ARIA
Rozmowa z Davidem, choć niezwykłe przyjemna, nie wniosła
żadnych informacji, które mogłyby przybliżyć Arię do rozwiązania zagadki
przeszłości Athana. Dowiedziała się jedynie iż mężczyzna ukończył Uniwersytet w
Edynburgu i niczym nie różnił się od innych studentów. Miał w sobie iskrę, ale
nie był wybitnym uczniem i nie zasłynął niczym szczególnym. Dopiero na
praktykach w szpitalu chciał udowodnić wszystkim, a może wyłącznie sobie, że
jest dobry w tym, co robi i że stać go na wiele więcej. Brał dodatkowe godziny
na dyżurach, wykazywał większe zainteresowanie chirurgią niż wcześniej i
samodzielnie przyswajał materiał, chcąc być przygotowany na wszystko. Bishop
zdradził jeszcze nazwisko pewnego studenta, który teraz był wykładowcą na owym
Uniwersyteckie.
— Ben Whitloov. Byli na jednym roku, ale nie wiem czy będzie
w stanie ci pomóc. Athan nie był typem, który otaczał się wianuszkiem
przyjaciół — David posłał dziewczynie lekki uśmiech, któremu towarzyszyło
wzruszenie ramion. Miał rację, bo Vasco dobrze znała swego Stwórcę i wiedziała,
jakie było jego podejście do kontaktów towarzyskich. Miał prawdopodobnie
jednego przyjaciela, którym był Elijah, a który był teraz martwy. Doktor
przeprosił ją zaraz i oznajmił, że musi wracać do pracy.
— Wpadaj kiedy chcesz, zawsze miło cię widzieć. Nie daj się
mu, mała — rzucił na pożegnanie i ucałował ją w policzek.
Aria siedziała długo w samochodzie na parkingu bijąc się z
myślami, czy powinna jechać do Edynburga i niepokoić tamtejszego wykładowcę
pytaniami sprzed dekad. Ciekawość jednak zwyciężyła.
— Przepraszam, panie
Whitloov. Czy mogę zająć chwilę? Nazywam się Aria Vasco. Mam kilka pytań
dotyczących Athanasiusa Tismaneanu. Podobno się tutaj uczył — weszła do
gabinetu niepewnie, rozglądając się po wnętrzu. Liczne dyplomy uznania zdobiły
jego ściany, co świadczyło o tym, że był osobą kompetentną. Profesor omiótł
kobietę spojrzeniem; w jego oczach lśniło oporne niezrozumienie.
— Jak nazwisko? — spytał powątpiewającym tonem. —
Tismaneanu? Nie znam takiego studenta. Mam niezłą pamięć do swoich uczniów, ale
musi pani zrozumieć, że to ogromna uczelnia i nie jestem w stanie spamiętać
wszystkich personaliów, choćbym tego chciał.
Po postawie profesora wyraźnie było widać, że nie miał
ochoty przypominać sobie nazwisk swoich studentów; uważał, że pomoc komuś, kogo
nawet nie znał, w uzyskaniu informacji o którymś z jego uczniów nie było
właściwe. Dlatego milczał, spoglądając na Arię przeciągle — dając jej tym samym
znać, że to powinno zakończyć ich rozmowę.
Kobieta popatrzyła na niego z zaskoczeniem, zdając sobie
sprawę, że profesor nie zrozumiał do końca jej pytania.
— Nie chodzi o pana
studenta, a kolegę ze studiów. Wampira takiego jak ja i pan — wyjaśniła z lekkim
uśmiechem, ukazując przy tym kły, by udowodnić swoje pochodzenie.
— Athanasius Tismaneanu, mówi to panu coś?
Zszokowany, odchylił się w swoim krześle, spoglądając na
Arię z wyraźnym niedowierzaniem. Analizując to, co właśnie powiedziała, raz za
razem otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym znowu je zamykał.
Pogrążony w tym wielkim zdumieniu, nagle poruszył się w krześle, po czym
pochylił się nad biurkiem, a jego twarz rozjaśniał z wolna pojawiający się
niedowierzający uśmiech.
— Mój Boże... —
szeptał profesor, na chwilę zasłaniając sobie usta dłonią. — Ten Tismaneanu?
Jego też zwampirzyli? I panią... Niesamowite, naprawdę niesamowite! —
szczebiotał, przejęty zachwytem. — Ależ tak, naturalnie, że go pamiętam! Może
nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale wie pani, to były czasy, kiedy na
studia nie przyjmowali byle obdartusów i trzeba było się mocno postarać, żeby
utrzymać swoje miejsce na liście. A my obaj spoza szlachty, pochodzący z
biednych, marnych rodzin... Dlatego pamiętam, oczywiście, że pamiętam! Jak się
miewa? Został lekarzem, tak jak tego chciał? Dalej leczy? I jak się miewa ten
ponurak, co? Za moich czasów był bardzo w sobie zamknięty, da pani wiarę? Muszę
go odwiedzić, koniecznie muszę go odwiedzić! A pani jest jego małżonką, jak
mniemam? Benedict Whitloov — wstał, wyciągając dłoń w geście powitania — bardzo
mi miło!
Aria już w pierwszym
jego zdaniu otrzymała kilka informacji, o których nie miała pojęcia. Ucieszyła
się, że trafiła na profesora, bo najwyraźniejszy był w stanie zdradzić jej
więcej szczegółów z życia Athana niżeli ktokolwiek inny.
— Jestem jego
Stworzoną. Znał go pan jeszcze za życia? Myślałam, że zaczął naukę po
przemianie — zauważyła, ściskając dłoń swego rozmówcy. Poprosiła o szklankę
wody, którą mężczyzna zaraz ją uraczył.
— Pracował wiele lat
w szpitalu w Londynie. Teraz chce ponownie wrócić do zawodu — zdradziła zgodnie
z tym, co mówił David.
— Jak to się stało,
że udało wam się dostać na studia mimo braku dobrego pochodzenie? Otrzymaliście
stypendium? Czesne było zapewne bardzo drogie. Słyszałam, że niektóre uczelnie
praktykowały przyjmowanie biedoty, żeby później ich wykorzystywać i przymuszać
do różnych rzeczy w zamian za możliwość edukacji — głos lekko jej zadrżał, gdy
wyobraziła sobie, że ktoś mógłby skrzywdzić Athana.
— Och, Stworzona! No proszę, to naprawdę niesamowite! — ucieszył
się, wyraźnie uradowany tą wieścią. Jednak jego radość momentalnie zastąpiło
zadziwienie, gdy usłyszał o o kwestii przemiany Athana. — Czy znałem go za
życia? Wie pani, gdy studiowaliśmy razem, nie miałem pojęcia, że Athan już
wtedy był wampirem — o ile rzeczywiście tak było. Mnie przemieniono dużo
później, dlatego, rozumie pani, zupełnie się tym nie przejmowałem i nie
zwracałem na to uwagi... Wie pani — dla człowieka, który chciał swe życie
poświęcić nauce, opowieści o krwiopijcach były kompletnymi bredniami... A więc
już wtedy cały czas miałem obok siebie wampira? Niesamowite, naprawdę
niesamowite! Ale wcale mnie nie dziwi, że nic o tym nie wiedziałem. Athanasius
był... hm, jakby to ująć, aby go nie urazić... — Profesor namyślił się chwilę.
— Był dziki. Trzymał się z daleka od innych, nie zawierał żadnych przyjaźni.
Zwykle był bardzo opryskliwy i gwałtowny, dlatego nikt specjalnie nie chciał
nawiązywać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Nie dało się o nim niczego
dowiedzieć. Zresztą — roześmiał się profesor — większość się go po prostu bała!
Profesor wyglądał na
pogrążonego w swoich myślach, a sądząc po błąkającym się na jego twarzy
delikatnym uśmieszku, musiał być pod przyjemnym wrażeniem zasłyszanych od Arii
rewelacji.
— Jak to wrócić? — spytał z uprzejmym zdziwieniem. —
Przerwał swoją praktykę? Dlaczego? To dziwne, bo wie pani, on od samego
początku był bardzo zawzięty. Dlatego nie zaskoczyła mnie pani, że Athanasius
dopiął swego i został lekarzem, ale tym bardziej mnie dziwi, że to rzucił. Na
pytanie o dostaniu się na studia, profesor odetchnął głęboko, przypatrując się
uważnie Arii.
— Bardzo chętnie
odpowiem na te pytania — zaczął nieco mniej pogodnym tonem — pod warunkiem, że
pani odpowie na jedno moje. Dlaczego chce pani to wszystko wiedzieć? Dlaczego
nie spyta pani o to Athanasiusa? Wystraszyłbym się, że stało mu się coś złego,
ale skoro sama pani mówi, że Athanasius zamierza wrócić do leczenia, więc... o
co w tym wszystkim chodzi? Pani Vasco? — spojrzał na nią podejrzliwie, choć na
jego twarzy cały czas błąkał się ufny, pogodny uśmiech.
Zawahała się przez
moment, czy powinna mówić mężczyźnie o wszystkie. Zawsze miała nosa do ludzi i
potrafiła rozpoznać tych, którym można zaufać. Profesor był jednym z nich
dlatego Aria zdecydowałam nakreślić mu nieco całą sytuację.
— Jak pan sam
zauważył, Athan jest opryskliwy i niczego o sobie nie mówi. To się nie zmieniło
przez wieki — zaśmiała się cicho, wzdychając zaraz i przyklejające do twarzy rozmarzony
uśmieszek.
— Jestem tylko słabą kobietą nie odporną na wdzięki
Athanasiusa. Pragnę poznać mego Stwórcę i zrozumieć, jaki jest. Trzyma mnie na
dystans, a ja usycham z miłości. To tylko jedna z tych romantycznych historii,
panie Whitloov — zapewniła, mając nadzieję, że ten nie wyprosi jej z gabinetu i
rzeczywiście zechce powspominać studenckie czasy.
Profesor uśmiechnął się, rozczulony tą rozbrajającą
szczerością. Sprawiał wrażenie rozważającego wszystkie za i przeciw. Wszak
profesor jej nie znał i nie wiedział, czy mówiła prawdę i czy nie wykorzysta
tych informacji w jakichś niecnych celach. Ostatecznie jednak chodziło tylko o
szkołę, co nie było zbyt inwazyjnymi danymi. Dlatego już po chwili Whitloov
uśmiechnął się szeroko, tym samym okazując, że jest gotów opowiedzieć Arii
wszystko, co wie.
— Rozumiem, rozumiem — westchnął. — Jeśli mówi pani prawdę i
Athanasius nic się nie zmienił, to wcale się nie dziwie pani obawom i
zniecierpliwieniu. Ale z przykrością muszę panią ostrzec, że ja sam niewiele o
nim wiem. Co się zaś tyczy pytania o dostanie się na studia, to ja, choć
pochodziłem z biednej rodziny, byłem bardzo zdolnym uczniem i otrzymałem
protekcję ze strony pewnego lorda, bo kiedyś zupełnym przypadkiem pomogłem jego
synowi. Więc może to niezbyt chwalebne, ale dostałem się tu dzięki nikłym
znajomościom. Ale nie wiem, niestety, jak Athanasius to osiągnął. Ale... —
profesor zasępił się na moment, najwyraźniej wahając się, czy powinien coś
powiedzieć. — To, że nasz wspólny znajomy nikomu tego nie zdradzał, to jedno.
Ale drugie, że... gdy już się odzywał, opowiadał sprzeczne sobie informacje.
Wkrótce jasnym się okazało, że Athanasius kłamał na temat swojego uzyskania
wstępu na uczelnię, co kazało niektórym podejrzewać, że dostał się na studia
nielegalnie. Ale wątpię w to, szczerze mówiąc — zaznaczył. — A co do praktyk, o
których pani wspominała względem biednych uczniów, to nie, nasza uczelnia
czegoś podobnego nie uznawała. A przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo.
Aria zamilkła na dłuższą chwilę, zawieszając wzrok na
szklance wody stojącej przed nią na biurku. Athan z jakiegoś powodu wprowadzał
w błąd wszystkich, a więc miał coś do ukrycia, co związane było z dostaniem się
na Uczelnie.
— Czy spotykał się z kimś w czasie nauki? Spędzał czas z
kobietą lub mężczyzną? — zapytała, zastanawiając się czy jej Stwórca powiedział
jej kiedykolwiek prawdę o sobie i czy ktokolwiek jest w posiadaniu informacji o
nim. Kim był Athanasius Tismaneanu?
Profesor roześmiał się gwałtownie, wyraźnie czymś rozbawiony.
— On? No skąd! — odparł, wciąż się śmiejąc. — Już pani
mówiłem, że większość wolała się trzymać od tego dzikusa z daleka, on zresztą
też nie zabiegał o niczyją uwagę. Nigdy nie widziałem go w jakiejś bliższej
relacji z kimkolwiek. Właściwie... — Whitloov zamyślił się na chwilę — chociaż
byliśmy tylko znajomymi, byłem chyba jedną z niewielu osób, którą w ogóle
dopuszczał do rozmowy. Od ludzi znacznie bardziej wolał książki i naukę.
Opłaciło się, jak widać. Ale właśnie — dodał nagle, jakby sobie o czymś
przypominając. — Proszę wybaczyć, że tak ponaglam, ale mogłaby mi pani odpowiedzieć
na moje wcześniejsze pytanie: dlaczego Athanasius zrezygnował z leczenia?
— Mogłabym, ale tego nie wiem — odpowiedziała, unosząc
spojrzenie na mężczyźnie. Dotarło do niej, że właściwie nie znała faktycznej
przyczyny jego rezygnacji.
— To było niedługo po tym, jak mnie przemienił. Chorowałam
na gruźlicę, a on dał mi drugie życie. Mam nadzieję, że nie byłam jedynym
powodem jego odejścia, choć mogłam się do tego przyczynić. Cóż, byłam
niesfornym dzieckiem — dodała szybko, posyłając mu lekki uśmiech.
— Kontakt do pana przekazał mi David Bishop. Nie wiem, czy
panowie się znają osobiście, ale to zacny wampir choć przyznaje, że ekscentryczny.
Athanasius ma teraz kilku bliskich przyjaciół, więc wygląda na to, że nie jest
już taki dziki, jak dawniej.
— Cóż — mruknął profesor, drapiąc się po gładkiej, ogolonej
brodzie — jeśli zrezygnował, na pewno miał ku temu ważne powody. Całe
szczęście, że chce wrócić! Był bardzo zawzięty, zaangażowany. Po studiach nasze
ścieżki się rozeszły, dlatego nie wiem, gdzie znalazł pracę, ale wierzę, że był
dobrym medykiem. A Pana Bishopa znam, owszem. Widzieliśmy się raz czy dwa i
wymieniliśmy kilka zdań. I jeśli mówi pani — dodał, uśmiechając się szeroko —
że Athanasius zjednał sobie kilku ludzi, a nawet kogoś stworzył — spojrzał na
Arię znacząco — to może przestał się już aż tak bać ludzi. To dobrze; samotność
to bolesna trucizna.
— A co z rodziną? Ułan Bator jest daleko. Czy ktoś go
odwiedzał? — zapytała z zaciekawieniem. Athan nigdy nie wspominał o rodzicach
czy rodzeństwie. Nikt nie rodzi się samotny tylko wybiera samotność. Athanasius
odciął się od wszystkich na długo przed tym, gdy poznał Arię, a ją bardzo ciekawiło,
dlaczego tak się stało.
— Nie mogę uwierzyć, że nie miał nikogo bliskiego. Cóż to za
życie — szepnęła bardziej do siebie niż do swego rozmówcy. Whitloov pokiwał ze
smutkiem głową, zbierając wszystkie zapamiętane informacje.
— O jego rodzinie niestety coś tam wiem. Mówił o nich
jednocześnie chętnie i niechętnie. Zawsze wyrażał się o nich z głęboką
niechęcią — wyznał ponuro. — Odnosiłem wręcz wrażenie, że Athanasius szczerze
nienawidził swojej rodziny. Gdy o nich mówił, widać po nim było, że chowa do
nich głęboką urazę. Nie wiem, za co, ale mogę się tylko domyślać... To była
patologiczna rodzina, pani Vasco. Na pewno była w tym domu przemoc, ale nie
wiem, jak i względem kogo się to objawiało. Wiem tylko tyle, że matka
Athanasiusa zmarła, jak miał bodaj czternaście lat. A potem sam uciekł z domu.
Ale co się z nim działo później? Nie wiem. Poznałem go na studiach i bladego
pojęcia nie mam, co robił wcześniej.
Aria była zaskoczona
coraz bardziej z każdym kolejnym słowem mężczyzny. Nie spodziewała się, że
Athan żył w tak podłych warunkach.
— A nie wspominał o
nikim z imienia? — zapytała, podnosząc się powoli z fotela, by przejść się po
pokoju od jednego regału z książkami, do drugiego. Była niespokojna i miała
wrażenie, że im bardziej drąży tym mniej się dowiaduje.
Profesor zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś
zastanawiając.
— Niestety, nie
przypominam sobie. O swoich rodzicach mówił z taką nienawiścią, że bałem się o
cokolwiek dopytywać. Rodzeństwa raczej nie miał, o żadnych przyjaciołach czy
innych bliskich nic mi nie wiadomo. Zawsze było mi go żal — dodał, markotniejąc
na moment — bo jakby się zastanowić, wcale się nie dziwię, że tak stronił od
ludzi, skoro krzywdziła go najbliższa rodzina. Oczywiście nie chcę tu wysnuwać
żadnych wniosków — dodał pospiesznie — bo zwyczajnie niewiele wiem o
Athanasiusie. Ale odkąd go znam, był typem obsesyjnego samotnika. Rad jestem,
że dziś się to choć trochę zmieniło... choć nie aż tak, z tego co pani mówi —
dodał, uśmiechając się smutno.
Ben Whitloov okazał
się sympatycznym mężczyzną, z którym można było porozmawiać nie tylko o
Athanasiusie. Aria spędziła z nim kilka godzin i gdyby nie to, że miała inne
sprawy w Londynie, to zostałaby dłużej.
— Było mi niezwykle
miło pana poznać. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. — uścisnęła mu dłoń
na pożegnanie, życząc przy tym pomyślności. Opuściła gabinet w zaskakująco
dobrym nastroju, choć dowiedziała się o Athanie dość nieprzyjemnych rzeczy.
Powrót do Londynu zajął jej znacznie więcej czasu niż droga do Edynburga, a to
dlatego że przez całą podróż rozmyślała o tym, czego zdołała się dowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz