ROZDZIAŁ 58

 ARIA

  Lincoln Worren był stosunkowo młodym wampirem, którego dziewczyna poznała przypadkiem w jakże urokliwym miejscu — na cmentarzu Gunnersbury. Aria opiekowała się grobem rodziców i często zjawiła się po zmroku w tym miejscu, co nie uszło uwadze mężczyzny, który podobnie jak ona, odwiedzał zmarłych członków swojej rodziny. Między nimi od razu narodziła się więź i gdy odwiedzali swoich bliskich, przy okazji mieli czas na rozmowę. Vasco cieszyła się, jak dziecko, gdy tylko spotykała się z Lincolnem, bo była to osoba, której nie znał Athanasiusa, która nie musiała być dla niej miła ze względu na niego. Z czasem ich spotkania zaczęły wychodzić poza bramy cmentarza i narodziła się między nimi swego rodzaju więź, dlatego Arię bardzo ucieszyło, gdy wampir zaproponowałem spotkanie. Nagle w jej głowie opustoszało, a wszystkiemu myśli uleciały gdzieś hen daleko. Została tylko ona bez żadnego emocjonalnego balastu. Nie chciała przytłaczać kolejnego przyjaciela swoimi problemami, dlatego obiecała sobie, że nie wspomni o zawodzie miłosnym. Chciała cieszyć się przyjemnym spotkaniem, poopowiadać trochę o swoich podróżach i posłuchać tego, co działo się w życiu Lino.

  Kiedy czekała na Worrena przed Heliot Coctail, być może i stała za blisko krawężnika, ale Taksówkarz zahamował tak gwałtownie, że ubłocił ją cała. Nie mogła tak pokazać się mężczyznę, zwłaszcza po tylu latach. Pospiesznie wystukała wiadomości, by powiadomić go, że spóźni się nieco na spotkanie i ruszyła w stronę jednej z wąskich uliczek. Rozejrzał się, aby upewnić się iż nikt jej nie widzi, a chwilę później wykorzystując wampirzy bieg, udała się do posiadłość Cavendishów, by szybko zmienić ubrania i wrócić do miasta. Chciała jeszcze zajrzeć do Marisy i podziękować jej za wspólnie spędzony czas, więc skierowała się do salonu, w którym znajdowała się kobieta. Nie była sama.

  — Wyjaśnię jej, że to, co jest między nami, nie może się udać — stała w drzwiach i spoglądała wprost na Athana. Ubłocone rzeczy przylegały do jej ciała i nieprzyjemnie drażniły skórę, jednak to nie było ważne. Ważne były słowa mężczyzny, które wypowiedział tak beznamiętne, jakby wspominał zeszłoroczny śnieg. Był tak pogrążony w swojej przemowie, że nie zauważył jej od razu. Aria oddychała z trudem i zaciskała tak mocno pięści, że paznokcie po raz kolejny przebiły jej skórę sprawiając, iż na zewnątrz wydostała się krew. W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć, bo jej ciałem targały rozszalałe emocje. Pierwsza zauważyła ją Marisa i momentalnie pobladła, nie mogąc wydusić z siebie choćby mruknięcia, by jakoś ostrzec swojego rozmówcę, że główna zainteresowana wszystko słyszy. Kobieta pewnie domyślała się, że zaraz będzie świadkiem nieprzyjemnej sceny.

  — Ty pieprzony tchórzu — wymamrotała drżącym głosem, nie spuszczającego nawet na moment wzroku z mężczyzny. Athan odwrócił się w jej stronę z miną taką, jakby zobaczył ducha. Wszystko, co udało im się zbudować przez dwa dni właśnie legło w gruzach. Ta cienka nić porozumienia, która powolutku spłatała ich na nowo ze sobą pękła powodując, że oboje roztrzaskali się w drobny mak. Nie mógł znieść jej spojrzenia i odwrócił wzrok.

  — Patrz na mnie, do cholery! Patrz! — wrzasnęła i zbliżyła się w jego stronę, by nie mógł uniknąć jej widoku. Chciała, by go zabolało, chciałabyś by czuł się gorzej od niej. Aria została upokorzona i zniszczona w jednym, krótkim momencie. Cały jej świat rozpadł się niczym domek z kart, gdy uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie lata oszukiwał i ją i siebie. Nie był w stanie kochać, a jednak egoistycznie pozwalał, by ona z każdym dniem kochała go bardziej i bardziej. Nie zrobił nic, żeby ją powstrzymać.

  — Żałuję, że mnie przemieniłeś, że przylazłeś wtedy do mnie. Wolałabym umrzeć. Śmierć byłaby lepsza niż to wszystko, niż twoje kłamstwa. Spoczęłabym w zbiorowej mogile i zgniła — wysyczała wprost do niego. Na jej twarzy tańczyło wiele emocji i nie trudno było je rozszyfrować. Dominujący jednak był ból, który osaczał ją z każdą kolejną chwilą i zaciskał jej na szyi swoje łapska sprawiając, iż nie mogła oddychać. Athanasius bawił się nią, jak zabaweczką i pozwalał, aby zakochiwała się w nim coraz bardziej, by mieć nad nią kontrolę. Sprawdzał granice jej wytrzymałości, gdy odpychał ją od siebie, a ona niczym wierny psiak przybiegała, by polizać go po rękach. Wiedział, że nie był w stanie jej pokochać, a gdy wyznawała mu miłość obejmował ją i całował. Jak mógł być aż tak bezduszny? Nawet na moment się nie zatrzymał i ciągnął ją coraz głębiej w dół aż w końcu mogła już tylko umrzeć. Utopiła się w tych wszystkich uczuciach. Gdy wykrzykiwała jego imię, kiedy pieprzył ją na swoim biurku w gabinecie, kiedy jedli razem śniadanie, gdy budzili się w południe i godzinami przytulali w łóżku, podczas rozmów i żartów, gdy odwiedzali Elijaha i Marisę, na jachcie, a nawet w tej jebanej oranżerii — nigdy jej nie kochał. Przez ani jeden moment jego serce nie wypełniło się miłością do niej, nie zabiło szybciej. Aria czuła, że wszystkie jej wspomnienia były tylko wyobrażeniem, że ubzdurała to sobie, jak chory na umyśle człowiek. Musiała odejść jak najszybciej i zrobić to, co robiła najlepiej. Uciec i nigdy nie wracać. Nie obejrzy się za siebie nawet jeśli usłyszy swoje imię, choć daremnie było spodziewać się tego po Athanie. To co się stało było mu bardzo na rękę, bo nie będzie musiał dłużej znosić jej widoku i zmuszać się do rozmowy.

  Zaczerpnęła głęboko powietrza i odwróciła się w stronę przerażonej Marisy, której posłała delikatny uśmiech. Ot co, właśnie ich wspólnej kłamstwo dobiegło końca, a Athanasius nic już nie musiał udawać, choć przez dziesiątki lat nauczył się po mistrzowsku zwodzić innych.

  — Pójdę po swoje rzeczy. Będę spała w domku dla służby i bardzo cię proszę, nie powstrzymuj mnie. — Ujęła delikatnie dłoń przyjaciółki i przyłożyła do swojego policzka. Czując ciepło na swojej skórze omal się nie rozpłakała, ale nie mogła tego zrobić, nie mogła sobie pozwolić na to przy Athanie. Nie chciała, by widział jej słabości i żeby czuł triumf z tego powodu. Przez cały dzień Aria obwiniała się za jego złe samopoczucie, była gotowa na wszystkie ustępstwa byle go zadowolić, ale czego by nie zrobiła, to i tak nic to nie zmieni. Nie było między nimi uczucia, na które tak bardzo liczyła zwłaszcza po ich wczorajszym wypadzie za miasto. Wtedy, w tej piekielnie zimnej wodzie, mogłaby przysiąc, że dostrzegła coś w mężczyźnie, że była między nimi szczera iskra, którą trzeba tylko trochę pobudzić, by zapłonęła wielkim ogniem. Jakże głupia była i jak bardzo dała mu się omamić nadzieją na miłość. Aria była dzieciakiem, który usilnie starał się zrobić na kimś wrażenie i udowodnić swoją wartość, byle tylko ktoś ją pokochał. Była pewna, że znalazła to przy Athanie, że któregoś dnia otworzy się przed nią i będą mogli zacząć od nowa.

  — A ty, w sprawie Elijaha kontaktuj się ze mną tylko telefonicznie. Nie zbliżaj się do mnie, jeśli nie jest to konieczne — rzuciła jeszcze w stronę mężczyzny nawet na niego nie patrząc. Pożegnała się z Marisą i opuściła salon, kierując się w stronę pokoju, który miała dzielić z wampirem. Nie zauważyła nawet, że zostawia za sobą kropelki krwi na posadzce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^