ROZDZIAŁ 46

 ARIA

    — Wiedziałeś o tym, że wiek wieloryba jest określany na podstawie woskowiny z ucha? Im więcej ma zanieczyszczeń tym jest starszy. — odezwała się Aria, gdy została sam na sam z Ishmaelem. Ta wiedza nie była mężczyźnie do niczego potrzebna i nijak miała się do przeprowadzonej wcześniej rozmowy, ale musiała w jakiś sposób przerwać panującą między nimi nieznośna ciszę. Kiedy się bardzo denerwowała plotła trzy po trzy, a w towarzystwie tego wampira jej poziom niepokoju osiągał apogeum. Było w nim coś, co sprawiało, że nie mogła zachowywać się normalnie, jakby była małym dzieckiem popełniającym ciągle gafy. Nie wątpiła, że Athan mu ufa, więc i ona czyniła podobnie, jednak gdzieś z tyłu głowy krążyła jej myśl, że jest od niej lepszy, że Stwórca ceni go bardziej i to cholernie ją bolało. Vasco od zawsze chciała być potrzebna, chciała robić coś pożytecznego i znaczącego, a nie tylko siedzieć w oranżerii i malować, podczas gdy Athanasius chodziłby w koło i podziwiał ją przez szybę. Czuła się, jak jego zwierzątko, a nie partnerka. Zazdrościła Ishmaelowi, że był tak blisko z wampirem, bo ona nigdy nie zdołała opuścić progu jego sypialni i wejść na wyższy level. Unikał rozmowy o sprawach zawodowych, a później zupełnie odciął ją od tej części swojego życia. Marisa i Elijah świetnie się dogadywali w biznesie, a Aria czuła, że i ona byłaby w tym dobra, wszak uczyła się przecież ekonomii i innych przydatnych umiejętności, jak na przykład zarządzania. Nie raz pomagała Marisie w fundacji i uczestniczyła w spotkaniach wraz z Elijahem, który znacznie bardziej jej ufał i pokładał w niej wielkie nadzieje. Nie raz powtarzał, że ma łeb na karku, a jej intuicja jest niezwykle przydatna w interesach.

    — Fascynujące — wysyczał siedzący obok niej mężczyzna, spoglądającym niemal z obrzydzeniem. Odniosła wrażenie, że kiedy Athanasius wyszedł, jego drugi Stworzony opuścił maskę życzliwości i nie zamierzał już dłużej udawać. Tolerował ją, ale nic poza tym.

    — Twoja obecność tutaj niepokoi Athana, co powinnaś zauważyć. Długo zamierasz zostać w Anglii? — zapytał z nieukrywanym wyrzutem. Zaskoczył ją taką bezpośrednością, ale i dał do myślenia. W tym wszystkim jej własne pragnienia przyćmiły to, co czuł Athanasius i czego tak naprawdę potrzebował. Zaczęła się obwiniać, że wcześniej faktycznie nie zwracała na to uwagi sądząc, iż tęsknił za nią i chciałby wrócić do tego, co ich łączyło. Nie chciał, a ona uporczywie, na każdym kroku nęciła jego spokój i kusiła, chcąc zaspokoić swoje fantazje bez względu na niego. Wyobrażała sobie, że czeka tylko na jej powrót, a gdy w końcu zaszczyci go swoją obecnością, rzuci się jej na szyję błagając o jej miłość. Bzdury! Nauczył się żyć bez niej, ułożył sobie wszystko, a ona zmąciła cały jego spokój. Na dodatek wczoraj przyparła go do ściany i nie dała wyboru co do tego, jak ma zakończyć się wieczór. Gdyby nie strażnik, to pewnie skończyłoby się tak, jak tego chciała.

    — Niedługo. Gdy tylko rozwiążemy sprawę Elijaha. Zniknę z jego życia — odpowiedziała cicho, odwracając wzrok gdzieś w bok, na półkę z książkami. Dawniej stało tam ich wspólne zdjęcie z wycieczki jachtem, na którą zabrał ich Cavendish, teraz pozostał tylko tomik wierszy i przypisy prawne. Z każdą kolejną chwilą czuła się coraz gorzej, jak pieprzona egoistka, która nie dostrzega nic poza czubkiem własnego nosa. Nigdy nie uważała się za taką osobę, a jednak to właśnie była prawda.

    — Tak będzie najlepiej. On już przyzwyczaił się, że cię nie ma, więc nie mieszaj mu w głowie. Jeśli jest ci bliski, a w to nie wątpię, nie zwlekaj z wyjazdem — polecił jej, podnosząc się z krzesła. Obszedł biurko i zajął miejsce za nim, by włączyć laptop i wrócić do pracy. Wykonał kilka telefonów i zupełnie zapomniałem o obecności Arii aż do momentu powrotu Athana. Rozmowa z Ishmaelem, choć nie należała do najprzyjemniejszych, otworzyła jej oczy na wiele spraw. Nie żywiła do mężczyzny urazy, bo wiedziała, iż jego troska jest uzasadniona, że nie kierowały nim osobiste pobudki, a jedynie dobro ich Stwórcy.

    — Miło było ci poznać — odezwała się na pożegnanie, nie dodając nic poza tym. Nie żegnała się na chwilę i nie życzyła mu miłego dnia, ani tym bardziej nie wyraziła tego, iż chciałaby się jeszcze z nim zobaczyć. Mężczyzna kiwnął głową z serdecznym uśmiechem, choć Aria dobrze wiedziała, co sobie myślał.

    Marisa siedziała w salonie we wschodniej części domu z filiżanką herbaty jaśminowej. Wampirzyca wyczuła ją, gdy tylko przekroczyli próg posiadłości i naszła ją wielka ochota, by również się napić. Od razu poczęstowała się aromatycznym naparem i zajęła miejsce przy kominku, siadając na skórze dzika leżącej tuż przy palenisku. Skrzyżowała nogi i przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół, dochodząc do wniosku, że pasowaliby do siebie. Oboje byli atrakcyjni i dobrze się znali, co było już solidnym fundamentem pod ich wspólne życie. Czy kiedyś mieli się ku sobie?  Dogadywali się, ale nie było między nimi takiej chemii, jak między Arią i Athanem. Gdy byli obok siebie powietrze gęstniało, a kobieta miała wrażenie, że można było dostrzec gołym okiem wyładowania elektryczne. Wyłapała spojrzenie wampira i szybko zareagowała na jego niemą prośbę.

    — Myślę, że to dobry pomysł. Elijah pracował też z ludźmi i oni również chcieliby go pożegnać na swój sposób. Powinnaś im na to pozwolić, choć wiem, że nie będzie to łatwe. On wszystkich jednoczył, był duszą fundacji. Zorganizuj ten bal na jego cześć — odezwała się Aria posyłając Marisie delikatny uśmiech. Nie dziwiła się, że pracownicy poczuli zawód, gdy chciała odwołać bal. Ona sama będąc na ich miejscu chciałaby mieć możliwość uczestniczenia w tak podniosłej chwili, zwłaszcza, że w tym roku będzie to wyjątkowy czas. Zapraszani są wszyscy, począwszy od zwykłej sprzątaczki, a kończąc na członku rodziny królewskiej. Przyjaciółka spoglądała dłuższą chwilę w milczeniu na Vasco, jakby analizowała wszystko to, co usłyszała. Posłała jej zaraz promienny uśmiech, kiwając przy tym lekko głową po czym ujęła dłoń siedzącego obok Athana. Mężczyzna odwzajemnił gest z takim namaszczeniem, że Aria poczuła okropny ścisk w żołądku.

    — Masz rację. W takim razie musimy wybrać sukienki. Czasu jest niewiele. Athanasiusie, pozwolisz, że porwę dziś Arię na małe zakupy? — zwróciła się do przyjaciela. Siedząca na podłodze dziewczyna wbiła spojrzenie w parę unoszącą się nad filiżanką i nic już więcej nie powiedziałam. Była nieco przytłoczona rozmową z Ishmaelem, krótkim pobytem w posiadłości, którą niegdyś nazywała swoim domem. Teraz była zaledwie smutnym wspomnieniem pośród pustych ścian, wspomnieniem, którego nikt już nie chciał pamiętać. Zwłaszcza Athan. Myśl, że mężczyzna jest nieszczęśliwy z jej powodu dobijała ją tak bardzo, że nie była w stanie zachować pozorów radości. Dopiła herbatę i wstała powoli, poprawiając ruchem głowy zmierzwioną nieco grzywkę.

    — Wybaczcie, ale nie czuję się najlepiej. Pójdę odpocząć, chyba przebywałam za długo na słońcu. Czy możemy zająć się wyborem sukienek wieczorem? — zwróciła się do Marisy, na co ta od razu przystała. Była wdzięczna przyjaciółce, że nie próbowałam nakłonić jej do wyjścia.

    — Oczywiście. Powiem Caroline, by zaparzyła ci ziółek wzmacniających — Aria pożegnała się i opuściła salon, kierując się od razu do swojego pokoju. Przypomniała sobie, że rzeczy zostały przeniesione, więc zmieniła kierunek marszu i chwilę późniejszym znalazła się na drugim piętrze, w sypialni, którą miała dzielić z Athanasiusem. Rozebrała się i wzięła zimny prysznic, by po chwili wsunąć się pod kołdrę i zakopać w mięciutkiej pościeli. Nie była zmęczoną, a jedynie chciała się ukryć. Zwinęła się w kłębek i rozpłakała targana wyrzutami sumienia, niepewnością i nadmiarem emocji, które nosiła sobie od kiedy wróciła do Anglii. Wydawało jej się, że próba odzyskania Athana będzie dobrym pomysłem, bo myślała, że i on tego chce, że kochał ją równie mocno, co ona jego, a tego uczucia nie zniszczył czas rozłąki. Była w błędzie, a swoim zachowaniem jedynie sprawiła mu ból. Zacisnęła pięść tak mocno, że wbiła w skórę paznokcie, które pozostawiły w wewnętrznej części dłoni krwawe ślady. Ishmael miał rację, powinna odejść jak najszybciej i nigdy już nie wracać. W tej chwili właśnie poczuła, że straciła wszystko, że na własne życzenie zrezygnowała z miłości życia, bo chciała doświadczyć świata. Jakże głupia była myśląc, że gdy wróci, to będą znowu mogli być razem, usiądą w oranżerii tak, jak kiedyś i niczego więcej nie będą potrzebować.

    Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć pozwolić komuś odejść, na­wet, jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.

    Vincent van Gogh nie był tylko wybitnym malarzem, ale i potrafił gadać z sensem. Szczęście Arii wiązało się z Athanasiusem, ale jego własne nie dotyczyło w żadnym stopniu jej osoby.

    W tym wypadku wyjście było tylko jedno i ani trochę się jej nie podobało, bo oznaczało życie bez Athana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^