ARIA
Lincoln Worren był
stosunkowo młodym wampirem, którego dziewczyna poznała przypadkiem w jakże
urokliwym miejscu — na cmentarzu Gunnersbury. Aria opiekowała się grobem
rodziców i często zjawiła się po zmroku w tym miejscu, co nie uszło uwadze
mężczyzny, który podobnie jak ona, odwiedzał zmarłych członków swojej rodziny.
Między nimi od razu narodziła się więź i gdy odwiedzali swoich bliskich, przy
okazji mieli czas na rozmowę. Vasco cieszyła się, jak dziecko, gdy tylko
spotykała się z Lincolnem, bo była to osoba, której nie znał Athanasiusa, która
nie musiała być dla niej miła ze względu na niego. Z czasem ich spotkania zaczęły
wychodzić poza bramy cmentarza i narodziła się między nimi swego rodzaju więź,
dlatego Arię bardzo ucieszyło, gdy wampir zaproponowałem spotkanie. Nagle w jej
głowie opustoszało, a wszystkiemu myśli uleciały gdzieś hen daleko. Została
tylko ona bez żadnego emocjonalnego balastu. Nie chciała przytłaczać kolejnego
przyjaciela swoimi problemami, dlatego obiecała sobie, że nie wspomni o zawodzie
miłosnym. Chciała cieszyć się przyjemnym spotkaniem, poopowiadać trochę o
swoich podróżach i posłuchać tego, co działo się w życiu Lino.
Kiedy czekała na
Worrena przed Heliot Coctail, być może i stała za blisko krawężnika, ale
Taksówkarz zahamował tak gwałtownie, że ubłocił ją cała. Nie mogła tak pokazać
się mężczyznę, zwłaszcza po tylu latach. Pospiesznie wystukała wiadomości, by
powiadomić go, że spóźni się nieco na spotkanie i ruszyła w stronę jednej z
wąskich uliczek. Rozejrzał się, aby upewnić się iż nikt jej nie widzi, a chwilę
później wykorzystując wampirzy bieg, udała się do posiadłość Cavendishów, by szybko
zmienić ubrania i wrócić do miasta. Chciała jeszcze zajrzeć do Marisy i
podziękować jej za wspólnie spędzony czas, więc skierowała się do salonu, w
którym znajdowała się kobieta. Nie była sama.
— Wyjaśnię jej, że
to, co jest między nami, nie może się udać — stała w drzwiach i spoglądała
wprost na Athana. Ubłocone rzeczy przylegały do jej ciała i nieprzyjemnie
drażniły skórę, jednak to nie było ważne. Ważne były słowa mężczyzny, które
wypowiedział tak beznamiętne, jakby wspominał zeszłoroczny śnieg. Był tak
pogrążony w swojej przemowie, że nie zauważył jej od razu. Aria oddychała z
trudem i zaciskała tak mocno pięści, że paznokcie po raz kolejny przebiły jej
skórę sprawiając, iż na zewnątrz wydostała się krew. W pierwszej chwili nie
wiedziała, co powiedzieć, bo jej ciałem targały rozszalałe emocje. Pierwsza
zauważyła ją Marisa i momentalnie pobladła, nie mogąc wydusić z siebie choćby
mruknięcia, by jakoś ostrzec swojego rozmówcę, że główna zainteresowana
wszystko słyszy. Kobieta pewnie domyślała się, że zaraz będzie świadkiem
nieprzyjemnej sceny.
— Ty pieprzony
tchórzu — wymamrotała drżącym głosem, nie spuszczającego nawet na moment wzroku
z mężczyzny. Athan odwrócił się w jej stronę z miną taką, jakby zobaczył ducha.
Wszystko, co udało im się zbudować przez dwa dni właśnie legło w gruzach. Ta
cienka nić porozumienia, która powolutku spłatała ich na nowo ze sobą pękła
powodując, że oboje roztrzaskali się w drobny mak. Nie mógł znieść jej spojrzenia
i odwrócił wzrok.
— Patrz na mnie, do
cholery! Patrz! — wrzasnęła i zbliżyła się w jego stronę, by nie mógł uniknąć
jej widoku. Chciała, by go zabolało, chciałabyś by czuł się gorzej od niej. Aria
została upokorzona i zniszczona w jednym, krótkim momencie. Cały jej świat
rozpadł się niczym domek z kart, gdy uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie
lata oszukiwał i ją i siebie. Nie był w stanie kochać, a jednak egoistycznie
pozwalał, by ona z każdym dniem kochała go bardziej i bardziej. Nie zrobił nic,
żeby ją powstrzymać.
— Żałuję, że mnie
przemieniłeś, że przylazłeś wtedy do mnie. Wolałabym umrzeć. Śmierć byłaby
lepsza niż to wszystko, niż twoje kłamstwa. Spoczęłabym w zbiorowej mogile i
zgniła — wysyczała wprost do niego. Na jej twarzy tańczyło wiele emocji i nie
trudno było je rozszyfrować. Dominujący jednak był ból, który osaczał ją z
każdą kolejną chwilą i zaciskał jej na szyi swoje łapska sprawiając, iż nie
mogła oddychać. Athanasius bawił się nią, jak zabaweczką i pozwalał, aby
zakochiwała się w nim coraz bardziej, by mieć nad nią kontrolę. Sprawdzał granice
jej wytrzymałości, gdy odpychał ją od siebie, a ona niczym wierny psiak
przybiegała, by polizać go po rękach. Wiedział, że nie był w stanie jej
pokochać, a gdy wyznawała mu miłość obejmował ją i całował. Jak mógł być aż tak
bezduszny? Nawet na moment się nie zatrzymał i ciągnął ją coraz głębiej w dół
aż w końcu mogła już tylko umrzeć. Utopiła się w tych wszystkich uczuciach. Gdy
wykrzykiwała jego imię, kiedy pieprzył ją na swoim biurku w gabinecie, kiedy
jedli razem śniadanie, gdy budzili się w południe i godzinami przytulali w
łóżku, podczas rozmów i żartów, gdy odwiedzali Elijaha i Marisę, na jachcie, a
nawet w tej jebanej oranżerii — nigdy jej nie kochał. Przez ani jeden moment
jego serce nie wypełniło się miłością do niej, nie zabiło szybciej. Aria czuła,
że wszystkie jej wspomnienia były tylko wyobrażeniem, że ubzdurała to sobie,
jak chory na umyśle człowiek. Musiała odejść jak najszybciej i zrobić to, co
robiła najlepiej. Uciec i nigdy nie wracać. Nie obejrzy się za siebie nawet
jeśli usłyszy swoje imię, choć daremnie było spodziewać się tego po Athanie. To
co się stało było mu bardzo na rękę, bo nie będzie musiał dłużej znosić jej widoku
i zmuszać się do rozmowy.
Zaczerpnęła głęboko
powietrza i odwróciła się w stronę przerażonej Marisy, której posłała delikatny
uśmiech. Ot co, właśnie ich wspólnej kłamstwo dobiegło końca, a Athanasius nic
już nie musiał udawać, choć przez dziesiątki lat nauczył się po mistrzowsku
zwodzić innych.
— Pójdę po swoje
rzeczy. Będę spała w domku dla służby i bardzo cię proszę, nie powstrzymuj
mnie. — Ujęła delikatnie dłoń przyjaciółki i przyłożyła do swojego policzka.
Czując ciepło na swojej skórze omal się nie rozpłakała, ale nie mogła tego
zrobić, nie mogła sobie pozwolić na to przy Athanie. Nie chciała, by widział jej
słabości i żeby czuł triumf z tego powodu. Przez cały dzień Aria obwiniała się
za jego złe samopoczucie, była gotowa na wszystkie ustępstwa byle go zadowolić,
ale czego by nie zrobiła, to i tak nic to nie zmieni. Nie było między nimi
uczucia, na które tak bardzo liczyła zwłaszcza po ich wczorajszym wypadzie za
miasto. Wtedy, w tej piekielnie zimnej wodzie, mogłaby przysiąc, że dostrzegła
coś w mężczyźnie, że była między nimi szczera iskra, którą trzeba tylko trochę
pobudzić, by zapłonęła wielkim ogniem. Jakże głupia była i jak bardzo dała mu
się omamić nadzieją na miłość. Aria była dzieciakiem, który usilnie starał się
zrobić na kimś wrażenie i udowodnić swoją wartość, byle tylko ktoś ją pokochał.
Była pewna, że znalazła to przy Athanie, że któregoś dnia otworzy się przed nią
i będą mogli zacząć od nowa.
— A ty, w sprawie
Elijaha kontaktuj się ze mną tylko telefonicznie. Nie zbliżaj się do mnie,
jeśli nie jest to konieczne — rzuciła jeszcze w stronę mężczyzny nawet na niego
nie patrząc. Pożegnała się z Marisą i opuściła salon, kierując się w stronę
pokoju, który miała dzielić z wampirem. Nie zauważyła nawet, że zostawia za
sobą kropelki krwi na posadzce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz