ATHANASIUS
Odetchnął z ulgą,
gdy usłyszał, że Aria nie tylko się uspokoiła, ale zdawała się go rozumieć. Po
Vasco należało się spodziewać wszystkiego, tylko nie uległości — zawsze uparta,
władcza, pewna siebie oraz swoich przekonań, nienawidziła się poddawać. Jeszcze
bardziej zaś nie znosiła, gdy ktokolwiek narzucał jej swoje zdanie. To była
główna przyczyna ich kłótni, ponieważ zarówno Athanasius, jak i Aria byli na
swój sposób uparci i nie potrafili się przekonać do swoich racji. Kłopot
polegał na tym, że oboje mieli świadomość, kto w tych dyskusjach górował.
Athan, nieugięty, poważny, lodowato obojętny, był Stwórcą Arii, jej mentorem i
opiekunem. Potem doszło do tego jeszcze silne uczucie, jakim go obdarzyła i to
wszystko obdzierało kobietę ze swojej niezłomnej woli, która zwykle od niej
emanowała. Athanasius nigdy nie był dumny z tego, że umiał nad nią „panować”.
Ta myśl prowadziła go zwykle do podejrzeń, że podobna dominacja mogłaby zacząć
obierać najgorszy z możliwych kierunków, zamieniając się w okazywanie swojego
panowania nad nią nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
Przerażał go
fakt, że do spełnienia swojego koszmaru względem Arii prowadziło aż tak wiele
dróg.
Mimo to, ku jego wielkiemu zaskoczeniu i
cichej radości, Aria przejawiała podobnego poglądy. Rozsądnie doszła do
wniosku, że zostawienie teraz Jehanne samej było fatalnym pomysłem. Ich
wspólnym zadaniem było doprowadzenie dziewczyny do pełnego zdrowia, co
zapowiadało się na bardzo długi, żmudny proces. Co więcej, gdyby Athan tak
nagle zniknął, zostawiając ją z zupełnie obcym jej Ishmaelem, Jehanne nie tylko
miałaby problem z rekonwalescencją, ale też niewykluczone, że jeszcze bardziej
by się w sobie zamknęła. Rudowłosa młódka traktowała Athana jak swojego
wybawiciela, to jemu ufała w największej mierze i to on musiał być w pobliżu,
aby dziewczyna z czasem czuła cię coraz bardziej pewnie.
— Zgadzam się,
powinniśmy ją tu zostawić — przyznał — choć nie podoba mi się stwierdzenie, że
sprawa Elijaha nie ucieknie. Ona nam cały czas ucieka, Ario — westchnął ponuro.
Zaśmiał się cicho
pod nosem, gdy Aria — całkowicie słusznie — zwróciła uwagę na fakt, że
sprowadzając tu Jehanne, nałożył na ich barki kolejne zmartwienia. Gdyby nie ta
dziewczyna, mogliby wszyscy dalej rozmyślać nad kolejnym krokiem. Tymczasem
byli uwięzieni, ponieważ rudowłosa okazała się niespodziewanym kluczem do wielu
pytań. A przynajmniej taką miał nadzieję.
— Nie mogłem jej
tam zostawić — wyjaśnił cicho, choć doskonale wiedział, że Aria to rozumiała. —
Nikt nie zasługuje na tak niegodziwy los, jaki zgotował jej Blome. Bogowie
tylko wiedzą, ile czasu tam spędziła. Niepokoję się, że to mogły być całe
miesiące… oby nie lata. Nie wiem, co mam zrobić — wyznał nagle szczerze,
spoglądając na Arię z cieniem desperacji w oczach. — To wszystko… to wszystko
za bardzo się ze sobą pomieszało — dokończył, wzdychając ciężko.
Usiadł na sofie,
wbijając ponure spojrzenie w podłogę. Potrzebował chwili samotności: musiał
usiąść i zacząć się zastanawiać nad tym, co udało im się osiągnąć i co jeszcze
mieli do znalezienia. Musiał ustalić, co i jak zrobić Jehanne, ale przede
wszystkim należało ocenić ryzyko oraz znaleźć wyjście z tej jakże trudnej
sytuacji. Przygniatała go ilość i nagłość decyzji, które musiał podjąć i które
po kolei — jedna po drugiej — uderzały w niego swoimi nieprzewidzianymi
konsekwencjami.
Był zmęczony,
zdezorientowany, silnie zaniepokojony.
I przerażony.
Mimowolnie odwrócił
głowę, z całą mocą spoglądając na Arię. Zmartwiła go ta nagła zmiana jej tonu,
lecz gdy usłyszał, o czym mówiła, przymknął na moment powieki, długo milcząc.
Wiedział, do czego piła jego Stworzona, poruszając kwestię zamieszkania tutaj.
Rozsądek podpowiadał, że umieszczenie jej u Marisy byłby najlepszym pomysłem —
nie dość, że dotrzymałaby towarzystwa ich przyjaciółce, czego zresztą tak
bardzo potrzebowała, to jeszcze Aria byłaby bezpieczniejsza, znajdując się z
dala od niego. Co więcej, w przypadku, gdyby morderca Elijaha chciał zabić
także jego żonę, miałaby tam swoją ochronę. Nie wątpił, że Aria poradziłaby
sobie z jednym czy dwoma przeciwnikami, a jednak sama myśl, że mogłaby się
znaleźć w jakimkolwiek niebezpieczeństwie, wywoływała u niego najczystszą
panikę i nagłe, rwące poczucie, że musi temu zapobiec.
Jednakowoż
argument związany z damskim wsparciem dla Jehanne był trafiony w dziesiątkę.
Oprawcą rudej był mężczyzna, więc młódce z pewnością brakowało kontaktu i
zrozumienia drugiej kobiety.
— Decyzję
pozostawiam tobie — odparł po dłuższej chwili. — Sam nie wiem, co byłoby dla
ciebie lepsze. To cały czas jest także twój dom — rzekł, wstając z sofy i z
największą powagą spoglądając na swoją Stworzoną — dlatego nie mam ani prawa,
ani ochoty cię stąd wyganiać. Poza tym oboje jesteśmy dorośli i wiemy, że w
obliczu tylu problemów nasze prywatne niesnaski nie tylko muszą przejść na
drugi plan, ale wręcz przestać istnieć.
Nagle zamilkł,
zastanawiając się, jaki jest sens tłumaczenia takich oczywistości. Oboje
wiedzieli, że Aria pragnęła tu zostać. Chciała poczuć się potrzebna, a myśl o
wsparciu Jehanne i pomocy w przywróceniu jej do zdrowia bardzo ją podbudowywała.
Poza tym z pewnością miała obawy, że Athan zechce ukryć przed nią jeszcze inne
informacje, dlatego wolałaby osobiście tego planować.
Nie wspominając
już nawet o fakcie, że chciała być po prostu blisko Athanasiusa. Wiedział to,
co niezmiennie go bolało i przerażało.
— Zostań —
zawyrokował w końcu. — Będę ci bardzo wdzięczny, jeśli zechcesz mi pomóc z
Jehanne. Twoje wparcie może się okazać nieocenione.
Z jakiegoś powodu
poczuł ukłucie lęku, gdy zbliżał się do tych konkretnych drzwi. Wciąż było
lekko uchylone; Athanasius zabronił Arii i Ishmaelowi ich zamykać. Także przebywającej
wewnątrz Jehanne wyjaśnił, że ma pełne prawo opuścić swoją sypialnię i
swobodnie poruszać się po domu, lecz nie miał złudzeń i wiedział, że to jeszcze
trochę potrwa.
Zatrzymał się
przed drzwiami, po czym delikatnie w nie zapukał. Dziewczyna prawdopodobnie
dostrzegła, że się zbliżał, lecz nie chciał jej jeszcze bardziej niepokoić
niespodziewanymi wizytami. Tak nagłe wtargnięcia mogłyby ją wystraszyć, czego
bardzo by nie chciał.
— Mogę? — spytał
uprzejmie, stając w progu. Uśmiechnął się do niej ciepło, chcąc spotęgować
wrażenie, że jest jej przyjacielem, a nie wrogiem.
Rudowłosa
dziewczyna siedziała na swoim łóżku. Była oparta o ścianę, z kolanami podkulonymi
pod brodę. Spoglądając na niego nerwowo, panicznie unikała spojrzenia mu w oczy.
Athan nie miał jej tego za złe, dlatego sam nie zamierzał nadużywać tego gestu.
Dopiero po chwili Jehanne kiwnęła lekko głową, dzięki czemu wampir wszedł do
środka. Nadal nie zamykając za sobą drzwi, podszedł do jednej z dwóch stojących
tam półek z książkami i usiadł na ziemi, delikatnie upierając się o kanciaste,
niezbyt wygodne deski. Szafka stała dokładnie naprzeciw łóżka, dzięki czemu
Athan miał rudowłosą na idealnym widoku.
— Jak się
czujesz? — spytał cicho i powoli. Nie chciał jej wystraszyć żadnym
niespodziewanym gestem, także podczas rozmowy. Mimowolnie spojrzał na stojącą
obok łóżka szafkę nocną, na której stała karafka z krwią, opróżniona do połowy
szklanka oraz papierek po mlecznej czekoladzie. To ostatnie było pomysłem Arii,
najwyraźniej kolejnym trafionym. — Nie wahaj się pytać lub prosić o pomoc,
jeśli źle się poczujesz. Wszyscy domownicy są tu do twojej dyspozycji.
Zastanawiał się,
o czym mógł z nią rozmawiać. Nie chciał jeszcze wydobywać z niej wrażliwszych
emocji — wiedział, że podanie swoich danych personalnych było dotarciem do jej
obecnych granic.
— Nie martw się —
zaczął ostrożnie — zaopiekujemy się tobą. Masz do mnie jakieś pytania?
Z pewnością je
miała, lecz była zbyt niespokojna, by się choćby odezwać. Wciąż z podkulonymi
nogami, spoglądała ukradkiem na Athana, niemal wciśnięta w ścianę, o którą się
opierała. Serce mu pękało na widok tak zniszczonego psychicznie dziewczęcia,
które nadal nie potrafiło zrozumieć otaczającej rzeczywistości. Jak długo tam
przebywała? Ile ją ominęło? Czego była świadoma, a czego nie? Jehanne nie
śmiała o to wszystko spytać, ale Athanasius czuł, że chciałaby się tego
dowiedzieć.
— Pewnie się
zastanawiasz — podjął swobodnym tonem — co to jest za miejsce, kim my w ogóle
jesteśmy i jak to się stało, że tu trafiłaś. Ja — położył sobie dłoń na klatce
piersiowej — jak pamiętasz, nazywam się Athanasius Tismaneanu. Znajdujesz się w
mojej posiadłości leżącej w Blicking. To taka niewielka wioska leżąca w
hrabstwie Norfolk, około piętnaście mil od Norwich. To całkiem duży dom —
mimowolnie rozejrzał się dookoła — który jest w całości do twojej dyspozycji.
Mówił jej to
wszystko, aby uświadomić dziewczynie, że nie była więźniem. Zdradzenie jej
lokalizacji miało pomóc jej oswoić się z rzeczywistością i uzmysłowić, że mogła
im ufać. Milcząc chwilę, obserwował Jehanne. W jej oczach lśniło coraz śmielsze
zainteresowanie i choć wyraźnie ani myślała się odzywać, Athan pojął, że
słusznie postąpił, zaczynając ten swój mały monolog.
— Wiesz, jaki mamy
dziś dzień? — spytał ostrożnie.
Po dłuższej
chwili dziewczyna lekko pokiwała przecząco głową.
— Mamy
jedenastego lutego dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku.
Athan uważnie
obserwował dziewczynę, chcąc jak najwięcej wywnioskować z jej reakcji. Ta była
widoczna niemal natychmiast: jej złote oczy się rozszerzyły, twarz zaś jeszcze
bardziej pobladła. Oszołomiona tą wieścią, rozejrzała się machinalnie dookoła,
jak gdyby chcąc się przekonać, że ta informacja nie była jakimś okrutnym żartem.
Mimo to nadal nic nie powiedziała, przeżywając swój szok w ciszy. Athana wręcz
bolała jej reakcja i potwornie mu było żal Jehanne. Wszystko bowiem wskazywało
na to, że rudowłosa siedziała w zamknięciu co najmniej przez kilka miesięcy. I
choć bardzo go korciło, aby o to zapytać, rozumiał, że było jeszcze za
wcześnie. Poszukał więc innego tematu.
— Ci dwoje,
których już tu widziałaś, Arię i Ishmaela — powiedział, chcąc ostatecznie uciąć
temat daty — to moi Stworzeni. Ishmael jest biznesmenem, który jest wprost
urodzony do tego, by zarabiać pieniądze. Zna się na tym jak nikt i ma niebywały
wręcz instynkt do tych spraw. Prywatnie jest moim przyjacielem i wspólnikiem.
Dobrze mieć obok siebie kogoś, kto ma aż tyle serca do swojej pracy. Prowadzi
swoją firmę, która w teorii jest moja, ale w praktyce zarządza nią właśnie Ish.
Ja jestem z zawodu lekarzem i wolę skupić się tylko na tym — a przynajmniej
kiedyś wolałem i mam zamiar do tego wrócić. I nawet jeśli Ishmael może się
wydawać nieco oschły — uzupełnił z uśmiechem, zdając sobie sprawę, że w mało
kim Ish wzbudzał pozytywne wrażenie na samym początku znajomości — to
inteligentny, wyrozumiały człowiek z sercem po właściwej stronie. Jeśli nie
zraziło cię pierwsze wrażenie, zapewniam, że za drugim jest już znacznie
lepiej.
Cały czas badał
reakcje Jehanne i cieszyło go, że to, co mówił, zdawało się naprawdę ją
interesować. Nie zdradzała oznak zmęczenia i zniechęcenia, nie wodziła leniwym
wzrokiem po otoczeniu. Zamiast tego chłonęła każde słowo, chcąc zapamiętać
wszystkie możliwe informacje.
— Aria — podjął,
czując, jak serce mu drży na sam dźwięk tego imienia — to pasjonatka podróży.
Nie wiem, czy jest jakiś zakątek tego świata, którego nie zwiedziła, a jeśli
nawet, to pewnie niewiele jej tego zostało. Bardzo lubi dzielić się swoimi
opowieściami na temat licznych wypraw, więc jeśli będziesz miał ochotę, z
pewnością cię nimi uraczy.
Po raz kolejny
zamilkł, aby dać dziewczynie czas na przetworzenie wszystkiego, co usłyszała.
Nie spodziewał się otrzymać od niej jakichkolwiek pytań, dlatego powoli dumał
nad tym, o czym jeszcze mógłby jej opowiedzieć.
Wtedy właśnie
usłyszał cichutki, słaby głos.
— Jak mnie znalazłeś?
Spoglądając na
nią z czujnością i skupieniem, był pod wrażeniem, że Jehanne zechciała się
odezwać. Bardzo go to ucieszyło, ponieważ uznawał to za malutki krok do przodu
w ich relacjach i budowie zaufania. Athan zastanawiał się, co mógł jej powiedzieć,
co wręcz powinien, a co należało przed nią zataić. Nie mógł jej jednak zbyt
długo trzymać w napięciu, dlatego westchnął cichutko, by po chwili podjąć się
wyjaśnień.
— Jakiś czas temu
ktoś zamordował mojego przyjaciela — powiedział cicho. — Razem z Arią staramy
się go znaleźć. Możliwe, że… — Już miał powiedzieć, że zamieszany w zabójstwo
jest Blome, ale nie był pewien, jak dziewczyna zareaguje na to nazwisko,
zwłaszcza że tak niedawno wyrwała się z jego szponów. Postanowił więc jakoś
obejść temat. — Znajomy policjant podsunął mi pewien trop, który sprawdziłem.
Miałem tam znaleźć substancje, które mogły mieć związek ze śmiercią mojego
przyjaciela. To tam cię znalazłem.
Dziewczyna
spuściła wzrok, kiwając delikatnie głową. Athanasius rozumiał, że były to dla
niej bardzo trudne tematy, dlatego nie chciał poruszać go tak wcześnie. Lecz
skoro musiał, starał się wyjaśnić jej to jak najłagodniej.
— Nie mógłbym cię
tam zostawić — dodał cicho, spoglądając na nią z całą szczerością i dosadnością
słów, które wypowiadał. — Nie mogłem i nie chciałem. Nie proszę cię — dodał po
chwili — abyś się z nami zaprzyjaźniła, z nami współpracowała czy cokolwiek nam
powiedziała. Niczego od ciebie nie wymagamy. Chcemy ci tylko pomóc. Gdy tylko
wydobrzejesz i sama zdecydujesz, że jesteś gotowa opuścić mury tego domu,
zrobisz to i nikt z nas nie będzie miał żadnego prawa, by to kwestionować. Bo
jeśli miałbym cię o cokolwiek prosić — szepnął — to tylko o to jedno, byś dała
nam sobie pomóc. I obdarzyła choć minimalnym zaufaniem. To wszystko.
Nie miał już nic
do dodania. Nie oczekiwał też, że Jehanne jakkolwiek na te słowa zareaguje i w
pełni to rozumiał. Nadal uważała ich za obcych i wciąż się ich bała. Athan
wiedział, że minie wiele czasu, nim zdoła im zaufać i właśnie dlatego Tismaneanu
nie oczekiwał od niej wymiany zdań. Chciał jedynie zasiać w niej ziarno
poczucia bezpieczeństwa.
Dlatego niczego od niej nie oczekiwał. I dlatego tak się
zdziwił, gdy zareagowała.
— Dziękuję.
Ten cichy, niemal
chorobliwy szept zdawał się krótki, ulotny i niewyraźny jak dawno zapomniane
wspomnienie. Athan nie zdołał zwrócić na niego uwagi i upewnić się, że to jedno
słowo rzeczywiście wypowiedziała Jehanne, nim było już za późno. Dziewczyna
znowu skuliła się w sobie, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. I choć w pierwszej
chwili Athan był mocno zaskoczony tym podziękowaniem, tak w końcu uśmiechnął
się do dziewczyny ciepło. Wiedział, że to widziała. Wiedział też, że nie musiał
nic już więcej dodawać. Ani ona.
— Chcesz zostać
sama? — spytał, nie chcąc jej zmęczyć swoją obecnością. — Jeśli zechcesz, dam
ci odpocząć.
Nie zareagowała.
Zamiast tego wciąż na niego zerkała kątem oka, niemal przyklejona do ściany, o
którą się opierała.
— Mam zostać? —
zapytał nieco niepewnie, nie wiedząc, jak traktować jej milczenie. —I dalej
raczyć cię swoimi mniej lub bardziej ciekawymi opowiastkami?
Jehanne
uśmiechnęła się delikatnie, ledwie wyraźnie kiwając głową. Athan zastanowił się
chwilę, po czym doszedł do wniosku, że mógł się tego spodziewać. Była zamknięta
przez wiele miesięcy, więc zapewne samotność bardzo źle się jej kojarzyła.
Towarzystwo kogoś, kto nie wymaga od niej bolesnych szczegółów, a sam zabawia
rozmową, najwyraźniej była dla niej orzeźwiającą odskocznią.
Nie zdążył się
odezwać, kiedy za drzwiami mignęła postać Arii. Najwyraźniej chciała wejść i
sprawdzić, jak się miała ich podopieczna, lecz gdy dostrzegła w środku Athana,
zrezygnowała z pomysłu. Tismaneanu zupełnie instynktownie wstał, spoglądając to
na nią, to na Jehanne.
— Zaprosimy Arię
do środka? — spytał z szerokim uśmiechem. Na szczęście rudowłosa nieśmiało
odwzajemniła ten gest, co Athan nauczył się traktować jako zgodę. — Ario,
wejdź, proszę. Jehanne chciałaby się czegoś o tobie dowiedzieć.
Ja też
chciałbym się o tobie czegoś dowiedzieć, pomyślał zupełnie niespodziewanie,
uświadamiając sobie, jak wiele było rzeczy, które chciałby od niej usłyszeć.
Zbyt zajęci swoim sporem i śledztwem, mieli niewiele okazji, by ze sobą
porozmawiać — a jeśli już się jakaś nadarzała, kończyła się niezręcznością
zaciskającą im gardła na kolejne dni.
Kątem oka
obserwował, jak siadała tuż obok niego. Też na ziemi, też opierając się o drugą
półkę. Była tak blisko niego, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Patrząc na nią,
przez chwilę zupełnie zapomniał o obecności Jehanne. Patrząc na nią, miał
nadzieję, że Aria zadziała instynktownie i jak zwykle pokaże, że ma za nic
obowiązujące zasady i bariery. Miał więc nadzieję, że mimo ich wiecznych
kłótni, raz jeszcze pokaże, że jej na nim zależało, że ułoży głowę na jego
ramieniu i jak gdyby nigdy nic zacznie rozmowę z Jehanne. Wiedział, że było to
co najmniej głupie i maksymalnie sprzeczne z tym, co sobie postanowił. Lecz
zdawał sobie sprawę, że gdyby nie podświadome pragnienie trzymania jej blisko
siebie, Athan bez wahania odesłałby ją do Marisy — lub gdziekolwiek indziej,
byle z dala od niego. Ale nie umiał. Nie umiał.
Póki Arii nie
było przy nim, potrafił trzymać rezon.
Ale tylko wtedy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz