ROZDZIAŁ 79

 ATHANASIUS

     Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, że Aria nie tylko się uspokoiła, ale zdawała się go rozumieć. Po Vasco należało się spodziewać wszystkiego, tylko nie uległości — zawsze uparta, władcza, pewna siebie oraz swoich przekonań, nienawidziła się poddawać. Jeszcze bardziej zaś nie znosiła, gdy ktokolwiek narzucał jej swoje zdanie. To była główna przyczyna ich kłótni, ponieważ zarówno Athanasius, jak i Aria byli na swój sposób uparci i nie potrafili się przekonać do swoich racji. Kłopot polegał na tym, że oboje mieli świadomość, kto w tych dyskusjach górował. Athan, nieugięty, poważny, lodowato obojętny, był Stwórcą Arii, jej mentorem i opiekunem. Potem doszło do tego jeszcze silne uczucie, jakim go obdarzyła i to wszystko obdzierało kobietę ze swojej niezłomnej woli, która zwykle od niej emanowała. Athanasius nigdy nie był dumny z tego, że umiał nad nią „panować”. Ta myśl prowadziła go zwykle do podejrzeń, że podobna dominacja mogłaby zacząć obierać najgorszy z możliwych kierunków, zamieniając się w okazywanie swojego panowania nad nią nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.

     Przerażał go fakt, że do spełnienia swojego koszmaru względem Arii prowadziło aż tak wiele dróg.

     Mimo to, ku jego wielkiemu zaskoczeniu i cichej radości, Aria przejawiała podobnego poglądy. Rozsądnie doszła do wniosku, że zostawienie teraz Jehanne samej było fatalnym pomysłem. Ich wspólnym zadaniem było doprowadzenie dziewczyny do pełnego zdrowia, co zapowiadało się na bardzo długi, żmudny proces. Co więcej, gdyby Athan tak nagle zniknął, zostawiając ją z zupełnie obcym jej Ishmaelem, Jehanne nie tylko miałaby problem z rekonwalescencją, ale też niewykluczone, że jeszcze bardziej by się w sobie zamknęła. Rudowłosa młódka traktowała Athana jak swojego wybawiciela, to jemu ufała w największej mierze i to on musiał być w pobliżu, aby dziewczyna z czasem czuła cię coraz bardziej pewnie.

     — Zgadzam się, powinniśmy ją tu zostawić — przyznał — choć nie podoba mi się stwierdzenie, że sprawa Elijaha nie ucieknie. Ona nam cały czas ucieka, Ario — westchnął ponuro.

     Zaśmiał się cicho pod nosem, gdy Aria — całkowicie słusznie — zwróciła uwagę na fakt, że sprowadzając tu Jehanne, nałożył na ich barki kolejne zmartwienia. Gdyby nie ta dziewczyna, mogliby wszyscy dalej rozmyślać nad kolejnym krokiem. Tymczasem byli uwięzieni, ponieważ rudowłosa okazała się niespodziewanym kluczem do wielu pytań. A przynajmniej taką miał nadzieję.

     — Nie mogłem jej tam zostawić — wyjaśnił cicho, choć doskonale wiedział, że Aria to rozumiała. — Nikt nie zasługuje na tak niegodziwy los, jaki zgotował jej Blome. Bogowie tylko wiedzą, ile czasu tam spędziła. Niepokoję się, że to mogły być całe miesiące… oby nie lata. Nie wiem, co mam zrobić — wyznał nagle szczerze, spoglądając na Arię z cieniem desperacji w oczach. — To wszystko… to wszystko za bardzo się ze sobą pomieszało — dokończył, wzdychając ciężko.

     Usiadł na sofie, wbijając ponure spojrzenie w podłogę. Potrzebował chwili samotności: musiał usiąść i zacząć się zastanawiać nad tym, co udało im się osiągnąć i co jeszcze mieli do znalezienia. Musiał ustalić, co i jak zrobić Jehanne, ale przede wszystkim należało ocenić ryzyko oraz znaleźć wyjście z tej jakże trudnej sytuacji. Przygniatała go ilość i nagłość decyzji, które musiał podjąć i które po kolei — jedna po drugiej — uderzały w niego swoimi nieprzewidzianymi konsekwencjami.

     Był zmęczony, zdezorientowany, silnie zaniepokojony.

     I przerażony.

     Mimowolnie odwrócił głowę, z całą mocą spoglądając na Arię. Zmartwiła go ta nagła zmiana jej tonu, lecz gdy usłyszał, o czym mówiła, przymknął na moment powieki, długo milcząc. Wiedział, do czego piła jego Stworzona, poruszając kwestię zamieszkania tutaj. Rozsądek podpowiadał, że umieszczenie jej u Marisy byłby najlepszym pomysłem — nie dość, że dotrzymałaby towarzystwa ich przyjaciółce, czego zresztą tak bardzo potrzebowała, to jeszcze Aria byłaby bezpieczniejsza, znajdując się z dala od niego. Co więcej, w przypadku, gdyby morderca Elijaha chciał zabić także jego żonę, miałaby tam swoją ochronę. Nie wątpił, że Aria poradziłaby sobie z jednym czy dwoma przeciwnikami, a jednak sama myśl, że mogłaby się znaleźć w jakimkolwiek niebezpieczeństwie, wywoływała u niego najczystszą panikę i nagłe, rwące poczucie, że musi temu zapobiec.

     Jednakowoż argument związany z damskim wsparciem dla Jehanne był trafiony w dziesiątkę. Oprawcą rudej był mężczyzna, więc młódce z pewnością brakowało kontaktu i zrozumienia drugiej kobiety.

     — Decyzję pozostawiam tobie — odparł po dłuższej chwili. — Sam nie wiem, co byłoby dla ciebie lepsze. To cały czas jest także twój dom — rzekł, wstając z sofy i z największą powagą spoglądając na swoją Stworzoną — dlatego nie mam ani prawa, ani ochoty cię stąd wyganiać. Poza tym oboje jesteśmy dorośli i wiemy, że w obliczu tylu problemów nasze prywatne niesnaski nie tylko muszą przejść na drugi plan, ale wręcz przestać istnieć.

     Nagle zamilkł, zastanawiając się, jaki jest sens tłumaczenia takich oczywistości. Oboje wiedzieli, że Aria pragnęła tu zostać. Chciała poczuć się potrzebna, a myśl o wsparciu Jehanne i pomocy w przywróceniu jej do zdrowia bardzo ją podbudowywała. Poza tym z pewnością miała obawy, że Athan zechce ukryć przed nią jeszcze inne informacje, dlatego wolałaby osobiście tego planować.

     Nie wspominając już nawet o fakcie, że chciała być po prostu blisko Athanasiusa. Wiedział to, co niezmiennie go bolało i przerażało.

     — Zostań — zawyrokował w końcu. — Będę ci bardzo wdzięczny, jeśli zechcesz mi pomóc z Jehanne. Twoje wparcie może się okazać nieocenione.

 

     Z jakiegoś powodu poczuł ukłucie lęku, gdy zbliżał się do tych konkretnych drzwi. Wciąż było lekko uchylone; Athanasius zabronił Arii i Ishmaelowi ich zamykać. Także przebywającej wewnątrz Jehanne wyjaśnił, że ma pełne prawo opuścić swoją sypialnię i swobodnie poruszać się po domu, lecz nie miał złudzeń i wiedział, że to jeszcze trochę potrwa.

     Zatrzymał się przed drzwiami, po czym delikatnie w nie zapukał. Dziewczyna prawdopodobnie dostrzegła, że się zbliżał, lecz nie chciał jej jeszcze bardziej niepokoić niespodziewanymi wizytami. Tak nagłe wtargnięcia mogłyby ją wystraszyć, czego bardzo by nie chciał.

     — Mogę? — spytał uprzejmie, stając w progu. Uśmiechnął się do niej ciepło, chcąc spotęgować wrażenie, że jest jej przyjacielem, a nie wrogiem.

     Rudowłosa dziewczyna siedziała na swoim łóżku. Była oparta o ścianę, z kolanami podkulonymi pod brodę. Spoglądając na niego nerwowo, panicznie unikała spojrzenia mu w oczy. Athan nie miał jej tego za złe, dlatego sam nie zamierzał nadużywać tego gestu. Dopiero po chwili Jehanne kiwnęła lekko głową, dzięki czemu wampir wszedł do środka. Nadal nie zamykając za sobą drzwi, podszedł do jednej z dwóch stojących tam półek z książkami i usiadł na ziemi, delikatnie upierając się o kanciaste, niezbyt wygodne deski. Szafka stała dokładnie naprzeciw łóżka, dzięki czemu Athan miał rudowłosą na idealnym widoku.

     — Jak się czujesz? — spytał cicho i powoli. Nie chciał jej wystraszyć żadnym niespodziewanym gestem, także podczas rozmowy. Mimowolnie spojrzał na stojącą obok łóżka szafkę nocną, na której stała karafka z krwią, opróżniona do połowy szklanka oraz papierek po mlecznej czekoladzie. To ostatnie było pomysłem Arii, najwyraźniej kolejnym trafionym. — Nie wahaj się pytać lub prosić o pomoc, jeśli źle się poczujesz. Wszyscy domownicy są tu do twojej dyspozycji.

     Zastanawiał się, o czym mógł z nią rozmawiać. Nie chciał jeszcze wydobywać z niej wrażliwszych emocji — wiedział, że podanie swoich danych personalnych było dotarciem do jej obecnych granic.

     — Nie martw się — zaczął ostrożnie — zaopiekujemy się tobą. Masz do mnie jakieś pytania?

     Z pewnością je miała, lecz była zbyt niespokojna, by się choćby odezwać. Wciąż z podkulonymi nogami, spoglądała ukradkiem na Athana, niemal wciśnięta w ścianę, o którą się opierała. Serce mu pękało na widok tak zniszczonego psychicznie dziewczęcia, które nadal nie potrafiło zrozumieć otaczającej rzeczywistości. Jak długo tam przebywała? Ile ją ominęło? Czego była świadoma, a czego nie? Jehanne nie śmiała o to wszystko spytać, ale Athanasius czuł, że chciałaby się tego dowiedzieć.

     — Pewnie się zastanawiasz — podjął swobodnym tonem — co to jest za miejsce, kim my w ogóle jesteśmy i jak to się stało, że tu trafiłaś. Ja — położył sobie dłoń na klatce piersiowej — jak pamiętasz, nazywam się Athanasius Tismaneanu. Znajdujesz się w mojej posiadłości leżącej w Blicking. To taka niewielka wioska leżąca w hrabstwie Norfolk, około piętnaście mil od Norwich. To całkiem duży dom — mimowolnie rozejrzał się dookoła — który jest w całości do twojej dyspozycji.

     Mówił jej to wszystko, aby uświadomić dziewczynie, że nie była więźniem. Zdradzenie jej lokalizacji miało pomóc jej oswoić się z rzeczywistością i uzmysłowić, że mogła im ufać. Milcząc chwilę, obserwował Jehanne. W jej oczach lśniło coraz śmielsze zainteresowanie i choć wyraźnie ani myślała się odzywać, Athan pojął, że słusznie postąpił, zaczynając ten swój mały monolog.

     — Wiesz, jaki mamy dziś dzień? — spytał ostrożnie.

     Po dłuższej chwili dziewczyna lekko pokiwała przecząco głową.

     — Mamy jedenastego lutego dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku.

     Athan uważnie obserwował dziewczynę, chcąc jak najwięcej wywnioskować z jej reakcji. Ta była widoczna niemal natychmiast: jej złote oczy się rozszerzyły, twarz zaś jeszcze bardziej pobladła. Oszołomiona tą wieścią, rozejrzała się machinalnie dookoła, jak gdyby chcąc się przekonać, że ta informacja nie była jakimś okrutnym żartem. Mimo to nadal nic nie powiedziała, przeżywając swój szok w ciszy. Athana wręcz bolała jej reakcja i potwornie mu było żal Jehanne. Wszystko bowiem wskazywało na to, że rudowłosa siedziała w zamknięciu co najmniej przez kilka miesięcy. I choć bardzo go korciło, aby o to zapytać, rozumiał, że było jeszcze za wcześnie. Poszukał więc innego tematu.

     — Ci dwoje, których już tu widziałaś, Arię i Ishmaela — powiedział, chcąc ostatecznie uciąć temat daty — to moi Stworzeni. Ishmael jest biznesmenem, który jest wprost urodzony do tego, by zarabiać pieniądze. Zna się na tym jak nikt i ma niebywały wręcz instynkt do tych spraw. Prywatnie jest moim przyjacielem i wspólnikiem. Dobrze mieć obok siebie kogoś, kto ma aż tyle serca do swojej pracy. Prowadzi swoją firmę, która w teorii jest moja, ale w praktyce zarządza nią właśnie Ish. Ja jestem z zawodu lekarzem i wolę skupić się tylko na tym — a przynajmniej kiedyś wolałem i mam zamiar do tego wrócić. I nawet jeśli Ishmael może się wydawać nieco oschły — uzupełnił z uśmiechem, zdając sobie sprawę, że w mało kim Ish wzbudzał pozytywne wrażenie na samym początku znajomości — to inteligentny, wyrozumiały człowiek z sercem po właściwej stronie. Jeśli nie zraziło cię pierwsze wrażenie, zapewniam, że za drugim jest już znacznie lepiej.

     Cały czas badał reakcje Jehanne i cieszyło go, że to, co mówił, zdawało się naprawdę ją interesować. Nie zdradzała oznak zmęczenia i zniechęcenia, nie wodziła leniwym wzrokiem po otoczeniu. Zamiast tego chłonęła każde słowo, chcąc zapamiętać wszystkie możliwe informacje.

     — Aria — podjął, czując, jak serce mu drży na sam dźwięk tego imienia — to pasjonatka podróży. Nie wiem, czy jest jakiś zakątek tego świata, którego nie zwiedziła, a jeśli nawet, to pewnie niewiele jej tego zostało. Bardzo lubi dzielić się swoimi opowieściami na temat licznych wypraw, więc jeśli będziesz miał ochotę, z pewnością cię nimi uraczy.

     Po raz kolejny zamilkł, aby dać dziewczynie czas na przetworzenie wszystkiego, co usłyszała. Nie spodziewał się otrzymać od niej jakichkolwiek pytań, dlatego powoli dumał nad tym, o czym jeszcze mógłby jej opowiedzieć.

     Wtedy właśnie usłyszał cichutki, słaby głos.

     — Jak mnie znalazłeś?

     Spoglądając na nią z czujnością i skupieniem, był pod wrażeniem, że Jehanne zechciała się odezwać. Bardzo go to ucieszyło, ponieważ uznawał to za malutki krok do przodu w ich relacjach i budowie zaufania. Athan zastanawiał się, co mógł jej powiedzieć, co wręcz powinien, a co należało przed nią zataić. Nie mógł jej jednak zbyt długo trzymać w napięciu, dlatego westchnął cichutko, by po chwili podjąć się wyjaśnień.

     — Jakiś czas temu ktoś zamordował mojego przyjaciela — powiedział cicho. — Razem z Arią staramy się go znaleźć. Możliwe, że… — Już miał powiedzieć, że zamieszany w zabójstwo jest Blome, ale nie był pewien, jak dziewczyna zareaguje na to nazwisko, zwłaszcza że tak niedawno wyrwała się z jego szponów. Postanowił więc jakoś obejść temat. — Znajomy policjant podsunął mi pewien trop, który sprawdziłem. Miałem tam znaleźć substancje, które mogły mieć związek ze śmiercią mojego przyjaciela. To tam cię znalazłem.

     Dziewczyna spuściła wzrok, kiwając delikatnie głową. Athanasius rozumiał, że były to dla niej bardzo trudne tematy, dlatego nie chciał poruszać go tak wcześnie. Lecz skoro musiał, starał się wyjaśnić jej to jak najłagodniej.

     — Nie mógłbym cię tam zostawić — dodał cicho, spoglądając na nią z całą szczerością i dosadnością słów, które wypowiadał. — Nie mogłem i nie chciałem. Nie proszę cię — dodał po chwili — abyś się z nami zaprzyjaźniła, z nami współpracowała czy cokolwiek nam powiedziała. Niczego od ciebie nie wymagamy. Chcemy ci tylko pomóc. Gdy tylko wydobrzejesz i sama zdecydujesz, że jesteś gotowa opuścić mury tego domu, zrobisz to i nikt z nas nie będzie miał żadnego prawa, by to kwestionować. Bo jeśli miałbym cię o cokolwiek prosić — szepnął — to tylko o to jedno, byś dała nam sobie pomóc. I obdarzyła choć minimalnym zaufaniem. To wszystko.

     Nie miał już nic do dodania. Nie oczekiwał też, że Jehanne jakkolwiek na te słowa zareaguje i w pełni to rozumiał. Nadal uważała ich za obcych i wciąż się ich bała. Athan wiedział, że minie wiele czasu, nim zdoła im zaufać i właśnie dlatego Tismaneanu nie oczekiwał od niej wymiany zdań. Chciał jedynie zasiać w niej ziarno poczucia bezpieczeństwa.

Dlatego niczego od niej nie oczekiwał. I dlatego tak się zdziwił, gdy zareagowała.

     — Dziękuję.

     Ten cichy, niemal chorobliwy szept zdawał się krótki, ulotny i niewyraźny jak dawno zapomniane wspomnienie. Athan nie zdołał zwrócić na niego uwagi i upewnić się, że to jedno słowo rzeczywiście wypowiedziała Jehanne, nim było już za późno. Dziewczyna znowu skuliła się w sobie, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. I choć w pierwszej chwili Athan był mocno zaskoczony tym podziękowaniem, tak w końcu uśmiechnął się do dziewczyny ciepło. Wiedział, że to widziała. Wiedział też, że nie musiał nic już więcej dodawać. Ani ona.

     — Chcesz zostać sama? — spytał, nie chcąc jej zmęczyć swoją obecnością. — Jeśli zechcesz, dam ci odpocząć.

     Nie zareagowała. Zamiast tego wciąż na niego zerkała kątem oka, niemal przyklejona do ściany, o którą się opierała.

     — Mam zostać? — zapytał nieco niepewnie, nie wiedząc, jak traktować jej milczenie. —I dalej raczyć cię swoimi mniej lub bardziej ciekawymi opowiastkami?

     Jehanne uśmiechnęła się delikatnie, ledwie wyraźnie kiwając głową. Athan zastanowił się chwilę, po czym doszedł do wniosku, że mógł się tego spodziewać. Była zamknięta przez wiele miesięcy, więc zapewne samotność bardzo źle się jej kojarzyła. Towarzystwo kogoś, kto nie wymaga od niej bolesnych szczegółów, a sam zabawia rozmową, najwyraźniej była dla niej orzeźwiającą odskocznią.

     Nie zdążył się odezwać, kiedy za drzwiami mignęła postać Arii. Najwyraźniej chciała wejść i sprawdzić, jak się miała ich podopieczna, lecz gdy dostrzegła w środku Athana, zrezygnowała z pomysłu. Tismaneanu zupełnie instynktownie wstał, spoglądając to na nią, to na Jehanne.

     — Zaprosimy Arię do środka? — spytał z szerokim uśmiechem. Na szczęście rudowłosa nieśmiało odwzajemniła ten gest, co Athan nauczył się traktować jako zgodę. — Ario, wejdź, proszę. Jehanne chciałaby się czegoś o tobie dowiedzieć.

     Ja też chciałbym się o tobie czegoś dowiedzieć, pomyślał zupełnie niespodziewanie, uświadamiając sobie, jak wiele było rzeczy, które chciałby od niej usłyszeć. Zbyt zajęci swoim sporem i śledztwem, mieli niewiele okazji, by ze sobą porozmawiać — a jeśli już się jakaś nadarzała, kończyła się niezręcznością zaciskającą im gardła na kolejne dni.

     Kątem oka obserwował, jak siadała tuż obok niego. Też na ziemi, też opierając się o drugą półkę. Była tak blisko niego, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Patrząc na nią, przez chwilę zupełnie zapomniał o obecności Jehanne. Patrząc na nią, miał nadzieję, że Aria zadziała instynktownie i jak zwykle pokaże, że ma za nic obowiązujące zasady i bariery. Miał więc nadzieję, że mimo ich wiecznych kłótni, raz jeszcze pokaże, że jej na nim zależało, że ułoży głowę na jego ramieniu i jak gdyby nigdy nic zacznie rozmowę z Jehanne. Wiedział, że było to co najmniej głupie i maksymalnie sprzeczne z tym, co sobie postanowił. Lecz zdawał sobie sprawę, że gdyby nie podświadome pragnienie trzymania jej blisko siebie, Athan bez wahania odesłałby ją do Marisy — lub gdziekolwiek indziej, byle z dala od niego. Ale nie umiał. Nie umiał.

     Póki Arii nie było przy nim, potrafił trzymać rezon.

     Ale tylko wtedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^