ROZDZIAŁ 56

 MARISA

    Nigdy nie chciała wpychać się w czyjeś życie z butami, zwłaszcza przyjaciół, ale sytuacja związana z Athanasiusem i Arią wymagała niezwłocznej interwencji. Byli rodziną i doceniała to, co robili dla niej po utracie Elijaha, dlatego właśnie zamierzała im nieco pomóc. Wampir był niezwykle uparty i zamknięty w sobie, jednak Marisa mogłaby przysiąc, że obdarza troską i zainteresowaniem wszystkich poza Arią, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że i tak nigdy nic między nimi nie będzie. Kobieta uznała, iż najlepszym wyjściem będzie rozmowa i to szczera do bólu. Jeśli mężczyzna nie chciał być z Vasco, to powinien jasno i wyraźnie jej to powiedzieć, a nie dawać sygnały, które sprawiały, że dziewczyna zamiast ułożyć sobie życie i dać szansę komuś innemu, tkwiła w chorej relacji z osobą, która nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić jej uczuć. Była młoda, a świat stał przed nią otworem i choć będzie to bolesne, to Marisa liczyła na to iż oboje na tym skorzystają. Nie była jednak pewna, czego tak właściwie Athan chce i czy on sam to wiedział. Uczucia wampirzycy były określone, co poniekąd ułatwiało sprawę, bo wystarczyło jedno słowo mężczyzny, a mogliby być znowu razem.

   Zastała przyjaciela w salonie i od razu przeszła do rzeczy, a mina zaskoczonego wampira sprawiała, iż zupełnie nie spodziewał się tego z jej strony. Mała prowokacja dała pewne efekty, jednak nie takie, jakich oczekiwała. Oczywiście nie liczyła na wybuch furii i podróż do miasta w celu odnalezienia kobiety, ale mógłby nieco bardziej zainteresować się faktem, iż jego ukochana pije sobie teraz drinka z innym.

  — Wiem od Arii, że zachowujesz się, jak ostatni dureń. Nie patrz tak na mnie, nie skarżyła mi się, sama ciągnęłam ją za język, a ona jest w takim stanie, że nie musiałam się nawet wysilać — oznajmiła, łupiąc na niego groźnie wzrokiem, którego nie powstydziłby się Bazyliszek. Athan nie był przygotowany na taki atak ze strony pani Cavendish, chociaż mógł się go spodziewać. Dwie baby na zakupach = plotkowanie o facetach.

  — Chciałabym to wszystko zrozumieć, bo nie mogę pojąć, jak możesz ją traktować w taki sposób. Chcesz ją dla siebie, ale nie chcesz. Na boga, Athanasiusie, ja na jej miejscu dawno już bym sobie odpuściła. To uwłaczające, że ta biedna dziewczyna nadal żebra o twoje uczucia — kobieta podniosła nieco głos, by podkreślić swoje zdenerwowanie, dodając, iż Aria nie ma pojęcia o tym, że rozmawiają w tej chwili i że dzieje się tak tylko i wyłącznie z jej inicjatywy.

  — Zapewne nie wiesz o tym, co powiedział jej Ishmael. Powiedział, że jej obecność ci przeszkadza i że niezwłocznie powinna wyjechać. I jak myślisz, co zrobi Aria? Myśli tylko o tym, że czujesz się przy niej źle i niekomfortowo i gdy tylko sprawa Elijaha... Gdy odnajdziecie zabójcę mojego męża, Aria zniknie i nigdy nie wróci — obserwowała twarz Athana, by sprawdzić, czy te słowa zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie. Dostrzegła coś dziwnego w jego oczach, coś czego nigdy wcześniej w nich nie widziała. Strach. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, jednak Marisa wiedziała, iż poruszyło to jego kamienne serce. Bał się, że nigdy już nie zobaczy Arii, a jednak nie potrafił się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Kobieta zamilkła na dłuższą chwilę, by dać mu nieco czasu na przetrawienie wszystkiego, co powiedziała. Wstała i podeszła do niewielkiego stoliczka, na którym stała kryształowa karafka z krwią. Nalała odrobinę do dwóch szklaneczek, dolała whisky i podała Athanowi.

  — Jesteście dla siebie stworzeni i nie opowiadaj mi bzdur, że to nie prawda! Widzę cię teraz i widziałam cię przy niej. Pozwól sobie kochać i pozwól Arii otoczyć cię tą miłością. Miłość wszystko odmienia i wiele wybacza. Czytałeś tak dużo książek, ale najwyraźniej nigdy nie pojąłeś sensu tego uczucia — stwierdziła Marisa wzdychając bezgłośnie. Upiła mały łyczek szkarłatnej cieczy i pozwoliła, by jej smak rozlał się po podniebieniu. Lubiła delektować się krwią i wprost nie rozumiała, jak można spożywać ją w łapczywy sposób niczym zwierzę.

 

Ma miłość jest jak róży krew,

Krew róży w czerwca świt.

Ma miłość jest jak rzewny śpiew,

Melodii cudnej rytm.

 

W piękności twojej strojna blask,

Jak w łunę jasnych zórz,

Ma miłość przetrwa świat i czas,

Gdy dna już wyschną mórz.

 

 

Gdy wszystkich mórz dna wyschną w krąg,

Skał w słońcu zniknie ślad,

Wyciekną piaski z Czasu rąk,

Ma miłość przetrwa świat.

 

Więc czym rozłąka? — Zdrowa bądź!

Do ciebie wrócę,

Choć mil tysiące miałbym brnąć

Bez sił, bez tchu, bez snu.

 

  Elijah często mówił jej te słowa Roberta Burnsa. Przed snem lub o poranku albo kiedy siedzieli wieczorami przy kominku. Lubił okazywać jej swoją miłość, bo wiedział jak ważna dla niej była. Dlatego tak bardzo bolało ją, iż Athan odpycha od siebie Arię, która przecież oddała mu całą siebie. To on był jej pierwszym mężczyzną, to jego pokochała mimo wszystko i teraz cierpiała czekając na odrobinę uwagi.

  — Co cię powstrzymuje przed okazaniem jej uczuć, które w sobie nosisz? Przecież to widzę, mój drogi. Gdy wspomniałam o spotkaniu z innym prawie żyłka ci pękła — posłała mu psotny uśmiech, oczekując wyczerpujących odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^