ARIA
— Słucham? —
powtórzyła piskliwym głosem dziewczyna, wpatrując się w przyjaciółkę niemal z
otępieniem. Marisa przekazała jej właśnie fascynujące wieści o tym, że
Athanasius wyjechał gdzieś na kilka dni za tropem ich wspólnego śledztwa i nie
raczył jej o tym informować. Aria poczuła ukłucie zawodu i jakieś jeszcze,
bardzo dziwne uczucie, jakby traciła zaufanie do swego Stwórcy. Nigdy wcześniej
on sam nie zachowywał się w tak nieufny sposób wobec niej i nie zatajał z
premedytacją istotnych szczegółów czegoś, co dotyczyło ich obojga. Właściwie,
poza tym, że nie mówił o swoich uczuciach i przeszłości, to był w stu
procentach szczery. Teraz jednak, z jakiegoś powodu, nie poinformowałem jej o
swoich odkryciach w sprawie Elijaha, a tak owe niewątpliwie poczynił, skoro wyjechał
z miasta. Coś się w niej zagotowało, coś pękło. Miała serdecznie dość
traktowania jej jak dziecko.
— On nigdy nie
będzie traktował mnie poważnie, prawda? Zawsze będzie się starał chronić mnie
na ten swój pokrętny sposób. Pierdolony męczennik — wymamrotała kwaśno Aria,
spoglądając na Marisę zamglonym wzrokiem. Chciało jej się płakać i jednocześnie
śmiać, bo po raz kolejny nie miała pojęcia, co począć z Athanem. Był dla niej
tak nieuchwytny, jak wiatr. Jakby próbowała złapać go w locie, a ten za każdym
razem umykał jej przez palce. Musiała mu wygarnąć, co myśli. Pani Cavendish
wspomniała ostatnio o tym, by nim wstrząsnąć, więc być może sroga awanturka
była dobrym pomysłem. Do tego jednak najpierw należało go znaleźć, a kto jak
kto, pewnie Ishamel będzie wiedział, gdzie udał się jego Pan i Władca, jak
przystało na idealnego Stworzonego.
— Nie chcę, by
zabrzmiało to źle, ale zupełnie nie mam pojęcia, co kieruję Athanasiusem.
Chciałabym móc wspomóc cię dobrą radą, ale nie mam takiej. Nie wiem, co powiedzieć
moja kochana — odezwała się po chwili ciszy Marisa, posyłając Arii smutny
uśmiech. Dziewczyna poczuła żal do Athana również z racji tego, że przez nich
ich wspólna przyjaciółka zadręcza się tym, co dzieje się między nimi lub raczej
tym, czego między nimi nie ma. Marisa, podobnie jak Vasco, chciała by byli
razem, bo uważała, iż pasują do siebie i wzajemnie się uzupełniają. Jeden daje
drugiemu szczęście i choć sami tego być może nie dostrzegają, to dane jest im
żyć obok siebie.
— To nic! Nic nie
jest w tej sytuacji twoją winą. Wystarczy mi, że jesteś przy mnie i rozumiesz
mój niepokój — odezwała się szybko, obejmując przyjaciółkę z czułością.
— Pojadę do
Ishamela. On pewnie wie, gdzie zaszył się Athan — stwierdziła podnosząc się z
sofy. Ucałowała kobietę na pożegnanie i opuściła posiadłość Cavendishów, by
udać się do tej należącej do Athanasiusa, a w której zamieszkiwał jego
Stworzony.
Już na samym
początku tej podróży Arię zaskoczył fakt, że główna brama była zamknięta. To
nie mogło jej powstrzymać, bo dobrze znała tu każdy zakamarek, więc niedługo
później stała już przed drzwiami do domu, które również zamknięte były na
cztery spusty. Wcześniej na teren posiadłości dostała się przez ukryte w żywopłocie
przejście, a teraz musiała skorzystać z drugiego. Obeszła dom i skierowała się
w stronę oranżerii, gdzie przy starym klonie znajdowała się klapa w ziemi.
Athan nakazał wykonać tunel prowadzący do piwnicy, by w razie zagrożenia mogli
bez problemu wydostać się z budynku. Kilkadziesiąt lat wstecz wizyty łowców
były na porządku dziennym, więc wcale mu się nie dziwiła, że wpadł na taki
pomysł. Aria miała nadzieję, że przejście jest w dobrym stanie i po drodze nie
czekają żadne niespodziankami. Poza kilkoma pająkami i sporą ilością pajęczyny,
nie napotkała w tunelu nic złego. Wyszła z piwnicy i skierowała się od razu do
salonu, skąd dobiegał głos Isha rozmawiającego przez telefon.
— Gdzie on, kurwa, jest?! — warknęła w stronę mężczyzny, na co ten aż podskoczył, zaskoczony jej
widokiem. Zakończył natychmiast połączenie i zwrócił się do Arii.
— Co tutaj robisz?
Jak weszłaś? — zapytał z krzywą miną, jakby samo patrzenie na nią sprawiało, że
było mu nie dobrze. Parsknęła śmiechem i pokręciła przy tym głową z niedowierzaniem.
Cóż za ignorant.
— Mieszkałam tutaj
długo przed tobą i wiem, jak dostać się do środka, kiedy drzwi są zamknięte —
odpowiedziała, nasłuchując przy tym innych odgłosów z wnętrza domu. Nagle
zabrakło jej tchu, gdy wyczuła obecność Athana i kogoś jeszcze w jednej z
sypialni na piętrze. Ruszyła w tamtą stronę biegiem mimo próby powstrzymania
przez wampira. Coś do niej mówił, ale w ogóle go nie słuchała. W głowie miała
tylko jedną myśl — Athanasius ją zdradza! Był z kobietą!
Otworzyła drzwi na oścież
pewna, że zastanie tam niemoralne sceny, jednak na to co zobaczyła, nie była
przygotowana. Na łóżku w jej koszulce nocnej leżała młoda dziewczyna o
płomienno rudych włosach rozrzuconych na poduszce. Spała. A Athan siedział przy
niej wyraźnie przejęty stanem, w którym się znajdowała.
— Możesz mi to do
cholerny wyjaśnić? Podobno wyjechałeś w sprawie śledztwa,
o czym nie raczyłeś mnie poinformować. Sprowadzasz sobie do
domu jakąś przybłędę i ubierasz ją w moje rzeczy? Na Boga, kurwa, ja się zamartwiam,
a ty bawisz się w najlepsze — wszystko wysyczała ściszonym głosem, nie chcąc
zbudzić śpiącej królewny.
— Już nie mogę się
doczekać twoich tłumaczeń. Ciekawe jaką teraz masz dla mnie bajeczkę. Chciałeś
mnie chronić? Musiałeś sam sprawdzić trop? Gówno prawda! Wykluczyłeś mnie ze
wszystkiego, bo tak ci wygodnie — cała się trzęsła z nerwów, które coraz
bardziej brały nad nią górę. Do sypialni wszedł Ishamel, który od progu zaczął
się tłumaczyć, nie chcąc narażać się na gniew Stwórcy.
— Zrobiłem wszystko,
co mówiłeś! Zamknąłem bramę i drzwi, a ta żmija i tak tu wpełzła — warknął,
posyłając Arii rozeźlone spojrzenie. Athanasius wstał i odszedł od łóżka, by
wyprowadzić wszystkich na korytarz. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie i
zaskoczenie. Nie spodziewał się Arii, choć mógł przypuszczać, że czeka go napad
złości, gdy ta dowie się o samodzielnym śledztwie. Czuła, że Athan postępuje
bardzo nie fair, że zachowuje się jak egoista. Lepiej było mu bez niej,
wiedziała to, ale nie przypuszczała, że zdecyduje się odsunąć ją od sprawy
Elijaha wbrew jej woli. Nie miał do tego prawa. Kim był, że decydował za nią w
takiej sprawie? Nic nie dawało mu przyzwolenia na kierowanie jej losem,
zwłaszcza że odrzucił ją od siebie i postawił między nimi mur tak wysoki, że
nie sposób było objąć go wzrokiem. Nie potrafił być ponad to wszystko, co ich
dzieliło i dlatego właśnie nie chciał jej widywać.
Aria oparła się o
drzwi i założyła ręce na piersi ani myśląc, by odejść. Oczekiwała wyjaśnień
natychmiast i nie zamierzała odpuszczać i ułatwiać tego mężczyźnie.
— Możesz już zaczynać
— ponagliła go, dając tym samym znak, iż nie odejdzie bez niczego. Dobrze ją
znał i wiedział, że była uparta, więc nie zadowoli się byle odpowiedzią. Nie
tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz