ATHANASIUS
— Dlaczego nie
zabrałeś jej po prostu do szpitala? Przecież masz tam znajomości. Pomogliby
jej, a ty miałbyś problem z głowy.
Athanasius z
coraz większym trudem znosił mądrości Ishmaela. Przyjaciel już od kilku godzin
raczył go podobnymi tekstami, tym samym wyraźnie okazując swoje niezadowolenie
zaistniałą sytuacją. Nie podobało mu się sprowadzenie do posiadłości kogoś
zupełnie obcego. Nie podobało mu się, że to właśnie Athan zapragnął się zabawić
w niańkę tej dziewczyny. Nie podobało mu się, że musieli zamknąć dom na cztery
spusty i nie podobało mu się, że jego Stwórca wciąż go ignorował.
A ignorował,
ponieważ starał się skupić na młodej dziewuszce, która leżała właśnie w łóżku
jednej z mniejszych sypialni w tym dworze. Gdy już jego sprzątaczka umyła to
dziewczę — co nie było prostym zadaniem — i przebrała ją w koszulę nocną Arii,
Athan wkruszył jej do krwi nieco środków nasennych, dzięki czemu teraz twardo
spała. Z jakiegoś powodu Tismaneanu nie był w stanie opuścić sypialni, chcąc
bezustannie czuwać nad swoją tymczasową podopieczną. Szczerze pragnął jej
pomóc, choć z tyłu głowy zdawał sobie sprawę, z czego to w większości wynikało.
Ta dziewczyna być może mogła mu powiedzieć coś więcej o Blomie… lecz nawet
jeśli się odważy, to z pewnością nie teraz. Dlatego Athan chciał zrobić
wszystko, by uratowana młódka jak najszybciej wróciła do zdrowia.
Zasiadłszy na
ziemi, oparł się o niski kredens, w ciszy obserwując śpiącą. Westchnąwszy
ciężko, mimowolnie przypomniał sobie dzień, w którym sprowadził tu Arię. Wszystko
przebiegało bardzo podobnie, niemal identycznie: ułożył ją w jednej z sypialni,
sam zaś trwał przy niej całe jedenaście godzin, bo tyle trwała jej przemiana.
Nie chcąc niczego przeoczyć ani zaniedbać, chciał widzieć moment, w którym jego
pierwsza Stworzona otwiera oczy i nabiera pierwszego oddechu w życiu po życiu.
Pamiętał, jak zerwał się z miejsca, podbiegł do niej i bardzo ostrożnie do
siebie przytulił, szepcząc uspokajająco, że wszystko będzie dobrze, a ona nie
musi się już niczym martwić.
Pamiętał, jak kilka godzin później odwiedziła
go Irina, wręczając mu listę wampirzych rodów, którzy mogli się podjąć opieki
nad Arią. Pamiętał jej szeroki, tryumfalny uśmiech, gdy oznajmił przyjaciółce,
że to nie będzie potrzebne, ponieważ zamierza zatrzymać Arię i wychować
najlepiej, jak tylko potrafi.
Do dziś się
zastanawiał, czy nie popełnił wtedy błędu. Czasami był pewien, że podjął
wówczas koszmarną w skutkach decyzję. Innym razem sądził, że postąpił w jedyny
właściwy sposób.
— Naprawdę sądzisz,
że masz mało kłopotów? — szeptał wściekle Ish. — Po cholerę dokładasz sobie
kolejnych? I co zamierzasz z nią zrobić, co? Zabrałeś ją spod nosa jakiemuś
psychopacie i sądzisz, że to się obejdzie bez echa? Kurwa, Athan, kiedy ty się
stałeś tak nieodpowiedzialny?
Choć gniew piekł
go od środka, słysząc tę drażniącą paplaninę przyjaciela, tutaj musiał przyznać
mu rację. Całe te poszukiwania, które zaprowadziły go do ziemianki w szklarni,
były bardzo lekkomyślne, a ich skutki mogły być opłakane. Dzięki temu
spektakularnemu przejęciu młodej wampirzycy, ściągnął na siebie gniew Blome’a,
tego wampira, którego zamknął w piwnicy i zapewne wielu innych z nim
współpracujących. Athan znajdował się w bardzo niebezpiecznym położeniu, przez
co szlag trafił całą dyskrecję. Teraz, choćby nawet nie chciał, musiał się
dowiedzieć, kto zabił Elijaha; to już nie była kwestia honoru, tylko własnego
życia.
Natychmiast
pomyślał, że tym lepiej, że Aria o niczym nie wie. I choć początkowo planował
zdradzić jej kilka informacji, teraz wcale nie zamierzał tego robić.
— Dom zabezpieczony?
— mruknął cicho, nawet nie patrząc na Ishmaela.
— Tak, zająłem
się wszystkim — odparł, wyjmując swoją komórkę i coś w niej sprawdzając. — Mam
tu widok z kamer, będę zerkać. Ale nawet gdyby ktoś się wokół pojawił, to i tak
nie dostanie się do środka.
Athan pokiwał w
zamyśleniu głową. Zastanawiał się, jak długo będzie musiał się tak chować. Na
pewno do czasu, aż wyleczy rudowłosą wampirzycę. Automatycznie na nią zerkając,
zadrżał na myśl, że to dziewczę miało wygląd nastolatki. Teraz, gdy była
wykąpana, przebrana i odświeżona, jej wyjątkowa uroda była wyraźnie
dostrzegana. Blada, delikatna twarz o łagodnych, iście dziewczęcych rysach
przywodziła na myśl porcelanową lalkę. Okalały ją falowane, gęste włosy koloru
ognia; pokryta nimi poduszka sprawiała wrażenie, jakby płonęła. Nos miała
drobny, wąski, leciutko zadarty na samym czubku, a nad górną wargą, zaraz o
prawej stronie, widniał pieprzyk wielkości pestki. Trudno było przejść obojętnie
obok takiej urody i tak samo trudno było sobie wyobrazić, że ktoś był zdolny to
biedne, młode dziewczę skrzywdzić.
— Odpowiesz mi na
któreś z pytań? — spytał niecierpliwie Ish, łypiąc na niego z wyraźnym
niezadowoleniem.
— Nie — odparł ze zmęczeniem w głosie. —
Proszę cię, abyś zszedł na dół i obserwował. Daj mi znać, gdyby coś cię
zaniepokoiło. Ja zostanę tutaj.
Na szczęście
Ishmael darował sobie swoje mądrości i narzekania. Przez chwilę stał przy
drzwiach, wbijając ponure spojrzenie w śpiącą kobietę. Zastanawiał się nad
czymś, przez chwilę nawet przez jego twarz przemknął cień zawahania, jakby
chciał coś powiedzieć. Ostatecznie zrezygnował, kiwnął lekko głową, po czym
wyszedł.
Athan raz jeszcze
głęboko odetchnął, starając się zebrać rozbiegane myśli. Po raz pierwszy od
dawna był sam, w swoim własnym domu, jedynym bezpiecznym azylu. Ta pozycja
powinna ofiarować mu choć odrobinę komfortu psychicznego, lecz nie był w stanie
się uspokoić ani odprężyć. Zastanawiał się bowiem, jak do tego doszło, że w
ledwie około tydzień zmieniło się tak wiele. Tempo, z którym się właśnie
zmagał, było mordercze i Athan dotąd nie miał nawet czasu, by się nad nim
zastanowić. Teraz zaś, gdy poddawał to wszystko analizie, czuł wyraźnie, jak w
jego ciało coraz mocniej wbijają się szpilki strachu, niepewności i zwątpienia.
Wpatrując się
tępo w okno znajdujące się na lewo od łóżka, zastanawiał się nad zagrożeniem,
które czaiło się na zewnątrz i nad tym, kiedy go dopadnie.
Obserwując
spokojnie śpiącą dziewczynę, stracił poczucie czasu. Skupiał się wyłącznie na
widoku, który miał przed sobą, dlatego gdy usłyszał, jak drzwi do sypialni
otwierają się z hukiem, aż drgnął wystraszony. Gwałtownie się odwracając,
wybałuszył oczy, nie wierząc w to, co właśnie widział. Był tak oszołomiony
widokiem warczącej na niego Arii oraz tłumaczącego się Ishmaela, że w pierwszej
chwili nie wiedział, co zrobić. Dopiero gdy wrócił myślami do śpiącej
dziewczyny, zerknął na nią lękliwie, mając nadzieję, że się nie obudziła. Gdy
się upewnił, że wszystko było w porządku, spojrzał gniewnie na tę
niezapowiedzianą gromadkę.
— Wyjdźmy —
syknął, niemal wypychając ich z sypialni.
Gdy już znaleźli
się na niewielkim korytarzyku i zamknął ostrożnie drzwi, odszedł kawałek dalej,
po czym oparł się o biały płotek, zza którego prezentował się widok na parter.
Ignorując Isha, który w kółko go zapewniał, że na pewno sprawdził wszystkie
zabezpieczenia, spoglądał z rozdrażnieniem na Arię, powtarzając w myślach to,
co mu przed chwilą powiedziała. Miał ochotę siarczyście zakląć i zacząć na nią
wrzeszczeć, tłumacząc, jak głupio i nieodpowiedzialnie się zachowuje, ale w
porę się powstrzymał. Zaciskając zęby, odetchnął głęboko, starając się
uspokoić. Musiał odłożyć emocje na bok, choć ostatnio coraz gorzej sobie z tym
radził.
— Nie raczyłem cię poinformować właśnie z
takich powodów, jak chociażby ten — warknął, dławiąc się przejmującą go złością
— że nie mając o niczym zielonego pojęcia, wpadasz tu jak burza, rzucając
bzdurnymi oskarżeniami!
Zamilkł,
machinalnym, nerwowym ruchem odgarniając z twarzy swoje długie, czarne włosy.
Nie był dumny z tego ataku na Arię, dlatego musiał się jak najszybciej
uspokoić. Na moment się od niej odwracając, obrzucił korytarz pustym
spojrzeniem, zastanawiając się, co powinien jej powiedzieć i od czego właściwie
należało zacząć.
— Ta… przybłęda,
jak ją nazwałaś, to młoda wampirzyca, którą znalazłem w szklarni Blome’a —
wyjaśnił jadowitym, przesiąkniętym złowrogą kpiną głosem. — Siedziała tam
sobie, ukryta w ziemiance zagrzebanej pod grządkami marchewek. Wycieńczona,
zdziczała, przerażona. Nie mam pojęcia — dodał, machinalnie wskazując na drzwi
sypialni — ile ją tam przetrzymywał, ale na pewno długo. Jest oszołomiona i
przerażona, nadal nie wie, co się wokół niej dzieje.
Miał zamiar kontynuować
i już otworzył usta, gdy nagle uznał, że zaczynał opowieść od końca, w czym i
on sam zaraz zacząłby się gubić. Raz jeszcze westchnął, czując, jak zalewają go
kolejne fale irytacji.
— Skontaktował
się ze mną Matt i dał mi adres ostatniego meldunku Blome’a — wyjaśnił, twardo
spoglądając na Arię. — Chciałem tam pojechać, żeby to sprawdzić i zaraz wrócić.
I tak, zataiłem to przed tobą — dodał podniesionym tonem — bo wiedziałem, że
byś czegoś takiego nie odpuściła. Nie masz żadnego poczucia niebezpieczeństwa,
twój instynkt samozachowawczy nie istnieje! Gdy widzisz mrowisko, od razu
wbijasz w niego kij! Jak mogłem cię sprowadzić na ślad takiego psychopaty,
jakim jest Blome?! Co miałem zrobić?! Wziąć cię za rączkę i z radością
poprowadzić jego śladem? Żebyś skończyła jak ta „przybłęda”? — ostatnie słowo
niemal wypluł, patrząc na Arię gniewnie. — Więc czy wykluczyłem cię, bo mi tak
wygodniej? TAK! — wrzasnął, zupełnie tracąc nad sobą panowanie. — Właśnie
dlatego o niczym ci nie powiedziałem! I jeśli argument, że wolałbym, byś była
bezpieczna, aż tak cię oburza — prychnął — to błagam cię, choć raz w spokoju
usiądź i się, do cholery, nad tym zastanów!
Zamilkł tylko na
moment, pospiesznie analizując, czy powinien jej zdradzić to, czego się
dowiedział, czy nie. Z jednej strony im więcej będzie miała informacji, tym
chętniej będzie chciała w tym wszystkim grzebać. Jednak jeśli nie będzie o
niczym wiedzieć, nie będzie w stanie się bronić, gdy Athan straci ją z oczu.
Zacisnął pięści, przeklinając w duchu upartość swojej Stworzonej.
— Włamałem się do
domu Blome’a — zaczął nieco spokojniej — i tam znalazłem tropy, które mnie
naprowadziły na piwnicę. Blome miał tam niby chować swoje specyfiki, więc
myślałem, że znajdę tam Oddech Diabła. Jakiś kolejny wampir został tym otruty —
dodał, zupełnie nagle sobie o tym przypominając — więc tym bardziej coś jest na
rzeczy. Ale znalazłem ją — wskazał na sypialnie — więc co miałem zrobić?
Przeprosić za wtargnięcie i wyjść?! Zabrałem ją, ale teraz mam na karku wkurwionego Blome’a i paru innych wampirów, którym raczej się ta kradzież nie spodoba, jak
już ją odkryją.
Na moment ukrył twarz
w dłoniach, po raz kolejny starając się uspokoić. Choć było coraz trudniej.
— Poza tym Blome
kogoś szuka — mruknął. — Jakiejś kobiety, z którą ma jakiś zatarg. Co więcej —
dodał, uznając to za ważniejszą informację — ta kobieta, którą widzieliśmy po
pogrzebie Elijaha, cały czas przewija się w dowodach dotyczących jego śmierci.
I, co zabawne, jest byłą żoną Blome’a. To wszystko, co wiem — dodał ze
zmęczeniem. — A biorąc pod uwagę fakt, że się trochę temu psychopacie
naraziłem, wybrałaś najgorszy moment na odwiedziny! Aria — jęknął błagalnie —
czy ty choć raz możesz się wykazać jakimkolwiek instynktem samozachowawczym,
przestać martwić się swoim zidiociałym, nieodpowiedzialnym Stwórcą i odejść?
Wiem, że nie odpuścisz śledztwa — dodał przez zaciśnięte zęby — ale lepiej
będzie, jak się oddalisz tak, aby Blome nie miał wobec ciebie ani cienia
podejrzeń! Sam fakt, że jesteś moją Stworzoną, zsyła na ciebie
niebezpieczeństwo. Dlaczego tak trudno jest ci pojąć, że tym, czego boję się
najbardziej, jest twoja krzywda?
Gdy zamilkł,
uświadomił sobie, jak źle brzmiała ta rozmowa. Atakował ją, warczał, obrażał i
oskarżał. Sprawiał wrażenie rozwścieczonego i rozczarowanego jej obecnością, a
wszystko, o czym mówił, dawało jej wyraźnie do zrozumienia, że nie była tu mile
widziana. Athanasius zdawał sobie z tego sprawę, choć to nie był jego cel. A
może i był, częściowo. I nie wiedział, czy Aria znała go na tyle, by zrozumieć,
że pod jego gniewem i nienawiścią zawsze skrywał się paniczny strach.
Tylko skąd ona
może to wiedzieć, pomyślał smutno, skoro tak naprawdę wcale mnie nie
zna?
Może dlatego nie
potrafiła pojąć, że wszystko, co robił, było powodowane strachem o nią. W swej
panicznej desperacji był gotów zamknąć ją w piwnicy, w pokoju, w lochu —
gdziekolwiek, byle tylko uniemożliwić jej wyjście, tym samym upewniając się, że
była bezpieczna. Najbardziej dobijał go świeżo odkryty fakt, że ściągając na
siebie niebezpieczeństwo, ściągał je także na Arię — ponieważ nie była w stanie
zrezygnować, poddać się i tak po prostu odejść… zwłaszcza od niego. Ta myśl
napełniała Athana najczystszym strachem, który sprawiał, że miał ochotę
zupełnie się mu poddać, rwąc włosy z głowy, krzycząc i płacząc ze wściekłości.
Jak mógł być tak
nieodpowiedzialny? Jak mógł działać tak nieostrożnie? W swych ryzykownych
działaniach powinien myśleć właśnie o Arii, tylko o Arii! Bo gdyby pomyślał,
zrezygnowałby z tego śledztwa, odpuściłby Blome’a, a może nawet dałby spokój z
odkryciem mordercy Elijaha.
Wtem pewna myśl
uderzyła w niego z ogromną siłą, wywołując zimny dreszcz. Athan zdał sobie
bowiem sprawę, że Aria była ważniejsza niż odkrycie mordercy Elijaha. Była
ważniejsza niż sam Elijah. Była ważniejsza niż cokolwiek i ktokolwiek.
Więc jak
mogłem ją tak narażać?!, myślał panicznie.
Głośny,
rozdzierający wrzask wybrzmiał w całym wielkim dworze. Przerażony Athan
spojrzał w stronę zajętej sypialni, po czym natychmiast rzucił się w tamtą
stronę. Wpadając do środka, raptownie się zatrzymał, przyglądając się scenie
niczym z horroru. Rudowłosa kobieta siedziała na łóżku, obiema dłońmi chwytając
się za głowę w geście desperacji. Płacząc i krzycząc na przemian, kiwała się
gwałtownie, raz za razem mocno uderzając prawym ramieniem o przylegającą do
łóżka ścianę. Athan był porażony tym widokiem i dopiero po chwili zdołał się
ocknąć, by następnie do niej podbiec i delikatnie chwycić za ramiona, aby
powstrzymać jej akty autoagresji. Dziewczyna, gdy tylko poczuła czyiś dotyk,
zerwała się nagle i wygięła do tyłu, chcąc jak najszybciej wydostać się z tej
chwilowej niewoli. Mimo to Athanasius jej nie puścił, a wręcz wzmocnił uścisk,
czując, że ruda powoli słabła.
— Już dobrze, już
dobrze — mówił szybko i nerwowo — nic ci nie jest. Spokojnie, jesteś
bezpieczna. Tutaj nikt nie chce cię skrzywdzić... Cśś, spokojnie, spokojnie,
maleńka… spokojnie…
W miarę mówienia,
dziewczyna coraz bardziej się uspokajała. I choć wciąż trzymała się za głowę,
jej ciało prawie znieruchomiało. Mimo to cały czas silnie drżała pod wpływem
emocji, oddychała też coraz ciężej, wyraźnie zmęczona tym nagłym atakiem.
Milcząca, niepewna i zestresowana, bała się spojrzeć w stronę Athana.
— Połóż się —
szepnął, bardzo delikatnie napierając na nią, aby nakłonić ją do spełnienia
prośby. Jednak stanowczo się opierała i zamiast tego ostrożnie oparła się o
ścianę. — Napij się, malutka — dodał po chwili, sięgając po szklankę z krwią.
Podawał jej niewielkie dawki, ponieważ nie miał pewności, jak wampirzyca
reagowała na pokarm. Athan wiedział, że w skrajnych przypadkach można było się
od krwi uzależnić, co niosło za sobą opłakane skutki, lecz na szczęście
rudowłosa na razie nie przejawiała charakterystycznych symptomów.
Dziewczyna, niepewnie
sącząc napój, zerkała strachliwie na obcych, wyraźnie im nie ufając. Także i
jego wciąż się obawiała, ale nie wahała się przyjmować od niego krwi, co już
było jakimś postępem. Westchnąwszy cicho, usiadł na podłodze, kątem oka
zerkając na stojących w progu Arię i Ishmaela. Oboje tak samo negatywnie
nastawieni do jego ostatnich działań, wpatrywali się w to rudowłose
nieszczęście, najpewniej przeczuwając, że nie ofiaruje im nic poza kolejnymi
kłopotami.
Athan też miał to
wrażenie. Ale już dawno było za późno, by się wycofać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz