedziała, ale nasz wspólny przyjaciel jest niestety
uparciuchem i wszystko chce robić sam — mówiła niby do dziewczyny, ale w
rzeczywistości do Athana. Zerknęła na niego i kontynuowała.
— Mam na imię Aria,
a to jest Athanasius, ale możesz mówić mu Osioł. Ten taki ze skrzywioną gębą to
Ishamel. Właśnie kompletuje dla ciebie garderobę — wyjaśniła z lekkim
uśmiechem, zajmując miejsce na przeciw dziewczyny.
— Jak ci na imię? —
zwróciła się do rudowłosej, która ostrożnie sączyła podany przez Arię wywar.
Wampirzyca zauważyła lekki grymas na jej twarzy, dlatego poleciła, by dodała do
niego plasterek cytryny.
— Wiem, że to
okropne, ale uwierz mi, poczujesz się lepiej i nabierzesz kolorów. Teraz jesteś
bledsza od ściany — stwierdziła zaczesując za ucho opadające na twarz włosy.
Uśmiechała się cały czas pogodnie, chcąc dodać nieznajomej nieco otuchy. Sama
była w podobnej sytuacji jednak ona musiała radzić sobie sama, Athanasius nie
uratował jej niczym rycerz w lśniącej zbroi. Gdyby tylko wiedział... Aria nie
zamierzała mówić mu o tym. Nigdy. Wiedziała, jak to się skończy, że będzie się
zadręczał i obwiniał. Miała to już za sobą i gdyby nie sprawa Elijaha nawet by
o tym nie pomyślała. Długo zajęło jej przepracowanie traumy, ale w końcu się
udało i mogła cieszyć się wolnością umysłu, który nie był już skrępowany przez
Blome'a.
— Jehanne Devereaux
— usłyszała cichy lekko zachrypnięty głos. Dziewczyna spoglądała to na Vasco,
to na swojego wybawcę i na drzwi, zastanawiając się pewnie nad ucieczką.
— Nie radzę. Nie
poradzisz sobie sama w tym stanie — odezwała się Aria wiedząc dobrze, co czuje
Jehanne i że najlepiej schowała by się w jakąś ciasną norkę i nigdy już jej nie
opuszczała.
— Zostawimy cię w
spokoju. Odpocznij, wypij wywar i postaraj się wyciszyć. Wiem, że to trudne, ale
chociaż spróbuj — wampirzyca wstała powoli i dała znać Athanowi, by poszedł w
ślady za nią. Gdy opuścili sypialnię Aria przystanęła dopiero na szczycie
schodów i spojrzała na mężczyznę.
— Nie jestem
bezużyteczna i nie traktuj mnie protekcjonalnie — odezwała się, czując jak
ogarnia ją ogromny żal do Athanasiusa związany tym, w jaki sposób ją
potraktował i po raz kolejny podjął decyzję za nią.
— Nie masz prawa
odsuwać mnie od śledztwa — syknęła, wbijając w niego spojrzenie. Gdyby wzrok
mógł zabijać, to Athan padłby trupem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz