ARIA
— Wiedziałeś o tym, że wiek wieloryba jest określany na
podstawie woskowiny z ucha? Im więcej ma zanieczyszczeń tym jest starszy. —
odezwała się Aria, gdy została sam na sam z Ishmaelem. Ta wiedza nie była
mężczyźnie do niczego potrzebna i nijak miała się do przeprowadzonej wcześniej
rozmowy, ale musiała w jakiś sposób przerwać panującą między nimi nieznośna
ciszę. Kiedy się bardzo denerwowała plotła trzy po trzy, a w towarzystwie tego
wampira jej poziom niepokoju osiągał apogeum. Było w nim coś, co sprawiało, że
nie mogła zachowywać się normalnie, jakby była małym dzieckiem popełniającym
ciągle gafy. Nie wątpiła, że Athan mu ufa, więc i ona czyniła podobnie, jednak
gdzieś z tyłu głowy krążyła jej myśl, że jest od niej lepszy, że Stwórca ceni
go bardziej i to cholernie ją bolało. Vasco od zawsze chciała być potrzebna,
chciała robić coś pożytecznego i znaczącego, a nie tylko siedzieć w oranżerii i
malować, podczas gdy Athanasius chodziłby w koło i podziwiał ją przez szybę.
Czuła się, jak jego zwierzątko, a nie partnerka. Zazdrościła Ishmaelowi, że był
tak blisko z wampirem, bo ona nigdy nie zdołała opuścić progu jego sypialni i
wejść na wyższy level. Unikał rozmowy o sprawach zawodowych, a później zupełnie
odciął ją od tej części swojego życia. Marisa i Elijah świetnie się dogadywali
w biznesie, a Aria czuła, że i ona byłaby w tym dobra, wszak uczyła się
przecież ekonomii i innych przydatnych umiejętności, jak na przykład
zarządzania. Nie raz pomagała Marisie w fundacji i uczestniczyła w spotkaniach
wraz z Elijahem, który znacznie bardziej jej ufał i pokładał w niej wielkie
nadzieje. Nie raz powtarzał, że ma łeb na karku, a jej intuicja jest niezwykle
przydatna w interesach.
— Fascynujące — wysyczał siedzący obok niej mężczyzna,
spoglądającym niemal z obrzydzeniem. Odniosła wrażenie, że kiedy Athanasius
wyszedł, jego drugi Stworzony opuścił maskę życzliwości i nie zamierzał już
dłużej udawać. Tolerował ją, ale nic poza tym.
— Twoja obecność tutaj niepokoi Athana, co powinnaś
zauważyć. Długo zamierasz zostać w Anglii? — zapytał z nieukrywanym wyrzutem.
Zaskoczył ją taką bezpośrednością, ale i dał do myślenia. W tym wszystkim jej
własne pragnienia przyćmiły to, co czuł Athanasius i czego tak naprawdę
potrzebował. Zaczęła się obwiniać, że wcześniej faktycznie nie zwracała na to
uwagi sądząc, iż tęsknił za nią i chciałby wrócić do tego, co ich łączyło. Nie
chciał, a ona uporczywie, na każdym kroku nęciła jego spokój i kusiła, chcąc
zaspokoić swoje fantazje bez względu na niego. Wyobrażała sobie, że czeka tylko
na jej powrót, a gdy w końcu zaszczyci go swoją obecnością, rzuci się jej na szyję
błagając o jej miłość. Bzdury! Nauczył się żyć bez niej, ułożył sobie wszystko,
a ona zmąciła cały jego spokój. Na dodatek wczoraj przyparła go do ściany i nie
dała wyboru co do tego, jak ma zakończyć się wieczór. Gdyby nie strażnik, to
pewnie skończyłoby się tak, jak tego chciała.
— Niedługo. Gdy tylko rozwiążemy sprawę Elijaha. Zniknę z
jego życia — odpowiedziała cicho, odwracając wzrok gdzieś w bok, na półkę z
książkami. Dawniej stało tam ich wspólne zdjęcie z wycieczki jachtem, na którą
zabrał ich Cavendish, teraz pozostał tylko tomik wierszy i przypisy prawne. Z
każdą kolejną chwilą czuła się coraz gorzej, jak pieprzona egoistka, która nie
dostrzega nic poza czubkiem własnego nosa. Nigdy nie uważała się za taką osobę,
a jednak to właśnie była prawda.
— Tak będzie najlepiej. On już przyzwyczaił się, że cię nie
ma, więc nie mieszaj mu w głowie. Jeśli jest ci bliski, a w to nie wątpię, nie
zwlekaj z wyjazdem — polecił jej, podnosząc się z krzesła. Obszedł biurko i
zajął miejsce za nim, by włączyć laptop i wrócić do pracy. Wykonał kilka
telefonów i zupełnie zapomniałem o obecności Arii aż do momentu powrotu Athana.
Rozmowa z Ishmaelem, choć nie należała do najprzyjemniejszych, otworzyła jej
oczy na wiele spraw. Nie żywiła do mężczyzny urazy, bo wiedziała, iż jego
troska jest uzasadniona, że nie kierowały nim osobiste pobudki, a jedynie dobro
ich Stwórcy.
— Miło było ci poznać — odezwała się na pożegnanie, nie
dodając nic poza tym. Nie żegnała się na chwilę i nie życzyła mu miłego dnia,
ani tym bardziej nie wyraziła tego, iż chciałaby się jeszcze z nim zobaczyć.
Mężczyzna kiwnął głową z serdecznym uśmiechem, choć Aria dobrze wiedziała, co
sobie myślał.
Marisa siedziała w salonie we wschodniej części domu z
filiżanką herbaty jaśminowej. Wampirzyca wyczuła ją, gdy tylko przekroczyli
próg posiadłości i naszła ją wielka ochota, by również się napić. Od razu
poczęstowała się aromatycznym naparem i zajęła miejsce przy kominku, siadając
na skórze dzika leżącej tuż przy palenisku. Skrzyżowała nogi i przysłuchiwała się
rozmowie przyjaciół, dochodząc do wniosku, że pasowaliby do siebie. Oboje byli
atrakcyjni i dobrze się znali, co było już solidnym fundamentem pod ich wspólne
życie. Czy kiedyś mieli się ku sobie?
Dogadywali się, ale nie było między nimi takiej chemii, jak między Arią
i Athanem. Gdy byli obok siebie powietrze gęstniało, a kobieta miała wrażenie,
że można było dostrzec gołym okiem wyładowania elektryczne. Wyłapała spojrzenie
wampira i szybko zareagowała na jego niemą prośbę.
— Myślę, że to dobry pomysł. Elijah pracował też z ludźmi i
oni również chcieliby go pożegnać na swój sposób. Powinnaś im na to pozwolić,
choć wiem, że nie będzie to łatwe. On wszystkich jednoczył, był duszą fundacji.
Zorganizuj ten bal na jego cześć — odezwała się Aria posyłając Marisie
delikatny uśmiech. Nie dziwiła się, że pracownicy poczuli zawód, gdy chciała
odwołać bal. Ona sama będąc na ich miejscu chciałaby mieć możliwość
uczestniczenia w tak podniosłej chwili, zwłaszcza, że w tym roku będzie to
wyjątkowy czas. Zapraszani są wszyscy, począwszy od zwykłej sprzątaczki, a
kończąc na członku rodziny królewskiej. Przyjaciółka spoglądała dłuższą chwilę
w milczeniu na Vasco, jakby analizowała wszystko to, co usłyszała. Posłała jej
zaraz promienny uśmiech, kiwając przy tym lekko głową po czym ujęła dłoń
siedzącego obok Athana. Mężczyzna odwzajemnił gest z takim namaszczeniem, że
Aria poczuła okropny ścisk w żołądku.
— Masz rację. W takim razie musimy wybrać sukienki. Czasu
jest niewiele. Athanasiusie, pozwolisz, że porwę dziś Arię na małe zakupy? —
zwróciła się do przyjaciela. Siedząca na podłodze dziewczyna wbiła spojrzenie w
parę unoszącą się nad filiżanką i nic już więcej nie powiedziałam. Była nieco
przytłoczona rozmową z Ishmaelem, krótkim pobytem w posiadłości, którą niegdyś
nazywała swoim domem. Teraz była zaledwie smutnym wspomnieniem pośród pustych
ścian, wspomnieniem, którego nikt już nie chciał pamiętać. Zwłaszcza Athan.
Myśl, że mężczyzna jest nieszczęśliwy z jej powodu dobijała ją tak bardzo, że
nie była w stanie zachować pozorów radości. Dopiła herbatę i wstała powoli,
poprawiając ruchem głowy zmierzwioną nieco grzywkę.
— Wybaczcie, ale nie czuję się najlepiej. Pójdę odpocząć,
chyba przebywałam za długo na słońcu. Czy możemy zająć się wyborem sukienek
wieczorem? — zwróciła się do Marisy, na co ta od razu przystała. Była wdzięczna
przyjaciółce, że nie próbowałam nakłonić jej do wyjścia.
— Oczywiście. Powiem Caroline, by zaparzyła ci ziółek
wzmacniających — Aria pożegnała się i opuściła salon, kierując się od razu do
swojego pokoju. Przypomniała sobie, że rzeczy zostały przeniesione, więc
zmieniła kierunek marszu i chwilę późniejszym znalazła się na drugim piętrze, w
sypialni, którą miała dzielić z Athanasiusem. Rozebrała się i wzięła zimny
prysznic, by po chwili wsunąć się pod kołdrę i zakopać w mięciutkiej pościeli.
Nie była zmęczoną, a jedynie chciała się ukryć. Zwinęła się w kłębek i
rozpłakała targana wyrzutami sumienia, niepewnością i nadmiarem emocji, które
nosiła sobie od kiedy wróciła do Anglii. Wydawało jej się, że próba odzyskania
Athana będzie dobrym pomysłem, bo myślała, że i on tego chce, że kochał ją
równie mocno, co ona jego, a tego uczucia nie zniszczył czas rozłąki. Była w
błędzie, a swoim zachowaniem jedynie sprawiła mu ból. Zacisnęła pięść tak
mocno, że wbiła w skórę paznokcie, które pozostawiły w wewnętrznej części dłoni
krwawe ślady. Ishmael miał rację, powinna odejść jak najszybciej i nigdy już
nie wracać. W tej chwili właśnie poczuła, że straciła wszystko, że na własne
życzenie zrezygnowała z miłości życia, bo chciała doświadczyć świata. Jakże
głupia była myśląc, że gdy wróci, to będą znowu mogli być razem, usiądą w
oranżerii tak, jak kiedyś i niczego więcej nie będą potrzebować.
Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś
odejść, nawet, jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem
egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem
przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
Vincent van Gogh nie był tylko wybitnym malarzem, ale i
potrafił gadać z sensem. Szczęście Arii wiązało się z Athanasiusem, ale jego własne
nie dotyczyło w żadnym stopniu jej osoby.
W tym wypadku wyjście było tylko
jedno i ani trochę się jej nie podobało, bo oznaczało życie bez Athana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz