ROZDZIAŁ 74

 ARIA

  — Słucham? — powtórzyła piskliwym głosem dziewczyna, wpatrując się w przyjaciółkę niemal z otępieniem. Marisa przekazała jej właśnie fascynujące wieści o tym, że Athanasius wyjechał gdzieś na kilka dni za tropem ich wspólnego śledztwa i nie raczył jej o tym informować. Aria poczuła ukłucie zawodu i jakieś jeszcze, bardzo dziwne uczucie, jakby traciła zaufanie do swego Stwórcy. Nigdy wcześniej on sam nie zachowywał się w tak nieufny sposób wobec niej i nie zatajał z premedytacją istotnych szczegółów czegoś, co dotyczyło ich obojga. Właściwie, poza tym, że nie mówił o swoich uczuciach i przeszłości, to był w stu procentach szczery. Teraz jednak, z jakiegoś powodu, nie poinformowałem jej o swoich odkryciach w sprawie Elijaha, a tak owe niewątpliwie poczynił, skoro wyjechał z miasta. Coś się w niej zagotowało, coś pękło. Miała serdecznie dość traktowania jej jak dziecko.

  — On nigdy nie będzie traktował mnie poważnie, prawda? Zawsze będzie się starał chronić mnie na ten swój pokrętny sposób. Pierdolony męczennik — wymamrotała kwaśno Aria, spoglądając na Marisę zamglonym wzrokiem. Chciało jej się płakać i jednocześnie śmiać, bo po raz kolejny nie miała pojęcia, co począć z Athanem. Był dla niej tak nieuchwytny, jak wiatr. Jakby próbowała złapać go w locie, a ten za każdym razem umykał jej przez palce. Musiała mu wygarnąć, co myśli. Pani Cavendish wspomniała ostatnio o tym, by nim wstrząsnąć, więc być może sroga awanturka była dobrym pomysłem. Do tego jednak najpierw należało go znaleźć, a kto jak kto, pewnie Ishamel będzie wiedział, gdzie udał się jego Pan i Władca, jak przystało na idealnego Stworzonego.

  — Nie chcę, by zabrzmiało to źle, ale zupełnie nie mam pojęcia, co kieruję Athanasiusem. Chciałabym móc wspomóc cię dobrą radą, ale nie mam takiej. Nie wiem, co powiedzieć moja kochana — odezwała się po chwili ciszy Marisa, posyłając Arii smutny uśmiech. Dziewczyna poczuła żal do Athana również z racji tego, że przez nich ich wspólna przyjaciółka zadręcza się tym, co dzieje się między nimi lub raczej tym, czego między nimi nie ma. Marisa, podobnie jak Vasco, chciała by byli razem, bo uważała, iż pasują do siebie i wzajemnie się uzupełniają. Jeden daje drugiemu szczęście i choć sami tego być może nie dostrzegają, to dane jest im żyć obok siebie.

  — To nic! Nic nie jest w tej sytuacji twoją winą. Wystarczy mi, że jesteś przy mnie i rozumiesz mój niepokój — odezwała się szybko, obejmując przyjaciółkę z czułością.

  — Pojadę do Ishamela. On pewnie wie, gdzie zaszył się Athan — stwierdziła podnosząc się z sofy. Ucałowała kobietę na pożegnanie i opuściła posiadłość Cavendishów, by udać się do tej należącej do Athanasiusa, a w której zamieszkiwał jego Stworzony.

  Już na samym początku tej podróży Arię zaskoczył fakt, że główna brama była zamknięta. To nie mogło jej powstrzymać, bo dobrze znała tu każdy zakamarek, więc niedługo później stała już przed drzwiami do domu, które również zamknięte były na cztery spusty. Wcześniej na teren posiadłości dostała się przez ukryte w żywopłocie przejście, a teraz musiała skorzystać z drugiego. Obeszła dom i skierowała się w stronę oranżerii, gdzie przy starym klonie znajdowała się klapa w ziemi. Athan nakazał wykonać tunel prowadzący do piwnicy, by w razie zagrożenia mogli bez problemu wydostać się z budynku. Kilkadziesiąt lat wstecz wizyty łowców były na porządku dziennym, więc wcale mu się nie dziwiła, że wpadł na taki pomysł. Aria miała nadzieję, że przejście jest w dobrym stanie i po drodze nie czekają żadne niespodziankami. Poza kilkoma pająkami i sporą ilością pajęczyny, nie napotkała w tunelu nic złego. Wyszła z piwnicy i skierowała się od razu do salonu, skąd dobiegał głos Isha rozmawiającego przez telefon.

  — Gdzie on, kurwa, jest?! — warknęła w stronę mężczyzny, na co ten aż podskoczył, zaskoczony jej widokiem. Zakończył natychmiast połączenie i zwrócił się do Arii.

  — Co tutaj robisz? Jak weszłaś? — zapytał z krzywą miną, jakby samo patrzenie na nią sprawiało, że było mu nie dobrze. Parsknęła śmiechem i pokręciła przy tym głową z niedowierzaniem. Cóż za ignorant.

  — Mieszkałam tutaj długo przed tobą i wiem, jak dostać się do środka, kiedy drzwi są zamknięte — odpowiedziała, nasłuchując przy tym innych odgłosów z wnętrza domu. Nagle zabrakło jej tchu, gdy wyczuła obecność Athana i kogoś jeszcze w jednej z sypialni na piętrze. Ruszyła w tamtą stronę biegiem mimo próby powstrzymania przez wampira. Coś do niej mówił, ale w ogóle go nie słuchała. W głowie miała tylko jedną myśl — Athanasius ją zdradza! Był z kobietą!

  Otworzyła drzwi na oścież pewna, że zastanie tam niemoralne sceny, jednak na to co zobaczyła, nie była przygotowana. Na łóżku w jej koszulce nocnej leżała młoda dziewczyna o płomienno rudych włosach rozrzuconych na poduszce. Spała. A Athan siedział przy niej wyraźnie przejęty stanem, w którym się znajdowała.

  — Możesz mi to do cholerny wyjaśnić? Podobno wyjechałeś w sprawie śledztwa,

o czym nie raczyłeś mnie poinformować. Sprowadzasz sobie do domu jakąś przybłędę i ubierasz ją w moje rzeczy? Na Boga, kurwa, ja się zamartwiam, a ty bawisz się w najlepsze — wszystko wysyczała ściszonym głosem, nie chcąc zbudzić śpiącej królewny.

  — Już nie mogę się doczekać twoich tłumaczeń. Ciekawe jaką teraz masz dla mnie bajeczkę. Chciałeś mnie chronić? Musiałeś sam sprawdzić trop? Gówno prawda! Wykluczyłeś mnie ze wszystkiego, bo tak ci wygodnie — cała się trzęsła z nerwów, które coraz bardziej brały nad nią górę. Do sypialni wszedł Ishamel, który od progu zaczął się tłumaczyć, nie chcąc narażać się na gniew Stwórcy.

  — Zrobiłem wszystko, co mówiłeś! Zamknąłem bramę i drzwi, a ta żmija i tak tu wpełzła — warknął, posyłając Arii rozeźlone spojrzenie. Athanasius wstał i odszedł od łóżka, by wyprowadzić wszystkich na korytarz. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie i zaskoczenie. Nie spodziewał się Arii, choć mógł przypuszczać, że czeka go napad złości, gdy ta dowie się o samodzielnym śledztwie. Czuła, że Athan postępuje bardzo nie fair, że zachowuje się jak egoista. Lepiej było mu bez niej, wiedziała to, ale nie przypuszczała, że zdecyduje się odsunąć ją od sprawy Elijaha wbrew jej woli. Nie miał do tego prawa. Kim był, że decydował za nią w takiej sprawie? Nic nie dawało mu przyzwolenia na kierowanie jej losem, zwłaszcza że odrzucił ją od siebie i postawił między nimi mur tak wysoki, że nie sposób było objąć go wzrokiem. Nie potrafił być ponad to wszystko, co ich dzieliło i dlatego właśnie nie chciał jej widywać.

  Aria oparła się o drzwi i założyła ręce na piersi ani myśląc, by odejść. Oczekiwała wyjaśnień natychmiast i nie zamierzała odpuszczać i ułatwiać tego mężczyźnie.

  — Możesz już zaczynać — ponagliła go, dając tym samym znak, iż nie odejdzie bez niczego. Dobrze ją znał i wiedział, że była uparta, więc nie zadowoli się byle odpowiedzią. Nie tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^